Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze 2025
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Recenzja gry: Him, The Smile & Bloom

Posted on 08/07/202510/08/2025 by Hina

Wkrocz do świata romansu i kwiatów w tej orzeźwiająco dojrzałej powieści otome, która opowiada o życiu czterech par, skupionych wokół lokalnej kwiaciarni!

  • Tytuł: Him, The Smile & Bloom (花笑む彼と & bloom)
  • Data wydania: 2024-08-08
  • Developer: MintLip & Edia
  • Wydawca: Edia & PQube
  • Pełen dźwięk: japoński (Steam & Switch)
  • Napisy: angielski
  • Rozszerzenia i powiązane tytuły: –

Linki

  • Walkthrough: Him, The Smile & Bloom
  • Opening „Lady Flower” MAO
  • Ending „Omi no Hataba” MAO

Bohaterowie

Ścieżki/Love Interest:

Tweedia
<<RECENZJA>>
Mimosa
<<RECENZJA>>
Anemone
<<RECENZJA>>
Nandina
<<RECENZJA>>

Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Ginnosuke ⊳ Tenya ⊳ Wakaru ⊳ Hokuto (ᗒᗣᗕ)՞


Recenzja

Kiedy zdecydowałam się sięgnąć po Him, The Smile & Bloom, to nie miałam pojęcia, że ta gra powstała na podstawie CD dramy i – szczerze mówiąc – nie bardzo mnie to obchodziło, bo nie jestem ich docelowym odbiorcą. Chyba nigdy żadna marka mnie po prostu aż tak nie zainteresowała, aby słuchać samych lektorów – z całym uznaniem do ich talentu i miłośników tego formatu! Dlatego z góry przepraszam fanów, ale nie będę mogła się wypowiedzieć, jak te dwa media wypadają na swoim tle i skupię się tylko na samej grze. Zwłaszcza że moją uwagę do tego tytułu przyciągnęło coś innego. A mianowicie zapowiedzieć, że w odróżnieniu od konkurencyjnych gier otome Him, The Smile & Bloom ma tylko cztery ścieżki, ale za to w każdej zobaczymy innego love interest i inną protagonistkę.

Ale co? – ktoś mógłby teraz zapytać. I są one tak od siebie zupełnie niezależne? Ano, w zasadzie to i tak, i nie. Każda bowiem będzie dotyczyć w jakiś sposób tematyki kwiatów i branży florystycznej, a także będą się niejako dziać w tym samym czasie co pozostałe. To znaczy, że wszyscy bohaterowie się w sumie znają i lubią, a gdy para A zaczyna swój romans, to para B może być wówczas w związku, a np. para C i D być już po kilku randkach. Co zresztą zabawnie ukazano w dodatkowej historii (do odblokowania po ukończeniu każdej ze ścieżek), gdzie wszyscy love interest chwalą swoje wybranki i dzielą się przemyśleniami na temat pozytywnych zmian w życiu. I mi się osobiście takie rozwiązanie bardzo podobało, bo gra nabrała przez to „organicznego” wymiaru. Jako odbiorcy doskonale wiemy, że losy innych bohaterów toczą się w tle i nawet jeśli chwilowo obserwujemy inną parę, to potrafimy wyłuskać z narracji jakieś informacje np. o poprzednikach. Co tam u nich słychać, jak się im układa, na jakim etapie tamtej ścieżki prawdopodobnie jesteśmy itd.

Taka koncepcja sprawia, że niby nie ma obowiązku przechodzić grę w określonej kolejności… Ale mi się wydaje, że najlepiej trzymać się kierunku Tweedia → Mimosa → Anemone → Nandina. Wtedy poszczególne wątki łączą się ze sobą bardzo naturalnie i nic się nie spoileruje. A jak widzicie po tytułach „routów”, już same nazwy ścieżek nawiązują do kwiatów, których w Him, The Smile & Bloom będzie od groma. Czas więc trochę pogadać o „obsadzie”.

Tweedia skupia się na romansie młodego Wataru (który leczy złamane serce po burzliwym rozstaniu) z powściągliwą Aoki Seriną, czyli pracownicą kwiaciarni z sieci Fill Flowers. Ogólnie parkę nie tylko dzielił wiek, bo Serina jest od swojego wybranka sporo starsza (co w grach otome praktycznie się nie zdarza!), ale też pozycja. Kolejny unikat: to kobieta jest „senpai” w ich robocie. W czym z Wataru był po prostu taki labrador na sterydach, a z Seriny mistrzyni w ukrywaniu emocji i studzeniu zapałów. Jak zatem można się domyślić, jest tu co najmniej kilka problemów do rozwiązania, ale nie pojawiają się żadne nieprzyjemne treści. Ot, głownie chodzi o ocenę w oczach innych, nieudolną komunikacje i blizny po niedawnym rozstaniu.

Ścieżka Mimosa, czyli moja ulubiona, skupia się z kolei na pracującej w branży identyfikacji wizualnej, ambitnej dziewczynie o imieniu Akashi Ami. Ta inteligenta, odważna i wrażliwa MC przypominała mi nieco klasyczne bohaterki gier otome, ale z kategorii tych umiejących tupnąć nóżką i pogrozić pięścią, gdy sytuacja tego wymaga. Nic zatem dziwnego, że Ami rozkochała w sobie, trochę nieświadomie, marketingowego „księcia”, czyli Sugawę Ginnosuke. Faceta pracującego w Fill Flowers, który urokiem osobistym potrafił urabiać klientki kwiaciarni, jak tylko chciał, ciągle miał jakąś laskę na boku, a tak naprawdę był dość cyniczny, bystry i zimny, bo wiedział, że charyzma pomaga mu po prostu w interesach i potrafił z tego korzystać. Jest to więc taka klasyczna opowieść, prawie że rodem z dramy romantycznej, gdzie niedostępny przystojniak traci z miłości głowę dla kobiety o pięknym wnętrzu. Okej, okej, nie oceniajcie mnie! XD Wiem, że ten motyw jest wytarty jak cholera, ale tutaj przysięgam, że się sprawdził!

Trzecia z opowieści, czyli Anemone, trafiła na dół mojego rankingu i – co tu dużo mówić – reprezentowała chyba wszystko, czego w takich szablonowych fabułach z gier otome nie lubię. (…co piszę po chwaleniu innego stereotypu powyżej, ale pozwolę sobie na recenzencką hipokryzje. A co mi tam!). Oto poznajemy młodziutką Fuukę, która od lat kocha się w swoim starszym przyjacielu z dzieciństwa – Ichige Hokuto. (Ten jest przy okazji managerem sklepu Fill Flowers, w którym pracują niektórzy z obsady). W czym facet niby udaje obojętnego, ale tak naprawdę trzyma dziewczynę przy sobie, bo nie chce wypaść z wypracowanej roli „starszego brata”, ale też nie planuje oddać MC nikomu innemu i to do tego stopnia, że jego zachowanie ocierało się o toksyczność. Jest to też chyba jedyna ze ścieżek, gdzie bad ending naprawdę uderza. Sami więc widzicie, że jeśli macie niską tolerancję na emocjonalną niedojrzałość postaci, to może być Wam tym razem trudniej… Mnie w każdym razie było, bo Hokuto mnie najzwyczajniej drażnił. (Przepraszam jego fanów!).

Wreszcie grę zamyka ścieżka Nandina i tym razem było znowu dobrze! Poznajemy w niej bystrą, nieco ekscentryczną kujonkę o imieniu Yukihira Miku, która rozkochała w sobie przystojniaka ze szkoły… ale nie miała o tym pojęcia, bo ich drogi się rozeszły, a w efekcie Miku pojechała za pracą do Kanady. Po swoim powrocie do ojczyzny, już po latach, Miku ponownie nawiązuje relacje z Minami Tenyą, którego poznaje w swojej ulubionej kwiaciarni i zgadza się zostać jego „dziewczyną na czas próbny”. Ta ścieżka nie dość, że opowiada o młodszych ludziach, to ma chyba też najbardziej format zbliżony do takiej szkolnej komedii romantycznej. W czym to nie tak, że uderza naiwnością, bo postać Miku była bardzo złożona i fajna, a w jej sercu skrywał się ciężar, który nie tak od razu łatwo rozpracować. No i Tenya, wcześniej nieco w tle akcji, pokazał się tutaj z naprawdę sympatycznej strony.

I to by było na tyle. Każda ze ścieżek ma po 3 zakończenia: pozytywne, neutralne i złe, ale nie musicie się obawiać o jakieś straszne zwroty akcji, antagonistów czy nie wiadomo co. Tak naprawdę tylko dwie ścieżki zasługują na niewielkie ostrzeżenia o niepokojących treściach, ale to raczej wydarzenia dziejące się na marginesie fabuły. Ogólnie bowiem Him, The Smile & Bloom to jednak takie ciepłe kluchy, które dość szybko skupiają się na temacie „życia jako para”, a nie na kłodach rzucanych pod nogi przez los. Jeśli więc odnajdujecie się w konwencji okruchów życia, to powinniście nie być zawiedzeni.

Szczególnie że za oprawę wizualną odpowiadała ta sama artystka (= Yuuya), która urzekła mnie już w Cupid Parasite, 9 R.I.P. czy Café Enchanté. Mam więc jakąś słabość do jej sposobu projektowania postaci i chociaż nie zawsze pozy wychodzą jej wiarygodnie, to trzeba przyznać, że potrafi zadbać o indywidualny „rys” każdego bohatera. No, może bawiło mnie to, jak czasami rysowała „zdarzaki” różnych MC – ale to już taka moja wrodzona czepialskość… Naprawdę szczerze lubię jej styl. A wiecie że raczej nie komentuje tej kwestii na blogu, bo nie uważam się za osobę kompetentną w temacie ilustracji – ale uważam, że akurat tutaj zasłużono na pochwały!  

To, o czym warto jeszcze wspomnieć, to fakt, że poza genialną obsadą aktorską, bo panowie dali z siebie wszystko (niestety panie są nieme), to ekstrasy. Po zakończeniu każdej z opowieści dostajemy bowiem dostęp do Special Stories w ramach DLC, galerii, soundtracku, ale też… encyklopedii kwiatów. I to było dla mnie nieoczekiwanym, miłym zaskoczeniem! Możemy bowiem poznać historię niektórych gatunków, ich symboliczne znaczenie, a nawet lecznicze właściwości. Fajnie się więc o tym czytało i idealnie pasowało do tematyki gry, bo u nas (= w kulturze europejskiej) kolor czy kształt rośliny nie ma aż tak ukrytego znaczenia. Zabawnie więc było sprawdzić, jakie tajemne treści przypisywano niektórych kwiatom w Japonii. (A już w ogóle jeśli, tak jak ja, jesteście fanami kolekcjonowania i pielegnacji wszelakiej maści flory. Może nie przepadam za roślinami ciętymi – czyli dominującymi w grze – i mój dom porasta dżugla roślin doniczkowych, ale nowej wiedzy nigdy za dużo!).

A co nie zagrało? Cóż, poza już skrytykowaną przeze mnie ścieżką Hokuto i Fuuki, to wypada chyba wspomnieć o jeszcze jednej śmiesznostce. Może nie jest to wada sensu stricto, ale była jednak nieco groteskowa. A mianowicie tak bardzo chciano nam pokazać, że wszyscy bohaterowie są dla siebie dobrymi przyjaciółmi, że wpieprzali się oni w sprawy sercowe danej pary w stopniu, w którym było to dziwaczne i nienaturalne. Przypomnijmy, że oni często byli współpracownikami (w różnym stopniu zawodowej hierarchii) i to niekiedy wyglądało tak, jakby cała korporacja Fill Flowers, jej zarząd i rywalizujące oddziały, miał interes w tym, by pomóc się spiknąć naszym protagonistom. Na dodatek robili to z subtelnością gimnazjalistów. Np. organizowali sytuacje, by parka mogła się podsłuchiwać ukradkiem, albo szkolenia – tylko po to, by ktoś zaprezentował się jako warty wyrwania singel… Wiecie, takie idiotyzmy.

W czym nieprzyjemnie przodował w tym facet z kwatery głównej – czyli Karakusa Rei, który – pojęcia nie mam czemu – sam nie był opcją romansową, chociaż był najbardziej atrakcyjny z całej tej gromady, a na dodatek praktycznie wszystkie panie miały w nim jakieś oparcie, a kolegom trochę „ojcował” albo „bratował”. Był więc jak takie ciastko za szybką, którym wymachiwano przed oczami graczek, jednocześnie stając na głowie, by pokazać, że dominuje on pozostałych panów na praktycznie każdym polu. Zawodowym/doświadczenia/dojrzałości/charyzmy/wyglądu …I jaki w tym sens? Zdaję sobie jednak sprawę, że nie każdy zgodzi się z tą opinią. Nie bierzcie więc jej sobie za bardzo do serca. 😉

Warto jeszcze nadmienić, że Him, The Smile & Bloom to nie jest bynajmniej długa gra. Każda opowieść ma po 15 rozdziałów, a całość ukończycie w jakieś 20+ godzin.

Na początku premiery była też podobno jakaś przykra niespodzianka z jakością tłumaczenia, ale ja przechodziłam przez zaktualizowaną wersję i tylko raz trafiłam na niepodmienionego place holdera w miejscu, gdzie powinno być imię postaci, więc musiało się im coś wywalić w kodzie. Nie spostrzegłam, jednakże żadnych literówek, dziwnych zwrotów, czy pokracznego łamania tekstu na linie. Jeśli więc te doniesienia jakoś Was niepokoiły, to uspokajam, że teraz powinno być już okej. Aktualizacja rozwiązała problem.

Nie nazwę gry Him, The Smile & Bloom wartą każdego grosza, bo też nie jestem wielkim fanem takiej konwencji. Powiedziałabym, że dobrze się bawiłam przy 50% zawartości, jedna ścieżka mnie wynudziła, a jedna zirytowała. Na pewno bardzo podobał mi się eksperyment z kilkoma MC i chciałabym, by twórcy gier otome decydowali się na takie rozwiązanie częściej, ale też zdaje sobie sprawę z tego, że dla miłośników self-insertu może to być spore utrudnienie.

Polecam jednak Him, The Smile & Bloom, jeśli macie ochotę na coś cozy, niestresującego i w sam raz do przeczytania pod kocykiem, z herbatką w łapie i kotem na kolanach. Chociaż… nie, nie, to może też nie najlepsze rozwiązanie, bo to nie tak, że nie znajdziemy tutaj również pikanterii. Panowie, jak się rozkręcili, to potrafili bardzo podgrzać atmosferę. Zresztą, co ja Wam będę mówić, jak zorganizować sobie miejsce do czytania? Dlatego już w skrócie: spoko gra, taka solidna „4” w szkolnej skali, ale tylko na jedno podejście!

Preloader Image
Him The Smile & Bloom 04
Him The Smile & Bloom 02
Him The Smile & Bloom 06
Him The Smile & Bloom 07
Him The Smile & Bloom 05
Him The Smile & Bloom 03

Lista płac

Reżyser: Arai Natsumi (Team Entertainment Co., Ltd.)

Artyści/Ilustratorzy: Yuuya (Main), Zozo Hoshikura (Chibi)

Scenarzyści: Uta Amemiya (ścieżki: Ginnosuke, Hokuto), Yuzuko Asai (ścieżki: Wataru, Tenya)

OST: MAO (OP „Lady Flower”, ED „Omoi no Hanataba”)

Kompozytor: Orikura Toshinori


Him The Smile & Bloom, Wiele MC

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme