Two years after the events of Cinderella Phenomenon, Crown Princess Lucette of Angielle is still learning to grow into her roles as a ruler and the Tenebrarum Bearer. After breaking her Fairytale Curse and saving her kingdom, Lucette believed she had finally gotten her fairytale ending. …But what happens after Happily Ever After? It turns out true love is a lot more complicated than the fairytales make it seem. Join Lucette as she learns to navigate both life and love in a kingdom forever changed by the Fairytale Curses. (Opis ze strony wydawcy)
- Tytuł: Cinderella: Phenomenon Evermore
- Developer: Dicesuki
- Wydawca: Dicesuki
- Pełen dźwięk: –
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Cinderella Phenomenon (gra podstawowa)
- Mój czas gry: 10 h
Bohaterowie
Główna postać:
Lucette Riella Britton Wolna od klątwy, znana niegdyś jako „lodowa księżniczka”, bohaterka uczy się jak władać królestwem oraz rozwijać relacje międzyludzkie u boku wybranka. |
Ścieżki:
Rod Klątwa: Mała Syrenka – baśń Hansa Christiana Andersena. <<RECENZJA>> | |
Klaude Klątwa: Piękna i Bestia – baśń Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve (w grze nawiązania do animowanej wersji Disneya). <<RECENZJA>> | |
Chevalier Klątwa: Rumpelsztyk – baśń autorstwa braci Grimm. <<RECENZJA>> | |
Fritz Klątwa: Czerwony Kapturek – baśń opisana przez Charles’a Perraulta. <<RECENZJA>> | |
Waltz Klątwa: Piotruś Pan – powieść J.M. Barriego. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Fritz ⊳ Rod ⊳ Klaude ⊳ Waltz ⊳ Chevalier (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
„Cinderella Phenomenon: Evermore” jest nazywane fandiskiem, chociaż gdybyśmy chcieli być uczciwi, to raczej DLC z odrębnymi, cztero-rozdziałowymi epilogami dla każdej z postaci. Z tego względu nie polecam sięgać po nie, jeśli nie ukończyliście poprzednio podstawowej, darmowej gry, którą bez problemu znajdziecie i na Steamie, i na itch.io.
„Cinderella Phenomenon: Evermore” zawiera 5 ścieżek, dla wszystkich głównych postaci, czyli: Roda, Klaude’a, Waltza, Fritza oraz Chevaliera i daje nam dostęp do 2 endingów: Best oraz Good (każde z osobnym CG – których ogólnie jest 7 na ścieżkę). Jak można zatem się domyślić, nie dzieje się tu już wiele dramy, bo w końcu chodzi o nasze „happy ever after”, a nie o generowanie nowych konfliktów. A ukończenie każdej z tych dodatkowych opowieści zajmie nam około 2 godzin.
W czym od razu zaznaczę, że ich poziom jest bardzo nierówny. Nie tylko pod względem fabuły, ale i jakości CG. Tym sposobem Waltz może poszczycić się bardzo dopracowanymi ilustracjami, Rod ma znacznie lepszy, dojrzalszy wygląd postaci, Fritz dostał wreszcie sporo czasu antenowego (tylko dla siebie – a nie skradzionego przez Varga), Klaude to stara i sprawdzona „firma”, a Rumpel… cóż, znowu jest kompletnie potraktowany po macoszemu, bo ani w swojej własnej opowieści nie ma go zbyt wiele (zamiast tego wcisnęli nam Sinnę), ani jego CG nie powalają na kolana. (Jak ktoś słusznie na Steamie w komentarzach zauważył – nie zasłużył sobie nawet na ani jeden obrazek z pocałunkiem… A przecież to wydaje się standard dla fandisków).
Sama akcja opowieści dzieje się 2 lata po wydarzeniach z „Cinderella Phenomenon” i stanowi bezpośrednią kontynuację tamtych ścieżek. Ponownie spotkamy większość starych i lubianych (bądź nie) znajomych, takich jak sarkastyczna wiedźma Delora, pan Miotła, król Genaro, królowa Ophelia, Annice itd. Poznamy również ich dalsze losy w zależności od sytuacji, w której się wcześniej znaleźli, np. niektórzy z protagonistów mogą być już martwi, inni planują swoją szczęśliwą przyszłość. Aby jednak nie było zbyt nudno, pojawi się również dwójka nowych bohaterów, w tym Sinna, wróżek, który jest nowym opiekunem Kryształu Jasności i takim 100%, zrzędliwym tsundere dzieciakiem, kolekcjonującym robale oraz Lance – młodszy brat Klaude’a, który ciągle ze swoim rodzeństwem rywalizuje, ale jest zdecydowanie od niego bystrzejszy oraz ostrożniejszy.
Od strony technicznej dalej mamy dostęp do odrębnej galerii, możliwość przeskakiwania od wyboru do wyboru w dialogach, wskaźnik poprawnych odpowiedzi oraz opcję odtworzenia każdego kawałka muzycznego z osobnej listy. Na dodatek „Cinderella Phenomenon: Evermore” uracza nas bardzo ładną animacją w openingu, więc jeśli chodzi o rzeczy dotyczące stricte samego wykonania, to nie miałam się czego przyczepić, bo trafił mi się tylko jeden bug. (W ścieżce Chevaliera odblokowany obrazek nie pojawił się w galerii, ale wierzę, że po kilku patchach sprawa jest już rozwiązana).
Co nie zmienia jednak faktu, że będzie i tak poro narzekania, a skoro gra przestała być darmowa, to czuję, że mam do tego większe prawo. Otóż moim największym problemem z „Cinderella Phenomenon: Evermore” jest to, że tak naprawdę kiepsko sprawdza się jako fandisc. Dlaczego? Ano dlatego, że jest bardzo słabiutko napisany. W większości ścieżek twórcy nie mieli żadnego pomysłu na fabułę, więc nie dzieje się tam absolutnie nic. Najgorsza pod tym względem jest chyba ścieżka Waltza, która stanowi jedynie tylko kilka luźno połączonych ze sobą scen + jego pospieszne backstory oraz Chevaliera, który został wykopany z własnej opowieści przez postać poboczną i stracił wszystkie swoje poglądy, przekonania i marzenia. Może bohaterowie nie zachowują się „out of character”, ale wielu z nich straciło jakąkolwiek niezależność jako byty i egzystują tylko w cieniu Lucette. Zupełnie jak to zwykle ma miejsce z protagonistkami gier otome… Nie widzimy dla nich żadnej ścieżki, przyszłości, celu – poza byciem partnerem księżniczki. Ba! Brakowało mi chociaż jakiegoś dłuższego komentarza na temat zastania potencjalnym władcą… Jakiś lęków, ambicji, czegokolwiek. Wcześniej, gdy mieli swoje klątwy, to chociaż ona spędzała im sen z powiek albo potrafiła napsuć krwi, ale bez nich ujawnia się papierowość większości postaci. Z innych rzeczy: rozczarowują jeszcze nieporadne opisy, np. nie zliczę momentów, w których LI, bez większego powodu, całuje MC w czoło, co na przestrzeni całego tekstu zaczyna wyglądać jak przecinki. Zupełnie jakbyśmy czytali pierwsze opowiadanie bardzo młodej osoby, której styl dopiero kiedyś się rozwinie… ale to potrwa, bo póki co nie widzi swoich błędów warsztatowych i skoro jest według niej „sweetaśnie” to niczego więcej nie potrzeba. A przecież fandisk to właśnie głównie powinien być „oh!” i „ah!”, bo możemy zobaczyć naszych milusińskich w jakich nowych sytuacjach czy zaskakujących scenach. Tymczasem myśmy jakoś tak przeskoczyli okres miesiąca miodowego i przeszli płynnie do 40-lecia małżeństwa… bo jest po prostu nudno i powtarzalnie. Dobrze, że chociaż z szacunkiem.
Miałam przez to wrażenie, że niektóre z tych ścieżek były absolutnie niepotrzebne, bo nie wniosły do historii w sumie niczego nowego albo nic, czego nie wydedukowalibyśmy po zakończeniu poprzedniej gry. Bodaj ścieżka Fritza była pod tym względem wyjątkiem, ale głównie dlatego, że wcześniej rycerzyk został zdominowany przez Varga i zasadniczo wiedzieliśmy o nim okrągłe zero. To trochę tak jakby dopiero w „Cinderella Phenomenon: Evermore” w ogóle się pojawił. Cała reszta miała zaś masę jakiś dziwnych, niedorobionych wątków, które autorzy nam sygnalizowali, ale które do niczego nie prowadziły… jakby nieśmiało sugerowali kontynuacje, ale sami nie byli pewni, czy będą się na nią porywać (np. inne, magiczne kryształy, koszmary Lucette, bunty wiedźm, fakt, że Sinna może komuś spełnić życzenie…). Na dodatek uniwersum „Cinderella Phenomenon” stało się bez swojego jedynego, ciekawego elementu – baśniowych klątw – cholernie puste. Wiecie, takie generyczne, nieprzemyślane fantasy, w którym szlachta przypomina sobie o podziale stanowym, jak królewna kręci z doktorem, ale już nie mają nic przeciwko instruktorowi tańca, a z prześladowanymi poddanymi wystarczy pogadać i strzelić im gadkę, że „będzie ok”, aby zatrzymać rosnące niezadowolenie tłumu. Bo czemu by nie? Ah, no i oczywistym jest, że siedząca całe dnie w pałacu królowa przynosi swoim wiernym prostaczkom od czasu do czasu słodycze – co także dobrze wpływa na ich oddanie, więc są gotowi zapieprzać jeszcze wydajniej na dziesięcinę.
Stąd nie będę ukrywała, że po wyczekiwaniu na ten fandisk z zainteresowaniem, bo darzyłam sympatią główną grę – nawet pomimo jej śmiesznostek fabularnych – ten dodatek zostawił mnie w większości rozczarowaną. Ani bowiem nie dostarczył mi contentu stricte romantycznego, który uznałabym za tak uroczy, że zrekompensowałby inne braki, ani nie opowiedział żadnej nowej, fajnej historii, ani wreszcie nie spełnił swoich obietnic marketingowych, że „po ever after” nie zawsze jest tak różowo…
Na szczęście jest stosunkowo tani, więc to nie tak, że żałowałam wydanych pieniędzy. Raczej pomyślałam sobie, że to takie „dorzucenie się” do poprzedniej części, która – przypominam – była darmowa (poza zbiórką na kickstarterze) i całkiem porządnie zrobiona, więc chociaż zrekompensowałam twórcom ich trud. Jeśli jednak miałabym oceniać ten tytuł tylko w kontekście poświęconego czasu… to nie, niestety, nie opłaciło się. Być może będzie to niepopularna opinia, bo póki co widzę, że wielu recenzentów jest „Cinderella Phenomenon: Evermore” zachwyconych, ale ja się dobrze bawiłam tylko przez jakiś 40-50% contentu, a całą resztę chciałam mieć jak najszybciej za sobą „z obowiązku”. Myślę sobie, że twórcom wyszłoby na dobre, gdyby znaleźli jakąś fachową pomoc z ogarnięciem scenariusza albo po prostu zapytali fanów, czego faktycznie oczekują.
No to komu go polecam? Tylko tym, co pokochali świat i bohaterów „Cinderella Phenomenon” już wcześniej. Ale tak naprawdę BARDZO, BARDZO – dlatego te lata oczekiwania na DLC były dla Was udręką. A jeśli jak ja, byliście w grupie, którą po prostu ciekawiło, „co dalej?”, to – niestety – możecie czuć się nieco zniechęceni. Bo, jasne, fajnie, że baśniowym parkom się układa, ale bez jakiegoś wyraźnie zarysowanego story, to trochę tak jakbyśmy słuchali o idealnym związku znajomych przy kawie, a nie przechodzili grę. …A ile można, nawet będąc najżyczliwszym człowiekiem świata?