Visit a beautiful fantasy city as an occult scientist where a forbidden ritual was performed. Unravel the mystery with your detective skills as the plot thickens around you, and all while two handsome advocates vie for your attention and your heart. (źródło: Steam)
- Tytuł: Love Ritual
- Developer: XandArt
- Wydawca: XandArt
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski, rosyjski, hiszpański
- Scenariusz: Xand
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: brak
- Mój czas gry: ok. 3 h
Bohaterowie
Główna postać:
Riilai Znawczyni okultyzmu. Pomaga w śledztwie na specjalną prośbę. Doskwiera jej samotność i nie ma wielu przyjaciół. |
Dostępne ścieżki / Love interest:
Kalaseth | Shanrae |
Recenzja
„Love Ritual” to gra, którą kupiłam kiedyś na wyprzedaży, za jakieś marne grosiki, i która od tej pory straszyła na mojej liście wstydu. Postanowiłam więc ją wreszcie przetestować, aby chociaż trochę zmniejszyć ilość pozycji, których nigdy nie zainstalowałam. Zwłaszcza że miała dość przyjemną dla oka grafikę, na trailerach widziałam, że postacie są podanimowane, no i jeszcze obiecano mi śledztwo rodem z przygodówek w stylu point and click. Brzmi to może wszystko bardzo zachęcająco, niestety, w rzeczywistości, aż tak kolorowo nie jest. Szybko bowiem przekonałam się, że „Love Ritual” to jedna z tych gierek, dla których fabuła stanowi jedynie pretekst do pokazania kilku erotycznych CG… (Chociaż twórcy i tak pozwolili nam wybrać wersję z cenzurą bądź bez).
W wielkim skrócie wcielamy się tutaj w Riilai, znawczynię okultyzmu, która zostaje poproszona przez policję o pomoc w śledztwie. W mieście doszło do szeregu dziwnych, niebezpiecznych zdarzeń, mogących sugerować, że ktoś próbował przyzwać demona. A chociaż podejrzani siedzą już za kratami i czekają na proces, to ich adwokaci bardzo stanowczo bronią praw swoich klientów. I to w takich okolicznościach poznajemy właśnie dwóch potencjalnych Love Interest.
Pierwszym z nich jest Shanrae, reprezentujący Krąg Druidów. Miły chłopak, w stylu osobowości genki, który do tej pory wychowywał się w lesie, aż przeniósł się wreszcie do dużego miasta, by bronić swoich kochających przyrodę braci i sióstr. MC postrzega go, jako trochę niedojrzałego, ale w sumie życzliwego typa, któremu wprost nie mieści się w głowie, że ktokolwiek z poczciwych druidów mógłby dopuścić się zbrodni. W końcu oni kochają wszelkiej maści stworzenia i duchy oraz studiują głównie magię leczenia.
Drugi potencjalny kawaler, czyli Kalaseth, to już jego absolutne przeciwieństwo i przedstawiciel Ligii Nekromantów. Facet jest bardziej racjonalny, ale też ekscentryczny. Nie stroni od kupowania drogich trunków, wina i zabawy. Będzie też próbował manipulować Riilai na swój sposób, bo nie jest przekonany, czy dziewczyna ma wystarczające umiejętności, aby pomóc jego klientowi. A wersji zirytowanej robi się z niego 100% buc, który ewidentnie lubi odreagowywać na MC swoje frustracje. (Może dlatego w scenach z miłosnymi uniesieniami każe nazywać się „master”… *chrząknięcie*).
Oczywiście, jako adwokaci, panowie nie mogą zbytnio ingerować w przebieg śledztwa. Będą jednak słuchali naszych raportów, zdawanych policji, po zbadaniu każdego miejsca zbrodni i okazjonalnie zapraszać na rozmowy (= pseudo randki). A to Shanrae zabierze MC nad stawik, aby wymasować jej stópki, po tym, jak chodziła przez cały dzień w szpilkach i szukała dowodów, a to dla odmiany Kalaseth wyciągnie ją na zakupy w ramach przeprosin, bo obleje „przypadkiem” trunkiem jej ulubioną sukienkę itd. Gra jest bardzo krótka, więc w sumie dostajemy po jednej takiej scence, nim wyraźnie musimy się opowiedzieć, który z LI wpadł nam w oko, a wtedy możemy odblokować jeden z happy, neutral lub bad endingów.
W tych szczęśliwych zakończeniach, bez większych niespodzianek, bohaterowie zostają po prostu razem, a w epilogu możemy poczytać, jak układały się ich dalsze losy. W pechowych, też bez zaskoczenia, dochodzi do całej masy różnych śmierci i problemów, bo jednak konfrontacja z demonem, to nie bułka z masłem. Cała fabuła jest jednak prosta jak budowa cepa i jedynie malutki plot twiścik, u samego końca historii, sprawił, że na moment zdołałam się ożywić. Ponownie: widać, że był jakiś pomysł, zabrakło tylko doświadczenia, by go sensownie zrealizować.
Największą bolączką „Love Ritual” jest bowiem skrajna nuda… Nie prowadzimy śledztwa z bohaterką, ale jedynie słuchamy jej wniosków. Nie możemy więc sami niczego przewidzieć ani wydedukować, bo tropy nie dają nam na to szans. Co więcej, wrażenie istnienia dwóch ścieżek jest tutaj bardzo iluzoryczne, bo tak naprawdę to jedna, krótka common route z innymi endingami – panem A lub panem B, a nie odrębne historie, jak mogłoby się wydawać z reklamującego „Love Ritual” opisu.
Najgorsze jednak, że te dwie scenki przygodówkowe – z badaniem miejsc zbrodni – są przy tym wszystkim zbugowane jak cholera… Gra wiesza się przy opcji „pomiń”, przy klikaniu w przedmioty, przy niektórych dialogach… W efekcie jej przechodzenie to dość bolesny proces, bo nie wiemy, czy coś zrobiliśmy źle, czy to kolejny błąd uniemożliwia nam postęp, bo znowu się coś pocrushowało. Niby twórcy obiecali zająć się solidnie łataniem po premierze, ale z tego, co widzę w komentarzach, to potem zamilkli. Można więc chyba spokojnie założyć, że porzucili swoje dziecko na pastwę losu. A chociaż z żaden z błędów nie był na tyle krytyczny, aby uniemożliwił mi ukończenie tytułu, to częste wczytywanie autozapisu, w celu uratowania danej sceny, było jednak niezmiernie irytujące.
Z dodatkowych atrakcji w grze znajdziemy też minigierkę z szukaniem ukrytych kotów na backgroundach oraz galerie z wszystkimi odblokowanymi CG. Stąd naprawdę wielka szkoda, że nie dopracowano tego tytułu, bo po stronie wizualnej widać, że miano na niego jakąś „wizję artystyczną”, ale zabrakło umiejętności pisarskich i programistycznych, aby ją zrealizować. W efekcie „Love Ritual” kusi ładną buźką, niczym nieznajomy/a w barze, ale szybko odkrywamy, że daliśmy się zmroczyć za dużej ilości alkoholu, gdy po upojnej nocy nastaje okrutny poranek.
Tym trudniejsza wydaje mi się w tym wypadku ocena tego tytułu, bo widać jego potencjał: 1) ciekawa, zaradna MC, 2) pomysł, by rozwiązywać zagadkę kryminalną, bardziej 3) angażująca mechanika niż w typowej otome, 4) ładny styl – ale to wszystko i tak nie ma znaczenia w obliczu frustracji, wynikającej z bugów i nieciekawej historii (deklaracja miłości po 3 rozmowach?), mającej de facto prowadzić nas do smętnego opisu wspólnej nocy w wersji mniej lub bardziej hardcorowej. Osobiście nie oczekuje od gier otome czy VN żadnych elementów erotycznych, więc ani mnie to grzało, ani ziębiło. Dla kogoś taki „adult content” może być atrakcją, innych zniechęcić, ale jeśli to już jedyne, co tytuł ma do zaoferowania, to bardzo ciężko mi postrzegać go w kategorii „powieści wizualnej”.
Dlatego – tym razem – nie mogę zachęcić Was do zakupu „Love Ritual”. Przetestujcie sobie demo, jest darmowe, więc może komuś wymienione wcześniej wady nie będą przeszkadzały, ale dla mnie to gra, która nie powinna zostać w takim stanie oddana w ręce odbiorców. Wiecie, taki ukryty „early access”. Nic zatem dziwnego, że spotkała się głównie z mieszanymi komentarzami i krytyką. Aż szkoda pracy ilustratora… (btw. nawet funkcja robienia screenshotów nie działa, podobnie jak odblokowywanie osiągnięć Steama, ale i tak mam dla Was przykłady ilusracji – by chociaż, na osłodę, nacieszyć oczy 😉).