Uwaga: w grze pojawia się motyw samobójstwa, chorób psychicznych, stalkingu, różnych form przemocy, okultyzmu i napastowania seksualnego.
Mam wieloletnie, słuszne awersje do chłopców z plakatów. Z tego względu, że zwykle ich historie są bardziej niejakie od pozostałych love interest. Czy to z braku czasu – bo trzeba upchnąć wszystkie wątki, czy z potrzeby uczynienia tego love boya bardziej uniwersalnym. I faktycznie, Kureha był dla mnie trochę jak taki placeholder do selfinsertu. Gdyby bowiem się tak zastanowić, to nie miał żadnej, wyrazistej cechy, która sprawiałaby, że jego opowieść jakoś na dłużej zapadałaby w pamięci. Ba! Część fandomu otwarcie mówiła, że ta historia jest po prostu nudna i ja się z tym zgadzam, dlatego cieszę się, że wzięłam ją na pierwszy odstrzał.
Nasza bohaterka poznaje Kurehę już na początku prologu. To on jest niesławnym nieumarłym znanym jako Kara Kara, czyli posiadającym miecz, cierpiącym na amnezję bytem, który krąży po korytarzach szkolnych i zagraża uczniom. W odróżnieniu jednak od całej reszty licealistów, którzy uważają opowiastki o Kara Kara za zabawne, o tyle naszej MC – czyli Isshiki Misie – jest tego ducha najzwyczajniej żal. W końcu to musi być potworne, nie wiedzieć, co się z tobą stało, jak umarłeś i czego w zasadzie szukasz. Co jest tym ciekawsze, że Misa nie ma pojęcia, iż Kureha słyszał jej rozmowę z przyjaciółką i to właśnie wtedy, za tą zwykłą empatię, zapałał do niej bezgraniczną sympatią.
Wraz z postępem fabuły dochodzi do wydarzeń, które sprawiają, że Misa zostaje uwięziona w czymś w rodzaju „świata pomiędzy” (= więcej na ten temat w ścieżce sekretnej postaci). Kureha automatycznie staje się zatem jej sojusznikiem, bo chce pomóc miłej dziewczynie, która okazała mu współczucie, dostać się do domu. Nawet jeśli zaczyna czuć wobec niej dziwny pociąg. (Rzekomo wszyscy nieumarli byli przyciągani przez „ciepło żyjących”, ale Kureha powtarzał jak mantrę, że to osobowość Misy, a nie inne czynniki, tak na niego działają). Starał się też jej nie dotykać, aby jej nie zranić i bardzo uważał, aby jej nie przestraszyć. Doskonale bowiem wiedział, że jego miecz (z którym był związany, choć nie wiedział czemu) czy krwawiąca rana u boku, są raczej onieśmielające.
Z czasem Misa odkrywa, że kluczem, do jej powrotu jest rozwiązanie zagadki „siedmiu tajemnic” szkoły Narimigahama. A dokładniej to poznanie imion duchów, które są z tymi dziwnymi zjawiskami utożsamiane. Niektóre udaje się jej poznać już na wstępie – Yui, Kureha czy Hibiki chętnie z nią współpracują. Inni nieumarli wymagają jakichś testów, odrobiny perswazji, czy zrozumienia, zanim zostają spacyfikowani. Mężczyzna zaś towarzyszy naszej protagonistce w tej przygodzie, ochraniając ją, gdy wymaga tego potrzeba, czy doradzając. W sumie jednak to łażą głównie po tym budynku i prowadzą miniśledztwo. Co prowadzi do tego, że Kureha szybko traci serce dla pięknej licealistki i aż Yui musi go ostrzec, by nie ważył się „swoimi uczuciami” sabotować wysiłków Misy związanych z powrotem, bo czeka na nią rodzina – siostra i matka. (Paradoksalnie też po drodze odkrywamy, że mimo iż sam był duchem, to mężczyzna bał się poltergeistów i źle sobie radził w otoczeniu ożywionych przedmiotów. Co chyba było jedyną, wyrazistą cechą jego kreacji.)
Po baaardzo długim common route docieramy jednak wreszcie do ścieżki Kurehy, a tam już na wstępie nasza MC zostaje przeklęta przez tajemniczego kobietę-upiora. Potworzyca ostrzega bohaterkę, że jeśli ta będzie dążyć do przywrócenia mężczyźnie wspomnień, to straci życie. Ma więc jakiś interes w amnezji Kurehy. Stąd mężczyzna sam poważnie zaczyna się zastanawiać, czy może jednak nie jest mordercą (jakoś zalazł upiorzycy za skórę w przeszłości) i w plotkach na jego temat tkwi ziarnko prawdy. Pomimo jednak tego, że nosi teraz na policzku znamię klątwy, Misa pociesza go, wspiera i zapewnia, że nie tylko ma jej bezgraniczne zaufanie, ale że podziela także jego uczucia. Pozwala także dotknąć swojego policzka, bo tak mocno wierzy w to, że Kureha nigdy by jej nie skrzywdził. Że nawet jej „ciepło żyjącej” nie pozbawiłoby go zmysłów i nie sprawiłoby, że przestałby być tym miłym, pomocnym i uśmiechniętym mężczyzną, jakiego poznała. (A przy okazji, cholernie atrakcyjnym, bo o tym, że Kureha się jej podoba, Misa wspomina przynajmniej trzy razy w tej ścieżce! XD). Nie ma też oporów, aby podzielić się z nim szczegółami swojego konfliktu z matką. Wierzy bowiem, że może będzie jej w stanie coś doradzić, chociaż ja nie bardzo kumałam na jakiej podstawie, bo skoro on zmarł w 1949 roku, to miał niewielkie pojęcie o współczesnej edukacji, kobiecej emancypacji i alternatywnych opcjach kariery… Ale co tam! Uznajmy, że mając tak wiele czasu po śmierci, nadrobił braki i był „na czasie”. Albo zwalmy to na licentia poetica.
W każdym razie dochodzenie bohaterów trwa, bo okazuje się, za sprawą magicznego dokumentu, który Misa miała przy sobie od kami, że spraw do rozwiązania jest jednak osiem, a nie siedem. Szukają więc cały czas ostatniego ducha, którego imię mogliby poznać, a jednocześnie starają się unikać ataków upiora. Ten bowiem albo próbuje zniszczyć Misę, albo śledzi Kurehę. Z czasem muszą więc szukać nawet azylu w lustrzanym świecie Hibikiego, bo inaczej MC mogłaby nie przeżyć albo postradać zmysły. Mnie zaś szczerze rozwaliło, że wybierając hasło, którego będą używać, aby dziewczyna wiedziała, czy może bezpiecznie otwierać drzwi Kureha sugeruje, żeby było to jej imię. Rozumiem, że twórcy potrzebowali podstawy do pokazania romantycznej sceny, jak Kureha może wzywać ukochaną, ale – do jasnej cholery – sam nam powiedział, że żyjący muszą za wszelką cenę strzec przed zmarłymi swojego imienia, bo to może dać upiorom nad nimi władze! A skoro byli przez antagonistkę stalkowani, to gdzie tu logika? Podobnie jak w tym, gdy po odpoczynku, Misa idzie się sama przejść po szkole. Przecież ona doskonale wiedziała, że tam roi się od niebezpieczeństw… Dlatego – heh… – ta ścieżka roi się od takich nielogicznych koszmarków. Poza tym, że wieje nudą.
Stąd – przyspieszając streszczenie – bohaterowie wreszcie trafiają na ducha, który okazuje się wiedzieć więcej niż pozostali. Dzięki niemu poznają tożsamość upiora, a dokładniej odkrywają, że zjawa nazywa się Hinagiku i za życia była siostrą Kurehy. Podobnie jak wiele innych duchów ze szkoły, została jednak uprowadzona i zamordowana przez głowę rodu Tsukigami Isao, który w swojej posiadłości próbował odprawić jakiś rytuał mający na celu sprowadzić córkę z zaświatów. Los chciał, że Kureha był świadkiem, jak w piwnicy, na dziwnym ołtarzu, jego siostrze odrąbują głowę. To dlatego chwycił za miecz i chciał się rozprawić z jej mordercą, ale został postrzelony. W wyniku tego wszystkiego również umarł i stał się szukającym zemsty potworem. Hinagiku obiecała więc, że zostanie w świecie żyjących i poczeka z reinkarnacją, aż odzyska brata. Nie chciała go bowiem porzucać, gdy był w takim stanie. A w efekcie sama zmieniła się w upiora.
Początkowo, po odzyskaniu tych wspomnień, Kureha wpada w szał i także się transformuje. Chce zabijać i dokonać zemsty, ale Misa mu to uniemożliwia, bo obejmuje go mocno i całuje, aż przywraca mu poczytalność „siłą miłości”. Potem razem konfrontują się z upiorem i wzywają Hinagiku tak długo, aż dziewczyna zamienia się w kule światła i obiecuje bratu, że kiedyś jeszcze się zobaczą. Ah, no i Kazuma, czyli ten duch, który im o wszystkim opowiedział, i który także był ofiarą Isao, odchodzi wraz z Hinagiku, bo za życia się w niej kochał. The end.
Albo raczej prawie. Bo jeszcze nasza MC musi wrócić do świata żyjących. Obiecuje więc ukochanemu, że nigdy o nim nie zapomni. Może nie będzie go już widzieć, słyszeć, ani nie będzie mogła go dotknąć, ale jej serce pozostanie mu wierne, aż będą mogli się odrodzić. Kureha zaś ślubuje, że będzie nad nią w oddali czuwał, a także że nie przekroczy rzeki w zaświatach, póki nie będą mogli zrobić tego razem.
W pierwszym endingu okazuje się jednak, że Misa ma więcej szczęścia, niż moja tolerancja dla tej fabuły jest w stanie znieść. W bibliotece, przypadkowo, znajduje jeden z siedmiu cudów szkoły, czyli księgę, która spełnia życzenia. A skoro tak, to dziewczyna prosi, by mogła chociaż słyszeć i widzieć Kurehę. Bo wtedy życie „z nim, ale bez niego” będzie o wiele łatwiejsze. I tak się też dzieje. Misa opowiada odtąd w szkole prawdziwą historię ducha Kara Kara (a jej przyjaciółka Sayaka jej w pełni wierzy), godzi się z matką (choć dalej nie wiemy, co planuje robić w przyszłości) i spotyka się z Kurehą, który, chociaż w niematerialnej formie, to pozostaje u jej boku. (WTF?! Miałaś książkę, która spełnia życzenia i poprosiłaś o tylko tyle?! Czy tam był jakiś dopisek, małym druczkiem, że na większe cuda książka nie ma tyle many?!).
W drugim zakończeniu MC decyduje się umrzeć i zostać z Kurehą, bo nie udaje się im pokonać upiora. Zamiast tego wspiera więc ukochanego w próbie przywrócenia poczytalności siostrze jako duch. I chodzą sobie na randki jak gdyby nigdy nic. Ba! Kureha jest nawet zazdrosny o zainteresowanie dziewczyny swoim innym, niewidzialnym przyjacielem. … Myślałeś, że cię zdradzi, czy co?
W jeszcze innym endingu, nawet pocałunek miłości nic nie daje i Kureha nie tylko pozostaje owładniętym żądzą mordu potworem, ale zabija Misę mieczem, bo ta stoi mu na drodze do zemsty. W kolejnym: Misa umiera w szponach antagonistki, bo z jakiegoś powodu wpuszcza upiorzyce do pokoju i „chce z nią porozmawiać”.
PODSUMOWANIE:
Jeśli mogę sobie pozwolić na ironiczność, to najbardziej przerażającą rzeczą w tej opowieści o duchach było to, jaką nudą wiała. Od samego początku do końca męczyłam się nieubłagalnie, bo ani Kureha nie miał żadnej charyzmy, aby mnie zaciekawić, ani śledztwo Misy nie było jakoś wciągające (przypominało wykonywanie questów Przynieś-Podaj-Pozamiataj w grze cRPG), ani wreszcie końcowy plot twist tak naprawdę nikogo nie zaskoczył. Chyba już naprawdę wolałabym dowiedzieć się, że ten miły dżentelmen był tak naprawdę seryjnym mordercą, a nie przypadkowym pokłosiem krwawego rytuału. Może pomogłoby, gdyby faktycznie dziwnie zachowywał się w obecności żyjących (np. tracił kontrolę, jak sugerowano?), albo gdyby skrywał inną tajemnicę. Tymczasem on był tak miałki, że za tydzień nie będę już nawet pamiętać, o co w tym wątku chodziło, poza tym, że bohaterowie łazili po liceum.
Może problem polega na tym, że ja ogólnie lubię mroczniejsze klimaty? Nie mam nic przeciwko konwencji horroru, czego dowodem jest wspomniane przeze mnie Homicipher czy inne tytuły, które znajdziecie na blogu, ale tutaj – najzwyczajniej – dostałam romans szkolny, który gdyby usunąć fakt, że część postaci to zjawy, równie dobrze mógł być okruchami życia. Kompletnie więc zmarnowano dla mnie potencjał Kara Kara, którego legenda okazała się dużo ciekawsza od rzeczywistości. Na cóż więc mu było dawać tak interesujący, staroświecki strój czy design? Wystarczyłby mundurek.
Stąd z tym większą przykrością wpisuję Kurehę do galerii love interest, o których jedyne, co można powiedzieć, to że są „mili”. Czyli pozbawieni iskry. Jak 90% bohaterek gier otome. A wystarczyło już przecież, że z samej Misy była słodka i ułożona dziewczyna. Na cóż jeszcze zmieniać w jakiego słomianego chochoła naszego love boya? I teraz na pocieszenie dodam, że ta gra będzie miała sequel. Jest więc nadzieja, że wątek zakazanego romansu, a także sama kreacja Kurehy zostanie jakoś rozwinięta. W końcu, skoro on tylko nawiedział szkołę i pochodził z przeszłości, można by pozostawić przed nim sporo wzywań, gdy już opuści mury budynku. Na tym etapie jednak nie mam zbyt wielkiej wiary w siły scenarzystów.