Cupid to bardzo zapracowana bogini… w końcu pomaga innym znaleźć swoją drugą połowę. Co jednak, jeśli zniesmaczona staroświeckimi metodami postanowi zacząć żyć wśród śmiertelników, by zgłębić tajniki psychologii i ulepszyć techniki, trenując w agencji matrymonialnej? „Cupid Parasite” to zabawna komedia romantyczna, w której wcielimy się w prawdziwą boginię szukającej wybranki serca dla pięciu bardzo problematycznych kawalerów znanych jako tytułowe „pasożyty”. A kto wie, może i uda nam się zeswatać samą boginię!
- Tytuł: Cupid Parasite
- Oryginalny tytuł: キューピット・パラサイト
- Data wydania: JP: 2020-08-20 / EN: 2021-11-02
- Developer: Otomate
- Wydawca: Idea Factory Co., Ltd.
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
- Mój czas gry: –
- PEGI: 13+
Bohaterowie
Główna postać:
Cupid / Lynette Mirror Bogini miłości, która została agentką matrymonialną. Nie wierzy w staroświeckie metody Marsa. Polubiła ludzkie życie i uwielbia swatać pary. |
Ścieżki/Love Interest:
Shelby Snail Tytuł: Prestige Parasite Zawód: prezes Cupid Corp. <<RECENZJA>> | |
Ryuki F. Keisaiin Tytuł: Glamor Parasite Zawód: projektant mody męskiej <<RECENZJA>> | |
Gill Lovecraft Tytuł: Lovelorn Parasite Zawód: pisarz freelancer / prezes <<RECENZJA>> | |
Raul Aconite Tytuł: Obsessed Parasite Zawód: aktor <<RECENZJA>> | |
Allan Melville Tytuł: Thieving Parasite Zawód: sprzedawca <<RECENZJA>> | |
Sekretna postać Tytuł: Sensitive Parasite Zawód: ??? <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Allan ⊳ Shelby ⊳ Ryuki ⊳ ??? ⊳Gill ⊳ Raul (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Ah, pomyślcie, o ile życie byłoby prostsze, gdybyśmy mogli znaleźć przeznaczoną nam drugą połówkę jabłuszka, po prostu obrywając strzałą amora… Niestety, nie ma tak łatwo. A i sama bogini Cupid dochodzi do wniosku, że posługiwanie się w XXI wieku łukiem, to cholernie niewydajne i staroświeckie metody. To dlatego ucieka z Celestii, przybywa na Ziemie i pod fałszywym imieniem Lynette Mirror dołącza do Cupid Corporation – nowoczesnej, posługującej się skryptami i odkryciami z zakresu psychologii, agencji matrymonialnej, gdzie wreszcie będzie mogła naprawdę rozwinąć swoje skrzydełka…
Tak, w wielkim skrócie, przedstawia się fabuła pochodzącej z 2020 roku, a zlokalizowanej rok później jednej z najnowszych produkcji od Otomate – „Cupid Parasite”. Wcielając się w Lynette Mirror, będziemy próbowali wygrać zakład z bogiem Marsem i zeswatać jak najwięcej par. Na drodze do upragnionego awansu bohaterka napotka jednakże pewną specyficzną, nieprzewidzianą przeszkodę. Naszych tytułowych pasożytów i zarazem głównych love intrest tej gry. „Cupid Parasite” oferuje bowiem graczowi aż 6 ścieżek (5 dostępnych od początku i jedną ukrytą) z kilkoma zakończeniami. Każda ze ścieżek to tak naprawdę sprawa, którą zajmuje się nasza Lynette. A chodzi o przypadki naprawdę beznadziejne, które w branże dlatego zyskały tej pejoratywną nazwę, bo żaden agent nie wierzył, że kiedykolwiek uda się im wspomnianą grupkę wyswatać. (Przy okazji panowie reprezentują różne rodzaje miłości zgodnie z podziałem opracowanym przez amerykańskiego socjologa Johna Lee – jakby kogoś bardziej to interesowało!).
Mamy więc prezesa Cupid Corp., ambitnego Shelbiego Snaila, który w zasadzie nie ma czasu na miłość, bo żyje tylko pracą. Zaraz za nim jest najmłodszy z całej grupy, projektant mody męskiej Ryuki F Keisaiin, dla którego piękna aparycja to podstawa. Jeśli ktoś w jego surowej ocenie nie zyska minimum 70 punktów, to chłopak z taką kandydatką nie chce nawet rozmawiać. Kolejnym, ciężkim przypadkiem jest pisarz Gill Lovecraft, facet, który nie potrafi się pogodzić z tym, że jego dawna miłość dała mu kosza, więc ciągle żyje przeszłością i wszystkie kobiety porównuje do tej „jedynej i idealnej”. Po nim wsparcia w agencji poszukuje również słynny, sillywoodzki aktor Raul Aconite, któremu zdawać by się mogło, niczego nie brakuje, bo ma kasę, sławę i urodę… ale gościowi praktycznie gęba się nie zamyka i cały czas może nawijać na temat swojej pasji tj. mitologii, czego nie zniosłaby nawet najbardziej cierpliwa i wyrozumiała niewiasta. Wreszcie, ostatni z panów, to – zdaniem bogini Cupid – pozbawiony moralności Allan Melville, który ma taki problem, że niby szuka partnerki, ale pociągają go tylko babki, które już są w związku z kimś innym… (*chrząknięcie*) Cóż…
Tak czy inaczej, ta cała zabawna zgraja, to właśnie nasi Parasite 5! Celowo jednak nie wspominam o ostatniej ścieżce, by nie psuć nikomu niespodzianki, któż to skrywa się przed Kupidynką i nie ujawnia od razu, że także jest swoistym pasożytem. Choć trzeba oddać grze sprawiedliwość, że całkiem umiejętnie wpleciono do niej takżę wątki postaci pobocznych. Polubiłam zwłaszcza Claris – współlokatorkę naszej MC za to, z jaką dojrzałością oraz luzem podchodziła do wielu spraw damsko-męskich oraz sekretarza prezesa Snaila – Owena Herriota, który w moim odczuciu był aż zbyt ofiarny dla swojego porąbanego szefa. I to do tego stopnia, że praca mocno stawała mu na drodze do poukładania własnego życia. Jak to w grze od Otomate, nie zabrakło u boku bohaterki słodkiego peta – tym razem była to niebiańska bestia Chii, a w tle czekają na nas jeszcze różni bogowie – choleryczny Mars, beztroska Venus, ciekawska Minerwa… i wielu więcej!
A chociaż w tej grze pojawi się nieco dramy – zwłaszcza w ostatnich ścieżkach, które udzielają przy okazji odpowiedzi na główne zagadki fabularne – to jeśli już mówimy o konwencji, „Cupid Parasite” to 100%, rasowa komedia. I chyba każdy to sięgnął po ten tytuł, zgodzi się ze mną, że czego jak czego, ale poczucia humoru twórcom nie brakowało, stąd jednokrotnie machałam dłonią na pewne uproszczenia fabularne i po prostu pozwalałam się porwać temu szaleństwu. Randka z sobowtórem, bo oryginał jest zbyt zajęty? Czemu nie! Wyprawa do podziemnych katakumb w Grecji? Gdzie się zapisać? Udział w reality show i rozbieranie się przed kamerami w ramach kłótni? Od czego jest fanserwis! One Night Stand z dopiero co poznanym gościem, by poznać ludzkie zwyczaje? W końcu od początku chodziło o nowe doświadczenia! A chociaż Lynette często jest w samym epicentrum tych zwariowanych wydarzeń (albo nawet je prowokuje!), to nie jest to bohaterka zlękniona czy nieporadna. W najgorszych sytuacjach ma przecież do dyspozycji boskie moce, choć nie brakuje jej ani sprytu, ani czaru, by z kłopotów wyplątać się pomyślunkiem. Naprawdę polubiłam tę bohaterkę. Podobnie jak każdego ze wcześniej opisanych love interest. W czym rzadko mam w grach tak, by absolutnie podeszły mi wszystkie opowieści, a tutaj? Ot, sami zobaczycie w recenzjach, że niewiele zostało mi do narzekania!
Przejdźmy zatem do strony technicznej i zacznę od szybkiego wniosku, że muzyka w tej grze to majstersztyk. Każdy z panów dostał własny wątek, czasami bardziej rockowy, czasami popowy, ale piosenki były tak dobre, że słuchałam OST-a jeszcze długo po ukończeniu gry… Niestety, idealnej oprawie muzycznej nie dorównywał artwork. Kolorowa, krzykliwa stylistyka początkowo mocno mi dawała po oczach i nie byłam pewna, czy się do niej przekonam (zwłaszcza interfejs był mało czytelny), ale im dalej w las, tym bardziej przestawało mi to przeszkadzać. A same CG, około 11 na postać, robiły wrażenie i było w nich widać podobieństwo do stylu z „Cafe Enchante”. Zwłaszcza w kwestii skrzydlatych istot.
Wreszcie muszę też pochwalić twórców za ciekawy system, który determinował, na którą ścieżkę wkroczymy po bardzo rozbudowanym common route. Oczywiście, wszystko zależało od naszych odpowiedzi, ale w grze pojawił się też test psychologiczny do rozwiązania, który wskazywał jaki typ miłości jest nam najbliższy: apage, pragma, eros, ludus, storge, a może mania? Nie tylko więc nasz wynik wpływał na wybór love interest, ale mogliśmy przy okazji dowiedzieć się czegoś o sobie! A chociaż nie jestem fanem flow chartów, to tutaj taki system sprawdził się bardzo dobrze. Na poszczególnych wykresach mogliśmy zobaczyć, ile rozdziałów nam jeszcze zostało do przejścia, gdzie są bad endingi, gdzie można zdobyć CG, a gdzie dokonujemy wyborów. Bardzo ułatwiało to ogólną nawigację po ścieżkach (które możemy zacząć od dowolnego momentu), a chaptery podpisane jako „akta postaci/sprawy” pasowały do korporacyjnego klimatu – w sensie, że to niby Lynette pomaga swoim klientom. Ale ostrzegam, ta gra jest naprawdę cholernie długa! Czasami wydawało mi się, że zaraz zobaczę zakończenie, a potem we flow charcie odkrywałam, że to nie jest nawet połowa!
Skoro zaś już o MC wspomniałam, to w wielkim skrócie, powiem tylko, że była cudowna. To nie taka bezsilna, wstydliwa dziewuszka, ale ciekawska, sprytna i zaradna bogini. Kiedy trzeba, to użyje charyzmy, a kiedy indziej siły – w końcu od czego ma łuk i strzały? Jak się jej coś nie podoba, to się postawi – choćby swojemu staruszkowi, samemu Marsowi. Jeśli uzna, że jakieś doświadczenia przydadzą się jej w lepszym zrozumieniu ludzi, to bez oporów spróbuje wszystkiego, co tylko wyda się jej korzystne. Bez hipokryzji, pruderii, czy sztucznej nieśmiałości – w końcu ma kilka wieków na karku. Bardzo łatwo się z Lynette sympatyzowało. Świetnie radziła sobie z tą bandą patałachów, w których stronę żadna, normalna kobieta nawet, by nie spojrzała, no i miała swoje ambicje, a nie tylko podążała za marzeniami love interest. Cholernie lubię, gdy protagonistkami kieruje jakaś motywacja – w tym wypadku chęć zdobycia awansu i wygranie zakładu, ale też po prawdzie Lynette po prostu lubiła być kupidynem. Swatała pary, nawet wtedy, gdy teoretycznie nie musiała, bo nie wykonywała swoich boskich obowiązków. Bez wahania stwierdzę zatem, że to jedna z najlepiej napisanych MC, którą kiedykolwiek stworzyło Otomate!
Również o love interest mam same ciepłe rzeczy do powiedzenia. Pierwszy raz od bardzo dawna miałam tak, że żadna ścieżka mnie wyjątkowo nie drażniła. Owszem, niektóre miały dość absurdalny humor (nie chcę spoilerować, ale gwarantuję, że przy tej grze często będziecie zbierać szczękę z podłogi), ale każdy z panów był wiarygodny, złożony, ani do końca zły, ani dobry i na dodatek cholernie sympatyczny. Może nie wszyscy podobali mi się w równym stopniu (a czy kiedykolwiek tak jest?), ale Allan, Ryuki i Shelby zdobyli moje serduszko… Co zaś się tyczy ukrytej ścieżki, to ma ona za zadanie połatać różne niedopowiedzenia fabularne i przy okazji wprowadza jeszcze jednego love interest. A chociaż wydawać my się mogło, że w takim razie będzie poważniejsza, to nic z tych rzeczy i również jest naszpikowana żartami aż po brzegi. Czy to z popkultury, czy z aktualnej sytuacji antagonistów, czy z jakiś tam wad konkretnego love interest… ot, chociażby w temacie czyjegoś „monstrualnego” przyrodzenia.
Długo zbierałam się do przejścia „Cupid Parasite”, bo odciągały mnie różne sprawy prywatne, ale cieszę się, że wreszcie udało mi się ją skończyć. Początkowo dziwiły mnie same pozytywne opinie na różnych portalach, lecz teraz sama wystawiłabym temu tytułowi wysoką notę. Jeśli jednak się wahacie, czy to na 100% coś dla Was, to myślę sobie, że fani okruchów życia i produkcji bardziej z pogranicza fantastyki dostają tutaj idealnie wyważoną mieszankę. Niektóre ścieżki koncentrują się na wątkach nadnaturalnych, kiedy inne to, prawie że tradycyjny romans biurowy bez większych udziwnień z wyjątkiem faktu, że nasza MC ukrywa swoje prawdziwe pochodzenie. Również zwolennicy bardziej „fluffy” gier, powinni być zadowoleni, bo tak ciekawych i dobrze napisanych scenek romantycznych dawno nie widziałam. W tym mam na myśli również te odważniejsze, bo mówimy jednak o dorosłych protagonistach. Poważnie, słabo mi się robi, jak po raz miliardowy widzę w grach otome te same miejsca, top 10 randkowych spotów czy motywów… Tutaj przynajmniej zadbano o to, by każdy romans wyróżniał się czymś wyjątkowym i toczył w oryginalnej scenerii np. sklepie z poduszkami czy w greckich ruinach.
Zdecydowanie na rynku potrzeba więcej komedii romantycznych tego rodzaju. Tak pozytywnych, zabawnych, ale i w pewnych tematach dojrzałych – dzięki czemu mogą się przy nich równie dobrze bawić graczki, które bycie nastolatką mają dawno za sobą, jak i młodsi odbiorcy. Myślę sobie, że dla wielu to może być numer 1 wśród zlokalizowanych w tym roku gier, a kto wie, czy i nie wśród tych, które IFI wydało wcześniej? W każdym razie, jak tylko pojawi się fandisk, to na pewno go ogram, bo ciężko opuszczało mi się ekipę z Los Yorku i chętnie do tego miejsca jeszcze wrócę…
(PS. Gra miała problemy z jakością tłumaczenia i odpalaniem się niektórych ścieżek po premierze, ale już została połatana i wspomniane błędy nie powinny się pojawiać).
(PSS. Chociaż w „Cupid Parasite” pojawiają się „bad endingi” to często są po prostu absurdalne, a nie stricte „tragiczne”, jeśli więc jesteście zmęczeni bólem i cierpieniem w innych grach otome, to tutaj znajdziecie chwile wytchnienia od pesymizmu).