Christina was the third princess of Almenan, and born in the era of war against the Demons. Having the status of a “Champion”, Christina had countless battle victories upon her shoulders and was feared by the Demon race. Being the most successful of her three sisters, her mother the queen sent her on a secret mission to assassinate the Demon Lord Gardis in return for his ruthless annihilation of the Kingdom of Crofts. Obeying her mother’s orders for the sake of her kingdom, Christina set out alongside with her most loyal knight Lezette to take the Demon Lord’s head, and to bring peace to the land. But they soon discover the Demon Lord and his people are not as ruthless as they have been told all their life. (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: The Second Reproduction
- Developer: Heterodoxy
- Wydawca: Heterodoxy, Ate the Moon Translations
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski (patch), japoński
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Queen of Darkness
- Mój czas gry: 7 h
Bohaterowie
Główna postać:
Christina Ranzaad Księżniczką i Czempionka Almenan. Zdolna wojowniczka, która zrobi wszystko, by walczyć o to, co uważa za słuszne. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Gardis Władca Demonów całkowicie oddany swoim poddanym. <<RECENZJA>> | |
Lezette Towarzysz broni i ochroniarz Księżniczki, który darzy ją silnym uczuciem. <<RECENZJA>> | |
Jin Przebiegły, niezwykle potężny i okrutny demon, będący prawą ręką króla. <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Gardis ⊳ Lezette ⊳ Jin (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Uwaga: gra porusza tematy takie jak rasizm, gwałt, molestowanie i przemoc małżeńska, dlatego może być nieodpowiednia dla niektórych odbiorców!
„The Second Reproduction” to gra, która była na mojej liście wstydu od stuleci… Za każdym razem, jak ktoś wspominał o niedocenionych grach otome na jakimś blogu czy reddicie, to wymieniał ten tytuł, a ja sobie wtedy myślałam: „hej, czy ja przypadkiem nie miałam tego kiedyś ukończyć?”. A i owszem, zalegało na dysku, ale jakoś za każdym razem coś powstrzymywało mnie przed instalacją. Ponieważ jednak powolutku rozprawiam się z takimi zaległościami – co mam nadzieje widać, po kurczącej się zakładce „plany” – to i przyszła pora na tę historię.
Zasadniczo podzieliłabym gry otome na dwa rodzaje. Pierwsze to takie, które kładą ogromny nacisk na fabułę, a wątek romansowy, owszem, jest ważne, ale świat przedstawiony, bohaterowie i relacje są w nich tak bogato zarysowane, że jakbyśmy nie dostali tej głównej parki, to też by się wiele nie zmieniło. I, nie będę ukrywała, to właśnie dlatego rodzaju polubiłam gry otome, bo przypominały mi dobrą książkę. Drugi typ jest bardziej problematyczny. To historie, w których romans jest najważniejszy, a w związku z tym wszystko inne obrywa jego kosztem, np. postacie są stereotypowe, bo muszą być jakimś spełnieniem fantazji, albo są naszpikowane scenami, które z logicznego punktu widzenia nie są potrzebne – ale dają pretekst do jakiś tam romantycznych CG, albo mają szczegółowo opisane sceny erotyczne itd. W czym, jak można się domyślić, stworzenie gry w typie „1” jest zawsze trudniejsze, ale też czasami ze względów sprzedażowych/ograniczonego budżetu/umiejętności/wstaw dowolne, studia częściej celują w typ „2”.
Ale po co o tym właściwie ględzę? Ano, dlatego, że „The Second Reproduction” to gra dość podstępna. Udaje początkowo, że będzie historią w stylu „1” i zarysowuje przed nami ciekawy problem. Nasza MC – Christina z królestwa Almenan – jest czempionką i wiernym wyznawcą Heterodoxismu. A chociaż wciąż jest bardzo młoda, to jednak sporo lat poświęciła walce z największym grzechem tej ziemi – to jest z demonami. Stąd, z powodu oddania swojej fanatycznej ideologii, dziewczyna dopuściła się wielu niemoralnych czynów, w myśl przekonania, że „coś jest złe, bo tak”. Co brzmiało nawet obiecująco, bo dostaliśmy dość ciekawą, waleczną i zagubioną bohaterkę na zachętę, w stylu upartej tsundere, która mogła w opowieści sporo namieszać.
Tyle że fabuła dość szybko pozbawia nas złudzeń, że w „The Second Reproduction” będzie chodziło o cokolwiek innego niż kilka naprędce sklejonych romansów. Jeszcze ścieżka Gardisa – jak podejrzewam, kanoniczna – jako tako trzyma się kupy i prezentuje możliwy do zaakceptowania poziom literacki, ale pozostałe dwie można by równie dobrze zastąpić jakimś short story czy fanfickiem, bez większej szkody dla historii. Nie ma w nich bowiem nic, poza wspomnianymi obrazkami i opisami. A z pewnością nie uraczymy w nich sensu, ale o pikanterię, a nie o dobrą narrację tym razem chodziło.
W każdym razie skrócona wersja fabuły wygląda tak, że Christina dostaje od swojej matki rozkaz zabić króla demonów – lorda Gardisa. Ma to rzekomo doprowadzić wreszcie do pokoju na świecie i jest zgodne z naukami wspomnianego kościoła. No to nasza dziewoja, w towarzystwie swojego wiernego i zakochanego w niej bez wzajemności rycerza – Lezette’a (będącego drugim potencjalnym LI) udaje się do królestwa demonów, aby dokonać skrytobójczego ataku. Tak, tylko we dwójkę. Mieli się nawalać z typem, który podobno potrafi powstrzymać całą armię. No, ale nieistotne, nic im z tego nie wychodzi, a Christina i Lezette stają się odtąd „gośćmi” Gardisa i mają okazje mieszkać w jego zamku. Kolejne próby ataku zawodzą, konflikt przeradza się w grę, a potem przyjaźń, aż wreszcie nasi ludzcy bohaterowie uświadamiają sobie, że może powinni zweryfikować jednak poglądy na temat demonów, bo Gardis to pracowity i pokojowy król…
W komplecie do wspomnianych wyżej love interest jest jeszcze jeden typ – Pierwszy Minister i doradca króla, demon Jin, ale jego ścieżka to już ogólnie była pisana na kolanie i miała na celu pokazanie tylko jakichś scen z wiązaniem się, smarowaniem ciastem i innymi zabawami dla eksperymentujących w sypialni dorosłych, więc nawet nie udawała, że opowiada jakąś historię. A jeśli takowa była – to ja jej przynajmniej nie zauważyłam… lub wolałabym o niej zapomnieć, bo to zarazem najbardziej kłopotliwa i kontrowersyjna ze ścieżek.
Oczywiście, osoby bardziej wrażliwe, uprzedzam, że nie jest to gra z contentem 100% dla dorosłych. Wszystko jest tam jako tako ocenzurowane, czy to przez kompozycje CG (golizna pokazana jedynie do pasa) czy przez opisy (scena „zaciemnia się” w odpowiednim momencie), ale nie będę ukrywać, że wątki z przemocą, gwałtami czy molestowaniem MC mogą być dla niektórych niesmaczne. Nieważne, że się „urywają w kluczowym momencie”, ale i tak oceniam je jako triggerujące. Zwłaszcza że do niektórych sytuacji dochodzi, gdy bohaterowie są już małżeństwem. W każdym razie wątek wrogości rasowej gdzieś tam jeszcze w tle się czai, ale bardziej jednak – zdaniem twórców — mamy się skupić na podrywaniu przystojnych chłopców niż filozofowaniu.
Od strony technicznej, pomimo swoich lat, „The Second Reproduction” jest jednak całkiem przyjemne. Ma sporą ilość, bo aż 32, CG (z czego większość należy do Gardisa), wpadający w ucho, nastrojowy motyw muzyczny (który czasami tylko nieco trzeszczy) i nagrania lektorskie. A chociaż w postaci nie wcieliły się sławy japońskiej sceny dubbingu, to jednak dobrze się ich słuchało i w potrafili oddać emocje, tam gdzie trzeba. Jedynie Lezette zdarzało się okazjonalnie bezsensu krzyczeć, ale to nie wina aktora, a złego ustawienia głośności poszczególnych dźwięków. Wreszcie, również dodatkowe elementy gameplaya były całkiem ciekawe, bo poza standardowym drzewkiem dialogowym pozwolono nam także „spędzać czas wolny” pomiędzy rozdziałami na różnych aktywnościach, a co się z tym wiąże, odblokowywać przy kolejnych przejściach inne scenki, ot wędrując po prostu po mapie królestwa demonów i odwiedzając takie miejsca, jak m.in. sklep z zabawkami, zamek, pub, dom publiczny czy ogród.
W efekcie, w epilogu, poza poznawaniem losów 3 głównych panów, można było też poczytać o NPCach, których napotkaliśmy po drodze i jak nasza pomoc odbiła się na ich przyszłości. Samych zakończeń jest jednak w grze tylko 5. Po dwa dla Gardisa i Lezette’a (happy oraz bad ending) oraz jeden happy ending dla Jina. Co, zasadniczo, nie może dziwić, bo ta postać naprawdę niczego swoją historią nie wnosi, nic więc dziwnego, że twórcy się nad nią bardziej nie pochylali. A dzięki łażeniu po mieście możemy też wręczać panom prezenty, co odblokowuje kolejne opcje dialogowe i przypomina nieco mechanikę rodem ze standardowych dating sim. Wiecie, budujemy jakieś wpływy, zapraszamy na „randki” itd. Nie ma jednak tych elementów sporo i nie rzutują na całą rozgrywkę. Były więc dla mnie absolutnie strawne, chociaż z pewnością mniej zajmujące.
A to nas prowadzi do końcówki tego wywodu, czyli określenia, czy ja Wam „The Second Reproduction” w ogóle polecam? Cóż, dla wielu osób problem rozwiąże się sam, bo gra jest obecnie bardzo trudno dostępna. Jeśli jeszcze załapaliście się na jakieś egzemplarze w przeszłości to good for you, ale z tego co mi wiadomo, nie ma aktualnie opcji, aby ją od twórców zakupić. (Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę?). Jeśli miałabym więc być z Wami szczera i wiązałoby się to dla kogoś z poświęcaniem czasu na łowy… to absolutnie bym się na Waszym miejscu nie trudziła. Jeśli jednak macie możliwość ograć ten tytuł bez problemu (zalega Wam na jakimś dysku/znaleźliście na aukcji/trafiliście na jakiegoś ciekawego let’s playa), to można by jeszcze od biedy zobaczyć wątek tego całego lorda Gardisa, jeśli szukacie lekkiej, szybkiej gry otome, nastawionej raczej na romans i pyskatą MC, niż jakąkolwiek opowieść.
Sama historia nie jest nawet długa, bo ukończenie gry zajęło mi nieco ponad 7 godzin. Może więc idealnie sprawdzić się w roli jakiegoś filleru. Wiem też, że „The Second Reproduction” powstało na bazie tego samego uniwersum, co prequel tej gry, czyli „Queen of Darkness”, ale nie mam żadnych informacji o jej dostępności, a moja ciekawość świata nie sięga tak daleko, by w ogóle jej poszukiwać. Ale wspominam o tym, gdyby komuś zależało, choć zapewniam, że nieznajomość poprzedniej części nie wpływa w żaden sposób na odbiór kontynuacji.
Czy jednak faktycznie jest to gra aż tak niedoceniona, jak głosiła powszechna opinia i aż szkoda się z nią nie zapoznać? Z góry przepraszam fanów, ale nie powiedziałabym. (Chociaż może to ja się już starzeje i mam coraz mniejszą tolerancję do produkcji w stylu dōjinshi, bo jednak zawsze czegoś im brakuje…). Myślę, że w takim kształcie, mogłaby się spodobać osobom, które dopiero zaczynają przygodę z otomkami, jeszcze nie wiedzą, czego szukają i jakie opowieści lubią, albo wcale nie zależy im aż tak na głębokiej fabule, póki sam romans oceniają jako zajmujący. (Pod warunkiem, naturalnie, że odpuszczą sobie wątek Jina, bo tam patologia goni patologie i nawet dla miłośników yandere, to może być nieco za trudne do przełknięcia). W każdym razie odpalajcie na własne ryzyko, a ja radośnie wykreślam kolejną gierkę z „listy”. Uff! Chyba już nie znajdę tam nic równie wiekowego…