Co byśmy zrobili z dostępnym nam czasem, gdybyśmy wiedzieli, że po 10 dniach po naszą duszę przyjdą demony? „10 Days with My Devil” to właśnie tego typu romantyczno-pokręcona historia… gdzie, aby uniknąć okrutnego losu, wystarczy zdobyć serce jednego z mrocznym posłanców…
- Tytuł: 10 Days with My Devil
- Oryginalny tytuł: Akuma to Koi Suru 10 Kakan ( 悪魔と恋する10日間 )
- Data wydania: 2010-10-01
- Developer: Voltage Inc.
- Wydawca: Voltage Inc.
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: brak
Linki
Bohaterowie
Główna bohaterka
Imię: do wyboru Typowa bohaterka gier od Voltage. Niekiedy bierna, a niekiedy nierozsądna, ale odważna. Pracownica korporacji, bez własnych ambicji. |
Ścieżki
Kakeru (postać romansowa) Pan idealny. Następca tronu, który uważa, że nigdy się nie myli. <<RECENZJA>> | |
Satoru (postać romansowa) Zaufany sojusznik, ale i opiekun Kakeru, ze słabością do kobiet. <<RECENZJA>> | |
Haruhito (postać romansowa) Były anioł, który szybko odanalazł się w anielskiej skórze. <<BRAK>> | |
Maguru (postać romansowa) Niechciany, drugi syn, który szuka sobie na świecie miejsca. <<BRAK>> | |
Shiki (postać romansowa) Nieśmiały, aspołeczny diabełek o potężnej mocy. <<BRAK>> | |
Rein (postać romansowa) Przez większość czasu nie mam pojęcia, o czym on mówi. <<BRAK>> | |
Tsubasa (postać romansowa) Bywa bardziej surowy od diabłów… <<BRAK>> |
Recenzja
W recenzji gry nie znajdują się spoilery.
Nie da się wejść na reddita, twittera czy jakiekolwiek social media poświęcone gatunkowi otome i nie znaleźć obecnie przynajmniej jeden wzmianki o Obey Me!, a przecież konkurencyjne studio – Voltage – już lata temu także stworzyło swoją własną opowieść o czarujących diabłach. Dlatego to nie tak, że piekielna tematyka jest w światku graczy czymś absolutnie nowym. Ba! Powiedziałabym, że demony i anioły, są nie mniej popularne od wampirów, wilkołaków czy ayakashi.
Niestety, jak to zwykle z tytułami, które mają już ciężar upływającego czasu na karku, bywa, tak i w tym wypadku 10 Days with My Devil odbiega już mocno narracyjnie od standardów, które możemy znaleźć we współecznych grach dla kobiet. W skrócie to bardzo prosta, pozbawiona jakiś ciekawszych zwrotów akcji historyjka, z bezbarwną i beztwarzową protagonistką, często idiotycznie brawurową, ale za to obdarzoną ogromnym sercem. Jeśli więc nie zraża Was ten projektowy retro style, w którym dialogi ograniczają się do rozprawiania na temat zalet MC, a panowie zachowują się bardzo zdziecinniale i wciąż ze sobą rywalizują, zamiast budować jakieś ciekawsze relacje, to zostańcie ze mną! Gra 10 Days with My Devil jest bowiem wciąż dostępna w aplikacji Love 365 i powiedziałabym, że pod wieloma względami przypomina jakby wersje alfa innego, popularnego tytułu tego studia – Enchanted in the Moonlight, ale o tym za chwilę.
Najpierw wprowadzenie do fabuły! Nasza bezimienna bohaterka, o jak wspominałam, obliczu pozbawionym oczu i równie miałkiej osobowości, ma wyjątkowego pecha. Siły wyższe sprawdziły w kalendarzu i wszystko wskazuje na to, że wybiła jej godzina śmierci. A miało się to odbyć wyjątkowo spektakularnie, bo dom dziewczyny, dosłownie, rozniosło w powietrze. Tyle że „zły los” coś spartolił… bo tak się akurat złożyło, że bohaterki akurat w tym feralnym momencie w domu nie było. Cofnęła się w progu, bo zaszczekał jakiś pies. A skoro przeżyła wypadek, to – oczywiście – należało to skorygować, by się wszystko w diabelsko-anielskiej księgowości zgadzało. Dlatego sprawcy zamieszania przedstawiają się już oficjalnie (jeden okazuje się być nawet jej kolegą z pracy!) i informują, że no… może nie wyszło najlepiej (i nie pokazali się z najbardziej profesjonalnej strony), ale sprawę trzeba zamknąć do końca, więc przyszli w zasadzie tylko po jej duszę. Jak się bowiem potem dowiemy, w tym świecie diabły i anioły prowadza coś w rodzaju „reinkarnacyjnego biznesu”. Jedna grupa zbiera duszę (by przez różne, tragiczne wypadki i sytuacje odrywać je od ciała), a inna wprowadza znowu „do obiegu”. I tak w skrócie wyglądają zaświaty. Bez wnikania zbytnio w szczegóły, po co w ogóle to robią i kto im kazał? (Ano, niby dla jakiegoś tam „balansu” całego uniwersum. Czy inne bzdury…).
W każdym razie, po wysłuchaniu argumentów, dziewczyna bynajmniej nie jest chętna umierać. W końcu to nie tak, że teraz powie tylko „aha” i zapyta „gdzie podpisać papiery?”. Zamiast tego prosi demony o jeszcze 10 dni, bo musi zamknąć ważną, niedokończoną sprawę, a w każdym wątku chodzi o jakiś inny problem. Może to być np. chęć zobaczenia siostrzenicy, która wkrótce przyjdzie na świat albo ostatnia szansa na wyznanie koledze z pracy, że się w nim zakochała itd. A ponieważ demony przyznają, że ta cała niezręczna sytuacja to po części ich wina, to zgadzają się przyjąć reklamacje. MC ma dodatkowe 10 dni i ani chwili dłużej, ale spędzi ten czas w towarzystwie jednego z nich, jako strażnika i będzie musiała dodatkowo zamieszkać z całą ferajną w ich domu = ziemskiej bazie operacyjnej.
Tym sposobem do wyboru dostajemy ścieżki 5 demonów i 2 aniołów. Kakeru to książę i lider całej grupy, zawsze idealny i z kijem w tyłku, bo cały czas myśli o tym, czy godnie reprezentuje swojego starego. Meguru to jego młodszy brat i ktoś w rodzaju praktykanta. Nie czuje się dobrze ani z piastowaną pozycją, ani z powodu swojego pochodzenia. Wyraźnie bowiem dusi się w cieniu „idealnego” rodzeństwa. Satoru to vice-kapitan, który z opowieści panów jest najbardziej „diabelski” i „okrutny”, a poza tym miewa lepkie łapy oraz ugania się za wszystkim w spódnicy. Haruhito to najbardziej wyluzowany typ, ex-anioł i żartowniś, chociaż ta jego ostatnia cecha nie przypada zbytnio grupie do gustu. Wreszcie Shiki posiada potężną moc wpływania na wspomnienia… ale jego osobowość jest bardzo ekscentryczna. Ciągle śpi, marudzi, łatwo się rumieni i przypomina duże dziecko. Jeśli chodzi o anioły, to poza mocami, ich charakter nie odbiega zbytnio od demonów: Rein jest miły, gada z irlandzkim akcentem i wykazuje sporą empatię, a Tsubasa to kolejny cwany typ uwodziciela.
Oczywiście, w ciągu tych 10 dni, nasza MC będzie nie tylko rozwiązywała swoje istotne sprawy, ale uda się jej też zdobyć serce wybranka, a potem już parka wspólnie będzie musiała wymyślić, jak tu oszukać system. W końcu prawo mówi wyraźnie, że ocalenie człowieka przed pisanym mu losem jest poważnym przestępstwem. W kontynuacjach i dodatkach będziemy za to mieli okazje zobaczyć, jak układały się dalsze relacje pary – co w sumie praktycznie zawsze kończy się epilogiem ze ślubem (poza Tsubasą, który nie doczekał się „wedding sequelu”, gdyż porzucono pracę nad apką…).
No to, co myślę o tej grze? Poza faktem, że narracja jest już mocno przestarzała? Ano drażniły mnie jeszcze dwie, inne rzeczy. Pierwszą z nich jest wrażenie, że panowie się niezbyt lubią. A chodzi mi o to, że nie mieliby większych oporów, aby sobie przyprawić rogi (ha ha… dobry suchar o demonach, nie, nie!? ;)) albo na siebie donieść do przełożonych. Dlatego kłócą się często o jakieś absolutne pierdoły, co wcale nie jest zabawne, a sprawia, że ciężko polubić ich jako drużynę. Jakby byli kolegami z klasy, a nie dorosłymi ludźmi… eee… diabłami. I chociaż niby się tam wspierają, to brakuje w tym wszystkich ducha prawdziwej przyjaźni. Stąd np. ich wspólne imprezy często wychodziły niezręcznie.
Druga sprawa to brak oryginalności świata przedstawionego. W sensie anioły i demony mają tam niby jakieś umiejętności ponadludzkie (np. potrafią latać i ich temperatura ciała jest niższa), ale nie przekłada się to w żaden sposób na ciekawszą konstrukcje fikcyjnego uniwersum. Nic nas nie zaskakuje, nie widzimy tych istotnych różnic między gatunkowych, nawet ich polityka i struktury rodzinne są identyczne jak u ludzi. Dlatego wprowadzanie elementów fantasy, ale bez wykorzystywania ich potencjału, postrzegam jako zmarnowaną szansę. Czy poważnie długowieczne, potężne istoty myślałaby dokładnie tak samo i zachowywały się jak my? W żaden sposób nie odbiłoby się to na ich percepcji czy poglądach? Dlatego nie spodziewajcie się w tym aspekcie żadnych fajerwerków…
…to, co, 10 Days with My Devil nie ma żadnych plusów? Ależ są! Więc to nie tak, że tylko narzekam. (Chyba?). Przede wszystkim to jedna ze starszych gier, więc dla odmiany została w 99% dokończona. Co się ostatnio Voltage już nie zdarza… Dlatego możecie przejść zupełnie cały wątek, jeśli tylko spodoba się Wam dana historia i nie obawiać, że opowieść urwie się w połowie. Po drugie podobały mi się CG. Nawet jeśli twarz bohaterki zaczęli dorysowywać tylko na późniejszych. Widać jednak, że ktoś się przy nich starał. I wreszcie, po trzecie, niektóre ze scen były nawet urocze. Zwłaszcza gdy bohaterka próbowała szukać powodów, by cieszyć się tymi ostatnimi, 10 dniami życia i towarzyszyły temu jakieś głębsze refleksje. W końcu nie łatwo byłoby zachować spokój i zimną krew na jej miejscu. Dlatego akurat ten motyw pokazano całkiem zręcznie.
Czy mogę jednak 10 Days with My Devil polecić, to już inna kwestia. Nie będę ukrywała, że przy wielu ścieżkach wynudziłam się śmiertelnie. (Ale może to też była strategia diabłów, by ofiara nie stawiała oporów i poprosiła o dobicie?). Głównie dlatego, że jednowymiarowość postaci była aż nadto przytłaczająca. Wciąż jednak dostrzegam w tej grze wiele elementów, które potem bardziej udolnie przeniesiono do innych fantasy tytułów tego studia, jak chociażby Enchanted in the Moonligh czy Star-Crossed Myth. Jeśli więc spodobały się Wam późniejsze gry Voltage, to całkiem możliwe, że tutaj również znajdziecie coś dla siebie. Dlatego, dla mnie, 10 Days with My Devil to fabularnie tylko taki średniak, ale dostaje jeszcze plusik za wykonanie techniczne. Gdyby w aplikacji były głosy aktorów, to pewnie psioczyłabym znacznie mniej. Mam jednak spore opory z wystawieniem pozytywnej oceny, skoro finalnie polubiłam tak niewiele postaci… O czym przekonacie się szczerzej, w recenzjach poszczególnych wątków! Do czego serdecznie zachęcam!