A group of students, their Professor and his T.A. arrive on a secluded island for a 4 week long science program. The plan is to study the natural flora on the island while earning double the credit. This is interrupted when the Professor is killed after an impromptu beach party. When they try to call for help they find that the phones do not work. There is no boat, and no way to contact the mainland. A charter boat isn’t set to arrive for them until the 4 weeks are over. You must decide where to focus your energy, and who to focus it on. Mistakes can be deadly. Some of the students start to crack under the pressure. Try to survive and solve the murder while potentially indulging in romance. (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Pinewood Island
- Developer: Jaime Scribbles Games
- Wydawca: Jaime Scribbles Games
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski
- Mój czas gry: 4 h
Recenzja
Uwaga: w grze pojawia się motyw molestowania i przemocy wobec MC.
„Pinewood Island” to gra luźno nawiązująca pomysłem do powieści Agaty Christie „I nie było już nikogo”. Oto mamy grupę nastolatków, którzy w ramach jakiejś nagrody w programie studenckim, mają integrować się na malowniczej wyspie. Cały problem polega na tym, że już na początku wycieczki ich opiekun i nauczyciel – profesor Kent – żegna się z życiem. Potem kolejne nieszczęścia (często bardzo przerysowane) przetrzebiają szeregi naszej skromnej grupki. Na domiar złego telefon z jakiegoś powodu nie działa, innych dorosłych nie ma, a łódki wysłane po uczestników wycieczki przypłyną za jakieś 4 tygodnie. Pytanie tylko, ile z dzieciaków dotrwa do tego czasu? I czy wśród nich naprawdę skrywa się zabójca?
W „Pinewood Island” wcielamy się w MC, której wygląd i background (co jest jej ulubionym przedmiotem) możemy częściowo zcustomizować. Ja – standardowo – zdecydowałam się na domyślne imię Delilah. MC nie jest w tym wypadku jakąś zahukaną pannicą. Jeśli chcemy, może aktywnie brać udział w ochronie uczestników wycieczki, a także prowadzić śledztwo. Nie jest też niedoświadczona w sprawach damsko-męskich, więc jeśli nie przeszkadzają nam okoliczności, możemy spokojnie skupić się na romansie.
A opcji do nawiązania bliższej znajomości mamy zasadniczo trzy. Pierwszą z nich jest Carl – niepoprawny flirciarz, który ma reputację kobieciarza, ale wydaje się szczerze zainteresowany MC i unika konfliktów z grupą. Następny z love interest to Matt – fan literatury, a zwłaszcza powieści kryminalnych, o zawadiackim wyglądzie i ciętym języku, którego sprawa morderstwa wyraźnie interesuje. Trzeci i ostatni to Ray, cichy, nieśmiały chłopak, który wyraźnie czuje się dobrze tylko w pobliżu MC i który niechętnie mówi o swojej przeszłości.
Czy wśród tej trójki skrywa się morderca? A może jest nim jeden z pozostałych uczestników wycieczki? Arogancki i narcystyczny Joey? Kochający słodycze i wycofany Jesse? Skupiona na perfekcyjnych wynikach Mary? A może Susan, o której plotkują, że miała z Kentem podejrzanie zażyłą relację?
Ponieważ „Pinewood Island” to nie jest gra otome, a w zasadzie stricte visual novel z drobnymi elementami romansowymi, to możemy oczywiście olać wspomnianych love interest i skupić się po prostu na badaniu sprawy. Gra ma ponad 20 zakończeń, z czego w niektórych udaje nam się rozwiązać śledztwo, a w innych nigdy nie poznajemy prawdy lub wręcz sami padamy ofiarą oskarżeń, jeśli jesteśmy nieostrożni.
Mechanicznie gra ma coś w rodzaju bardzo uproszczonego modelu zarządzania czasem w połączeniu z drzewkiem dialogowym. Ot, od czasu do czasu, w ciągu dostępnych 4 tygodni, będziemy decydowali, co MC robi. Czy szuka wskazówek, czy może próbuje uspokoić coraz bardziej panikującą grupę, a może po prostu ma wylane na wszystko i decyduje się spędzić wieczór z jednym z przystojnych kolegów? Naturalnie, badanie tropów przybliża nas do endingu z rozwiązaniem sprawy, zapanowanie nad rozhisteryzowanymi nastolatkami ułatwi nam ocalenie im życie, a romansowanie odblokuje jedno z 4 CG na postać i któreś z zakończeń u boku nowego, świeżo poznanego ukochanego. Od razu więc uprzedzę, że by poznać historię w zadawalającym stopniu, to trzeba ją ukończyć przynajmniej kilka razy, choć podstawowe przejście gry – to najdłuższe – zajęło mi ok. 45 minut. Potem to już tylko fast forward/przewijanie i inne warianty.
A jak oceniam „Pinewood Island” jako kryminał? Cóż, twórcy mieli jakiś pomysł, ale o tym, kto jest mordercą, dowiemy się już po pierwszych 5 minutach gry. Tropy są po prostu zbyt oczywiste. Jesteśmy więc w sytuacji, gdy my wszystko łączymy w jakąś sekundę, ale bohaterowie potrzebują na to całej godziny/pełnych 4 tygodni w fabule. Co było akurat dość irytujące i na osłodę dodam tylko, że skoro śledztwa jako takiego nie było, to zawsze pozostała nam próba zrozumienia motywacji i znalezienie na oskarżonego odpowiedniej ilości „haków”. A szkoda. Za mocno naciągane uważam również niektóre z wypadków, które miały miejsce potem. Jakby cały świat, włącznie z siłami natury, zmówił się przeciwko tym nastolatkom i chciał ich wykończyć.
Czy podobnie oceniam romanse? Cóż, mówi się, że w sytuacji zagrożenia instynkt pcha nas naturalnie do tego, by przedłużyć gatunek. To podobno dlatego ludzie w ekstremalnych okolicznościach chętniej wdają się w relacje miłosne. Jeśli więc użyć tego argumentu rodem z nauk psychologicznych, to zachowanie MC pozostaje zrozumiałe. Sami panowie nie wydali mi się jednak za przesadnie interesujący. No, może poza Rayem, bo ze względu na swoją milczącą postawę, bardzo oszczędnie zdradzał cokolwiek na swój temat i trochę to trwało, nim się kompletnie otworzył. Matt przypominał mi nieco Shina z „Amnesii”, ale nie obudził we mnie podobnej sympatii i nie miał jego charyzmy. Wreszcie ciężko mi cokolwiek powiedzieć o Carlu, bo chociaż ukończyłam tę grę relatywnie niedawno, to już zaczął mi się zamazywać w pamięci. (Btw. gra zawiera opis scenek seksu, ale są one wplecione ze smakiem, więc nie powinny nikogo zgorszyć).
Od strony technicznej to gra została wykonana poprawnie. W sensie mamy wszystkie typowe opcje wymagane od współczesnej visual novel: jak dostęp do galerii czy szybkiego przewijania tekstu i nie użerałam się z żadnym bugiem. Gra nie jest udźwiękowiona, ale to nie był duży problem. W końcu to nie jakiś standard dla gatunku. Nieco słabiej prezentowała się dla mnie za to strona wizualna, bo sprawiała wrażenie niedopracowanej (niektóre ręce dziwnie się układają, nienaturalna perspektywa na CG, puste tła i takie drobnostki). Nie przeszkadzała mi jednak na tyle, by w ogóle nie zainteresować się tytułem. I chociaż cieszyłam się, że możemy wybrać wygląd naszej MC – kolor włosów czy skóry – to już np. nie mogliśmy zmienić jej oczu, a z ubrań mieliśmy dostępny dokładnie ten sam zestaw, tylko w 3 innych paletach (różowej, zielonej i zielono-bordowej).
Ogólnie jednak swoją przygodę z „Pinewood Island” oceniam sympatycznie. Miałam ochotę przejść sobie jakiś kryminał „na raz”, do podróży czy czekania w kolejce, i to dokładnie dostałam. Krótką opowiastkę ze zbrodnią w tle, a nawet czymś w rodzaju ścieżki przyjaźni, jeśli zakumplujemy się z Susan. Nie jest to może coś, do czego kiedykolwiek powrócę czy będę wspominać z sentymentem, ale zapewniło mi odpowiednią dawkę rozrywki. Wiem, że Jaime Scribbles Games ma na swoim koncie jeszcze inne, podobne tytuły, więc może się kiedyś nimi zainteresuje. A tymczasem gdybyście zastanawiali się, czy jest to coś, na co warto sypnąć groszem, to często znajdziecie „Pinewood Island” w trakcie wyprzedaży w wyjątkowo spoko cenach, jak za ten content.