Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, chorób psychicznych, stalkingu, różnych form przemocy, okultyzmu i napastowania seksualnego.
Hibiki to jeden z ulubieńców japońskiego fandomu, więc liczyłam, że jego opowieść zetrze niezbyt miłe, pierwsze wrażenie, jakie miałam po ścieżce Kurehy. Szczególnie że chłopaczek zaskoczył mnie swoim sposobem, jakim pojawił się w fabule. W końcu od 9 R.I.P. spodziewałam się horroru, a nie ciepłych kluch, dlatego z utęsknieniem czekałam na moment, aż wreszcie zacznę się nieco bać. I — przynajmniej we wstępie – Hibiki nie zawodził.
Nasza bohaterka – Isshiki Misa – poznaje go, gdy już jest uwięziona w świecie pomiędzy i odkrywa, że musi rozwiązać „7 szkolnych tajemnic”, aby wrócić do swojej rzeczywistości. W jaki dokładnie sposób? Ano, nieopatrznie dziewczyna reaguje na postać, którą widzi w lustrze na piętrze, a Hibiki – czując w wyniku tego ciepło żywej istoty na swojej dłoni – popada w swoisty szał. Rozważa nawet, czy nie uwięzić MC wraz z sobą w lustrze, bo jest bardzo samotny. Kureha skutecznie jednak wybija mu ten pomysł z głowy i ostrzega, że nastolatek musi się kontrolować. Jasne, zauroczenie żyjącymi było trudne do opanowania – niczym nałóg, ale przecież żaden z nich nie chciał tak naprawdę zrobić dziewczynie krzywdy.
Od tej pory, w trakcie swojego śledztwa, Misa często odwiedza Hibikiego, bo po części jest jej go najzwyczajniej żal. Widząc sznur na jego szyi, pamiętając opowieści, które przekazywała jej Sayaka na temat „zjawy z lustra”, i dodając „dwa do dwa”, domyśla się, że chłopak, który na oko jest, prawie że jej rówieśnikiem, popełnił samobójstwo. I w to naprawdę przykrych okolicznościach. Okazuje się bowiem, że Hibiki miał bardzo trudne dzieciństwo i przyszło mu żyć w trudnym okresie historycznym. Dość szybko stracił obu rodziców, a potem był przerzucany od domu do domu, pomiędzy różnymi krewnymi, z którymi nie czuł żadnej więzi. Mimo to obiecał ojcu i matce, przed ich odejściem, że będzie silny i cieszył się z każdego dnia. Dlatego starał się iść przez życie z podniesioną głową pomimo wszystkich kłód rzucanych przez los pod nogi. Aż nadszedł rok 1949 i Hibiki miał najzwyczajniejszego pecha. Gdy wracał wieczorem do domu, zaciekawiła go rezydencja Isao Tsukikamiego. Chłopak nie spodziewał się jednak, że zostanie uderzony w głowę i uprowadzony. Już w swoim więzieniu Hibiki był skazany na słuchanie błagań ofiar, których Isao używał w krwawym rytuale, a strach przed nieuniknionym doprowadzał nastolatka do rozpaczy i granicy postradania zmysłów. Co doprowadziło do tego, że wreszcie uznał, iż dłużej tego nie zniesie. Wolał zakończyć życie na własnych warunkach niż z łap szaleńca. Dlatego stworzył ze szmat posłania sznur i zrealizował swój plan.
Misa jest, oczywiście, tą opowieścią szczerze poruszona. Kto by nie był? A zważywszy na to, że Hibiki cały czas jej pomaga i wydaje się nią nieco zauroczony, to dziewczyna nie potrafi go potem tak po prostu zostawić samego sobie. Stąd MC dochodzi do wniosku, po tym jak już rozwiązuje zagadkę 7 tajemnic szkoły, że to niesprawiedliwe, iż ona wróci do swojej rodziny, a Hibiki będzie dalej cierpiał katusze. To dlatego prosi boga, który poddał ją tajemniczej próbie, aby pozwolił jej zostać w świecie zmarłych nieco dłużej, bo pragnie pomóc duszy Hibikiego przejść na tamtą stronę. A jak postanowiła – tak czyni. (Ku wielkiemu zdziwieniu zainteresowanego, któremu nikt jeszcze nie okazał tyle zrozumienia, dobroci czy empatii. Nie spodziewał się też tego, że Misa zaryzykuje nawet swoje bezpieczeństwo).
Był tylko pewien problem… Hibiki szybko okazał się mistrzem fałszywego uśmiechu i nie do końca powiedział Misie prawdę na temat tego, co sprawiało, że nie mógł się reinkarnować. Zamiast tego, zapraszając ją do swojego wymiaru luster, głównie cieszył się jej towarzystwem i opowiadał o sobie, wymyślając jakąś bajeczkę o tym, że niby pragnie odnaleźć szczęście, bo tego chcieli jego rodzice, i gdyby tylko go zaznał, to naprawdę nie miałby żadnych żali, więc odnalazłby spokój i „ruszył dalej”. Na prawidłowy trop naprowadza zatem Misę Seiya, czyli sam strażnik piekieł, który tłumaczy dziewczynie, że sytuacja z Hibikim jest znacznie bardziej skomplikowana, a jego sercem tarta wiele sprzecznych uczuć. (Chociaż strażnika wyraźnie jarał także fakt, że młodzi mają się ku sobie, bo to taka tragiczna i zakazana miłość!).
Koniec końców Hibiki postanawia, że nie może tego dłużej ciągnąć i próbuje nastraszyć MC, że uwięzi ją w świecie luster, jeśli ta od niego nie ucieknie, nie da mu spokoju i nie zajmie się swoimi sprawami. Jakby bowiem nie patrzeć, to czekała na nią rodzina i ważne decyzje dotyczące przyszłości. Nasza MC nie należy jednak do tchórzliwych, całuje młodzieńca i próbuje okazać mu wsparcie, ale ten ją wtedy – dosłownie – wypycha ze swojego uniwersum i odtąd uniemożliwia jej przejście. Co zasadniczo też nie stanowi przeszkody, bo bohaterka ma do pomocy sojuszników i razem z Kurehą opracowują nowy plan. Aranżują scenkę, w której Kara Kara goni uczennice z zamiarem jej zaszlachtowania. Przerażona MC biega więc po korytarzach i woła o pomoc, a wtedy Hibiki wreszcie wychodzi ze swojej nory i staje w jej obronie… by odkryć, że został okrutnie oszukany.
A skoro tak, to pozostaje już tylko jedno: szczera rozmowa i postanowienie, że wspólnymi siłami tym razem naprawdę rozwiążą wszystkie żale Hibikiego. Scenarzyści jednak nie pokusili się na nic sprytnego i sięgnęli po akcje z rodzaju deus ex machina. Ot, kiedy dowiadujemy się wreszcie, że tym, co tak trzyma młodzieńca, jest jego pragnienie zemsty na Isao (to dlatego czekał, aż facet się odrodzi, by potem zniszczyć go ponownie), to pojawia się Seiya i proponuje, że po prostu zabierze dzieciaki do piekła, gdzie morderca Hibikiego odbywa swoją karę i będą mogli porozmawiać. Prawda, że proste? Szkoda, że nie mógł tak od razu. Tak czy inaczej, faktycznie dochodzi do konfrontacji, ale Hibiki jest zbyt wstrząśnięty, by wydobyć z siebie chociaż słowo, gdy Isao prosi go o wybaczenie. A wtedy do rozmowy wtrąca się Misa, która każe facetowi spadać. Może sobie błagać i pokutować ile chce, ale ona – w imieniu ukochanego i innych ofiar – nigdy mu nie przebaczy, bo o takiej zbrodni nie da się zapomnieć. Co ponownie sprawia, że zachwycony jej postawa Hibiki nie ma już nic do dodania i w zasadzie jego problem zostaje rozwiązany. Wszystkie negatywne emocje zostały jakoś pokonane.
W pierwszym zakończeniu Misa może wrócić do swojego świata, ale gdy tylko nikt nie patrzy, to przekrada się do lustrzanego uniwersum, by spędzić czas z ukochanym. Można więc powiedzieć, że poszczęściło się im bardziej niż w przypadku innych love interest, bo mogą ze sobą przebywać, dotykać się i wspierać, czekając, aż kiedyś odejdą razem, a potem się pewnie odrodzą. Tymczasem jednak musieli się zadowolić takim byciem w zawieszeniu.
W alternatywnym zakończeniu Hibiki sam rozmawia z Isao, ale i tak odczuwa ukojenie. A przynajmniej na tyle, by nie myśleć o zemście. Z jakiegoś powodu jednak parka nie wpada na to, że mogą dalej spotykać się w lustrzanym świecie i tym razem się żegnają. Co prawda Misa obiecuje Hibikiemu, że był miłością jej życia i pozostanie mu wierna, więc niech na nią czeka, ale chłopak woli, by sobie kogoś znalazła, a on będzie się nią opiekował, niczym strażnik, z daleka. Rok później MC kończy szkołę, odwiedza Hibikiego, by mu się pochwalić sukcesami, a on ukazuje się na moment w odbiciu, bo chyba nauczył się sztuki nawiedzania. Jeszcze tylko opętanie, koleś, i w ogóle będzie git.
Ah, no i jest jeszcze (a jakże!) bad ending, gdy parka się nie dogaduje, MC wraca do swojego świata, a gdy po jakimś czasie idzie spojrzeć w szkolne lustro, to widzi tam upiora, który wciąga ją do środka i zabija. Innymi słowy: Hibiki zwariował i pozwolił się pochłonąć mrocznym emocjom.
PODSUMOWANIE:
Nie jestem do końca pewna, co napisać. Wiem, że Hibiki ma sporo entuzjastów, ale mnie jednak ta ścieżka ponownie rozczarowała. Niby była lepsza od Kurehy, bo gdy dualność osobowości Hibikiego się pokazywała – zwykle, gdy popadał w obłęd – to robiło się nawet, jeśli nie strasznie, to chociaż interesująco. Wiecie, taki trochę yandere vibe, do którego to archetypu mam słabość. Ogólnie jednak cały problem tej ścieżki dałoby się rozwiązać 10-minutową rozmową, do której nie dochodziło, bo love interest po prostu tego nie chciał. I dlatego dostaliśmy dość pokraczne kilka rozdziałów ciągłego łażenia w tę i z powrotem oraz pogaduszek o niczym.
Nie ogarniam też absolutnie dynamiki tego romansu. Okej, Hibiki był zainteresowany Misą, bo ogólnie była pierwszą dziewczyną, czy wręcz człowiekiem, który okazał mu życzliwość. Pociągała go również jej „energia życiowa” – co było typowe dla wszystkich duchów. Tylko co z tego układu miała MC? Które to z zachowań czy opowieści tego ekscentrycznego młodzieńca sprawiły, że uznała go za super materiał na partnera? Bo prawdę powiedziawszy, to o ile rozumiem, dlaczego nie chciała go zostawić ze zwykłej, ludzkiej empatii, to jakoś umknął mi moment, w którym zaiskrzyło. Hibiki był w swoich podchodach bardzo niezręczny. (Co akurat wynikało z jego braku doświadczenia). Czasami ocierał się o granicę namolności. (Podobnie jak Seiya, swatając nastolatków ku własnej uciesze). Ale ja naprawdę nie wyłapałam tego momentu, w którym stało się dla mnie jasne, dlaczego Misa poświęci dla bycia z duchem dosłownie wszystko.
W efekcie towarzyszy mi – ponownie – uczucie zmarnowanego potencjału. Po pierwszej bardzo mocnej scenie, gdy Hibiki ukazał się w lustrze, liczyłam na większą jazdę bez trzymanki. Faktycznego potwora, który jednak swoim dramatycznym backstory wzbudzałby we mnie szczery żal. Tymczasem dostałam bardzo prostą, czarno-białą historyjkę o pierwszym crushu w liceum. I nic ponadto. (Swoją drogą, znowu pojawiała się ta bzdura z podaniem imienia, jako coś wyjątkowego. Przecież te duchy były w szkole i podsłuchiwały żywych cały czas. Jakim problemem byłoby dla nich dowiedzieć się, jak się ktoś nazywa? Heh…).
Btw. trochę większej głębi ścieżce Hibikiego dodaje ukończenie wątku Koharu, ale nie polecam odwracać kolejności i jednak wziąć School Ghost Stories na pierwszy ogień.