Uwaga: Każda ścieżka w grze posiada wersje „Stay” i „Non-Stay”. Oznacza to, że Alice może: albo mieszkać na tym samym terytorium (Posiadłość Kapelusznika, Zamek Kier, Wesołe Miasteczko, Wieża Zegarowa), co postać, której ścieżkę chcemy poznać, albo mieszkać na obszarze innego terytorium i jedynie danego bohatera odwiedzać. W przypadku niektórych postaci pojawiają się też dodatkowe endingi i sub-eventy – ale w ramach tej serii recenzji będę o nich wspominać tylko, jeśli mają jakieś istotniejsze znaczenie.
Szalony Kapelusznik, czyli w tej grze Blood Dupre, to pierwsza postać, od której historii postanowiłam zacząć, bo… chyba wydawał mi się najbardziej charakterystyczny dla powieści Lewisa? A całkiem możliwe, że trafiłam tym samym na ścieżkę kanoniczną, bo facet ma najwięcej powiązanych ze sobą endingów w porównaniu z wszystkimi postaciami. (I z tego co mi zespoilerowano, chyba jest głównym LL w mandze). Czy jednak faktycznie jest to najlepszy wątek? O tym dowiecie się już za chwilę, bo najpierw – zgodnie z tradycją – czas na krótkie wprowadzenie!
Alice Liddell to młoda kobieta (17-letnia), która ma kompleks na punkcie swojej starszej siostry. Dziewczyna nie czuje się przez swoją rodzinę kochaną (jej ojciec jest ciągle zapracowany, matka umarła szybko, a idealna neechan stanowi wzór, któremu nie sposób dorównać). Na dodatek, całkiem niedawno, prywatny nauczyciel złamał naszej MC serce, bo oznajmił, że jednak woli Lorinę (tyle że ta go nie chciała). Można więc powiedzieć, że życie Alice nie układało się najlepiej, ale wkrótce miało być jeszcze gorzej. Spotkała bowiem białego królika, który zmienił się w przystojnego młodzieńca i to z zapędami yandere. Skurczybyk uprowadził bohaterkę do Wonderland i tak właśnie została zmuszona do wzięcia udziału w pokręconej grze. Jeśli Alice chce wrócić do domu, musi napełnić kryształową flaszkę, co zrobi, budując relacje z innymi postaciami. Jeśli nie – to może już na zawsze utknąć w magicznej krainie, ale na to nie pozwala jej z kolei poczucie obowiązku. A w całym tym układzie tkwi jeszcze co najmniej jeden, nieprzyjemne haczyk. Wszyscy mieszkańcy Wonderland to absolutnie pokręcone i agresywny typy, które wartości takie jak życie mają za nic, za to czują nieopisaną słabość do „outsiderów” – czyli w tym wypadku do naszej Alice. Cóż, kto by nie chciał być przymusowym obiektem westchnień dla bandy psychopatów?
Ale zacznijmy od Stay Route – czyli od wersji opowieści, w której Alice szuka sobie domu i trafia na posiadłość Szalonego Kapelusznika. To właśnie tam, w zasadzie chwile po tym, jak pojawiła się w pobliżu bramy, na własnej skórze przekonuje się, jak niebezpieczne może być dla człowieka przebywanie w Wonderland. Strażnicy posiadłości, czyli bliźnięta Tweedle Dee i Dum chcą ją po prostu zabić… ale powstrzymuje ich Marcowy Zając (= Elliot March), który dosłownie chwilę potem próbuje naszą protagonistkę zastrzelić… ale wtedy interweniuje Szalony Kapelusznik, czyli Blood Dupre, który rozpoznaje w Alice outisdera i zmusza ją do wzięcia udziału w tea party. Choć dziewczyna słusznie ocenia – po jego groźnej aurze – że jest on prawdopodobnie najbardziej nieobliczalny i niebezpieczny z całej tej bandy. Co w sumie jest prawdą, bo w tej wersji opowieści poplecznicy Kapelusznika to nic innego jak mafia, której Blood jest liderem.
Tym sposobem Alice zostaje zmuszona zamieszkać w posiadłości i zaczyna się – moim skromnym zdaniem – najnudniejsza część historii. Dlaczego? Bo w Stay route zasadniczo nie ma fabuły. I nie jest to przenośnia. Ot, co kilka punktów wpływu będzie odpalać się jedna ze scenek na „sofie”. Ale o tym za chwilę. Najpierw bowiem, po części z braku zajęć, Alice zainteresuje się czytelnictwem i zacznie odwiedzać pokój Blooda. Nasz szalony miłośnik herbaty pokazuje się wtedy dziewczynie w innym wydaniu, bo czyta jakieś dokumenty, sprawdza raporty i ogólnie wydaje się poważny oraz zapracowany. (Pojęcia nie mam, na czym polegała działalność tej mafii poza zastraszaniem mieszkańców i zabijaniem przypadkowych typów na patrolach… co oni za księgowość niby prowadzili? Opłacał ZUS za Zająca i bliźniaków? Wonderlandowa skarbówka przesyłała mu upomnienia?). Tak czy inaczej, Alice korzysta sobie w najlepsze z bogatego księgozbioru Kapelusznika, a on po prostu haruje, co jakiś czas zaintrygowany ciekawskimi spojrzeniami dziewczyny.
Tylko czemu w zasadzie Alice mu się tak przyglądała? Ano, ponieważ kropka w kropkę przypominał jej nieszczęsnego exa, tego wspomnianego na początku nauczyciela, który najpierw uwiódł młódkę, a potem zapałał uczuciem do jej starszej siostry, a kiedy i to nie wyszło, to po prostu się zmył. Po usłyszeniu tej opowieści Blood całkiem trafnie ocenił ironicznie kolesia, jako doskonały materiał na partnera. Nie spodobało mu się jednak, że uwaga Alice — jaką mu podczas lektury poświęcała — wynikała tylko z tego, że dzielił rysy z jakąś ludzką miernotą, a nie że po prostu wpadł jej w oko. To dlatego Kapelusznik robi jedyną racjonalną rzecz, jaka przyszłaby do głowy każdemu, na jego miejscu, czyli zaczyna się do Alice dobierać. (¬‿¬ )
I to właśnie tutaj pojawia się nieszczęsna sofa! Przez 50% scen nasi bohaterowie będą odtąd droczyli lub zabawiali się na tym meblu, a ich wszystkie dialogi przeobrażają się w rozmowy przed seksem. Co pewnie byłoby na dłuższą metę dla mnie nieznośne, gdyby nie 2 elementy. Po pierwsze: Alice stwierdzi, że szczęśliwi ludzie (a za taką osobę się uważa, bo pochodzi z w miarę spoko rodziny, nie ma żadnych większych trosk, jest zadawalająco majętna itd.) nie mają prawa do depresji – co samo przez się było ciekawym, ale absolutnie nietrafionym wnioskiem, a po drugie: dziewczyna robi się najzwyczajniej wredna. Co prawda Bloodowi długo nie przeszkadzało, że MC jest w tym układzie jak kłoda i tylko mu odpyskowuje, chociaż nie stawia oporu, ale gdy pewny siebie facet słyszy od niedoświadczonej dzierlatki, że jest nudny w łóżku, to musi boleć. Najwidoczniej jednak Alice – podobnie jak ja – miała w pewnym momencie dość już tej cholernej sofy (zapytała nawet, czy to jakiś fetysz), bo wytknęła Kapelusznikowi, że nie może już na nią patrzeć. W następnych scenach Love interest próbuje więc być bardziej kreatywny i napastuje bohaterkę np. przy biblioteczce, w ogrodzie, albo pod stołem… Tak czy inaczej, nie łączy ich tu nic i nie dzieje się nic ciekawego, ponad okazjonalne scenki humorystyczne np. Zając przychodzi zdawać raport, gdy bohaterowie się zabawiają, albo Blood robi się po szczeniacku zazdrosny o Borisa lub Mary Gowlanda. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że tak naprawdę zapałał tym pożądaniem do Alice pod wpływem dziwnego prawa, które powoduje, że wszyscy wonderlandowcy postrzegają Alice jako atrakcyjną… to było to nawet trochę smutne.
Tymczasem Alice musi się w tym wątku po pierwsze: uwolnić od lęku, że Blood kiedyś się nią znudzi (bo z jego zaspaną osobowością, bardzo często popadał w takie stany), a po drugie: przekonać samą siebie, że zasługuje na szczęście. Kompleks niższości, wspomnienia dawnej miłości, poczucie, że odwraca się od rodziny… to wszystko stawało jej na drodze, aby w pełni otworzyć się na uczucia Kapelusznika. Chociaż sama ścieżka ma nieoczekiwanie całkiem zabawne zakończenie. Alice udaje się napełnić butelkę i może w spokoju wrócić do domu… tyle że Blood jej na to nie pozwala. Dziewczyna próbuje protestować, ale w takim razie słyszy, że będzie musiała zostać jego żoną. I tak też się dzieje. MC ląduje przed ołtarzem i nieważne, że się nie zgadza, Kapelusznik i tak odpowiada za nią, bo ceremonia trwa w najlepsze, bliźniaki sypią kwiatkami, Zając jest wzruszony, a potem parka ląduje w sypialni. Z czego najlepszy i tak był komentarz Tweedle Dee i Duma, że ich szef najwidoczniej ma kompleks Lolity. Miło, że ktoś to zauważył. (⌒▽⌒)☆
No to przejdźmy do Non-stay route. Ta została dodana później, wraz z ogólnym ulepszeniem gry w ramach „Anniversary edition” i powiem Wam, że to od razu widać. Pojawiły się bowiem wątki, które sprawiają, że mamy wreszcie do czynienia z jakąś fabułą.
W tej wersji opowieści Alice mieszka na wrogim terytorium, a Kapelusznika jedynie odwiedza. Już przy pierwszym spotkaniu Blood rozpoznaje w niej outsiderkę i zaprasza na swoje tea party. Ponownie dziewczyna ma go za niebezpiecznego, ale przystojnego ekscentryka i znowu niepokoi ją podobieństwo faceta do jej byłego. Stąd raz po raz, w wolnym czasie, zachodzi do posiadłości, czym umacnia swoje więzi także z Zającem i Bliźniakami. Co było pierwszą zmianą, która mi się podobała. W Non-stay route nie możemy zdobywać punktów tylko u Blooda, jeśli zależy Wam na happy endingu, ale musicie zbratać się z wszystkimi ludkami z ich gangu.
Pojawia się również pierwszy, bardziej wyrazisty problem. Alice niepokoi dziwny zapach, jaki czuje niekiedy od mafiosów, zanim uświadamia sobie, że to po prostu odór krwi. Na dodatek upaćkane posoką bliźniaki biegną jej radośnie na przywitanie. To nagłe, brutalne przypomnienie o fizycznym świecie uświadamia jej, że zbyt dała się omotać krainie cudów i zapomniała, że moralność jej towarzyszy jest na naprawdę niskim poziomie. Jak dowiaduje się później od bohaterów, skoro każdego z nich można zastąpić, to czemu mieliby traktować swoją egzystencję jako coś wyjątkowego? W końcu tylko odgrywają rolę, a niektórzy z nich są beztwarzowcami… To dlatego, nawet gdy banda Kapelusznika zabija kogoś na ich oczach, to ogół tłumu pozostaje niewzruszony. Alice prosi jednak Blooda, gdy dostrzega krew na jego ręce czy płaszczu, by bez względu na wszystko i pokręconą filozofię tego świata, to jednak zaczął na siebie uważać, bo przynajmniej dla niej jego istnienie ma znaczenie.
Co prowadzi nas do pokrętnych wyznań miłosnych w stylu „lubię się z tobą nudzić”. Blood wyraźnie zaczyna się w tej ścieżce interesować młodą dziewczyną, bo miło się z nią spędza czas, a poza tym odbiera jej zainteresowanie i troskę jako objaw zauroczenia. Daje również Alice magiczną różę, dzięki której może odganiać od siebie koszmary i nieprzyjemne myśli. Miałam więc wrażenie, że ich relacja jest w tej wersji silniejsza. Nawet jeśli podstawy są bardzo podobne – przypominam, outsiderka w tym świecie była atrakcyjna dla wszystkich. Ale przynajmniej uniwersum zostało bardziej rozbudowane. Dowiadujemy się więcej o reakcji wonderlandowego społeczeństwa na Kapeluszników, o działalności mafii, wreszcie jesteśmy kilkakrotnie świadkami magii w wykonaniu Blooda np. gdy zapala lampiony albo przekształca laskę w broń maszynową.
Potem jednak Blood ponownie dowiaduje się o swoim podobieństwie do byłego i reaguje tak samo, jak poprzednio (chociaż tutaj jest dodatkowo „obrzydzony”). Zaczyna się do Alice dobierać, często zasłaniając jej oczy. Rośnie w nim jednak coraz więcej frustracji i zazdrości. Czy to o faceta z innego świata, z którym dzieli wygląd, czy to o rule holderów w posiadłości, których Alice aktualnie przebywa, czy nawet o przypadkowe osoby, dla których jest sympatyczna… W gruncie rzeczy, to w tej wersji od początku chce mieć ją tylko dla siebie i jest nieszczęśliwy, ilekroć ucieka z jego sypialni do pracy. Do tego stopnia, że rozważa porwanie jej albo uwięzienie. Najpierw jednak Alice musi poradzić sobie z obawą, że jest dla Blooda tylko sposobem na zabijanie nudy. Że facet faktycznie coś do niej czuje i że nie jest to relacja jednostronna. Chociaż i tak irytuje ją przedmiotowe traktowanie, nazywanie „kobietą mafii”, czy „kochanką Kapelusznika”. Na takie kategoryzowanie jest po prostu zbyt dumna.
W szczęśliwym zakończeniu Alice udaje się zapełnić butelkę i idzie do Blooda, aby tylko się z nim pożegnać, nim na zawsze opuści Wonderland. Trochę boli i dziwi ją jego obojętna reakcja, gdy mężczyzna w spokoju dopija herbaty. Miała bowiem nadzieję, że choć trochę mu zależy. Nagle jednak Kapelusznik wpada w gniew, przyszpila ją do sofy (nieee!) i informuje, że i tak nie zamierzał pozwolić jej zniknąć. A dodatkowo, aby mieć pewność, że go nie opuści, to wypija zawartość nieszczęsnej flaszki, więc Alice może albo się z tym faktem pogodzić, albo próbować napełniać butelkę od początku z ryzykiem, że będzie to syzyfowa praca, bo sytuacja się powtórzy. Ostatecznie więc nasza bohaterka faktycznie ląduje w czymś w rodzaju aresztu domowego. Blood długo nie pozwala jej opuszczać posiadłości, ale potem się łamie, gdy już Alice dobrowolnie godzi się do niego przeprowadzić.
A jeśli chodzi o Blooda, to jest z nim powiązane jeszcze kilka zakończeń, ale wspomnę tylko o jednym z nich, bo było bardziej… *chrząknięcie* nietypowe od reszty. Jeśli w odpowiednim momencie fabuły zaczęliśmy też zbierać wpływy u Królowej Kier, to odkryjemy sekret różanego ogrodu, którym Kapelusznik się opiekuje. Tylko w tym miejscu arcywrogowie mogą porzucić swoje role i zachowywać normalnie, czyli jak… rodzeństwo, którym okazuje się, że są. Niestety, po opuszczeniu terenu, bycie rule holderem staje się z jakiegoś powodu ważniejsze i dominuje ich percepcje. A wtedy znowu próbują się pozabijać w bezsensownej wojnie, którą toczą od wieków kolejni Kapelusznicy i Królowe Kier. Co było bardzo ciekawym, ale i dość przykrym pomysłem na uniwersum. Skoro zaś Alice nie tylko zna ich sekret, ale stała się im równie bliska, to rodzeństwo postanawia uniemożliwić jej powrót do zwykłego świata. Dlatego szykujcie się na scenki z rodzinnym trójkątem, bowiem Blood i Vivaldi postanawiają uczynić sobie z dziewczyny nagrodę w Wielkiej Grze. Ktokolwiek zwycięży, będzie odtąd posiadał MC na własność, a przegrany dostanie przywilej bycia przez nią opłakanym. Aby jednak oczekiwanie na finał nikomu się nie dłużyło, to póki co mogą się wspólnie spotykać i zabawiać w ogrodzie.
To co myślę o tych wszystkich, powiązanych z LI ścieżkach? To jeden z tych przypadków, gdzie sama postać podobała mi się dużo bardziej od towarzyszącej jej historii. Mam wrażenie, że zmarnowano trochę potencjał i Kapelusznika, i Wonderland pokazując nam wszystko tak pobieżnie. Stąd po cichu liczę, że Otomate, które kupiło ten brand, przerobi tytuł bardziej pod swój styl narracji. Blood był bardzo charyzmatyczną postacią, ale niestety wiele rzeczy zostało w jego wypadku przegadanych, a nie pokazanych. Za przykład niech posłuży kwestia „niebezpiecznej aury”. Alice chyba z kilkadziesiąt razy powtórzy graczowi, że z Kapelusznika jest groźna osoba… ale co z tego, skoro tego nie uświadczymy w fabule, bo Love Interest przyklei się do sofy jak mucha do pułapki? Z drugiej strony to nie tak, że uważam te wszystkie pikantniejsze scenki za złe. W myślach nuciłam sobie, że Blood = Hat… znaczy hot! Oceniałabym więc ją raczej w kategorii guilty pleasure, a to nawet bardziej za sprawą kapitalnego seiyuu. Kurde, ta postać miała niesamowity głos! Bardzo unikalny sposób mówienia i gdyby nie wybitna gra aktorska, to zupełnie bym nie wiedziała, o co chodzi z tą „znudzoną, senną osobowością”, bo znowu, w fabule nie uraczymy scenek, które by nam to jakoś szczególnie obrazowały, ale Alice będzie się na tą cechę lubego żaliła bez przerwy. = Czyli znów, scenarzyści gadają, a nie pokazują.
Dlatego widzę tutaj sporo ciekawych pomysłów, które mogły jednakże zostać lepiej wykorzystane. Może liczne fan disci naprawiają ten mankament? Nie wiem. Ta gra ma tyle kontynuacji, że nie wierzę, iż w żadnym z nich nie pojawia się żadna, wyrazista historia. Tymczasem jeśli miałabym polecić Wam, któryś z wątków to zdecydowanie opowiadałabym się za Non-stay route, właśnie dlatego, że są tam jakieś problemy np. obawa Alice przed bezzasadną przemocą mafii czy utratą przyjaźni, którą udało się jej z Kapelusznikiem zbudować, a która może się skończyć, jeśli tylko zostanie jego kochanką, czy nawet irytacja Kapelusznika, że robi za jakiś środek zastępczy, by Alice mogła sobie poromansować z facetem, z którym w rzeczywistości nic jej nie wyszło itd. Słowem: są antagonizmy, jest jakaś akcja. Ale bardzo oszczędnie.
Mimo wszystko – i zarzutów, które wymieniłam powyżej – przeszłam te wszystkie zakończenia błyskawicznie. Głównie dlatego, że w Kapeluszniku faktycznie było coś czarującego, a jego yandere zapędy tylko dodawały scenom emocji. Ale czy polecam Wam tę ścieżkę? Zdecydowanie tak, jeśli lubicie więcej romansu od faktycznej opowieści. Magia Wonderlandu potrafi zahipnotyzować, a ponieważ nie poznałam jeszcze True Endingu, to jestem pewna, że za tym wszystkim czai się jakieś drugie, głębsze dno… Nie bez powodu zacytowano mi również we wstępie Freuda – w końcu cała ta fabuła przypomina nieco sen nastolatki. Nic zatem dziwnego, że pełno w niej erotycznych fantazji, bo to właśnie w gadaniu o popędach specjalizował się papcio Zyga.
A bonusowo ciekawostka: czy wiecie, że to właśnie ojciec psychoanalizy zapoczątkował trend na słynne „kozetki” w gabinetach psychologów? (Zdjęcie pierwowzoru, dostępnego w londyńskim muzeum, znajdziecie TUTAJ). Miały one zachęcać pacjentów do zwierzeń i ułatwiać zrelaksowanie. Freud wykorzystywał bowiem w terapiach tzw. metodę „wolnych skojarzeń”, dlatego tak ważne było mówienie o czymkolwiek, byle powodować nieprzerwany strumień myśli. Ale psychoanaliza przeniknęła również do badań literaturoznawczych i jest obecnie jedną z dostępnych – choć zdecydowanie nie aż tak popularnych – metodologii pomocnych w analizie dzieła. Może więc czepiam się tej biednej sofy bezpodstawnie, bo miała stanowić zabawne nawiązanie? XD
Hej, nie wiem czy to błąd ale chyba przypadkowo połączyłaś tą grę z Cafe Enchante. Nie chciałam być niemiła, tylko poinformować o tym.
Wielkie dzięki za info – kompletnie nie zauważyłam, że pomieszałam tagowanie na stronie. Już naprawione i pozdrawiam serdecznie! (^▽^)
W końcu wyraziłaś swoją opinię na temat jednej z moich ulubionych postaci z tej gry. Nie wiem czego mogłabym chcieć więcej.
Blood też osobiście skradł moją uwagę, więc muszę się zgodzić, że Kapelusznik posiada sporo uroku i charyzmy. Po prostu nie można oderwać od niego wzroku. Ci od QuinRose akurat tu wykonali znakomitą robotę i nic dziwnego, że to na nim bardziej się skupili. I jeszcze Katsuyuki Konishi posiada kapitalny głos (polecam posłuchać ending filmu kinowego w jego wykonaniu, to jest po prostu cudo). Ogólnie obsada głosowa w tej grze jest, jak dla mnie, świetna (bardzo też mi się spodobał głos Petera, podkładanego przez Koukiego Miyatę). Bardzo dobrze, że się jej trzymano w trakcie produkcji filmu. Zgodzę się też, że gra w pewnym momencie staje się nieco nudna i strasznie przegadana (mówię to będąc na ścieżce Stay-Route w Zamku Kier). Ale jakoś da się to wytrzymać.
Gra z pewnością nie jest dla wszystkich, bo nie wszystkim się spodoba z wad, które tu wymieniłaś, ale generalnie ja się na niej całkiem nieźle bawię i często wybucham przy niej śmiechem. Jak ty ujęłaś; takie trochę guility pleasure, ale całkiem porządnie wykonane, tak chcę tylko od siebie dodać.
Kontynuacje może i są, ale wszystkie są po japońsku. Na angielski zostało przetłumaczone tylko Anniversary, z tego co wiem. Jestem też ciekawa jak wyjdą te gry od Otomate i mam nadzieję, że zostaną przetłumaczone na angielski. Mam też co do nich jakieś oczekiwania i mam nadzieję, że gra im sprosta.
Przepraszam za długi i chaotyczny komentarz. Czekam na kolejne recenzje ścieżek z tej gry i kolejne recenzje w ogóle (po cichu też czekam na Petera, Elliota i Truth Ending).
Trochę to zajęło, ale wreszcie się udało! Jak przejdę grę, na pewno zainteresuję się też filmem. Dziękuję za polecenie! (^▽^) Póki co przechodzę sobie kolejne ścieżki podle miejsca zamieszkania postaci, także w następnej kolejności zrecenzuję ścieżkę Elliota i Bliźniaków, aby domknąć całą ekipę od Kapelusznika. (A mania natręctw zmusza mnie, by odblokować też wszystkie eventy). I cholernie mnie ciekawi, co z tym tytułem wykombinuje Otomate… Raczej nie zostawią go w niezmienionej formie, bo już widzę kilka kontrowersji *kaszlnięcie* Tweedle Dee & Dum *kaszlnięcie*. Na dodatek – patrząc po trailerze – chyba wykopali kilka mniej reprezentatywnych postaci… (saynoara, Mary! (¬‿¬ )) no, ale tego dowiemy się, jeśli gra pojawi się kiedyś na naszym podwórku.
Ja się zastanawiam kiedy wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie (miała chyba wyjść w 2020 roku i nic). Jeśli masz na myśli, że Tweedle Dee i Dum są bardzo młodzi to w sumie już od „Clover no Kuni no Alice” (drugiej części gry) mogą się zmienić w dorosłych, więc to nie do końca zmiana Otomate (a w „Diamond no Kuni no Alice” cały czas są już chyba dorośli).
Jak już tylko gra wyjdzie to chcę koniecznie zobaczyć ścieżki Lewisa i Quina, gdyż po ich opisach widzę już, że będzie grubo.