Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze
    • Plany wydawnicze 2025
    • Plany wydawnicze 2026
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Nike (Battlefield Waltz)

Posted on 02/12/202521/11/2025 by Hina

Uwaga: w ścieżce pojawiają się różne triggerujące teści, w tym różne formy przemocy, w tym motyw samobójstwa.

Wiele osób mówiło o tej ścieżce, że jest najlepsza, a mnie Nike ciekawił po prostu ze względu na wprowadzenie. Wiedziałam bowiem, że skrywa jakiś większy sekret i najprawdopodobniej wcale nie jest takim niewiniątkiem, na jakie wygląda. Stawiałam na to, że może być jakimś demonem. Kiedy bowiem opowiada o sobie, to dzieci w tle nucą wierszyk na temat przyzywania demonów, sam siebie często nie chce określać, jako „człowieka”, a i współpracuje z magiem Mephisto, który… A co ja Wam zresztą będę tłumaczyć? Przecież widać po imieniu, kim typ był! Miałam się jednak srogo rozczarować, bo fabuła Nike bynajmniej nie poszła w tym kierunku, ale bardziej… przewidywalnym? Ogólnie mam wrażenie, że ktoś, kto pisał ten scenariusz, ma jakąś wielką miętę do uniwersum Naruto, bo pojawiła się już seiyuu z anime, Abel to w zasadzie Sasuke w swoim najgorszym wydaniu, MC ma włosy niczym Sakura, a u Lastina przewija się organizacja Akatsuki… A skoro tak, to nie mogło przecież zabraknąć ninja w najczystszym wydaniu.

Ale poleciał już gruby spoiler – o czym uczciwie ostrzegłam na początku. Lećmy więc tradycyjnie ze streszczeniem!

Nike jest najsłabszym z całej Akademii Wojowników i pada przez to często ofiarą żartów. Ma tak beznadziejne wyniki, że instruktorzy nie widzą dla niego żadnej nadziei. Nie pomaga też fakt, że do szkoły dostał się podobno dzięki jakimś znajomościom rodzinnym. Można więc powiedzieć, że spełniał czyjeś ambicje, a sam określał siebie jako pacyfistę. Z tego powodu ten młody chłopak wylądował u medyków, bo jego wiedza o ziołach i truciznach nie miała sobie równych. W czym trzeba od razu zaznaczyć, że w tej szkole była to niepożądana ścieżka kariery i coś w rodzaju kary. W sensie, jeśli dawałeś ciała na turniejach i walkach grupowych, to byłeś degradowany do supportu.

Taki sam los spotyka zresztą naszą MC, bo – jak wiadomo – w tej grze logika to sprawa drugorzędna, więc instruktorzy, zamiast poświęcać posiadaczce przeklętego miecza dwa razy więcej uwagi i ją motywować, dochodzą do wniosku, że w sumie może też siedzieć u medyków, bo radzi sobie i tak średnio w porównaniu z resztą, więc co ją tam będą nudzić lekcjami. W końcu to nie tak, że pomogłoby jej dodatkowe, indywidualne szkolenie, zwłaszcza że była celem tak wielu osób (w tym złowrogiego królestwa Romua).

W każdym razie MC – czyli dziewczynie o imieniu Lan – nie bardzo to nie przeszkadza. Lubi towarzystwo Nike, chociaż ten unikał jej do tej pory i przy każdej możliwej okazji zbywał ją jakąś wymówką, gdy zapraszała go na lunch, ale nawet to nie psuje jej dobrego humoru. Wszystko dlatego, że wie, iż chłopak jest wycofany i zawsze trzyma się na uboczu. Nie chodziło więc o to, że miał jakiś konkretny problem z nią samą. Na dodatek, gdy już udawało im się porozmawiać, to zawsze był dla niej sympatyczny, udzielał jej jakiś mądrych porad, albo pomagał w obowiązkach. Nie miała więc w sumie na co narzekać.

Pewnego dnia Lan postanawia jakoś odwdzięczyć się koledze i naciska, aby razem potrenowali, skoro są najgorsi. Nike początkowo się opiera, ale wreszcie ulega czarowi i prośbom dziewczyny. Stąd, gdy tylko wyjął swoje dwa sztylety, co miało też przelotnie miejsce w common route, od razu powiedziałam sobie, że jeśli nie będzie demonem, to stawiam na zabójcę. Inaczej po co mieliby dawać mu taki design? No, ale jak można się domyślić, dalej idzie mu średnio, aż do pary dołącza instruktor Leonidas. Jest on zafascynowany faktem, że uczniowie, pomimo bycia na samym dnie rankingu, wciąż mają motywacje, by pracować nad własnymi słabościami. Postanawia więc im pomóc, chociaż koncentruje się głównie na Nike (olać dziewczynę z przeklętym mieczem, nie?). W czym same ćwiczenia kończą się, niestety, równie nieoczekiwanie, jak się zaczęły, bo chłopak zostaje ranny i nie mogą przez to kontynuować.

Zasmucona Lan obwinia się za to, że tak naciskała. Co prawda rana nie jest groźna, ale i tak była niefortunna, bo Nike został trafiony w dłoń, a to utrudniałoby mu wykonywanie dalszych obowiązków. Postanawia więc chociaż tak mu się zrehabilitować, że pomoże mu z bandażem, a młodzieniec jest zszokowane i onieśmielony. To właśnie wtedy zastanawia się nad swoim „człowieczeństwem” i wartością, ale warto wspomnieć, że prawdopodobnie miał tu na myśli albo system kastowy – bo mordercy w dawnej Japonii uchodzili za „nieludzi”, albo ogólnie pojętą moralność – co nawet w kontekście religijnym czyniło z niego potwora. Tak czy inaczej, Nike oznajmia, że nikt nigdy nie zrobił dla niego niczego podobnego, a bandaż stanie się dla niego cenną pamiątką. Jak dowiemy się z historii bonusowej, Nike będzie go prał i nosił nawet wtedy, gra rana dawno się zagoi, co zauważy nawet dzielący z nim pokój Abel i uzna za cholernie dziwne.

Ta sytuacja jest jednak na tyle istotna, że to właśnie po niej Nike otwiera się na znajomość z MC i nawet godzi się z nią pójść na wspólny posiłek, który zresztą opłaca. Widać przy tym wyraźnie, że dobrze się bawi, uśmiecha często i chętnie rozmawia, chociaż jak zapewne się domyślacie, nie mógł być wówczas zupełnie szczery.

W międzyczasie twórcy postanowili nie oszczędzać mojej poczytalności i wróciliśmy do wątku szpiega, czyli tego samego, o którym czytaliśmy w ścieżce Abela. Królowie wzywają MC na spotkanie i ujawniają jej, że w Akademii może skrywać się agent wroga, udający studenta. Co więcej, to nie kto inny, jak Romua odpowiadali za masakrę w rodzinnej wiosce Lan, a sprawa wydaje się o tyle skomplikowana, że nie mógł tego dokonać zwykły wojownik. Ojciec MC był bowiem bardzo silny. Na dodatek na jego ciele znaleziono ślady, jakby ktoś poderżnął mu po kryjomu gardło. Musiał więc to być haniebny i skrytobójczy atak. Bohaterkę zaś przeraża informacja, że wśród jej znajomych może znajdować się zdrajca. Obiecuje jednak mieć oczy i uszy naokoło głowy. W czym i tak o wszystkim opowiada Nike, chociaż ostrzeżono ją, że ma zachować te informacje dla siebie. XD Na szczęście love interest w uniwersum Battlefield Waltz lecą na ładne i niewinne, a nie na te bystre, więc naszej protagonistce nie grozi samotność aż do śmierci.

Kolejne dni upływają, a dzieciaki poznają w mieście babę od kanapek. Dokładnie to jakaś schorowana staruszka sprzedawała chleb, a Nike i MC bardzo go polubili, bo… był ręcznie robiony. W czym, gdy to padło, zamrugałam ze zdziwienia, bo jak do tej pory wszystko wskazywało na to, że jesteśmy w jakimś zacofanym uniwersum fantasy, a skoro tak… to jak, do jasnej cholery, ona miałaby inaczej robić ten chleb i dżem? Kupować w pobliskiej hurtowni, a potem odsprzedawać z własną marżą? Poważnie, jak czasami tak słucham, co scenarzyści tutaj wymyślili, to ręce opadają… Tak czy inaczej, Nike odkrywa, że ma słabość do pieczywa, o czym nie miał pojęcia, a to wszystko dzięki Lan, która przedstawiła mu tak fajną handlarkę. Co więcej, chłopak decyduje się także upiec własny bochen, bo miał do tego dryg, a Lan i Lustin (który stał się przypadkowym testerem) wspólnie zgadzają się, że wyszło mu zarąbiście i mógłby rozważać w przyszłości pracę jako piekarz.

Aby jednak nie było aż tak wesoło, muszę jeszcze wspomnieć o jednym szczególe. Ano, wykonując prace dla medyków, dzieciaki zbierały zioła w lesie. Przeważnie Nike chodził tam sam, a dodatkowo wielokrotnie ostrzegał Lan, by nigdy przenigdy nie zapuszczała się w głąb, bo są tam jadowite węże. Dlaczego akurat tam i dlaczego nikt nie zainteresował się, że Nike znika w buszu na długie godziny bez nadzoru? Mnie nie pytajcie. W każdym razie okazuje się, że MC nie musi nawet łamać tego rozkazu, aby znaleźć się w niebezpieczeństwie. Gdy zbiera borówki i inne maliny dla staruszki w mieście (tak, na dżem, bo tamtą bolały plecy), to zostaje dziabnięta przez węża. Zwierzę jest, oczywiście, śmiertelnie jadowite i to kolejny z momentów, w którym pozostawiona sama sobie strażniczka przeklętego miecza mogła po prostu skonać bez niczyjej wiedzy offscreenowo… ale tak się nie stało, bo był z nią Nike. Nie tracąc chwili, chłopak przyssał się do jej uda i pozbył większości trucizny, a potem zabrał nieprzytomną MC do Mephisto. Miała więc u niego dług. I to w rodzaju tych, które niełatwo spłacić.

Nic zatem dziwnego, że gdy stała się świadkiem kolejnych wydarzeń, to miała absolutny mętlik w głowie. A dokładniej to gdy wracała w deszczową noc do szkoły, po tym jak roznosiła kwiaty, MC przypadkowo wlazła na miejsce zbrodni. Zobaczyła wtedy instruktora Modesto z poderżniętym gardłem, a nad nim jakiegoś gościa ubranego na czarno, który zdjął kaptur (po cholerę?) i wtedy rozpoznała w nim Nike. Lan była jednak tak zszokowana, że nie przyjęła tego od razu do wiadomości, a zabójca nie uczynił jej żadnej krzywdy, chociaż mógł ją usunąć jako niewygodnego świadka. Btw. widzicie, że ona znowu mogła tutaj skonać, bo pozwolono jej się kręcić samotnie nocą po mieście? To jest po prostu aż… eh, brak mi słów.

Jakiś czas później, spotykając Nike w Akademii, Lan próbuje zachowywać się jak zawsze, chociaż nie jest to łatwe. W zasadzie to po prostu godzi się z podpowiedzianą jej przez chłopaka wersją, że ma on swojego sobowtóra i oboje trzymają się tego idiotycznego kłamstwa, bo w przeciwnym wypadku ich relacja kompletnie by się posypała. Nie zostało więc im nic innego. Poza tym MC wciąż potrzebowała Nike i zbyt go lubiła, wolała więc chyba nawet udawać i wypierać wszystko, niż wprost przyznać, że może być on zabójcą Modesto, a co za tym idzie, prawdopodobnie poszukiwanym zdrajcą, a jeśli tak… to i mordercą jej ojca.

Kolejne dni mijają i dzieciaki obchodzą wspólnie urodziny Colette. Niestety ich wesoły przebieg zostaje przerwany przez wtargnięcie jakiś nachalnych pijaczków, którzy rozpoznają w Ghido jakiegoś rzeźnika z Romuy. A przez rzeźnika nie mam tu na myśli zawodu, ale straszliwego i okrutnego wojownika, z którego ręki poległo wielu cywili i wrogów. Co w sumie prowadzi do tego, że Colette dodaje dwa do dwóch i orientuje się, że Ghido odpowiadał w przeszłości za śmierć jej rodziców. Od jakiegoś czasu wiedziała już, że nie jest jego biologiczną córką. Nie znała jednak okoliczności, przez które znalazła się pod jego opieką, a jak łatwo się domyślić, to Ghido przygarnął sierotkę po tym, jak dopadły go wyrzuty sumienia.

A po co w zasadzie jest ta scena? Kogoś bowiem mogłoby zastanowić, na jaką cholerę przedstawiają nam nagle backstory postaci pobocznych. Ano dlatego, że Colette nie jest pewna, czy będzie potrafiła wybaczyć kiedyś Ghido nie tylko jego kłamstwa, ale też zbrodnie – co prowadzi do przemyśleń naszej MC, że ona sama także nie wie, jak postąpić. Z jednej strony powinna czuć chęć zemsty, ale tak wcale nie było. Miała po prostu rozdarte serce i gdy rozmawia na ten temat z Nike, ten pociesza ją, obejmuje i prosi, by nie zadręczała się myśleniem o pomszczeniu ojca, bo pozbędzie się mordercy dla niej. Musi tylko poczekać.

Romans potrzebował jednak jakiegoś kopa, bo chociaż chęci i uczucia już były, to dzieciakom brakowało inicjatywy. Z pomocą przychodzi Tifalet, który robi MC miłosną wróżbę i wyjawia jej, że widzi w jej przyszłości osobę, która darzy ją głębokim i szczerym uczuciem, ale niedługo na zawsze zniknie z jej życia. Kiedy więc Nike daje jakiś czas później Lan pierścionek z motylem, a potem prosi w zamian, by pod żadnym pozorem nie szła w głąb lasu, to Lan orientuje się, że straszliwa przepowiednia właśnie się spełnia. A co zatem robi? Idzie sama w głąb lasu, gdzie znajduje Nike w otoczeniu stosu zwłok po zamordowanych elitarnych rycerzach Romua, ale to jeszcze nie koniec. W tym wężowym zagajniku jest także Igor, czyli generał sił złowrogiego królestwa, który osobiście przyszedł sprawdzić (i ukarać) Nike za to, że nie wypełnił jeszcze kontraktu i nie porwał dla niego MC. Bogowie, trzymajcie mnie, jak oni się tam w tych czarnych płytówkach po cichutko teleportowali w głąb terytorium wroga, do zagajniczka tuż obok Akademii pełnej super hiper wybrańców wojowników? Tacy z nich specjaliści, jak z koziego zadka instrument dęty. Czy w tym uniwersum nie istnieje pojęcie zwiadu? Dlaczego generał przylazł sam?! Nieistotne! Ważne, że wszystkie wątpliwości MC zostają potwierdzone.

No to jedziemy: tak, Nike był płatnym zabójcą wychowanym w czymś w rodzaju wioski ninja. Tak, dołączył do Akademii, aby wypełniać bez problemu kontrakty na głowy różnych uczniów i instruktorów. Tak, to on zabił ojca MC i to było dla niego tylko zlecenie. Tak, współpracował z Romuą. I tak, w istocie był niesamowicie silny, najlepszy w swojej wiosce, ale udawał miernotę, by nie rzucać na siebie podejrzeń. Jakim cudem wojownicy, którzy podobno powinni przewidzieć wynik pojedynku jedynie po postawie walczącego, nie zorientowali się, że Nike udaje? Kolejna rzecz, nad którą lepiej się nie zastanawiać.

Tak czy inaczej, Nike nie zamierza oddać ukochanej (tak ukochanej, bo nazywa ją tak wprost) w ręce Igora i zaczyna z nim walkę, którą, oczywiście, wygrywa. Zaraz potem chce porozmawiać z MC, ale wtrąca się Igis, która przybiegła ostrzec o wszystkim dziewczynę, bo załapali wreszcie, kto był zdrajcą… tyle że wtedy Nike postanawia „ukarać” zabójcę ojca Lan – zgodnie z obietnicą. Skrada dziewczynie pocałunek i podcina sobie gardło, co było dość makabrycznym obrotem spraw, jak na tę grę. Nie musicie jednak sięgać po chusteczki, bo jesteśmy ciągle na dobrej drodze do happy endingu. Widząc to wszystko, mięknie nawet Wilhelm i mówi „do… ekhem, jasnej cholewki, nie mogę już na to patrzeć”, czy coś w ten deseń, i postanawia się poświęcić, czyli oddać całą swą moc, ale uratować chłopaka. Zresztą on sam miał już serdecznie dość bycia duchem przeklętego miecza i pragnął wolności.

Tym sposobem Nike powraca do świata żywych, ale głównie po to, by dokończyć parę pozostawionych spraw. Gdy Nirvana znowu rusza na front, chłopak już nie za specjalnie kryje się ze swoimi umiejętnościami, a gdy ma okazje, to zabija Razeona, czyli króla Romua, by tym samym zapewnić ojczyźnie ukochanej parę lat spokoju. Zaraz potem planował zniknąć i odpłynąć na inny kontynent, ale został powstrzymany przez MC, która pobiegła za nim do portu. Cokolwiek planował dalej i jakkolwiek chciał żyć, to Lan postanowiła mu towarzyszyć. Nie czuła bowiem już żadnej złości, wątpliwości, ani nie wyobrażała sobie rozłąki. Bohaterowie wymieniają więc buzi-buzi, tym razem za obopólną zgodą, a potem idą spakować MC, pożegnać wszystkich (w tym babę od pieczywa) i przygotować się na wspólną podróż w nieznane.

W złym zakończeniu numer 1#: MC umiera, bo ugryzł ją wąż, ale tym razem nie dało się jej uratować. W zakończeniu numer 2#: to Nike ją zabija, podając dziewczynie bezbolesną truciznę, bo wie, że póki żyje, Lan zawsze będzie czyimś celem i nie zazna spokoju. Hm, no ale mogłeś jej dać, chociaż te kilka dni, miesięcy czy lat? Trzeba było się od razu tak wyrywać?

No i to by było na tyle, a ja niestety nie jestem w stanie podzielić entuzjazmu innych graczy. Może dlatego, że spodziewałam się więcej? Ogólnie nie mam nic przeciwko, jeśli chodzi o motyw takiego nawróconego zabójcy (np. uwielbiam postać Orloka z „Piofiore: Fated Memories”, gdzie pojawia się ktoś w rodzaju specjalnego agenta Kościoła, czy hrabiego Saint-Germain z „Code Realize”, który też ma swoje za uszami). Tutaj mam jednak wrażenie, że porażały i męczyły mnie te wszystkie dziury logiczne, a także to, że Lan już doskonale zna prawdę o Nike, ale w zasadzie nie robi z tym nic. Ja rozumiem, że mogła obawiać się konfrontacji, ale miałam wrażenie, że to była taka wygodna wymówka dla scenarzystów, aby ciągnąć ten konflikt przez kolejne rozdziały i chyba po prostu się wynudziłam, czekając, aż oni wreszcie ze sobą pogadają? Ba! Paradoksalnie, przechodząc tę ścieżkę, zerkałam tęsknie w stronę Wilhelma, bo ciekawiły mnie bardziej jego motywacje i historia. Dlaczego tak ciągnęło go na pole walki, szydził z pacyfizmu, a jednocześnie poruszyło go poświęcenie Nike? A przecież nie o to chodzi, by wypatrywać innego love interest. Dlatego – w najlepszym wypadku – była to okej ścieżka, ale naprawdę nie miała nic interesującego do zaoferowania. Wręcz powiedziałabym, że była jak z warsztatów literackich, na których nie wyłapano wszystkich fabularnych koszmarków.

Btw. może cały mój romantyzm wyciek gdzieś po drodze, niczym w starym zlewie brud z kolanka, ale czy tylko ja przewracałam oczami, ilekroć bohaterowie powtarzali, że nie udało im się razem upiec tego głupiego chleba? Poważnie, tego najbardziej żałowaliście? Oni chyba mieli jakieś uzależnienie od glutenu…

Battlefield Waltz, Kuudere, Lekarz / Medyk, Ono Kenshou, Płatny zabójca / Łowca nagród, Shota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme