Tajemnicze, czerwone filary pojawiają się znikąd i zamykają mieszkańców Bataille w odciętej od świata strefie. Nikt, kto próbował przejść przez wyznaczone przez nie granicę, nie przetrwał. Była agentka FBI, Erika Wright, zostaje nowym szeryfem ten dziwacznej społeczności. Nie będzie jej łatwo, bo ma pod opieką seryjnego mordercę, którego ścigała jeszcze przed pojawieniem się filarów, a władze w miasteczku sprawuje podejrzany ród o wyjątkowo długich kłach. W tym połączeniu gry otome, horroru i kryminału znajdziemy mnóstwo zagadek, mroczne sekrety, ale też niespodziewane romanse.
- Tytuł: Crimson Spires
- Data wydania: 2020-10-27
- Developer: Woodsy Studio
- Wydawca: Woodsy Studio & Eastasiasoft
- Pełen dźwięk: angielski
- Napisy: angielski
- Mój czas gry: ok. 20 h
Bohaterowie
Główna postać:
Erika Wright Pragmatyczna, bystra i opanowana agentka FBI. Zostaje szeryfem, aby przywrócić w mieście prawo. Silne poczucie sprawiedliwości nie pozwala jej być bierną. |
Ścieżki/Love Interest:
August Flynn Były profesor filozofii oskarżony o bycie seryjnym zabójcą. <<RECENZJA>> | |
Liam Bataille Wampir z potężnego rodu Bataille, który czuje się pomijany przez swoją siostrę i brata. <<RECENZJA>> | |
Julian Bataille Potężny wampir z rodziny Bataille, który wraz z rodzeństwem rządi miastem żelaźną ręką. <<RECENZJA>> | |
Maddy Gray Pracownica rodu Bataille, która zostaje przypisana do Eriki jako asystentka. <<RECENZJA>> | |
Nowa Gra+ Alternatywna historia, którą możemy zobaczyć po ukończeniu wszystkich ścieżek. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) August ⊳ Julian ⊳ Liam ⊳ Maddy (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Rzadko kiedy mam aż tak silne poczucie, że oprawa wizualna zrobiła wielką krzywdę grze. Poważnie, kupiłam „Crimson Spires” na jakiejś wyprzedaży i potem długo zlegało na moim backlogu. Nie spieszyło mi się, bo ilekroć w ogóle przypominałam sobie o tym tytule, to w mojej wyobraźni figurował jako „a, ta słabo narysowana gierka o wampirach”. Ani więc strona marketingowa, ani artystyczna nie zdały w moim przypadku egzaminu i pewnie, gdyby nie mania natręctw, by jednak kończyć wszystko, co kiedyś kupiłam, w ogóle bym nie kłopotała się z jej przejściem. A wtedy popełniłabym poważny błąd, bo wyliczając wspomniany mankament, „Crimson Spires” to gra, która wciągnęła mnie na długie godziny. Przeważnie nie lubię Zachodnich produkcji i całym sercem jestem za japońskimi otome, ale dawno nie widziałam już tak dobrze napisanych postaci, takiego fajnego klimatu, tak moralnie niejednoznacznych wyborów oraz MC, która nie działa mi na nerwy.
Zacznijmy zatem po kolei, czyli właśnie od samego tła fabularnego. W „Crimson Spires” wcielamy się w Erikę Wright – profesjonalną, nieco surową, ale bystrą i silną agentkę FBI, której ojciec – zawodowy żołnierz nie pozwolił iść przez życie ze spuszczoną głową. Ta babka to naprawdę petarda i chociaż miewa chwile słabości – co czyni ją tylko bardziej ludzką – to ani razu nie miałam tak, że wywracałam oczami, gdy śledziłam jej decyzje czy dialogi. Co – sami przyznacie – w gatunku visual novel nie jest czymś często spotykanym, bo tutaj aż roi się od niedojd i panien w opałach.
W każdym razie Erika dostaje nagłe wezwanie od swoich przełożonych. W pobliżu byłego górniczego miasteczka Bataille rozbił się konwój transportujący bardzo niebezpiecznego więźnia. August Flynn jest podejrzany o bycie seryjnym mordercą, stąd, chociaż nie został jeszcze prawomocnie skazany, to jednak nie można pozwolić, by ktoś taki wymknął się sprawiedliwości. MC pędzi zatem na miejsce wydarzenia, aby powstrzymać Augusta, który zdążył sobie już w tym czasie nawet znaleźć zakładnika… tylko że cała sytuacja dosłownie w sekundę komplikuje się jeszcze bardziej, bo nagle, w asyście strasznego hałasu, dosłownie spod ziemi, wyrastają ogromne, czerwone wieże, które odcinają całe Bataille – a związku z tym również Erikę – od zewnętrznego świata.
I to właśnie tym sposobem była agentka FBI, będzie musiała odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości – małego, nietolerancyjnego i konserwatywnego miasteczka, gdzie każdy każdemu wilkiem, a na dodatek ze świadomością, że być może nigdy nie opuści swojego więzienia. W końcu każdy, kto próbował przekroczyć granicę wyznaczaną przez wieżę, został zabity na miejscu przez tajemnicze lasery… A jakby tego było mało, wśród tubylców krążą pogłoski, że dostrzegają po drugiej stronie jakieś kształty potworów. Co zatem tak naprawdę stało się z zewnętrznym światem? Czy wieże są dla ludzi z Bataille pułapką? A może miały ich chronić? I kto wysyła tajemniczy, automatyczny pociąg z zapasami, który pojawia się co tydzień i wypełniony jest wszystkimi niezbędnymi towarami? Wreszcie, co stało się z parą nastolatków, o których pomoc w znalezieniu prosi Erikę zdesperowana matka?
Przyznam z przyjemnością, że ta fabuła przypominała mi klimatem dobre, stare miasteczko „Twin Peaks”, a przynajmniej te z odcinków, które nie stały się potem nic nieznaczącym, udziwnionym mumble-jumble. W „Crimson Spires” w każdej ścieżce w towarzystwie love interest badaliśmy inną zagadkę, a wszystkie zdobywane wskazówki rodziły następne pytania, co sprawiało, że trudno było mi się oderwać od gry, bo moja niecierpliwość wprost nakazywała mi jak najszybciej ukończyć każdy wątek. W czym od razu zaznaczę, że na każdą postać przypada happy oraz bad ending, a po napisach końcowych warto jeszcze poczekać na dodatkową scenkę, bo też potrafią one namieszać. I o ile smutne zakończenia to zazwyczaj po prostu zgon, o tyle dobre w najlepszym wypadku uznałabym jako słodko-gorzkie. Gra jest bowiem zbudowana w taki sposób, że zwykle, gdy już wybierzemy jednego love interest, to – przez wykluczające się interesy – pozostali automatycznie stają się antagonistami. Chociaż nie jest to regułą.
No to teraz pewnie ciekawi Was, co w zasadzie znajduję się w menu? Samych Love interest mamy dokładnie czterech, a ja opiszę ich zgodnie z sugerowaną kolejnością przechodzenia ścieżek i – paradoksalnie – moją do nich sympatią. Pierwsza opcja romansowa to poznany już w prologu profesor filozofii i podejrzany o bycie morderczym psychopatą – August Flynn. Facet faktycznie ma bardzo kontrowersyjne poglądy, ale im Erika bliżej go poznaje, tym trudniej jest jej widzieć w nim niesławnego Heart Breakera. Czy może więc być tak, że profesor został wrobiony? Albo to tylko taka sprytna gra na emocjach? Następny z love interest to tak naprawdę po raz kolejny igranie z ogniem. Jest nim bowiem wampir (to żaden spoiler, gostek ma ogromne kły na każdym spritcie) Julian Bataille. Tak, to jego rodowi miasteczko zawdzięcza swoją nazwę. Nie jest to jednak poczciwy krwiopijca, którego dręczą jakieś wyrzuty sumienia lub ogólnie stara się zmienić na lepsze. Nope, Julian to drapieżnik, ludzie to jego zwierzęta rzeźne i jeśli Erika źle rozegra swoje karty, to potężny i wpływowy Bataille nie będzie miał najmniejszych oporów, aby sprawić, że agentka zniknie w podejrzanych okolicznościach. Nieco mniej radykalny, ale równie niebezpieczny jest przybrany brat Juliana – Liam Bataille, czyli kolejny wampir i nasz love interest numer trzy. Zafascynowany inżynierią mężczyzna wydaje się bardziej zaciekawiony wieżami niż swoją rodziną czy mieszkańcami. Może jednak pomóc Ericę w mediowaniu pomiędzy stronami, a także zapewnić ochronę, jeśli uda się jej otoczyć go swoim czarem. Wreszcie zestawienie zamyka żeńska opcja romansowa, czyli Maddy Grey. Kobieta nie posiada super mocy, ale jest silna, szybko myśląca i odważna. Od zawsze marzyła o pracy w policji, więc z przyjemnością zostaje asystentką MC. Za Maddy ciągnie się jednak cień jej przeszłości: uzależnienia od heroiny i pogardy mieszkańców dla jej orientacji. Czy znajdzie więc w sobie dość wyrozumiałości, by chronić tych, którzy to ją uważają za grzesznego potwora? I prędzej zaufają wampirowi niż komuś, kto w ich oczach zasługuje na piekło, bo śmiał pokochać „niewłaściwą” osobę?
Naprawdę, przy tak złożonych charakterach, nietrudno było mi polubić całą tę ekipę. Nawet jeśli nie wszyscy podpasowali mi jako love interest – to dalej z zainteresowaniem obserwowałam ich, jako protagonistów czy antagonistów. Zwłaszcza że ukończenie wszystkich wątków odblokowuje nam dostęp do specjalnego trybu New Game+, a wtedy, teoretycznie, mamy okazje zobaczyć wreszcie prawdziwe zakończenie. Ta dodatkowa ścieżka jest krótsza od pozostałych, ale spotkamy w niej ponownie wszystkie z wymienionych postaci. Celowo jednak nie rozpiszę się na jej temat więcej, bo byłoby to zbyt spoilerujące.
Czas zatem przejść do kwestii mechanicznych. „Crimson Spires” to w 95% rasowe visual novel. To znaczy, że przez większą część czasu obserwujemy tylko gadające głowy. Twórcy mieli chyba jednak poczucie, że muszą nam ten gameplay jakoś urozmaicić i z rzadka pojawiają się momenty, gdzie chodzimy po lokacjach 3D i mamy coś znaleźć, albo gdzieś dotrzeć. I – co tu dużo ukrywać – paskudnie to wszystko wygląda. Trochę jak wczesna wersja alfa jakiejś gry, na którą nie nałożono jeszcze wszystkich tekstur. Cieszyłam się więc, że takich atrakcji nie ma za dużo i jednak większość gameplay’u opiera się po prostu na drzewku dialogowym i klikaniu odpowiedzi.
Sama fabuła została podzielona na rozdziały, z czego sześć pierwszych stanowi cammon route. Po jej ukończeniu Erika wybiera sobie partnera do śledztwa i może to być jedna z wcześniej wymienionych postaci. Naturalnie, odblokowanie romansu i happy endingu będzie wymagało od nas przypodobanie się komuś z paczki. Za co w nagrodę, poza opisami bardziej erotycznych scenek czy skromniejszych pocałunków dostaniemy także CG… ale, poważnie, nie ma się nimi co chwalić. Miałam poważny problem, już po odblokowaniu galerii, które z ilustracji wybrać do recenzji, bo tylko kilka z nich w ogóle podobało mi się na tyle, że chciałam się nimi podzielić. Niestety znaczna większość prezentuje jednak dziwną anatomię, perspektywę i płaskie kolory… Chociaż może to ostatnie dałoby się jeszcze wybronić konwencją, bo czasami widok w grze ogólnie jest celowo przyciemniony, co daje specyficzny efekt.
Miłośnicy gier z nagraniami lektorskimi zapewne będą zadowoleni, że „Crimson Spires” zostało częściowo udźwiękowione. A to oznacza, że chociaż nie wszystkie kwestie mówione zostały nagrane i w wielu sytuacjach postaci tylko wydają dźwięki albo powtarzają ciągle te same frazy, to w najważniejszych scenach wszędzie otrzymujemy czytane dialogi. I nie mam najmniejszych zastrzeżeń do samej gry lektorów. Maddy miała fajny akcent, Julian zawsze brzmiał na nieco wkurzonego i znudzonego – co bardzo mu pasowało, Liam był życzliwy, a August… potrafił się czasami śmiać naprawdę upiornie. Również muzyka, chociaż nie było wiele odrębnych kawałków, to jednak budowała tajemniczy, mroczny klimacik i naprawdę nie mogę się przyczepić oprawy dźwiękowej.
Przechodząc do podsumowania, cieszę się, że dałam „Crimson Spires” szansę, bo to naprawdę kawał fajnej historii. Martwi mnie tylko, że w wielu miejscach podobno mocno nawiązywała do wcześniejszych gier studia, mam więc te nieprzyjemne poczucie, że coś z fabuły straciłam albo nie zrozumiałam, bo nie przeszłam innych produkcji od Woody Studio. Być może teraz będę miała motywacje, aby po nie sięgnąć. Nawet jeśli wizualnie znowu nie wyglądają zachęcająco. Ale wiem przynajmniej tyle, że jeśli scenarzyści zostali ci sami, to mogę liczyć na kolejną porcję dobrej zabawy. Ze swojej strony „Crimson Spires” Wam szczerze polecam. Zwłaszcza jeśli lubicie dojrzalsze historie, gdzie czasami dość solidnie leje się krew, a happy ending nie oznacza od razu kwiatków, motylków i tęczy. Mnie takich opowieści, zwłaszcza skierowanych do kobiet, na rynku visualek naprawdę brakuje i cieszę się, że ta produkcja nie zatonęła ostatecznie w odmętach mojej backlisty, bo byłaby to strata. Ostrzegę tylko, że nie na wszystkie zagadki dostajemy odpowiedź nawet po true endingu. Mam jednak nadzieję, że nie będzie to dla Was zniechęcające.