Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze 2025
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Li Huaisu (Yukar From The Abyss)

Posted on 09/09/2025 by Hina

 Opowieść Huaisu zaczyna się dość dziwnie, bo jest jakby podzielona na dwie części. W pierwszej z nich poznajemy naszego love interest, gdy ratuje on Oki Kurumi (= naszą MC) przed niechybną śmiercią przez utonięcie. Dziewczyna nie wie, jak znalazła się pod wodą, czekała sobie grzecznie na pomoście na powrót Kyrila, aż tu nagle coś jakby pchnęło ją prosto w głębiny. (Tym się kończy chodzenie na randki na torfowiska z nieznajomymi…). Na szczęście dla siebie, gdy błaga o ratunek, jej wołania zostają wysłuchane przez boga mokradeł i elegancki Huaisu wynosi dziewczynę na brzeg, żądając w zamian za to oddawania mu czci… oraz przysługi.

A przynajmniej początkowo. Huaisu znika bowiem potem z fabuły na długi, długi czas, a twórcy serwują nam ścieżkę Moshirechika (dlatego to właśnie ją polecałam przejść w pierwszej kolejności). Tyle że tym razem to Oki Kurumi postanawia, o własnych siłach, wydostać się z niewoli demonicznego boga. W zasadzie to idzie po prostu z nim szczerze pogadać i uświadamia mu, że z tego małżeństwa pod przymusem, to nic nie będzie. A jeśli on jej nie posłucha, to i tak mu spierdzieli przy pierwszej lepszej okazji. Można więc powiedzieć, że Oki Kurumi przynajmniej tym razem nie zamierzała odgrywać panny w opałach. Cóż za miła odmiana… Zwykle się jej to nie zdarzało.

Stąd dopiero później – już po odzyskaniu wolności – możemy wreszcie spotkać się ponownie z Huaisu, który wraz z Pewrepem, czekali na wyspie i próbowali wydumać jak ocalić MC z rąk potwora… tyle że ta pojawiła się sama i już nie potrzebowała asekuracji. Co prowadzi nas w KOŃCU do właściwej ścieżki Huaisu, a mnie do konkluzji, że twórcy mogli sobie darować tak pokracznych wstęp wskazujący na to, że poszczególnych love interest dosłownie doklejali do scenariusza głównego.

Tak czy inaczej, Oki Kurumi staje przed kolejnym wyzwaniem. W zasadzie to dość szybko da się zauważyć, że czuje do żurawinowego boga miętę – pewnie podobał się jej wizualnie. Huaisu zawsze bowiem był opanowany, zadbany, miał nienaganne maniery, znał się na sztuce… i tylko ta jego arogancja wymagała odrobiny pracy. Niestety, szybko się okazuje, że intencje Huaisu wobec MC nie były bynajmniej szczere. No i wcale tak bardzo nie różnił się od Moshirechika. Okazuje się bowiem, że dusza Oki Kurumi została podzielona na dwie części. Jej „zła połowa” – o imieniu Samayunkur – czekała uwięziona w czymś w rodzaju piekła i to dlatego antagoniści wszelakiej maści czyhali na życie dziewczyny, bo chcieli zanieść ją do swojej pani. (Albo uniemożliwić Samayunkur powrót – poprzez zlikwidowanie jej „dobrej” części). Tymczasem Huaisu ma całkiem podobne zamiary, z tym że już po scaleniu z Samayunkur, chce by to Oki Kurumi pozostała „u steru” i… zniszczyła dla niego świat. Yep, nie przewidziało się Wam.

A dzemu? Bo rozczarował się ludźmi, którzy odwrócili się od bogów, plugawili kolejne obszary, nie dbali o przyrodę, kierowali się tylko chciwością i wytwarzali byle jakość. Oki Kurumi obawia się zatem, że zostanie wkrótce zmuszona do „współpracy” w ramach jego szalonego planu, bo przecież wisiała mu „przysługę”. Postanawia więc ubiec sytuacje i proponuje Huaisu iście baśniowy układ. Nim podejmie decyzję, scali się z Samayunkur i zniszczy świat, chce udać się z nim razem w podróż, by na własne oczy zobaczyć to, co on. Może, gdy uda się jej zrozumieć jego perspektywę, to przestanie odczuwać opór. A Huaisu się godzi, by odtąd latali i podróżowali wspólnie, zwiedzali nowe miejsca, poznawali ludzi i ogólnie spędzali miło czas, bo melancholijny, elegancki bóg był przy okazji bardzo opiekuńczy. (A mnie to odwlekanie własnej zagłady przypominało trochę motyw z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”).

W każdym razie, być może przez nieostrożność, Huaisu sprawia, że MC zaczyna widzieć jego sny, a dokładniej to wspomnienia. Okazuje się, że mężczyzna miał kiedyś kochającą sztukę, śmiech i taniec siostrę – Lanlan, z którą razem odwiedzał krainy śmiertelników. Los jednak chciał, że dziewczyna zakochała się w ludzkim malarzu i nie chciała wracać do krainy bogów. Mimo to wyrozumiały brat pozwolił jej przeżyć swoją miłość, pod warunkiem, że spotkają się za 10 lat. Tyle że Lanlan nigdy nie wróciła. Nie wiadomo też, co się z nią stało i dlaczego jej ukochany także jej nie obronił, bo malarz także przepadł. Na dodatek pozostali bogowie nie potrafili pomóc Huaisu i wszyscy ogólnie zachowywali się, jakby jego siostra nigdy nie istniała, a bóg mokradeł popadł w jakiś obłęd i gadał bzdury.

Rozumiejąc wreszcie jego rozpacz i powód, dlaczego naprawdę znienawidził ludzkość i świat, Oki Kurumi decyduje się odwiedzić za plecami żurawinowego boga krainę zmarłych, aby poznać w jego imieniu prawdę. W czym pomaga jej Upa, bo inni bogowie – zarówno Perwep, jak i Kotankorkkamuy, byli w cholerę nieprzydatni. Wcześniej przestrzegana  jest jednak przez magicznego sikora, że nie wolno jej się tam odzywać ani odwracać, bo inaczej nigdy nie będzie mogła wrócić – co jak się domyślacie, prowadzi do całej masy niezbyt wesołych bad endingów. Dla odmiany dostajemy zatem motyw mitologiczny, a nie baśniowy.

A jak obiecała – tak zrobiła. Oki Kurumi spotyka się z malarzem Lu Qianem i poznaje od niego całą prawdę. Dowiaduje się wówczas, że Lanlan została ugodzona strzałą przez ludzi złego szoguna, który dowiedział się o istnieniu nieziemsko boskiej dziewczyny i chciał jej dla siebie, a Qian nic nie mógł zrobić w starciu z potężnym panem. Zwłaszcza że ten odkrywszy, iż postrzelony żuraw to nie zwykły ptak, a bogini, postanowił ją zeżreć. Na dodatek Qian niedługo po tej tragedii sam również stracił życie, ale spotkali się na szczęście z ukochaną w zaświatach. Lanlan żyła teraz w obrazie, który malarz miał zawsze przy sobie, a czasami nawet wychodziła z dzieła i udawała się na spacery… Ogólnie więc nie wiodło im się po tej drugiej stronie wcale tak źle. Niepotrzebnie więc Huaisu robił dramę.

W każdym razie Oki Kurumi informuje o wszystkim żurawiego boga, a ten jest zaskoczony jej brawurą, pomysłowością, ale też poświęceniem. W końcu, gdyby coś poszło nie tak, to straciłaby z jego powodu życie. Nie spodziewał się też, że MC przyniesie mu od Lu Qiana prezent – obiecany w przeszłości obraz… A chociaż dalej sprawia wrażenie nieporuszonego i aroganckiego, to przyznaje, że gdy Oki Kurumi zniknęła w nocy, to podjął decyzję, by nie niszczyć świata, a nawet zamknął drogę do piekła, gdzie przebywała Samayunkur. Można więc powiedzieć, że zauważył wreszcie idiotyczność swojej motywacji i pogodził się z tym, że przyszłość – nawet jeśli zmierzająca do zagłady całego gatunku – jest w rękach ludzi i zależy tylko od ich decyzji. A co działo się dalej z samymi protagonistami?

W dobrym zakończeniu Huaisu przyznaje się do swoich czynów przed pozostałymi bogami i jest gotowy ponieść za wszystko karę. Tyle że Oki Kurumi staje w jego obronie, bo przecież poza faktem, że razem podróżowali, to nic złego się nie wydarzyło. Żurawiowy bóg nie zamierza jednak dłużej przebywać w świecie ludzi i chce już na zawsze pozostać w wymiarze bogów – co dosłownie łamie MC serce. Między bohaterami dochodzi do rozłąki i kobieta cierpi w samotności, chociaż czasami Huaisu nawiedza ją w snach. Głównie by ją opieprzyć, gdy bohaterka robi coś nierozważnego, jak np. sama próbuje powstrzymać przestępcę, po tym jak jest świadkiem zbrodni. W końcu jednak, widząc desperacje i smutek dziewczyny, Huaisu pozwala jej do siebie dołączyć. Jeszcze nie widzi w niej pełnoprawnej partnerki, ale ma nadzieje, że faktycznie, w przyszłości, znajdzie spokój u jej boku.

Mnie jednak osobiście podobało się znacznie bardziej złe zakończenie. W tej wersji historii, w ramach kary, Huaisu zostaje zmieniony na zawsze w żurawia. Nie może więc już nigdy więcej przyjąć ludzkiej postaci, a także został pozbawiony swojego boskiego majestatu. Tyle że MC dalej nie zamierza się z tym pogodzić i używa artefaktu od Upy, magicznego lustra, aby także transformować się w ptaka. Dwa żurawie, połączone smutkiem, odlatują w nieznane, co zdaniem Upy – nawet jeśli tragiczne – być może było dla nich najlepsze, bo znaleźli jakąś formę szczęścia u swego boku.

…i to by była już całość! Celowo pomijam inne, pomniejsze zakończenia, bo przeważnie MC w nich po prostu ginęła. Czasami offscreenowo, a czasami pozwalała, by Huaisu zabrał sobie jej duszę i zrealizował swój plan. Tak czy inaczej, nie były one zbyt interesujące, więc nie widzę większego sensu w ich omawianiu. Nie bez powodu wskazałam jednak właśnie sad enging, jako mój ulubiony, bo po raz kolejny ścieżka przedstawiona w Yukar From The Abbyss bardziej przypominała mi starą baśń niż klasyczną grę otome. Wiecie, taką, w której mała syrenka zmienia się w morską pianę, dziewczyna z zapałkami zamarza na śmierć, a siostry Kopciuszka obcinają sobie kawałki stopy, aby zmieścić się w pantofelek… Co nawet przy scenariuszu, który nie był zbyt oryginalny i widać, że wymagał jeszcze sporego dopracowania, było odświeżające.

Ogólnie więc całkiem dobrze bawiłam się przy tej historii. Po prostu przestałam oczekiwać od niej, by wpisywała się w to, do czego przyzwyczaiły mnie inne, skierowane raczej do kobiet visual novel. Dlatego nie znajdziemy tu romansu sensu stricto, a wiele rzeczy podlega logice, która pasuje do skrajnie innej, literackiej konwencji. Właśnie dlatego Huaisu godzi się na podróż po świecie, odwlekając zagładę – bo czemu nie? Oki Kurumi darzy go potężnym uczuciem – w sumie za nic. A Upa ma zawsze pod ręką (skrzydłem) radę, wskazówkę, albo artefakt – wedle potrzeby, gotowy od razu do użycia. Nic mnie tutaj za bardzo nie dziwiło, a motywacja bohaterów miała sens tylko pod warunkiem, że traktowaliśmy ich trochę jak baśniowe archetypy, a nie rasowych love interest czy otomkową MC. (Choć akurat ta ostatnia potrafi być i w znanych, sławnych produkcjach bardzo zachowawcza, nieprzydatna i mdła).

I jeszcze na pożegnanie ciekawostki: w mitologii Ajnów żuraw mandżurski, znany jako Sarorun Kamuy, jest uważany za istotę boską lub posłańca boga mokradeł. Ajnowie wykonują tańce naśladujące ruchy ptaków, aby oddać cześć tym bóstwom i wyrazić harmonię między człowiekiem a naturą. A skąd się w takim razie wziął w grze „Huaisu” ? Cóż, odpowiedź znajdziecie tutaj. Dzieło pojawiające się w grze i przekazane przez MC bogowi mokradeł nazywa się w rzeczywistości „Żurawie i sosny w górach Kunlun” i faktycznie zostało stworzone przez malarza Lu Qian. Co więcej, inskrypcja w rogu informuje, że obraz ten został podarowany osobie o imieniu Li Huaisu i zapewne właśnie ta ciekawostka zainspirowała scenarzystów do stworzenia „żurawinowego” love interest.

Suma summarum, całkiem przyjemna historia, choć jak na obraną stylistykę, bez wyraźnego morału. Fajnie, że scenarzyści wykorzystali nawiązanie do istniejącego dzieła sztuki, ale nie jestem przekonana, czy byli pewni, co chcą z tym pomysłem właściwie zrobić…

(I jeszcze mało wtrącenie: niestety da się zauważyć, że CG Li Huaisu odbiegają od reszty jakością i stylem, ale starałam się nie brać tego pod uwagę na potrzeby recenzji i skupić się tylko na ocenie scenariusza).

Aikawa Ryuu, Bóg / Bóstwo, Kuudere, Ptak, Rodzeństwo (niezwiązane z MC), Tengu / Ptasi Demon, Yukar From The Abyss

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme