Jak miło dostać po raz kolejny potwierdzenie, że twórcy mieli jakiś pomysł na historię Paschalii. W sensie: od początku do końca wiedzieli, co chcą osiągnąć z tą postacią, w jakim kierunku ma ewoluować i jakie wyzwania się przed nią jeszcze znajdują. Może dlatego ta ścieżka wreszcie przypadła mi do gustu, bo – poza tym, że miała dużo flufuu – to jeszcze prowadziła do jakiś nowych, interesujących konkluzji. (W odróżnieniu od np. Zafory, gdzie nie dość, że wałkowano to samo i pies gonił własny ogon w kółko, to jeszcze paring okazał się dość przygnębiający…).
Zacznijmy od przypomnienia, że w podstawowej grze Paschalia zmagał się z chorobą, którą udało mu się powstrzymać, dzięki własnej odwadze, ale też sile miłości, bo pomyślnie zdał test starszego ducha wody – Leve. To nie tylko odbiło się na wyglądzie młodego mężczyzny, jego psychice (bo wreszcie odzyskał wole życia), ale zaowocowało też w epilogu ślubem z Tifalią oraz wspólną przeprowadzką do stolicy. A chociaż między nowożeńcami wszystko układa się różowo i spijają sobie cukier w dzióbków (MC to wprost nieruchomieje pod wrażeniem tego, jak czasami pięknie wygląda jej facet), to już w życiu zawodowym pojawiają się pewne trudności. Paschalia od zawsze, przez swoją chorobę i bycie przykutym do łóżka w młodości, miał tendencje do użalania się nad sobą, porównywania z innymi i zaniżania własnej wartości. Te przykre nawyki powracają, gdy mężczyzna uświadamia sobie, że tak zasadniczo… to jest bezużyteczny. Jasne, pomaga Tifalii, Radiemu i Spirei w prowadzeniu interesu, ale nie posiada żadnych – w jego odczuciu — przydatnych umiejętności.
Oczywiście, MC pociesza swojego mężczyznę, zauważając, że wprost nie może się opędzić od ludzi proszących Paschalię o pomoc w komunikowaniu z duchami żywiołów, bo często mają z nimi różne problemy, ale to dla niego za mało. Co więcej, uważa, że bycie „interpretatorem” czy też „tłumaczem” to tak naprawdę zasługa jego kontraktu z Vitą, a nie coś na co „sam zapracował” czy „należało tylko do niego”, jak – dla porównania – talenty kulinarne protagonistki.
To pesymistyczne przeświadczenie prowadzi do tego, że Paschalia odmawia nawet samej Leve zostania strażnikiem artefaktu – czyli magicznych kolczyków. Parka ląduje bowiem w Oriens, na specjalne zaproszenie bóstwa, ale ich spotkanie prowadzi do tego, że mężczyzna nazywa siebie niegodnym takiego zaszczytu. Jest więc to główny, nowy problem tej ścieżki, bo Tifalia poważnie się głowi, jak może okazać partnerowi wsparcie. W ich życiu miłosnym wszystko jest idealne, ale nie potrafi patrzeć na jego przygnębienie. Swoją drogą, to był naprawdę przesiąknięty tęczami, króliczkami i brokatami wątek, bo mężczyzna prawie na każdym kroku, albo się do żoneczki przymilał, albo był o nią zazdrosny, albo skradał jej całusy… Uspokajam zatem fanów Paschalii, że mężczyzna nic nie stracił ze swojej niekiedy pokrętnej natury. Co więcej, w Oriens odzyskuje nawet swój charakterystyczny wygląd z gry podstawowej, bo Vita sądzi, że w takim „przebraniu” będzie się mniej rzucał w oczy i uda mu się uniknąć fanów. XD
Ale skupmy się na opowieści! Wracając do domu, parka zahacza jeszcze o Ruthe, bo Paschalie niepokoi trochę informacja od Leve, że w jego rodzinnych stronach nie dzieje się dobrze. Faktycznie duchy wody bardzo psocą, bo próbują zwrócić uwagę mieszkańców, że coś niedobrego stało się z ich źródłem i należy usunąć przeszkodę, by rzeka mogła dalej płynąć. Zdolności Paschalii do komunikacji z duchami oraz zaangażowanie Vity pomagają zatem rozwiązać problem miejscowych, a Tifalia wpada w międzyczasie na nowy pomysł. Po przejrzeniu szkiców męża w jego dawnej sypialni, sugeruje mu, że powinni razem stworzyć książeczkę dla dzieci. Taką z ilustracjami. Paschalia widzi duchy, rozumie je i może o nich mówić. Mógłby więc nie tylko być interpretatorem, ale też czynnie nauczać ludzi o tym, jak prowadzić z tymi istotami dyplomacje opartą na przyjaźni i zaufaniu. O dziwo, tym razem już bez sprzeciwów, Paschalia jest zaintrygowany tym pomysłem. (Korzysta też z okazji, że skoro wrócili do miejsca, gdzie kiedyś dał MC kosza, by znowu wyznała mu swoją miłość, a on tym razem ją w pełni odwzajemnił i za nią podziękował).
W efekcie, przy wsparciu przyjaciół i finansowaniu od królestwa (do czego przysłużył się Jinnia), parka faktycznie wydaje bestseller, w którym zaczytują się nie tylko ludzie, ale też duchy. Ten nieoczekiwany sukces podbudowuje ego Paschalii na tyle, że wracają do Oriens, aby przyjąć ofertę Leve. Tak jak Zafora był strażnikiem Cultury, tak Tifalia i Paschalia dzielą się kolczykami Lacrima, by opiekować się Miastem Miłości. (Co, niestety prowadzi do tego, że sama Leve znika, ale odchodzi do swoich bliskich z uśmiechem na ustach. Na dodatek, przekazując resztkę mocy Vicie, zapewniła mężczyźnie to, że nie musiał obawiać się powrotu choroby w przyszłości).
W epilogu po liście płac bohaterowie dowiadują się od Księcia Colivusa, że prawdopodobnie znaleziono sposób na Vastitas i ta przypadłość zostanie niedługo pokonana. Wystarczy sprawić, by duchy, które przepełniał nadmiar many, podpisywały kontrakt z chorymi ludźmi z niedoborami, a wtedy ich poziom magii, by się wzajemnie stablizował. Paschalia jest zatem głęboko wzruszony, bo zaczyna wierzyć, że jego cierpienie w dzieciństwie, ale też obecna praca, miały większy sens. Że faktycznie zrobią coś dobrego dla całego świata.
Przechodząc do krótkiego podsumowania, to była bardzo urocza ścieżka. Podobało mi się, że Paschalia nie tracił ani chwili na flirtowanie z żoneczką: czy to podczas testowania smaku potraw, czy odgrywając ponownie swoją randkę w ogrodach, a nawet nie krępując się, aby baraszkować w sypialni nad głowami rodziców… Na dodatek łatwo było sympatyzować z jego problemem, bo każdy kiedyś miewa takie doły, a Tifalia okazała się idealnym wsparciem. Była dokładnie wtedy, gdy mężczyzna jej potrzebował i w takim zakresie, w jakim obu to pasowało. Bez wchrzaniania się nikomu w kompetencje, kombinowania czy wykluczania kogokolwiek z zadań pod pretekstem fałszywej troski. (Znowu patrzę na ciebie, Zafora!).
W końcówce żal mi było nawet trochę Leve, zwłaszcza gdy się zastanawiała, gdzie duchy trafiają po śmierci i czy spotka jeszcze swojego ukochanego człowieka… Nie mogłam się też nie uśmiechnąć, ilekroć Liyan próbował oczarować Tifalię, a w efekcie Paschalia atakował go magiczną wodą. Jeśli więc już NAPRAWDĘ musiałabym się czegoś przyczepić, to pewnie naiwnego awansu bohaterów, którzy z przysłowiowego „zera” zostali prawie, że namiestnikami miasta. Niby rozumiem, że to baśniowa konwencja, ale jednak trochę mnie to zdziwiło. Ba! Nawet Zafora wydawał się zmartwiony, że chyba ktoś zbyt popędził z taką nominacją… Ale co zrobić? Wola bogini!
Dlatego, summa summarum, naprawdę spoko wątek, z idealnymi proporcjami humoru, romansu i nowych antagonizmów. Na dodatek taki, w którym wszystkie postacie, włącznie z tymi z dalszego planu, mają się doskonale. Miło więc było zobaczyć cały skład w dobrej formie. Można bowiem śmiało założyć, że to jak bardzo poprawiły się relacje ludzi z duchami, dzięki ciężkiej pracy bohaterów, wpłynęło też na ilość Fiendów i masowy rozkwit chlorisów. A tym samym misja Vilio stała się łatwiejsza. Co jest o tyle pokrzepiające, że w ścieżkach innych panów zarówno smok, jak i Paschalia dalej cierpią… I to do tego stopnia, że czasami nie mogą nawet wpaść na ślub przyjaciół. Heh…