Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze
    • Plany wydawnicze 2025
    • Plany wydawnicze 2026
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Raul Aconite (Shelby Snail (Cupid Parasite: Sweet and Spicy Darling)

Posted on 22/10/202519/10/2025 by Hina

Pamiętam, że gdy przechodziłam podstawowe Cupid Parasite, to nie byłam fanką Raula. Może dlatego, że jego historia szybko skierowała się w takie rejony absurdu, że nie trafiło to w moje poczucie humoru. Miałam co prawda pozytywne nastawienie do ścieżki na samym początku, gdy wydawało mi się, że zamiarem tworów było pokazanie bardziej fizycznego, mniej wyidealizowanego romansu, ale ten zamiar zrealizowano jedynie połowicznie. Błyskawicznie bowiem porzucono go na rzecz groteski i wiecie, co? Tym razem postąpiono dokładnie tak samo!

Historia Lynette i Raula w fandisku zaczyna się niedługo po tym, jak pokazali się razem na czerwonym dywanie. Agentka jest na młodego aktora ściekła, bo jej zdaniem nie powinien ujawniać się ze swoim życiem uczuciowym, bo to może źle wpłynąć na jego fanów. Mnie jednak ten motyw w grach zawsze bawi, bo powiedzmy sobie szczerze – nie wiem, jak trzeba by być wystrzelonym w kosmos człowiekiem, by oczekiwać, że nasz idol tkwi w jakimś magicznym celibacie i czeka w nieskończoność na „prawdziwą miłość”. Toż ja nawet jako nastolatka, kupująca „Bravo” i wzdychająca do popularnych wówczas muzyków, nie wyobrażałam sobie, że oni pozostaną specjalnie dla mnie singlami. Ale może w Japonii obowiązują inne standardy? Nie wiem. Nie zmienia to faktu, że Raul pada ofiarą właśnie takiego stanu rzeczy i ma się ze swoim uczuciem do Lynette ukrywać.

Tyle że facetowi to nie odpowiada, bo dręczy go dodatkowy niepokój. Ma wrażenie, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi – np. nie hajtnie się z MC błyskawicznie, albo nie będzie z nią sypiał każdego wieczora, by się od niego uzależniła – to ona może w każdej chwili zniknąć i odejść do Celestii. Nie rozmawia jednak na ten temat z ukochaną, a jedynie szuka na własną rękę jakiegoś rozwiązania. I muszę przyznać, że Raul nawet mnie zaskoczył, bo wielokrotnie miał w tej ścieżce znacznie głębsze przemyślenia niż w grze podstawowej. Zdecydowanie więc popracowano nad jego kreacją postaci, a i domyślnie dostał zdecydowanie lepszą wersję swojej fryzury (tą z włosami zaczesanymi w dół 😉).

Pomysłów na jak najszybszy ożenek Raul ma przynajmniej kilka. Przede wszystkim odrzuca wszystkie role, które wymagają od niego odgrywania scen romantycznych. Nie chce ranić Lynette – ale dla mnie to znowu było trochę mało poważne. Jasne, może coś w tym jest, że aktorzy mają problemy z wiernością i potem wchodzą w romans z każdym swoim partnerem na planie, jakby nie odróżniali filmu od rzeczywistości, ale nie jest to przecież regułą, a ten zawód wymaga jednak traktowania swojego ciała jako narzędzie pracy. Nic zatem dziwnego, iż agentka postrzegała takie podejście, jako sabotowanie własnej kariery.

Po drugie, Raul próbuje zadebiutować jako reżyser i tworzy potworny film o psie, bogach i cholera wie, czym jeszcze, w którym to przy okazji jest też scenarzystą i głównym aktorem, a całość sprowadza się do tego, że otrzymuje w nagrodę odpowiednik naszej Złotej Maliny. Poza wybranym gronem dziwaków-koneserów tak specyficznego kina, film nie trafił w gusta publiczności i nawet Lynette śniło się czasami w ramach koszmarów, że jej ukochany pracuje nad sequelem… Możemy więc sobie tylko wyobrazić, jak dobre musiało być to dzieło, że sama ex bogini nabawiła się przez nie PTSD.

Wreszcie Raul postanawia udać się także do wróża, by ten odczytał jego przyszłość i – jak można się domyślić – spotykamy tym sposobem Maurice’a, który oznajmia parze, że aby mogli wziąć ślub… potrzebna będzie ich krew. Cokolwiek to znaczy. Zakochani interpretują to jednak jako charytatywny gest i postanawiają zostać honorowymi dawcami. Korzystają więc z okazji, by podejść do autobusu ze sprzętem, który przy okazji należy do Omar Holdings i przekazują nieco swojej krwi na rzecz potrzebujących – za co postanawia podziękować im sam dziedzic korporacji. Okazuje się, że Omar (jak ja nie cierpię tej postaci…), z jakiegoś powodu siedział w tym busie i wręcza im w nagrodę bilety na swoją cudowną wyspę, gdzie jest spa, hotele i romantyczny klimat specjalnie dla par. Brzmi więc to jak idealne warunki na wakacje, prawda?

Przy okazji Raul podejmuje także pracę w sklepie z donatami, gdzie poznaje równie pokręconego jak on sam Robina Bulleta, z którym szybko się zaprzyjaźnia. Raul wierzy, że próbując „normalnego życia”, może znajdzie dla siebie inną drogę niż aktorstwo, a tym samym agentka nie będzie mogła mu już zabraniać ożenku z Lynette. Swoją drogą, jego pospiech naprawdę był niepokojący, bo przypomnijmy, że on miał tylko 21 lat. Spokojnie więc mogli cieszyć się z MC młodością, skoro i tak – jakby nie patrzeć – byli razem, no ale wtedy nie mielibyśmy w tej ścieżce żadnej dramy… Potrzebny był więc taki trochę na wyrost problem. (W czym to nie tak, że krytykuje czyjąś decyzje o szybkim ożenku. Wszyscy mamy inne podejście do tej sprawy. Po prostu w XXI wieku dajemy sobie zwykle więcej czasu na takie kroki, a możliwe nawet, że dopiero zaczynamy pracę zawodową lub studia – nie ma więc za bardzo czasu czy zasobów na hajtanie).

W każdym razie parka jedzie razem do D’Amour Paradis, a Robin załatwia nawet Raulowi alibi, że niby był w robocie, aby agentka nie przyłapała go na randce z Lynette. Niestety wyjazd szybko przeradza się w jedną wielką ucieczkę przed fanami. Rozpoznany przez tłum aktor dosłownie staje na głowie i odwala akcje niczym z filmów o Bondzie, aby nie dać się przyłapać na wyspie z kochanką, bo prasa na pewno by się potem o tym rozpisywała. Dlatego, ostatecznie, Raul i Lynette uciekają na skuterze wodnym (którym mężczyzna potrafi kierować, bo potrzebne mu to kiedyś było na planie filmowym), a wypad z romantycznego przemienia się w wyczyny kaskaderskie.

Nie zmienia to jednak faktu, że cała ta sytuacja mocno odbija się na Raulu i nawet gdy zbiera cięgi od agentki, a potem sama Lynette mówi mu, że muszą być bardziej ostrożni, to aktorowi napływają do oczy łzy. Chce po prostu móc swobodnie cieszyć się swoją młodością i miłością, a wydaje się, że tak normalne przyjemności są poza jego zasięgiem. W czym to nie tak, że jego lęk przed opuszczeniem nie był zupełnie bezzasadny. W tej ścieżce spotykamy bowiem na moment rodziców Raula i widzimy, że są tak pochłonięci pracą, że w zasadzie ledwo poświęcają synowi jeden dzień. Jasne, są dla niego i Lynette bardzo mili, ale prawda jest też taka, że Raul wychowywał się w zasadzie sam, bo ich nadzór był bardzo symboliczny. Nic zatem dziwnego, że mając w końcu z kimś prawdziwą więź, próbował trzymać się jej tak rozpaczliwie.

Do rozwiązania tego konfliktu wystarczyły jednak przeprosiny i rozmowa z Lynette, która nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo ta sytuacja ciąży aktorowi. MC zapewnia zatem, że nigdy nie odejdzie, że przecież przetrwali razem sytuacje ze stalkierem i że chce przedstawić swojego wybranka Marsowi i Venus, dlatego Raul nie powinien odczuwać takiej presji. Innymi słowy, że mogą POCZEKAĆ. No i Raul potrzebował przecież przestrzeni, aby pomyśleć nad swoją karierą, bo przecież nie mógł do końca życia sprzedawać donatów na pół etatu.

I do tego momentu ta opowieść nawet mi się podobała, ale potem nastąpił idiotyczny zwrot. Okazało się, że Omar miał „mroczne” intencje, zapraszając parkę na swoją wyspę i angażując się w kampanie zbierania krwi. Korzystając z pomocy najemników, facet porwał Lynette do jakiegoś zapomnianego zamku we Francji, aby… nie, nie ponieważ był w niej zakochany, czy coś. Po prostu Omar odkrył jej boską krew, a miał pewien nieprzyjemny problem. Otóż okazało się, że miał alergię na homary i z tego powodu naśmiewano się z niego w szkole. Wiecie, motyw z prześladowaniem. Ale to nie wszystko. Własna rodzina też z niego szydziła i zapraszała na imprezy z homarami podczas których nie mógł ich jeść jako jedyny z całej familii, co było o tyle komiczne, że przecież to właśnie skorupiaka mieli w nazwisku. Stąd Omar postanowił zemścić się na świecie i sprawić, że wszyscy będą teraz uczuleni… czyli cierpieć tak samo jak on. A do tego potrzebował boskiej krwi.

Jakby tego wariactwa nie było mało, to pomoc w ucieczce i dostęp do informacji oferuje MC… gadający homar. Tak, nie przewidziało się Wam. Ten sam, który niegdyś przeklął dziedzica rodziny Omar, aby dać im nauczkę. Wysyłał też anonimowe informacje do CIA, aby mieli świadomość, co planuje Francuz, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego niby ta organizacja mogłaby działać na terenie obcego kraju. Przy okazji wychodzi na jaw, że Robi, tak, ten z cukierni, to agent pod przykrywką, którego misją było właśnie śledzenie Omara. Razem z Raulem odnajdują więc Lynette i odbijają ją w iście pokazowym stylu. Młody aktor wyskakuje z helikoptera i przybywa na ratunek niczym jakiś super bohater.

W efekcie zaś cała historia kończy się dobrze, bo projekt Ludzkiej Homaryzacji zostaje powstrzymany, Omar aresztowany, a Lynette i Raul po raz kolejny udowodnili sobie, że mogą na siebie liczyć. Co zaś się tyczy reszty homarów więzionych i wykorzystywanych do eksperymentów przez Omara, to Mars zabiera je ze sobą do Celestii, a przy okazji poznaje Raula i jest młodym, uprzejmym i zafascynowanym mitologią człowiekiem zachwycony.

W dobrym zakończeniu Raul i Lynette postanawiają nie przejmować się tak przyszłością, ale z czasem biorą wymarzony ślub. Na ceremonii pojawiają się nawet Robin i Maurice. Można więc powiedzieć, że wróżbita nie kłamał, gdy przewidział, że wszystko zacznie się od oddania krwi. Co więcej, kariera blondyna układa się znakomicie, bo wygrywa Acrabemy Award. Można więc założyć, że był na dobrej drodze do zastania na tyle wielkim celebrytą, bo nie musieć potem tak przejmować się plotkami na swój temat.

W innym zakończeniu Raul rzuca aktorstwo, wyprowadza się z Lynette do Grecji i tam… buduje Kupidynowi świątynie, bo uważał, że na taką zasługiwała i zawsze marzyło mu się mieszkać w takim miejscu. Ah, no i grozi nam sequel filmu o psie Jacku.

W jeszcze innym Raul zostaje zwerbowany przez CIA, bo jego brawurowa akcja we Francji nie została niezauważana i postanowiono zrobić z niego agenta. Ma więc co prawda mniej czasu dla ukochanej, bo ciągle wzywają go na misje, ale przynajmniej nie musi się już przejmować aktorstwem.

I teraz, zupełnie szczerze, twórcy mnie trochę wkurzyli. XD Naprawdę uwierzyłam, że mają jakiś pomysł na pokazanie nam ciekawszego Raula. Wiecie, przyjemnie mnie zaskoczył, kiedy nie dał się oczarować Omarowi, gdy ten zaproponował mu zlecenie pracy jako model dla jego korporacji. Miał więc „nosa” do takich śliskich ludzi. Podobało mi się też, jak rozważał, że do tej pory trochę „płynął” przez życie, tak jak unosił go nurt, ale nad niczym poważniej się nie zastanawiał. Wyobrażam sobie bowiem, że to problem, z którym wiele osób mogłoby się utożsamiać. Zwłaszcza w wieku tych dwudziestu paru lat, gdy kończymy naukę albo zaczynamy jakąś syfiastą pracę i nagle okazuje się, że powinniśmy zacząć podejmować jakieś poważne decyzje, a nawet nie wiemy, jak chcemy, by wyglądała nasza przyszłość…

Tymczasem szybko postanowioną tę problematykę spuścić w klozecie kosztem poczucia humoru, który akurat do mnie nie trafił. Może komuś się podobał. Nie wiem. To po prostu nie były moje klimaty. Jasne, już od początku Cupid Parasite przyzwyczajało nas, że potrafi być absurdalne i nieobca jest mu konwencja komediowa, ale dla mnie tej irracjonalności – nawet w formie parodii – było po prostu za dużo. Problem Omara z jego alergią i potem jeszcze to CIA w cukierni… Zupełnie jakby scenarzyści powiedzieli, dobra, koniec męczenia się z tym, czas po prostu wprowadzić główny gag i niech dalej dzieje się, co chce. Może dlatego konflikt Raula i Lynette został naprawiony przez 5-minutową rozmowę? Chociaż czy w ogóle był to jakiś konflikt? Agentka powiedziała im tylko, że mają chwile zaczekać z ceremonią…

Przypominają mi się moje odczucia po pewnej sławetnej grze o gołębiach. Wiele osób było nią bardzo zauroczonych, ale dla mnie stanowiła tylko słabą parodię gatunku otome z byle jaką oprawą wizualną i wymuszonym plot twistem. Zupełnie jakby ta jedna „rewelacja” miała uratować i podtrzymać całą resztę słabiutkiej gry. Tutaj było identycznie. Scenariuszowe niedociągnięcia kazano nam ignorować tak długo, aż w obliczu żartu przestały mieć znaczenie. Do mnie taki sposób narracji po prostu nie przemawia. Może jestem za sztywna? Albo po prostu wolę inny rodzaj komedii. Bardziej cyniczny? Tak sobie tylko gdybam.

Fani Raula być może nie będą zawiedzeni. Ja nigdy za nim aż tak nie przepadałam, więc kiedy znowu postanowiono odebrać mu 5 minut uwagi, kosztem wybuchów, gadających homarów i mordobicia, to moje zainteresowanie zupełnie umarło… Ale to i tak jedna z lepszym ścieżek na tle reszty fandisku. Możecie więc odgadnąć, że poprzeczka nie stoi wysoko.

Aktor, Celebryta, Cupid Parasite ~Sweet & Spicy Darling~, Model, Postać historyczna, W wielu związkach, Yashiro Taku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme