Tajemnicze, makabryczne morderstwa wstrząsają mieszkańcami Shibuya. Takuru Miyashiro – uczeń Hekiho Academy – trafia z przyjaciółmi na trop, który może pozwolić im znaleźć odpowiedź: kto za tym wszystkim stoi? Czy jednak cena za zidentyfikowanie mordercy nie okaże się w finale dla wszystkich za wysoka? I czym są dziwaczne urojenia, które prześladują naszego bohatera, a które – w jakimś stopniu – wydaje się kontrolować?
- Tytuł: Chaos;Child
- Tytuł oryginalny: カオスチャイルド,
- Data wydania: JP: 2014-09-04 / EN: 2017-10-13
- Developer: 5pb. Games
- Wydawca: PQube Ltd. & Spike Chunsoft & Committee of Zero
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Chaos;Head Noah, Chaos;Child Love Chu☆Chu!!
- Mój czas gry: 30+ h
Recenzja
Nie często jest tak, że mam ochotę rzucić grę w cholerę, ale z „Chaos;Child” przynajmniej kilka razy czułam, że odbijam się od ściany. Ten ogólnie pozytywnie przyjęty przed odbiorców tytuł sprzedaje w dużych dawkach to, co w zasadzie stanowi od wieków najlepszy i najprostszy towar rozrywkowy – czyli seks i przemoc, ale przykryte pod odrobiną psychologicznego mumble-jumble. Co jest o tyle intersujące, że skądinąd „Chaos;Child” wpisuje się w serię tak zwanych Science Adventure – czyli gier stworzonych przez studia 5pb., Nitroplus i Chiyomaru Studio, a które wykorzystują w fabule jakieś tam fizyczne ciekawostki. Z czego najbardziej popularną i do dziś docenioną pozostaje prawdopodobnie „Steins;Gate”. A czemu o tym w ogóle wspominam? Ano dlatego, że serię Science Adventure zaczynał tytuł „Chaos;Head”, którego „Chaos;Child” jest kontynuacją, ale uspokajam, że znajomość „jedynki” nie jest do niczego potrzebna. No… może stracicie kilka smaczków czy tam nawiązań, ale obie gry doskonale funkcjonują zupełnie niezależnie.
W każdym razie w „Chaos;Child” wcielamy się w młodego, nieco dziwacznego chłopaka o imieniu Takuru Miyashiro. A nasz protagonista – ze względu na swój charakter – jest chyba zarazem najmocniejszym elementem gry. Dzieciak niby pełni funkcje przewodniczego klubu i odpowiada za szkolną gazetkę w Hekiho Academy. Tak naprawdę bawi się jednak głównie w detektywa, bo wierzy, że posiada dostatecznie niesamowite umiejętności, aby rozwikływać sprawy zbyt skomplikowane dla innych. Zresztą Takuru dzieli ludzi na right-siderów (do których sam się zalicza) oraz wrong-siderów (czyli prawie wszystkich innych). Poza tym jest dość nieśmiałym, tchórzliwym i nieporadnym chłopakiem, który ma problemy z rozmawianiem z nieznanymi sobie ludźmi i który skrycie zaczytuje się w gazetkach z poradami w stylu „10 popularnych miejsc na randki”. Innymi słowy dość łatwo go polubić, bo posiadał wyrazistą i wiarygodną osobowość.
A ponieważ „Chaos;Child” to gra ewidentnie skierowana do młodszych, męskich odbiorców, to i przedstawione tutaj wątki oraz postacie poboczne przypominają raczej bohaterki rozbieranych pokerów czy innych tego typów klikanek niż poważnych opowieści. W zasadzie trudno mi w ogóle powiedzieć wiele na ich temat, bo nie potrafiłam traktować ich serio czy przejmować się ich losami przez to jak były płaskie (i nie mam tu bynajmniej na myśli biustu – bo ten wyrósł wszystkim protagonistkom aż komicznie obfity). No to po kolei: dostajemy przyjaciółkę z dzieciństwa, „prawie siostrę” wiecznie uśmiechniętą i mało bystrą Serikę Onoe. Kolejna z pań to przewodnicząca samorządu uczniowskiego, idealna, piękna tsundere Nono Kursu. Jeszcze inna, to w zasadzie niemówiąca, ale tylko wydająca z siebie dźwięki, uzależniona od lizaków graczka z ultra wielkim bagażnikiem – Hana Kazuki. Wreszcie ostatnia z dziewczyn – Hinae Arimura – jest pyskata, odważna i lubi nieco zboczony humor.
Po dość długim common route, który obowiązkowo kończymy przy pierwszym podejściu, mamy możliwość nieco lepiej poznać ich „historię” (duże słowo) odblokowując ścieżkę każdej z pań, czyli w zasadzie alternatywną wersję endingu. Nie chce jednak spoilerować na ten temat zbyt wiele. Powiem tylko, że nawet jeśli mamy swoją faworytkę, to i tak naszym głównym celem jest dobrnięcie do „prawdziwego zakończenia”, co zapewne nie spodoba się fanom visual novel, którzy nie lubią takiego narzuconego kanonu.
No dobra, mógłby w tym miejscu ktoś powiedzieć, ale o co chodziło z tym „seksem i przemocą”? Co mają do tego jakieś tam typowe dla anime/mangi laski? Ano, jak wspominałam, w grze w dużej mierze będziemy tak naprawdę badali sprawę morderstwa. A w sumie nie jednego tylko serii bardzo makabrycznych zbrodni, które są nazywane przez policję i prasę „New Generation Madness”, a ich daty zbiegają się z wydarzeniami, które miały miejsce w „Chaos;Head”, w którym to dochodziło do bardzo podobnych wydarzeń. W każdym razie przypadkowe osoby dokonują bardzo spektakularnych samobójstw, które są tak obrzydliwe, że trudno nie podejrzewać, że stoi za nimi ktoś jeszcze. Nie będzie to zatem duży spoiler jeśli wspomnę chociażby o przypadku z prologu – znanym youtuberze, który na wizji, na oczach swoich fanów, odciął własną rękę i próbował ją zjeść. Inny przypadek, to mężczyzna, który zjadł tyle ulotek, że jego brzuch przypominał ciążowy, a które to nagle zwymiatował i niedługo potem zmarł itd.
Większość z nich opatrzona jest bardzo szczegółowymi CG i to dla kontrastu kolejna pochwała, którą muszę o „Chaos;Child” napisać. Poważnie, jeśli chodzi o stronę wizualną, to ten tytuł wygląda niesamowicie, jakby oglądało się anime. Nie mamy tutaj typowego dla visual novel recyklingu ciągle tych samych teł oraz może kilku obrazków na krzyż, ale zmienia się wszystko – a każda scena opatrzona jest indywidualnymi ilustracjami. (Pomijam kwestię gustu, czy kogoś taka stylistyka zachęca czy nie). Tym sposobem na „Chaos;Child” znacznie przyjemniej mi się patrzyło, niż je przechodziło, a to wszystko dlatego, że do kompletu dostałam jeszcze bardzo utalentowanych i fajnych seiyuu, ot chociażby Takuru głosu użyczał Yoshitsugu Matsuoka, którego fani mogą kojarzyć chociażby z roli Akazy w „Olympia Soiree” czy Kirito z serii „Sword Art Online”.
Zaczęłam jednak tą recenzję od narzekania i już tłumaczę dlaczego: poza tradycyjnymi sekcjami z drzewem dialogowym, „Chaos;Child” posiada dość interesujący mechanizm, dzięki któremu w określonych momentach fabuły będziemy mogli odpalać u głównego bohatera „urojenia” – pozytywne lub negatywne. Stąd – kiedy czytałam o tym elemencie w zapowiedziach gry – spodziewałam się jakiś fajnych, klimatycznych scenek. Wiecie, w końcu „urojenie”, to nic innego jak przekonanie o istnieniu osób, rzeczy czy zjawisk, które tak naprawdę nie istnieją. Niekiedy Takuru mógł dzięki temu radzić sobie ze stresem albo wręcz przeciwnie – pogłębiać jakieś swoje obawy. Niestety, moje oczekiwania szybko zostały rozwiane, kiedy wyszło na jaw, że „pozytywne delusions” to nic innego jak scenki z mokrych snów nastolatka… Niektóre zahaczały o czyste hentaice, jak na przykład, gdy Takuru fantazjował, że jego koleżanka nie zdążyła przy nim pójść do toalety albo że myje cycki swojej spoconej, przybranej siostrze… No co za fun…
Zresztą z tymi scenkami wiąże się dla mnie osobiście dość zabawna sytuacja. Akurat rozmawiałam, że znajomymi, którzy mówili mi, że nie grają w gry visual novel, bo dla nich wszystkie są zboczone… Aby ich przekonać, że tak nie jest, że to stereotypowe i krzywdzące myślenie o całym gatunku i że niektóre mogą być bardzo ładne czy zaskakiwac fabułą ( w końcu zarówno „visual”, jak i „novel” w nazwie do czegoś zobowiązują), odpaliłam „Chaos;Child”, które akurat miałam pod ręką i na konsoli, żeby zaprezentować, z czym to się je… No i zgadnijcie na jaką scenę trafiłam? Ano z tym nieszczęsnym oddawaniem moczu… To zatem tyle, jeśli chodzi o moją misję uświadamiania ludziom, że „visual novel” nie równa się „fetysze/anime dziewczynki/perwersja”. Eeeeh…
Inne „urojenia”, te negatywne, przypominają nam z kolei, że mamy do czynienia nie tyle z serią detektywistyczną co z horrorem. I chwała chociaż twórcom za to, że przy ten całej gamie naiwnych i dziwacznych rozwiązań, np. jak dzieciakom udało się przekraść niezauważenie do tajemniczego szpitala z psychicznie chorymi czy hotelu z prostytutkami, to zdołali to wszystko jakoś spójnie wytłumaczyć plot twistem na końcu. Jasne, nie wszystko wyszło idealnie, zwłaszcza gdy w pewnym momencie protagoniści zaczęli nawalać się jakimiś magicznymi mieczami i przez moment zastanawiałam się, kiedy z horroru to wszystko zmieniło się w standardowego shonena, ale i tak powiedźmy, że zakończenie sprawiło, że wcześniejsze głupotki miały ręce i nogi.
No i właśnie, to prowadzi nas do pytania, czy aby poznać te nawet spoko rozwiązanie fabularne, chce nam się przebrnąć przez całą masę niekiedy zboczonych, niekiedy komediowych, a niekiedy zupełnie makabrycznych scen? Zupełnie jakby twórcy nie potrafili się zdecydować, czy chcą nas straszyć, obrzydzić, zaserwować nam romans szkolny, czy grę akcji… Te konwencje przeplatają się ze sobą cały czas, ale – w moim osobistym odczuciu – w niezbyt przemyślanych proporcjach, bo w żaden klimat nie udało mi się zbyt długo wczuć. Gdy już nawet robiło się dość mrocznie, to zaraz bombardowały mnie żarty o majtkach czy innych odpinających się stanikach… A kiedy już nawet udało się im mnie czymś rozbawić, to „ni z gruchu ni z pietruchu” wparowywał jakiś wróg, ktoś wymiotował, ktoś mdlał, czy cholera wie, co jeszcze…
Ogólnie, aby być zupełnie obiektywna, pewnie jarałabym się tą grą jakieś 15+ lat temu, ale podejrzewam, że mój brak entuzjazmu wynika po części z faktu, że absolutnie nie jestem odbiorcą docelowym. Rozumiecie, mnie tam podwiewające spódniczki uczennic nie bawią i nie ekscytują. Slashery oglądam tylko na halloween – w towarzystwie. Ale potrafię sobie wyobrazić, że gdzieś tam znajdą się fani takiego humoru czy gatunku. Zwłaszcza jeśli ktoś lubi sobie popatrzeć na „kawaii” i przesadnie zseksualizowane dziewczynki w mundurkach. (Nie oceniam…). Z drugiej strony może przemawia przeze mnie już wiek i cynizm, ale czy wtedy nie łatwiej byłoby odpalić sobie po prostu film/anime 18+ zamiast udawać, że w „Chaos;Child” gramy głównie dla fabuły?
Niemniej to wciąż 11 rozdziałów opowieści, 6 odrębnych ścieżek, ładna oprawa wizualna oraz obietnica ciekawego śledztwa. Jeśli do tej pory nie zraziło Was to, co napisałam, lub po prostu, lubicie takie klimaty, to pewnie „Chaos;Chiled” spełni Wasze oczekiwania. Ja, niestety, mocno się wymęczyłam, aby dobrnąć do końca, a ten – chociaż bardzo przewrotny – to jednak nie osłodził mi wcześniejszego trudu.