Skip to content

Otome 4ever

Blog o grach otome i visual novel.

Menu
  • Aktualizacje
  • Plany wydawnicze 2025
  • Recenzje
    • Otome / Visual Novel
    • Gatcha / Mobile
  • Inne
    • Poradniki
    • Top 5
    • Różne
    • Linki
  • FAQ
    • FAQ
    • Polityka prywatności
  • Kontakt
Menu

Ichige Hokuto (Him, The Smile & Bloom)

Posted on 01/07/202513/06/2025 by Hina

Uwaga: w ścieżce pojawia się wątek narzucania kobietom w barze, przymusowego pocałunku, manipulowania, odcinania od przyjaciół i ograniczania wolności.

Oh, man! Ta ścieżka ma tyle czerwonych flag, że chyba lecą w jej stronę piłki golfowe, bo niektórzy mylą ją przez to z polem… To zresztą jedna z tych sytuacji, w których – jako recenzent gier otome – czuję się nieco osamotniona. Na zagranicznych blogach widzę jedynie pochwały, a całe Him, The Smile & Bloom określa się jako „wolne od dramy”. I ja się zasadniczo z tym stwierdzeniem zgadzałam. Aż do teraz. Ścieżka Hokuto absolutnie bowiem mi to przeświadczenie zniszczyła. Dlatego trochę nie ogarniam, czy naprawdę jestem w swoim czepianiu się odosobniona, czy może z tym paringiem jest coś nie tak? I liczę na to, że trochę mi w tym znalezieniu odpowiedzi pomożecie.

Dlatego zacznijmy może od naszej MC, bo jak już wiemy, w każdej ścieżce Him, The Smile & Bloom poznajemy inną bohaterkę. Przy trzecim podejściu przychodzi nam wcielić się w Haruyoshi Fuuki. Najbardziej ekstrawertycznej bohaterki z całej tej paczki i jednocześnie zdecydowanie budzącej najmniej mojej sympatii. Fuuka ma 23-latai pracuje w branży transportowej. Nigdy nie była za granicą, wciąż mieszka z matką i dopiero zaczyna karierę zawodową. W czym nie piszę o tym bynajmniej jako o wadach. (Np. wybory mieszkaniowe to każdego ekonomiczna i indywidualna sprawa…). Chcę raczej podkreślić, że dziewczyna wiodła do tej pory jedynie „zamknięte” życie, w bezpiecznej bańce. Może dlatego tak trudno było mi się z nią identyfikować. O ile bowiem rozumiem, że to tak naprawdę jeszcze nieopierzona nastolatka z dowodem osobistym… o tyle trudno było mi jej dziecinność bezkrytycznie akceptować. I to nawet nie wtedy, kiedy sama siebie uważała za infantylną, ale głównie wtedy, gdy to Hokuto stawiała za wzór i uważała, że mu nie dorównuje. Faceta – który, w moim odczuciu – miał emocjonalnie może z 15-lat.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nasza MC i LI znają się od początku fabuły. Fuuka i Hokuto byli sąsiadami, a także przyjaciółmi. Odkąd chłopak nauczył ją opakować się kwiatami, gdy Fuuka ledwo odstawała głową od poziomu gruntu, to MC nigdy już nie opuszczała jego boku. Niby udawała młodszą siostrzyczkę, ale tak naprawdę to od zawsze się w nim kochała. Kiedy więc poznajemy Fuukę w rozdziale pierwszym, to dowiadujemy się, że w jej życiu niewiele się w sumie od tamtej pory zmieniło. Dalej smutnie wzdychała do Hokuto, licząc, że ten kiedyś zobaczy w niej kobietę, ten wciąż się nią nadmiernie interesował, ale jednocześnie trzymał na dystans, na zasadzie psa ogrodnika, a wszystkie postacie poboczne (i gracze) muszą się w tym gimnazjalnym romansie męczyć, chociaż cały konflikt rozwiązałaby 5-minutowa rozmowa.

Wszyscy, dosłownie WSZYSCY, wiedzą, że Hokuto i Fuuka mają się ku sobie, że się pociągają, że zachowują jak para, że są o siebie zazdrośni… ale bohaterowie dalej prowadzą swoją dziwną grę, bo facet woli udawać, że nic się między nimi nie zmieniło. Jakieś przykłady? Proszę bardzo! Chodzi z Fuuką na festiwale, trzyma za rękę, prawi komplementy… a jednocześnie podcina jej skrzydła, pytając, czy ma już chłopaka i sugeruje, że może sobie spokojnie kogoś znaleźć, bo on jest już na to „przygotowany”.

Innymi słowy, to Hokuto zachowuje się jak dzieciak. Szczególnie że już raz dał MC kosza i ona miała prawo być przez to nieco zdezorientowana.

Kiedy bowiem byli jeszcze nastolatkami, podczas pokazu fajerwerków, Fuuka wyznała Hokuto miłość, a on w odpowiedzi wypalił, że co prawda również ją kocha, ale jak siostrę. Co więcej, odtąd udawał, że tamto wydarzenie nie miało miejsca. W efekcie coraz bardziej mnie wkurzał, bo jego postawa była irracjonalna. Bynajmniej nie dlatego, że nie miał prawa powiedzieć „nie”. (Zwłaszcza gdy sam był nastolatkiem i nie rozumiał swoich uczuć!). Nope, nie o to chodzi. Mam problem z tym że Hokuto tak naprawdę od początku fabuły kochał Fuukę – to dlatego jego inne związki się nie udawały – ale wolał obstawać przy swoim, bo wierzył, że pary się rozchodzą, a rodzina jest ze sobą zawsze. Skoro więc nie chce nigdy stracić dziewczyny, to lepiej być jej bratem niż partnerem. Czyli w sumie zwodzić ją przez 10 lat, wysyłając sprzeczne sygnały. Chwila… Że co proszę? Teraz już wiecie dlaczego, słysząc taki idiotyczny argument od prawie trzydziestoletniego faceta na stanowisku menadżerskim, trudno mi było traktować tę opowieść poważnie? Zwłaszcza że bohaterowie nawet ze sobą szczerze nie rozmawiali, ale odstawiali kolejne teatrzyki, ale o tym już za chwilkę…

Wróćmy do streszczenia. Fuuka tkwi w swojej nieodwzajemnionej miłości, aż pewnego dnia dostaje propozycje z pracy, by wyjechać do Nowego Jorku w ramach projektu. Jest to wypad na niespełna miesiąc, do hotelu, w towarzystwie jednego kolegi z biura, z którym to zresztą MC miała przyjacielskie relacje. Mimo to MC bardzo się waha, bo nigdy „nie była tak długo z dala od Hokuto” i „nie wie, jak mu o tym powiedzieć”. Co mi dosłownie rozwalało głowę, ale pomyślałam sobie luz. Młoda jest. Martwi się. Pewnie babka niepotrzebnie stresuje się niczym, ale zaraz to sobie wszystko ogarnie. Kiedy jednak w końcu Hokuto – przypadkiem, od Tenyi, dowiaduje się, że Fuuka wyjeżdża i przyciska ją na ten temat, to jego następną reakcją jest… zabronienie jej jechać. I tu już mi się krew zagotowała, bo że kurna co proszę?! Nikt nie ma prawa ograniczać drugiemu człowiekowi wolności, a pokazywanie tego podejścia jako „romantyczne”, jest dla mnie zagraniem takim se. Przecież to praktycznie motyw przewijający się w każdym, toksycznym związku z przemocowym partnerem. Dlatego, proszę, scenarzyści, jeśli celowo nie tworzycie takiego love interest, jak np. Yang czy jacyś yandere, to nie normalizujcie tego!

Zirytowana Fuuka wybucha słuszną złością i wytyka Hokuto, że jego zazdrość jest irracjonalna, że to polecenie służbowe, że przecież nic jej w hotelu nie grozi i ogólnie, że go kocha, a go to nie obchodzi… a potem ucieka. A przynajmniej próbuje. Zresztą ten motyw z tym że Fuuka coś krzyczy, płacze i ucieka, będzie się tutaj powtarzał jak zdarta płyta. W każdym razie mężczyzna nie daje jej wówczas zwiać, łapie ją i całuje siłą (…i co to niby miało dać?), a MC wpada w jeszcze większy szał, odpycha go i unika potem przez jakiś czas kontaktu. Potem jednak tęskni i ma wyrzuty sumienia, no bo jednak zataiła przed nim prawdę i głupio wyszło. No tak, jasne, ofiara bierze winę na siebie. Kolejny klasyk. Hokuto próbował ją najpierw zdominować (= gdy jej zabronił), potem zastraszyć (= gdy wmówił, że za granicą sobie sama nie poradzi i spotka ją krzywda), a potem zmanipulować (= wykorzystać jej wyznanie miłosne przeciwko niej), ale i tak wszystko uszło mu płazem.

A dlaczego? Bo zamiast, ZNOWU, pogadać, to powstanie intryga, której sama nie powstydziłabym się w wieku, w którym to dopiero co odkrywamy owłosienie w nowych miejscach na skórze… Rei Karakusa (czyli przełożony Hokuto) i Gin wyciągają go po tej kwśnej sytuacji do baru na piwo. W tym czasie Kozue (czyli inna managerka) i Fuuka podsłuchują panów ze stolika obok. To wtedy wówczas poznajemy genialną motywacje Hokuto, gdy sake rozwiązuje mu język, a MC mu wszystko wybacza, bo bawi ją obserwowanie, jak facet się męczy pod ostrzałem pytań przyjaciół i widać, jak bardzo mu na niej zależy. Nim jednak dziewczynie udaje się niepostrzeżenie wymknąć, by potem się zdzwonić i nie ujawniać intrygi, to wpada na jakichś pijaczków, a ci w ramach przeprosin chcą, by panie się do nich dołączyły. Te, jak absolutnie ofermy, nie robią jednak nic i tylko panikują, więc przyciągnięci przez zamieszanie Hokuto, Rei i Gin przychodzą im na ratunek. Wtedy też wychodzi na jaw, że Fuuka wszystko słyszała. Tradycyjnie więc już MC wyzywa Hokuto i ucieka. Bleh… Dosłownie kolanem zdołali tutaj upchnąć kolejny, beznadziejny motyw.

Dopiero kilka dni później kobiecie udaje im się ochłonąć, uspokoić i pogadać. Niczym za dzieciaka, Hokuto przeskakuje nawet do mieszkania Fuuki przez balkon (bo przecież byli sąsiadami). Postanawiają też zostać parą, a kiedy MC wraca już z USA, to przy pierwszej okazji, gdy chata jest wolna (ich rodzice poszli wspólnie na karaoke), to konsumują swój związek. Poważnie, jak dzieciaki. Facet był menadżerem, a nie mógł nawet skombinować im miejsca na randkę… W każdym razie, w dobrym zakończeniu, odwiedzają w przyszłości Nowy Jork, bo Hokuto też musi tam na chwile pojechać, a Fuuka chętnie mu towarzyszy. (Jakoś nie robiła mu problemu, że będzie spać w hotelu – ale wiadomo, kobiety i facetów obowiązują inne standardy. A przynajmniej według tego love interest).

Dlatego przy całej marności tej ścieżki dużo bardziej wolę złe zakończenie. W tej wersji Hokuto postanawia związać się z Fuuką… aby uniemożliwić jej wyjazd, a także uzależnić od siebie. Tak bardzo nie chciał jej stracić, a na dodatek każdego mężczyznę uważał za rywala, że sięgnął po środki ostateczne. Zwłaszcza po tym, jak odkrył, że chociaż MC nie odebrała od niego telefonu, to spotkała się w tym czasiem z Shimizu z biura. (Z tym samym, z którym to miała jechać do USA). Dlatego, kawałek po kawałku, Hokuto odcinał Fuukę od pracy, przyjaciół, hobby – na które nie miał wpływu, ludzi – których uważał za niepotrzebnych (wyczyścił jej kontakty w telefonie), zachowań, które stanowił „zagrożenie” (np. zbyt wyzywający typ ubrań). Aż zostały im tylko cztery ściany w ramach klaki, intymność fizyczna i pustka. Oboje wiedzieli, że to nie miłość. Fuuka często płakała, ale nie potrafili już tego przerwać.

I myślę, że właśnie ten ending lepiej pokazuje, że tak, ich relacja nie jest fajna. Była budowana na naprawdę niestabilnych i niezdrowych fundamentach, dlatego szybciej uwierzyłabym właśnie, że zakończyłaby się jakąś tragedią i karykaturą związku, niż motylkami i tęczą. Jeśli tak był cel twórców – to brawo, udało się. Jeśli miała to jednak być kolejna, wzruszająca historia romantyczna – to nie, daleko jej do tego. Oboje z bohaterów mieli jeszcze przed sobą długą drogę do emocjonalnego dorośnięcia, a tego zwykle nie osiąga się w parze, bo każdy ma własną pracę domową do odrobienia. Za prę lat? Czemu nie. Ba! Wtedy może nawet by mi się to podobało, bo pokazałoby wiarygodną ewolucję i przejrzenie na oczy. Może temu paringowi przysłużyłby się po prostu time skip? Wówczas byłabym skłonna uwierzyć, że faktycznie przepracowali różne przeszkody i naprostowali swoje priorytety, ale w wersji, jaką mi pokazano, to nawet w konwencji naiwnej komedii romantycznej ta kreacja ledwo trzymała się w szwach…

Ale jak zawsze, gdy wylewamy żółć, zapraszam do komentarzy. Może jest powód, którego nie dostrzegam, a który zarzutował na pozytywnym odbiorze tej ścieżki w oczach innych recenzentów? Może byłam do Hokuto jakoś uprzedzona? Nie wiem. Podzielcie się opinią, a ja chętnie poczytam. Na razie jednak historia przedstawiona w Anemone, to absolutnie nie moja bajka. Jasne, doceniam to, że postaci mają wady, że są przez to bardziej ludzcy, a ich opowieść przypomina prawdziwe rozterki i że popełniają błędy, ale jeśli w utrzymaniu twojego związku musi pomóc połowa firmy, to chyba jednak jest coś z tą relacją nie tak? Strach pomyśleć, czy oni by się w ogóle kiedyś zeszli, gdyby każde z nich prowadziło jednoosobową działalność gospodarczą… Ale może wtedy na ratunek przyszedłby odpowiednik japońskiej skarbówki? Nie wiem. Czekajmy na DLC, a czas pokaże.

Furukawa Makoto, Him The Smile & Bloom, Nieodwzajemniona miłość, Przyjaciel z dzieciństwa, Starszy brat

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Cześć, jestem Hina! Prowadzę bloga od 2019 r. Jeśli podoba Ci się, co piszę, zostaw komentarz i wpadnij ponownie. Dziękuję za odwiedziny!

Moje ID

Chcesz pograć wspólnie albo pogadać? Znajdziesz mnie na:

Steam

Discord

Love&DeepSpace: 83000453341

KAWKĘ DAJ BLOGGEROWI...

Postaw kawę

Chociaż pisanie o grach sprawia mi dużo przyjemności, to jednak czasami koliduje z codziennymi obowiązkami.

Jeśli podoba Ci się, co tworzę i chcesz okazać mi wsparcie, baaardzo dziękuję za postawienie kawy. Porządna dawka ciepłego naparu rozgrzeje mi serducho i pomoże mi utrzymać bloga jak najdłużej.

Ta strona nie jest sponsorowana przez żadną firmę ani nie jest finansowana z żadnego innego źródła poza moimi własnymi środkami.

Spoiler alert!

Na blogu znajdują się dwa typy recenzji: gier (pozbawione spoilerów) i ścieżek/postaci (ze streszczeniami i spoilerami).

© 2025 Otome 4ever | Powered by Superbs Personal Blog theme