Uwaga: Cinderella Phenomenon Evermore to fandisc, więc zawiera mnóstwo spoilerów z poprzedniej części. Nie czytajcie dalej, jeśli nie znacie gry podstawowej i nie chcecie sobie zepsuć niespodzianki.
Fritz to jedna z postaci, która moim zdaniem rozpaczliwie potrzebowała tej kontynuacji. W wersji podstawowej gry był w zasadzie „wielkim nieobecnym”, który pojawił się tylko na początku i w końcówce, więc nie wiedzieliśmy o nim, jako o bohaterze nic, poza faktem, że z jakiegoś powodu Lucette go pokochała. Cały czas antenowy został mu zresztą skradziony przez tajemniczego Varga, który okazał się tylko wypaczoną cząstką jego osobowości i efektem ubocznym klątwy. Ale czy na pewno? Ano właśnie. Twórcy chyba zauważyli, że niebezpieczny, zamaskowany i zimny wilczek zdobył znacznie szybciej serca fanów od mdłego rycerza. To dlatego, w kontynuacji zdecydowali się na rozwiązanie, które było do przewidzenia, a mianowicie „fuzję”, aby wyciągnąć z tych dwóch osobowości jakąś średnią i dać nam nowego love interest.
Akcja Cinderella Phenomenon Evermore dzieje się dwa lata po grze podstawowej. Przez ten czas wiele się w królestwie wydarzyło, nie tylko pozytywnych rzeczy, bo ze świata zniknęła cała magia i wiedźmy znowu były prześladowane. Lucette pełni swoje obowiązki księżniczki jak najlepiej potrafi, a Fritz został dowódcą rycerzy w miejsce swojego zdradzieckiego ojca (skazanego na wygnanie), ale już w pierwszym rozdziale gry obserwujemy, jak składa rezygnacje. Jak potem tłumaczy zawsze robił po prostu to, czego od niego oczekiwano. Teraz chciałby jednak poszukać dla siebie jakiejś nowej ścieżki, aby nie być tylko utożsamiany z Alcasterem.
Ogólnie te pięć rozdziałów opowieści Fritza to w większości historia o tym, jak mężczyzna się jeszcze straszliwie miota. Jest cały czas przerażony o bezpieczeństwo Lucette (to dlatego daje jej pamiątkowy sztylet po swojej matce) i na jej życzenie uczy ją samoobrony (a właściwie to uciekania i ukrywania się – co przypomina polowanie), a wszystko to ze względu na traumę z przeszłości. Kiedyś, nim Alcaster stał się zimnym człowiekiem z żalu, ich rodzina była bardzo szczęśliwa. Ojciec opowiadał synowi historie ze swoich wypraw, co zainspirowało młodzieńca do zostania rycerzem. Kiedy jednak jego matka padła ofiarą morderstwa – i to w wyniku przypadku, bo jako nauczycielka języków obcych podsłuchała coś, czego nie powinna – to Levertonów spotkało ogromne rozczarowanie, gdy król z braku dowodów nie chciał wymierzyć sprawiedliwości. Alcaster dokonał wtedy zemsty/sądu sam, ale relacja ojca z synem zmieniła się nieodwracalnie. (I stąd się wzięło to całe gadanie antagonisty o „silnym królestwie i władcy”).
Również aspiracje Fritza zaczęły się zmieniać, bo chociaż był wybitnym szermierzem i sprawdzał się jako rycerz (Karma próbuje wyzwać go na pojedynek w fandiscu, ale nic z tego nie wychodzi – a szkoda), to jednak wszyscy postrzegali go tylko jako kopie Alcastera. Przedłużenie woli ojca, a nie samodzielną jednostkę. Może dlatego tak trudno powiedzieć „jaki tak naprawdę jest Fritz?” i nawet Lucette, która zna go przecież tak dobrze, ma z tym niekiedy problemy. Nie trudno zauważyć, że Fritz jest mistrzem w noszeniu masek i udawaniu pogodnego, młodego człowieka, ale jest w nim zawsze coś zimnego. Jak sam potem przyznaje fakt, że zmienił się w Varga, nie był przypadkowy.
Mnie zaś zaskoczyło, gdy zapytał bohaterkę „czy kochała kiedyś jego mroczne ja?”. Co było dość ciekawe, bo odpowiedź Lucette wydawała się aż zaskakująco dojrzała. W grze podstawowej nasza MC niczym nie zdradziła, że w ogóle obchodzi ją wilczek (pluła na niego tylko jadem), teraz jednak przyznała, że kochała go za to, że był częścią Fritza, ale nie mogłaby go wybrać, bo wciąż był tylko wypaczonym fragmentem. Zamiast tego wolała uczuciami obdarzyć „całość”, nawet gdyby się okazało, że Fritz skrywał przed nią rzeczy i gdyby dzielił z Vargiem więcej nieprzyjemnych cech.
Ogólnie uważam, że twórcy bardzo dobrze dostarczyli fanom zarówno więcej info na temat „rycerza” (np. skąd się wzięło hasło do wzywania na pomoc i jego słabość do języków obcych, jak został wojownikiem, dlaczego zakochał się w Lucette itd.), jak i „wilka” (że tak naprawdę Fritz od zawsze potrafił ukrywać się w cieniu i skradać, że jest świetnym obserwatorem i potrafi wyłapywać subtelne szczegóły, że bywa okrutny) itd. Zwłaszcza że cały bal maskowy, w którego trakcie Fritz, niby dla zabawy, odgrywa swoje „drugie ja”, był miłym ukłonem w stronę graczy, którzy tęsknili za Vargiem, albo żałowali, że nie dostał swojego happy endingu. Mnie zaś dodatkowo urzekła muzyka, bo na moment faktycznie byłam przez ten tajemniczy nastrój skołowana: co się stało? Czy Fritz się znowu zmienił, a może po prostu wreszcie „ujawnił”? Tak czy inaczej, bardzo z głową napisany fandisc.
Również dziejące się w tle problemy z wiedźmami były miłą odmianą. Fajnie, że nie zaserwowano nam stricte słodkiego „happy ever after”, ale że konflikty dalej toczą się w królestwie i to do tego stopnia, że zagrażają Lucette. Chociaż już akcja z jej porwaniem była bardzo grubymi nićmi szyta i trudno było uwierzyć w wiarygodność prowadzących do niej wydarzeń. Rozumiem jednak z czego wynikały pojawiające się pójścia na skróty.
To, co jednak mnie zdziwiło i nieco rozczarowało, to brak wyraźnej konkluzji. Po przejściu tych 5 rozdziałów dowiedzieliśmy się sporo o Fritzu i np. o losie i motywacjach jego ojca, ale dalej tajemnicą pozostaje, skąd właściwie chłopak miał te wszystkie umiejętności tropiciela? Dlaczego był tak dobry w śledzeniu, ukrywaniu się, obserwowaniu? I co właściwie zamierzał robić dalej? Przez moment, gdy wspominano, że dyskutuje z królem o swojej przyszłości, miałam wrażenie, że Fritz stanie się kimś w rodzaju szefa wywiadu – wiecie, takim arcy szpiegiem królestwa, który będzie nadzorował kolejne działania zbuntowanych wiedźm i innych obywateli. I że właśnie po to poruszono motyw sprawiedliwości, zbierania dowodów i nadmiernej troski o bezpieczeństwo Lucette. Fritz bowiem dalej uważał, że jego głównym obowiązkiem było chronić ukochaną – nawet jeśli porzucił rycerski zakon.
Tymczasem z epilogu 1# dowiadujemy się, że w wolnym czasie pomaga on okazjonalnie mieszkańcom, bo nie wyzbył się poczucia winy i to w zasadzie wszystko. Niby tam Lucette ma nadzieję, że kiedyś będzie władał u jej boku (zwłaszcza że dostał od przyszłego teścia tytuł lorda i ziemie, więc podniósł mu się status społeczny), ale opowieść jak dla mnie po prostu się urwała. Może aby zostawić sobie materiały na inny fandisc? Nie wiem. W każdym razie w tym zakończeniu Fritz prosi ukochaną o rękę, a potem razem uczą się języków obcych. W endingu 2# jest nawet bardziej enigmatycznie. Parka czyta razem książkę na deszczu – czyli dalej wspólnie studiują, a właściwie to opowiadają zmarłym baśnie (Delorze, Hildyr – na pewno by ją to ucieszyło, Garlanowi itd., co było ich tradycją i sposobem oddania szacunku poległym), ciesząc chwilą i nie zastanawiając nad jutrem.
Ogólnie jednak uważam te rozdziały za ciekawe, by nie powiedzieć wręcz: niezbędne. Bez nich główna gra była w przypadku Fritza najzwyczajniej niekompletna, bo pozostawaliśmy bez żadnych odpowiedzi. Wreszcie też wyklarował się charakterek naszego love interest, a chociaż twórcy nie lubią postaci w stylu yandere czy bardziej antagonistycznych, to widać, że z Fritza chciano zrobić takiego spacyfikowanego bad boya najlepiej jak się da. Dlatego nabrał wreszcie pazura i stał się sarkastyczny (np. gdy ukrywał w ubraniu dodatkowe ostrze, chociaż to „nierycerskie”, a na wątpliwości MC odpowiadał tylko tajemniczym uśmiechem).
Zdecydowanie jednak muszę się poskarżyć na jakość opisów. A teraz, gdy gra jest już płatna, nie mam wyrzutów sumienia, że w ogóle to robię. Powiem szczerze, że zdanie „pocałował w czoło”, używane w tym scenariuszu jako przecinek, sprawiało, że zaczęłam w pewnym momencie przewracać oczami. Zdradzało bowiem sporą literacką nieporadność, skoro pojawiało się praktycznie w każdym, przypadkowym opisie, gdzie była jakaś interakcja między głównymi bohaterami. I o ile rozumiem, że fandiski są po to, by pokazywać nam różne słodkie chwile, to jednak Lucette musiała mieć już od tego ciągłego cmokania w jedno miejsce odciski na skórze.
Ale to w zasadzie jedyny, nieco ironiczny przytyk, jaki mam. Fani obu postaci Fritza/Varga powinni być zadowoleni, kilka dziur z poprzedniej części zostało załatanych, pojawiło się sporo nowych zagadek czy wątpliwości, a ja się ogólnie bawiłam dobrze, więc mogę wydać tylko pozytywną opinię. Dopracowany Fritz stał się wreszcie jednym z ciekawszych, bardziej wielowymiarowych bohaterów w tej grze, bo nie jest w końcu tak czarno-biały, jak wskazuje jego nowe ubranie.