Bohaterka gry „Amnesia” nigdy nie należała do moich ulubionych, ale brałam poprawkę na to, że dziewczyna sporo przeszła i może być przez to nieco… hm… hm… zagubiona. Eufemistycznie rzecz ujmując. Tym razem postanowiono jednak ewidentnie wystawić moją próbę na cierpliwość, bo jej decyzje i zachowanie było tak irracjonalne, że często miałam absolutne WTF na twarzy. Potrafiłam więc odrobinę lepiej zrozumieć jej antyfanów. Ale po kolei!
Akcja opowieści rozpoczyna się w momencie, gdy bohaterka – uciekając przed jakąś straszną istotą – chowa się nocą w kiblu miejskim. Nie wiem, jak Was, ale mnie by ta kabina przeraziła bardziej niż jakiś yokai i wolałabym już, aby zżarły mnie potwory niż tam wejść. I kiedy to nasza MC trzęsie się ze strachu, tuląc do sedesu, to Orion udaje się na mały zwiad i potwierdza, że tajemniczym napastnikiem jest „straszna kobieta o długich włosach”. W każdym razie łazienkowy upiór daje sobie potem na wstrzymanie i MC może bezpiecznie opuścić kryjówkę.
Jakiś czas później o całej sytuacji dowiaduje się Kento i jest niepocieszony. Jasne, nie wierzy w duchy, ale już na tym etapie fabuły zaczął podejrzewać, że z bohaterką jest coś nie tak. W sensie, że prawdopodobnie ma amnezje, bo nie potrafił sobie inaczej tłumaczyć tej nagłej zmiany uczuć jakie względem niego okazywała. Na dodatek był już zakochany, więc nie chciał utracić tego, co w takich bólach zyskał. Postanawia więc odprowadzać odtąd MC do domu i nieco ją uspokoić. W końcu mało kto ośmieli się ją zaatakować z tak wielkim facetem przy boku. (Ah, i warto jeszcze nadmienić, że Kento wiedział także o stalkerze Ukyo, więc jego obawy nie były bezpodstawne).
Niemniej, tak się składa, że gdy odbiera MC z pracy, to Sawie zbiera się na dzielenie opowieściami o duchach. Nie ma gości, było lato, trzeba było sobie strzelić jakąś małą sesyjkę kaidan. No i o ile Kento dalej nie wierzy w to, czego nie może potwierdzić, tak nasza MC o mało nie robi w porty (czy tam spódniczkę), bo Sawa już następnego dnia nie pojawia się w pracy, nie odbiera telefonu i ogólnie ślad po niej zaginął.
Parka postanawia więc udać się z jakiegoś tajemniczego powodu na cmentarz, aby poszukać „tropów” po przyjaciółce, a Kento chce przy okazji zaimponować MC swoim męstwem i udowodnić jej, że duchy nie istnieją. Niestety, nagle w ciemności rozbrzmiewa kobiecy krzyk, bohaterowie postanawiają się rozdzielić (…hę?! Że co proszę? To jest jakiś crossover ze Scooby-Doo?) i nasza protagonistyczna sierota znowu wpada w kłopoty. Tym razem musi uciec do jakiejś szopy – bo PONOWNIE ktoś ją goni – i się tam zabarykadować aż do przyjścia Kento.
Przynajmniej w szczęśliwym zakończeniu. Love Boy z duszą na ramieniu faktycznie ją odnajduje, ratuje, pociesza i ogólnie przeprasza, że ją zostawił. Co zaś się tyczy dziwnych wydarzeń to… była to Mine. Wtedy, przy toalecie, goniła MC, bo chciała się jej wyżalić, że Waka dał jej kosza, a Orion jej niby nie rozpoznał, bo makijaż dziewczyny rozmazał się od łez. E-he… Jeśli zaś chodzi o Sawę, to najzwyczajniej się rozchorowała i telefon się jej rozładował. E-he Nr 2…
Szczerze? Idiotyczne rozwiązanie fabularne. Ani śmieszne, ani logiczne. Na dodatek trudno mi uwierzyć, że ktoś nie przychodzi na swoją zmianę do pracy, nie daje nikomu znać i wszyscy mają na to wyrąbane. Zupełna normalka. Zwłaszcza\a w Japonii. Przecież najwyżej nie otworzą lokalu, a jak wiadomo to miejsce funkcjonowało pro publico bono. Ale co tam!
W złym zakończeniu okazuje się, że osobą, która goniła MC na cmentarzu, nie była bynajmniej Mine, ale Ukyo w swojej antagonistycznej wersji. Dlatego zaraz po tym, jak udaje mu się dostać do szopy przez wybite okno, dusi protagonistyczną mamałygę zgodnie z tradycją.
Jedyne czym broni się tak historia to fakt, że Kento był w tej ścieżce bardzo słodki i miło było poczytać trochę o jego związkowych rozterkach. Zwłaszcza że zyskaliśmy rzadki wgląd w jego perspektywę. Fabularnie jednak było naprawdę słabiutko.
To teraz parę słów o fabule kontynuacji i przenosimy się do rozdziału „Love”! Kento bardzo stresuje się tym, że ma poznać rodziców MC. Doskonale wie, że nie robi dobrego, pierwszego wrażenia na ludziach. Ćwiczy też w kawiarni uśmiechanie się do klientów, ale te jego grymasy wyglądają, jakby facet był wkur… zły. Ostatecznie więc postanawia po prostu być sobą, zresztą, za namową swojej ukochanej, i przygotowuje coś w rodzaju obietnicy na papierze. Po co? By wręczyć ją ojcu bohaterki jako zapewnienie, że nie będzie sypiał z kobietą przed ślubem, a gdy wyjadą razem za granicę, to będzie się nią opiekował i nie będą dzielić razem pokoju… Wiecie, „Amnesia” jest cholernie stara. Mamy więc tutaj scenkę rodem z filmów historycznych, gdzie kawaler negocjuje z przyszłym teściem. Tak jakby to on miał ostatnie słowo w tej kwestii…
Już za granicą MC dzieli się z Kento swoimi planami. Chce w przyszłości zostać nauczycielką i pomagać dzieciom z japońskich rodzin w edukacji za granicą. Sama bowiem wie teraz jak trudno być expatem. W tym celu jednak będzie musiała rozstać się na jakiś czas z ukochanym, bo potrzebowała wrócić do domu i zdobyć odpowiednie uprawnienia. Czemu nie mogła starać się o nie w Londynie? Pojęcia nie mam, ale bohaterowie godzą się na taki układ i obiecują sobie wierność. Zwłaszcza że kariera Kento też dobrze się układa i wszystko wskazuje na to, że będzie mógł kontynuować swoje badania w Anglii. Nie naciskał jednak na ukochaną, dał się jej zastanowić i chciał, by na spokojnie podjęła decyzję, czy zmieni dla niego w przyszłości ojczyznę. (I to pewnie nie raz, bo praca badacza sprawia, że praktycznie cały czas jest się uzależnionym od różnych form stypendiów i dofinansowań, więc nie można zagrzać stałego miejsca).
Całość fandisku kończy się, oczywiście, ślubem, bo gdy już wszystko „zostało dogadane”, odpowiednie szkoły pokończone, a życie ułożyło się tak, jak bohaterowie sobie tego życzyli, jedyne co im pozostało to zawarcie oficjalnego małżeństwa. Ba! Nawet Orion wpada na chwile, by dać przyjaciółce swoje błogosławieństwo podczas ceremonii. Chociaż ona nie jest świadoma jego obecności.
I to by było na tyle. Jeśli chodzi o tę ścieżkę, to miałam z nią zasadniczo dwa problemy. Po pierwsze: była absolutnie o niczym, ot zlepek różnych scenek bez wspólnego antagonizmu czy motywu przewodniego. Bo powiedzmy sobie otwarcie, komu chciało się oglądać, jak protagoniści zwiedzają autobusem Londyn? Po drugie: Kento często na CG wyglądał jak inna postać. Zwłaszcza na swoim własnym ślubie, gdzie zmienił mu się kolor włosów. Chyba dość nieumiejętnie zagrano tutaj światłem. Zdarzało się też, że niekonsekwentnie przedstawiano jego wzrost. Raz górował nad MC jak mroczna wieża, to znowu ledwo przewyższał ją o kilkanaście centymetrów.
Obiektywnie rzecz biorąc, podobała mi się w sumie tylko jedna scenka, a dokładniej to gdy MC musiała po raz pierwszy nocować u Kento, jeszcze gdy nie byli małżeństwem, i poprosiła, aby dzielić z nim łóżko. Nie chciała bowiem, by ktokolwiek spał na podłodze i by było mu zimno. W efekcie więc skazała swojego partnera na absolutne tortury, bo ten musiał trzymać łapy przy sobie (zgodnie z umową, którą przedstawił teściowi), ale nie mógł być przecież zupełnie obojętny na obecność ukochanej kobiety. Było więc to całkiem słodkie i zabawne. Choć po raz kolejny bohaterka zachowywała się jak niedomyślne dziecko. (No, chyba że się nawaliła, wtedy zupełnie jak w ścieżce Ikkiego przejawiała jakąś tam inicjatywę, ale dla mnie osobiście nie ma nic atrakcyjnego w upojonych, napalonych bohaterach. Najzwyczajniej nie przepadam za tym motywem).
Myślę sobie, tak ogólnie, że Kento miał sporo szczęścia w nieszczęściu. W tym przewrotnym sensie, że jego relacja z bohaterką tak dobrze się układała, że scenarzyści nie wymyślili ani jednego powodu, przez który mogliby im rzucić jakąś kłodę pod nogi. I to właśnie dlatego ta opowieść jest taka niewyrazista! Co może samo w sobie wcale nie jest problemem, bo fani tej postaci, szukający w fandisku tylko fluffu, powinni być zadowoleni.