Shelby Snail, czyli nasz pracoholiczny pasożyt, był jednym z moich ulubieńców w poprzedniej części gry. Ten osiągający we wszystkim wyniki SS prezes Cupid Corp. nie potrafił poradzić sobie jedynie z problemami sercowymi, ale Lynette odmieniła całą jego codzienność – i w zakończeniu podstawki została jego żoną. Taką już naprawdę. Bez udawania. Stąd fabuła fandisku zaczyna się od pokazania nam wspólnego życia pana i pani Snail. Tego, jak radośnie dalej poświęcają się swojej pracy, bo byli od niej tak samo mocno uzależnieni, ale też ich kwitnącej miłości, bo Shelby dosłownie nie potrafi odkleić się od swojej pięknej żony. Szykujcie się więc na naprawdę wiele scenek z ich udziałem, bo na spadek libido po ślubie nie mieli co narzekać. Powiedziałabym wręcz, że Shelby nadrabia wcześniejsze lata…
Aby jednak nie było, że tylko wszystko układa się protagonistom jak po przysłowiowym smarowidle, tak wkrótce przed młodym małżeństwem pojawia się problem. Dostają zaproszenie na specjalną, wakacyjną wyspę – D’amour Paradis, która jawi się wprost jako raj dla zakochanych, a oni mieli zaległy miesiąc modowy do odhaczenia. Ich cieszenie się tym miejscem przerywa jednak spotkanie biznesowe z młodym dziedzicem Eli Omarem, wice prezesem Omar Holding. Po co? Bo planowali rozszerzyć swoje wpływy i wykupić Cupid Corp. Co więcej, zrobili w tym celu szeroki research (w żargonie korporacyjnym, po ludzkiemu: rozeznanie) i doskonale wiedzieli, z jakimi problemami boryka się firma Shelbiego. Na dodatek Eli sprawił na mnie wrażenie socjopaty, bo tak osobiście poczuł się urażony odrzuceniem jego oferty, że ewidentnie planował Shelbiego od tej pory zniszczyć. Nie tylko na polu zawodowym, ale i prywatnym – starując np. do jego żony.
Cały związany z tym wszystkim stres i fakt, że Cupid Corp. faktycznie otrzymuje kolejne ciosy (np. Omar Holding podkradało im pracowników) bardzo odbija się na samym Shlebim, który nie potrafi już być w tym wszystkim „SS” partnerem dla Lynette. Co prowadziło do z założenia zabawnej, ale moim zdaniem niezwykle fajnej sceny w całej tej ścieżce. Otóż pewnego wieczora, gdy parka szuka w swoich ramionach pocieszenia, Shelbiego zawodzi jego „ślimaczek”. (W czym mnie rozwalił opis MC: „miękki banan posypany cynamonem” XD). Zamiast jednak szukać jakiegoś wspólnego rozwiązania, facet jeszcze bardziej zamyka się w sobie. Czuje się upokorzony, unika żony i zaczyna stosować jakieś dziwaczne praktyki na przywrócenie sobie potencji, np. bierze tabletki, czyta poradniki, a do ich lodówki trafia – jeszcze żywy – żółwik… (Zgodnie z japońskimi wierzeniami o jego cudownym wpływie na funkcjonowanie męskości).
W czym widziałam na zagranicznych blogach, że wielu recenzentów wieszało na biednym Shelbim przysłowiowe psy za tą scenę. Może dlatego, że poprzedzała ją kłótnia z Lynette, w trakcie której MC wyznała mu, że jest boginią Cupid, a facet nie tylko to zignorował i uznał za bełkot, ale też z zazdrości o Eliego, chciał zmusić żonę do porzucenia pracy, bo „przecież wiele kobiet tak robi”. Czym zdecydowanie przeskrobał sobie u graczek, które takie zachowanie odebrały jako czerwone flagi i wpływanie na niezależność Lynette. (Co ciekawe, nie podnoszono tego argumentu przy Gillu). Abstrahując jednak od samej kłótni (za którą Shelby potem i tak szczerze przeprosił, bo wiedział, że przegiął), to bardzo podobało mi się, że W KOŃCU w grze otome pojawiała się jakaś fizyczność.
Hę? Możecie się zdziwić. Co masz przez to na myśli? Przecież postaci w grach otome ze sobą sypiają. Czego więcej potrzebujesz? Zgadza się, ale to nie zmienia faktu, że są przedstawiani wówczas jak w europejskiej, romantycznej literaturze XIX-wiecznej. Ich ciała zwykle kończą się na głowie, w najlepszym wypadku wspomni się jeszcze o dużych dłoniach, długich rzęsach albo umięśnionych ramionach. Stąd, gdy tylko po pocałunkach „gaśnie światło” – to postaci przeważnie „znikają”. Co nie jest nawet złe, bo to nie tak, że zawsze oczekuje od gier otome nie wiadomo jak pikantnych scen, ale pokazanie tak bardzo życiowego, małżeńskiego problemu, na dodatek z pełną świadomością, że Shelby to coś więcej niż sześciopak i pełen portfel, było bardzo odświeżające!
Niemniej krytyka czegoś tak naturalnego zaskoczyła mnie do tego stopnia, że nie wiem, jak recenzentom przechodzi przez gardło (lub dłonie – jeśli piszą) stwierdzenie, że to niszczyło jego wizerunek „SS” i ogólnie było „niemęskie”. No ja pierdziele, drogie panie… A potem się dziwimy, czemu toksyczne wzorce mają się tak dobrze, gdy je sami utrwalamy? A skoro takie właśnie myślenie przeważa i facetowi nie wolno płakać, by emocjonalnym, zestresowanym albo słabym, to jak jednocześnie, w tym samym tekście, możemy krytykować to, że nie pogadał o swoim problemie z Lynette? …Gdzie w tym logika? Dla mnie to było cholernie wiarygodne, że ktoś tak dumny i zaradny jak Shelby, na dodatek w stosunkowo nowym związku po wielu latach samotności, próbował za wszelką cenę poradzić sobie z tym „uwłaczającym” problemem sam. Dlatego, brawo scenarzyści, za odwagę, wiarygodność i organiczność tego pisarstwa! Wreszcie naprawdę uwierzyłam, że Lynette i Shelby nie są z papieru i mają ciała.
Ale do rzeczy, bo zaraz napiszę esej na temat jego „ślimaczka”, a to przecież nie jedyny problem w fabule. Z czasem Shelby faktycznie ma okazje poznać swoich teściów i to sprawia, że wreszcie zaczyna wierzyć MC. Nie ma bata, by tacy dziwacy, przedstawiający się jako Mars i Venus, a na dodatek mający na terenie rajskiej wyspy swoje świątynie, byli wspólnie z Lynette ofiarami jakiejś halucynacji zbiorowej. (Chociaż to nie tak, że takie sytuacje się nie zdarzały w historii). Dlatego Shelby postanawia dowiedzieć się więcej na tematy mitologii i nawet pobiera lekcje u Raula. Ku oczywistej radości blond aktora, bo przecież na ten temat mógł gadać bez przerwy.
A skoro Shelby odzyskuje kontrolę nad firmą, zaufanie do Lynette i jej pochodzenia, oraz swoją sprawność fizyczną (składając na ołtarzu ofiarę z biednego żółwia), to jest gotowy znowu stanąć do walki z Elim. Proponuje rudowłosemu francuzowi zakład w stylu „wszystko albo nic” i postanawiają zdecydować o przyszłości swoich firm w ramach pokerowego pojedynku. Eli nie byłby jednak socjopatą, za jakiego go miałam, gdyby nie podbił stawki i uznał, że chce do puli nagród dorzucić jeszcze Lynette – ale ten motyw mnie akurat obrzydził. Niektórzy z Was może pamiętają, jak krytykowałam za identyczną sytuację biednego Gilberta z „Piofiore: Fated Memories”. Ale może to kwestia gustu i graczkom podoba się ten motyw? Nie wiem. Mi przywodzi na myśl strasznie zwierzęce odruchy albo istne średniowiecze, w którym panowie walczą, a na koniec jeden oznajmia „ja pobić rywala, ty tera moja samica, my kopulować”. Dlatego, nawet jeśli Lynette się dobrowolnie zgadza być nagrodę, to uważam, że kochający partner nigdy nie powinien przystać na takie warunki. Choćby istniał 0,0001% szansy na porażkę…
Eli jak to Eli, robi z pojedynku show, by nakarmić swój narcyzm. Sprasza dziennikarzy i gra ma być szeroko obserwowana – w czym nie bardzo ogarniam, jak w mediach przedstawiono to, że żona prezesa Snaila jest częścią puli nagród. Podobnie jak przyszłość wszystkich pracowników, którzy stali się pionkami w tej potyczce. Nie wiem jak Wy, ale ja bym tego samego dnia złożyła papiery, gdybym dowiedziała się, że szefowie mojej firmy decydują o konsolidacji na podstawie wyniku zabawy w kasynie… A co w takim razie z premiami? Zagrają w rzutki? Ruletkę? Jak wypadnie czerwone to podwyżka trafia do działu HR, a jak czarne to do IT? W każdym razie Eli próbuje oszukiwać i oznacza karty, o czym Lynette dowiaduje się od Owena (tak, on także zaczął pracować dla tego wariata, ale doznał nagłej zmiany serca) i próbuje ostrzec męża, ale ochrona jej nie pozwala się do niego zbliżyć. (Dobrze, że nie przywiązali jej też do jakiegoś słupa niczym na okładce książek o Conanie Barbarzyńcy). Na szczęście żadne interwencje nie są potrzebne, bo Shelby ma swoją scenkę w stylu „jestem Shelby Snail – SS we wszystkim – przejrzałem twój podstęp, frajerze” i rozwala rywala, pozwalając mu wierzyć, że oszustwo się udało.
W efekcie, w pierwszym zakończeniu, Shelby i Lynette odzyskują wszystkich pracowników, Cupid Corp. staje się jeszcze większe i wchodzi na zagraniczne rynki, a Omar Holding staje się ich spółką-córką. (Ja nie wiem, jak zniósł to ojciec Eliego, gdy dowiedział się, że jego synalek przegrał firmę w kasynie, ale to już ich problemy rodzinne…). Ah, no i Lynette wraca do pracy jako doradczyni, a Owen godzi się z Shelbim i znowu jest jego asystentem. Tylko że tym razem na zdrowych warunkach. W czym, jako że Shelbi przejął teraz na własność wyspę D’amour Paradis i ocalił tym samym będącą tam świątynie Venus, jego teść pozwala mu wypowiedzieć dowolne życzenie… ale facet prosi tylko o rękę Lynette. Co niby wydaje się nie mieć sensu, bo są już po ślubie, ale zależało mu na akceptacji jej rodziny i chciał zrobić wszystko „jak należy”. Co było nawet rozczulające. I bardzo japońskie, bo u nas ten zwyczaj już zamarł – ale to nie tak, że za nim tęsknie.
W drugim zakończeniu Shelby prosi Marsa, by zawsze mógł być z Lynette. W efekcie parka nie może się od siebie oddalić na więcej niż 5 metrów, co dla kobiety było uciążliwe, ale nasz SS prezes zaczął przejawiać bardzo yandere tendencje, bo wolałaby nawet skrócić ten dystans…
W jeszcze innym zakończeniu: Mars decyduje się na ułatwienie państwu Snail ich pracy zawodowej i zmienia topografie miasta. Dokładniej to wychodząc z domu, Lynette i Shleby trafiają dokładnie przed budynek Cupid Corp. Nie muszą więc już nigdzie dojeżdżać i tracić cennych minut. Co pewnie jest jak raj dla pracoholika, ale dla mnie było dość przerażające. Wystarczyło jak mieszkałam kiedyś 15 minut spaceru od dawnej firmy, a i tak nie mogłam patrzeć na ten budynek XD.
Jest jeszcze jedno, bardzo OFC zakończenie, w którym Lynette absolutnie nie przypomina mi samej siebie. Gdy zaczynają się jej kłopoty małżeńskie, to, zamiast walczyć o uwagę Shelbiego, kobieta pozwala, by oddalili się od siebie. Potem, w wyniku samotności i chyba jakiejś chęci zemsty (?) napatacza się na Eliego, z którym postanawia zdradzić męża. Ale Shelby nawet nie zauważa, że Lynette nie wróciła na noc. Tak bardzo był już niezaangażowany w ich związek. Kiedy zaś MC wyjawia mężowy prawdę, ten każe jej spadać, bo „jako SS radzi sobie sam”, ale wtedy pojawia się Eli, bo w trakcie nocnych igraszek zainstalował Lynette pluskwę za uchem. Obaj zgadzają się, że kobiety zawsze lecą tylko na prestiż, no i Shelby przegrał ten pojedynek. Eli „zabiera” więc sobie swoje trofeum – czyli naszą MC – do Francji, a z bohaterki robi się to taka bezwolna, zobojętniała lalka… Brrr… Okej, ja kumam, że to takie zakończenie dla zabawy, ale poważnie ktoś uważa tego socjopatę za atrakcyjnego? XD Dla mnie Eli był takim niedojrzałym, narcystycznym i próżnym typem, że ciężko było mi uwierzyć, że Lynette w ogóle pozwoliłaby mu się tknąć. I czemu niby miała by uznać, że to okej rzucić wszystko, po tym jak została dla Shelbiego człowiekiem, i być zabawką Eliomara w kraju wina i sera? Like… dlaczego?
Wyliczając więc nieszczęsną scenę z zakładem (i bardzo naciągane problemy około korporacyjne z jeszcze durniejszymi rozwiązaniami) oraz jedno z zakończeń (pozdrowienia Eli!), to ogólnie podobała mi się ta ścieżka. Twórcy obiecali mi, że będzie Spicy i Sweet, więc dotrzymali słowa. Państwo Snail tworzą bardzo wiarygodny, zgrany duet, których łączy nie tylko wspólna praca, ale też silna więź i pasja. Fajnie, że przepracowali rzeczy, które zostały niedopowiedziane w podstawowej grze – mam tu na myśli pochodzenie Lynette, ale też sprawę z Owenem (witaj z powrotem, bro!). A tego właśnie najbardziej od takich dodatków oczekuje. Domknięcia fabuły z odrobiną nowego dramatu. Shelby wciąż udowadnia, że nawet jako love interest, bez trudu utrzymuje status „SS”. A ja, jeśli mogę mieć prośbę do twórców, to proszę więcej takich dojrzałych, naturalnych ścieżek, bo ilość odgrzewanych kotletów w grach otome czasami naprawdę poraża i każde odstępstwo od normy witam z otwartymi ramionami!
Aby jednak nie było za miło, sporo rzeczy uważam tutaj za naciągane, niepotrzebne i przypominające raczej słaby fanfik. To nie jest poziom, do którego przyzwyczaiło mnie Cupid Parasite. Tym bardziej smutne, że to jedna z – moim zdaniem – najlepszych historii w fandisku, a i tak mam do niej tyle zastrzeżeń… Domyślcie się więc, co będzie z resztą…