Kiedy Kotone dziedziczy kawiarnię swojego dziadka w Tokio, odkrywa, że to miejsce skrywa więcej tajemnic, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Kawiarnia jest miejscem spotkań istot z wielu mistycznych światów, takich jak król demonów, humanoidalna bestia, upadły anioł i nie tylko. A kiedy agenci rządowi monitorujący działania nie-ludzie pojawiają się u jej drzwiach, w nowej kawiarni bohaterki robi się tylko bardziej kolorowo… (Przetłumaczony opis wydawcy)
- Tytuł: Gensou Kissa Enchanté (幻奏喫茶アンシャンテ)
- Developer: Design Factory Co., Ltd. & Otomate
- Publishers: Aksys Games
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Scenariusz: Kojima Nao, Nakayama Satomi, Sasaki Maro, Yoshimura Ririka
- Ilustracje i projekt postaci: Yuuya
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
- Mój czas gry: ok. 60 h
Bohaterowie
Główa bohaterka:
Awaki Kotone Młoda kobieta, która porzuca dotychczasowe życie, aby przejąć po dziadku prowadzenie magicznej kawiarni. Jest bardzo odważna, pomysłowa, ale też pełna zrozumienia dla inności. |
Recenzje ścieżek:
Canus Espada Pozbawiony głowy wojownik o bardzo łagodnej osobowości. Chociaż sprawia przerażające wrażenie, wobec Kotone jest opiekuńczy i spokojny. <<RECENZJA>> | |
Ignis Carbunculus Ognisty wilkołak o niepochamowanym apetycie, który jest w stanie pożreć wszystko, co jest na jego drodze. Często sprzecza się z bohaterką. <<RECENZJA>> | |
Rindou Kaoru Jedyny człowiek w tym zestawieniu. Agent specjalny przypisany do obserwowania Kotone oraz jej nadnaturalnych gości. <<RECENZJA>> | |
Il Fado de Rie Uwielbiający gry otome anioł, które cały dnie spędzałby tylko zamknięty w swoim pokoju. Wymaga ciągłej opieki ze strony pozostałych. <<RECENZJA>> | |
Misyr Rex Wyluzowany i zawsze uśmiechnięty władca demonów, który woli spędzać dnie na piciu kawy u Kotone niż na wkładaniu swoim królestwem. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Misyr ⊳ Il Fado de Rie ⊳ Ignis ⊳ Canus ⊳ Rindou (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Kolejna recenzja, do której siadam z ciężkim sercem. Ta gra mnie tak często wzruszała i irytowała zarazem, że nie wiem, czy jestem na twórców bardziej wkurzona, czy w sumie powinnam czuć do ich dzieła sympatie. Nie uchodzi wątpliwościom, że Café Enchanté zaprezentowało mi jedną z najfajniejszych, bardziej zaradnych i uroczych bohaterek, jakich od dawna nie widziałam w grach otome. Również panowie – nasza paczka love interest – była tak unikalną, zgraną ekipą, że ani razu nie wątpiłam w ich przyjaźń i nawet jeśli jakieś ścieżki mnie fabularnie nie powalały, to w sumie szczerze polubiłam każdego z nich. Ale co się dziwić, że przypominali mi protagonistów „Code: Realize” skoro za scenariusz odpowiadała ta sama osoba?
Również budowa gry bardzo przypomina to, co widzieliśmy w innych produkcjach od Otomate. W sumie dostajemy osiem długich rozdziałów common route, w którego obrębie będziemy dokonywać wyborów i zdeterminujemy, czyją opowieść zaczniemy po ostatnim z nich. Od początku dostępne są aż cztery postaci, a ścieżkę Misyra Rexa możemy przejść dopiero po ukończeniu wszystkich poprzedzających ją historii. W skrócie: indywidualne routy mają przeważnie po 4 rozdziały, z czego ścieżka Misyra jest o dwa rozdziały dłuższa, bo odpowiada przy okazji na różne poboczne zagadki fabularne. Dodatkowo każda z nich ma Happy oraz Bad Ending, a niekiedy i po kilka Death Endingów. Te smutne, zgodnie z tradycją, są naprawdę przygnębiające, a pozytywne… cóż, bywają słodko-gorzkie. Tak, nie przewidziało się Wam. I to chyba był jeden z moich większych problemów z tą grą. Nie chodzi tylko o to, że panowie byli traktowani niesprawiedliwie np. te 4 rozdziały ścieżki Canusa są bardzo króciutkie w porównaniu z np. Ignisem, ale ten z kolei przegrywa z Ilem itd. Trudno było więc nie zauważyć, że niektórzy zostali potraktowani trochę po macoszemu. Na dodatek, wbrew pozorom, ta gra lubi przygnębiać odbiorcę i nawet jeśli nasza parka osiąga jako takie szczęście, to prawie zawsze musi zapłacić za to jakąś wysoką cenę. Nie będę jednak w tej recenzji zdradzać szczegółów, bo masę spoilerów znajdziecie w tekstach poświęconych poszczególnym ścieżkom.
A tymczasem przejdźmy wreszcie do nakreślenia sylwetek bohaterów i miejsca akcji. Awaki Kotone jest młodą dziewczyną, która przybywa do tytułowego Café Enchanté po śmierci swojego dziadka. MC, za dzieciaka, była stałym bywalcem kawiarni, ale potem wyprowadziła się z rodzicami i zapomniała o tym interesującym miejscu. Po latach Kotone staje przed wyborem: czy wrócić do pracy w biurze i do swojego podłego szefa, który ją wyzyskuje, czy rzucić to wszystko w cholerę i przejąć schedę po Souanie, który chciał przekazać kawiarnie w ręce ukochanej wnuczki? Odpowiedź jest w sumie prosta! Tyle że Café Enchanté skrywa pewien niewygodny i niebezpieczny sekret. Na jego zapleczu znajdują się drzwi do zaświatów, skąd do kawiarni przybywają goście z innych wymiarów. Co początkowo brałam za nawiązanie do buddyjskiej kosmologii. Mamy tu bowiem świat ludzi, bestii/zwierząt, duchów, demonów, wróżek/półbogów i aniołów/bogów. Byłoby to jednak zbyt duże uproszczenie, bo uniwersum przedstawione w Café Enchanté jest znaczenie bardziej skomplikowane. W każdym razie to właśnie z tych miejsc przybędą do kawiarni nasi potencjalni wybrankowie, którzy tak jak kiedyś odwiedzali i przyjaźnili się z panem Souanem, tak samo liczą, że znajdą życzliwą towarzyszkę w postaci jego wnuczki.
Pierwszy z nich to Canus Espada, bezgłowy rycerz, który pochodzi ze świata Medio – zamieszkiwanego przez wróżki. Jego ścieżka jest najkrótsza z całej paczki i stosunkowo… pogodna? Jeśli więc zastanawialibyście się od kogo zacząć swoją przygodę z tym tytułem, to zdecydowanie polecam właśnie Canusa. Może love interest bez tak kluczowej dla romansu części ciała jak głowa brzmi dość ekstremalnie, ale zapewniam Was, że to bardzo serdeczny bohater. Drugim z panów jest ognisty wilkołak – Ignis, który pochodzi z niebezpiecznego i zamieszkiwanego przez zwierzoludzi świata Bestii. W swoich rodzinnych stronach słynie jako jeden z najpotężniejszych wojowników… ale bohaterka poznaje go jako nadpobudliwego, zrzędliwego tsundere, uwielbiającego się opychać jedzeniem. Trzeci to Rindou Kaoru – jedyny człowiek w tej paczce, który jednocześnie reprezentuje rządową agencję GMP. To do nich należy monitorowanie kłopotliwych nieludzi oraz interweniowanie w razie potrzeby. Nic więc dziwnego, że zainteresowali się również właścicielką nietypowej kawiarni. Rindou jest dużo starszy od bohaterki (ma 42 lata) i mocno już doświadczony przez los, dlatego będzie sporo utyskiwał na swój wiek, ale i tak robił wszystko, by służyć przyjaciołom pomocą. Czwarty to upadły anioł, który w zasadzie po prostu w Café Enchanté mieszka… Poza tym jest otaku, uwielbia gry otome, ma masę gadżetów (np. bodypillow z Gentouką ze „Scarlet Fate”, maskotkę hrabiego Saint-German z „Code: Realize”, czy plakaty Matheusa z „Beamaster and princes”) i może całymi dniami siedzieć z konsolą. Poważnie, nawet mnie przerażała pasja, z jaką opowiadał o grach, a mówi to ktoś, kto prowadzi na ten temat bloga. W każdym razie, poza niezdrowym stylem życia, Il przeważnie nie sprawia żadnych problemów i z zaangażowaniem szuka w świecie ludzi odpowiedzi na pytanie, czym jest „prawdziwa miłość”? Wreszcie – ostatni z panów – to król demonów o imieniu Misyr Rex, którego ścieżka na długo zostanie w mojej pamięci. Jest nie tylko najdłuższa, najbardziej zakręcona, ale i naszpikowana różnymi, skrajnymi emocjami. Stąd by nie zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że szybko został moim ulubieńcem i mam do twórców o pewne rozwiązania fabularne ogromne pretensje. Misyr jest bardzo zabawny, trochę ojcuje Kotone i Ilowi, ze względu na swoją potęgę często pomaga przyjaciołom w największych opresjach, a poza tym jest mistrzem parzenia kawy.
A skoro zdradziłam Wam już po części swoją opinię na temat bohaterki, to teraz tylko podkreślę raz jeszcze, że jeśli lubiliście Cardię, to Kotone również zdobędzie Wasze serce. Dziewczyny były w sumie dość podobne. Zaradne, ciepłe, odważne – kiedy trzeba było, surowe lub łagodne. Nie tylko służyły za obiekt westchnień, ale widać, że szczerze przyjaźniły się z chłopakami i czasem ich platoniczne relacje podobały mi się znacznie bardziej od tych ze ścieżek romansowych. Kotone nie daje sobą pomiatać, ale jest w swoich reakcjach naprawdę ludzka. Gdy coś ją przerasta, to po prostu się boi. Kiedy nie rozumie – zadaje pytanie. Nie naraża też nikogo jakimiś irracjonalnymi, brawurowymi akcjami, tylko po to, by postawić na swoim ani nie czeka ciągle na ratunek.
Nieco gorzej na tym tle wypadają antagoniści, bo jest to – bądźmy szczerzy – dość podrzędna zgraja (zwłaszcza finalny „przeciwnik”), którzy oszukują nas, zdradzają, intrygują, ale scenarzyści i tak nieudolnie przekonują nas, że w sumie mieli do tego prawo, bo życie ich nie oszczędzało. Będę brutalnie szczera, ale tylko z jednym z nich udało mi się jako tako sympatyzować, chociaż nawet wtedy uważałam jego motywację za naciąganą. W większości wypadków jednak szczerze ich nie lubiłam, a to sprawiało, że w sumie bardziej mnie w historii drażnili niż cokolwiek innego. I właśnie to w obrębie ich durnowatych planów pojawiało się najwięcej akcji w stylu deus ex machina czy dziur logicznych. Jeśli więc ktokolwiek osłabiał jakość fabuły, to prawie zawsze byli to ci przerysowani, cartoonowi antagoniści. Z czego zdecydowanie najgorszym jest ostatni z nich. Yhhh! Nawet nie wiedziałabym, gdzie zacząć narzekanie, ale tego dowiecie się z osobnej recenzji.
Od strony technicznej Café Enchanté jest bardzo ładne, chociaż rozpieszczona po Piofiore: Fated Memories nie obraziłabym się za większą ilość CG i może jakieś bardziej rozbudowane extrasy? W sekcji dodatków mamy tylko kilkanaście ilustracji oraz coś w rodzaju kącika Q&A, gdzie panowie odpowiadają na dodatkowe pytania… ale żadnych miniscenariuszy, bonusowych epilogów, czy innych bajerów. Trochę szkoda. Wyborów w tej grze również nie uświadczymy zbyt wielu. A i Bad Endingi są bardzo krótkie. Znowu – porównując do wcześniejszego tytułu – tutaj nie będziemy musieli kończyć co najmniej kilku rozdziałów opowieści, aby zobaczyć marny los naszej protagonistki. Z drugiej strony, może to i dobrze, bo przynajmniej nie będziemy też przy okazji przewijali takiej ogromnej ilości contentu. Muszę jednak pożalić się ponownie na jakość tłumaczenia, co ostatnio, niestety, zdaje się być już dla tego wydawcy tradycją. W tekście ponownie jest sporo literówek, podwójnych spacji czy dziwnego łamania… Zupełnie jakby pominięto kwestię korekty, ale cóż zrobić?
Nie zdziwiłabym się również, jeśli w niedługiej przyszłości ta gra doczekałaby się jakiegoś fandiscu, bo – mówiąc zupełnie szczerze – to romansu było w niej nieco mniej, niż się spodziewałam. Zdecydowanie postawiono tym razem bardziej na akcje, a i wątki w sporej ilości ścieżek pourywały się bez stawiania przysłowiowej kropki nad „i”. Zupełnie jakby od razu planowano odpowiedzieć na część zagadek w przyszłych rozszerzeniach i dlatego nie kłopotano się zbytnio, że gracze zostają zagubieni. Czy mi to przeszkadza? Raczej nie, bo lubię fandiski. Oczywiście, pod warunkiem, że takowy zostanie też wydany na Zachodzie. Inaczej będę po prostu rozczarowana.
Muszę także przyznać się Wam do tego, że Café Enchanté mocno mnie oszukało. Przez ten kawiarniano-jazzowo-jesienny setting spodziewałam się, że będą to takie typowe okruchy życia, jedynie z elementami fantasy, a tymczasem dostałam tyle dramy, że musiałam sobie od pewnych ścieżek robić przerwę. A mówię to jako odbiorca, który uwielbia krew, pot i łzy w scenariuszu. Może dlatego, że zbyt polubiłam bohaterów i tak ciężko było mi potem przebrnąć przez fabułę, która nie miała dla nich litości? Dlatego uprzedzam, że jeśli ktoś myślał o tym tytule, jako o fajnej, relaksującej gierce, ku pokrzepieniu serducha, to obawiam się, że lepiej poszukać sobie czegoś innego. Tutaj pewnie będziecie potrzebowali lodów na pocieszenie i paczki chusteczek. Szczególnie że praktycznie wszystkie wątki krążą wokół tych samych tematów: pacyfizmu, nieuniknionej przemocy, zdrady i bezsilności wobec losu.
Stąd bez większych oporów, nawet po mimo pewnych banalnych, niekiedy irytujących rozwiązań, wałkowanych w kółko motywów i słabych zagrywek antagonistów, myślę, że spokojnie mogę polecić większości odbiorcom tę grę. Już dawno nie przeszłam przez żadną otome równie szybko, a mówimy o prawdziwym kolosie, bo ukończenie tego monstrum zajęło mi ok. 60 godzin! Piękna muzyka, szalenie sympatyczni bohaterowie, cudowna gra aktorska, fajne koncepty i dopracowane CG, udający restauracyjne menu interfejs i jeszcze wycieczka po zaświatach. Jakbym mogła, to zostałabym w Café Enchanté jeszcze dłużej. Przywiązałam się do tego miejsca nie mniej od Kotone i myślę, że do czasu pojawienia się kontynuacji, będzie mi go najzwyczajniej brakowało. Dobra, przyznaję, dalej jestem na twórców zła, ale dziękuję jednocześnie za tak fajnie spędzony nad ich opowieścią czas.
Ah, a Wy, drodzy czytelnicy, nie zapomnijcie przygotować sobie przed rozgrywką jakieś porządnej kawy/herbaty. Zapewniam, że przyda się ją mieć pod ręką, bo od tego gadania o cudownych naparach, aż żal było samemu czegoś nie spróbować! W ostatnich dniach – przez Café Enchanté – wypiłam ich więcej, niż w trakcie wszystkich wcześniejszych miesięcy!
Wiedziałam, że gra ta ma sporo fanów. Ale nie wiedziałam, że może być tak dobra. Switcha niestety nie mam obecnie na stanie, ale być może uda mi się odszukać jakiś ciekawy gameplay w Internecie, jak to mam obecnie z „Code: Realize”, ale to i tak nie będzie to samo…
Jeśli masz dostatecznie silną wolę/możliwości, to doradzałabym poczekać, zamiast oglądać i może ograć w przyszłości, bo to zdecydowanie obecnie jedna z moich ulubionych otome i po prostu żal samemu jej nie przetestować. Jednak emocje są wtedy zupełnie inne, a ta gra jest wprost bezczelnie nastawiona na bezlitosne wyciskanie z graczek łez 😉
Chciałaby, ale obecnie przy moim kieszonkowym i faktem, że mimo iż chciałabym to raczej w warunkach pandemii pracować sama nie mogę mój budżet jest mocno ograniczony. Jak tylko będę mieć większą gotówkę to zapewne zaopatrzę się w Switcha i kupię sobie tą grę. Na razie jednak muszę zadowalać się grami na PC i gameplayami. :/
Jasne, rozumiem. Trafiły nam się interesujące, ale trudne czasy. W takim razie mam nadzieję, że znajdziesz jakiś fajny gameplay. Zasadniczo i tak tylko jedne wybory prowadzą do happy/bad endingu, więc przynajmniej pod tym względem nie odczujesz większej różnicy. I chętnie usłyszę później, jakie masz wrażenia z fabuły. Pozdrawiam serdecznie! (*^‿^*)