Ścieżka Akito należała do tych z najbardziej emocjonujących w podstawowej grze Norn9 i pamiętam, że nawet mnie wzruszyła. Byłam więc bardzo ciekawa, jak potoczyły się dalsze losy naszej kuudere księżniczki oraz tego wybuchowego tsundere – i czy po tych wszystkich przebojach, trudnej przeszłości i dawnych ranach udało się im znaleźć odrobinę spokoju.
Okazuje się, że po opuszczeniu statku i oddaniu swoich mocy naszym protagonistom żyje się całkiem nieźle. Na dodatek nie są sami, bo rodzeństwo wreszcie ma okazje przebywać pod jednym dachem. Akito, Nanami, Koharu, Senri i będący jeszcze na rekonwalescencji Kakeru, wciąż trzymają się razem, odwiedzani przez przyjaciół, gdy jest to tylko możliwe. Na dodatek Akito w pełni wcielił się w rolę matki tej grupy, bo nie tylko znalazł pracę w pobliskiej restauracji, ale też zapewniał wszystkim bezpieczeństwo, posiłki oraz utrzymanie. Do tego stopnia, że Nanami często czuła się onieśmielona przez jego dobroć.
W czym pierwsza część tej ścieżki koncentruje się głównie na powolnym odbudowaniu relacji przez braci. Senri dalej unika towarzystwa i tylko Koharu jest w stanie go wyciągać z pokoju. Na dodatek w tle Kakeru czuje się ciężarem i nie łatwo mu nie tylko korzystać z życzliwości osób, których o mało nie skrzywdził, ale też zaleczyć swoje złamane serce. Tymczasem Nanami martwi, że jej ukochany dalej jest ze sobą nieszczery. Dla przykładu nie potrafi swobodnie rozmawiać z Senrim, nie nazywa nawet brata (ani Nanami) po imieniu i ogólnie chowa niepewność za napadami tsundere-choleryczności lub zawstydzeniem.
Pewnego dnia Akito zbiera się jednak na odwagę i prosi Senriego, by ten zrobił dla niego szkatułkę. Młodszy z braci jest wówczas przeszczęśliwy, bo do tej pory Akito nigdy na nim nie polegał. A choć obawia się nieco oceny, to jednak wkłada w pracę całego siebie. Tyle że jakiś czas później Senri znajduje pudełko na wystawie w sklepie i jest pewny, że brat pozbył się prezentu, bo tak naprawdę mu się nie podobał. Dopiero po interwencji Nanami panowie wyjaśniają sobie, że Akito nigdy nie zamierzał sprzedać przedmiotu, który własnymi rękoma wykonał dla niego ukochany braciszek. Po prostu zawarł umowę ze sprzedawcą, że pudełko poleży trochę na wystawie, aby zobaczyć, jakim zainteresowaniem potencjalnym kupujących, by się cieszyło. Po co? Bo ten mały test wkrótce przekonuje Senriego, że ma talent do pracy z drewnem i zostaje uczniem cieśli. Gdyby więc nie czyn Akito, to prawdopodobnie nigdy nie zdobyłby się na odwagę, aby spróbować.
Ale to tylko takie zamknięcie ich wątku. Kolejna część ścieżki była dla mnie znacznie bardziej interesująca. Pewnego dnia przyjaciół odwiedzają bowiem Toya i Itsuki. Opowiadają im oni trochę o dalszych losach Mikoto, a także wyjaśniają, dlaczego Itsuki i Otomaru nie pozbyli się swoich mocy. Początkowo chodziło o pomoc Kakeru, który ciągle miał po praniu mózgu koszmary, ale z czasem panowie uznali też, że nie ufają dostatecznie naukowcom. W czym w trakcie tej wymiany zdań, Itsuki żartuje sobie, że Akito powinien zacząć poważnie zastanawiać się nad ślubem. Tyle że dalszą konwersację w tym kierunku przerywa sama Nanami. Była teraz szczęśliwa. Nie chciała żadnych zmian. Nie miała nigdy kochającej się rodziny i nie wyobrażała sobie, że będzie kiedykolwiek miała umiejętności, aby taką założyć. To co prawda boli Akito, ale rozumie jej punkt widzenia. Zwłaszcza że Nanami zaczęła otrzymywać listy od swojego starego z rozkazem, aby wróciła do domu, skoro jej misja się skończyła.
Chcąc jakoś rozweselić ukochaną, a także udowodnić, że może zrobić coś tylko dla siebie, Akito proponuje Nanami wycieczkę. Dziewczyna ma wybrać, gdzie chce się udać, a on wszystko zorganizuje. Liczyli też, że to pozwoli im odpocząć od Senriego i Koharu. W sensie, nie to by druga para im przeszkadzała, ale po prostu chcieli mieć nieco czasu dla siebie. I tak też się wkrótce dzieje. Akito i Nanami wyruszają razem nad morze, bo choć zajęło jej to trochę czasu, to jednak dziewczyna podjęła samodzielną decyzję i stwierdziła, że ciągnie ją do wody. Zwłaszcza po interesującej rozmowie ze sprzedawcą ryb.
W każdym razie, początkowo, odpoczynek nawet się im udaje. Co prawda słyszą o kłopotach z dostawami wody w wiosce, ale ich chatki żadne problemy nie dotykają. A przynajmniej do wieczora. Nagle bowiem ktoś barykaduje ich w środku i pozbawia światła. Okazuje się, że to ojciec Nanami przyszedł, aby ją zabrać do domu. W czym daje dziewczynie wybór do rana. Albo zmądrzeje i odejdzie z nim dobrowolnie o świcie, albo zabije on Akito i ten cały śmieszny romans się skończy. Parka nie zamierza jednak „negocjować z terrorystą” i wkrótce odkrywają, że przez podłogę da się z ich budynku uciec do starej studni. Kiedy jednak Akito schodzi na dół, by zbadać potencjalną drogę odwrotu to inny, były członek rodziny Shiranui (mniej cierpliwy) podpala chałupę, aby pozbyć się zbuntowanej dziewczyny. (Eee… nikt w okolicy nie widział, że tam się chałupa jara?).
Ostatecznie Akito wraca po Nanami i razem uciekają z chatki. Dziewczyna łapie też obcego ex-ninja za rękę i udowadnia mu, że nie ma swoich mocy, bo gdyby było inaczej, to przecież by dawno ich użyła do samoobrony. Więc niech po prostu klan da jej spokój, a będą kwita. Na koniec młodzi idą porozmawiać też z ojcem Nanami. Jeszcze raz mu tłumaczą, że są teraz dla rodziny Shiranui bezużyteczni, że się kochają i żadne z nich nie planuje zemsty, bo dawno wszystkie waśnie przepracowali. A chociaż nie sprawia to automatycznie, że ojciec z córką naprawiają swoje skomplikowane relacje rodzinne, to Nanami dowiaduje się przynajmniej tyle, iż staruszek na swój sposób się o nią troszczył. Po prostu nie potrafił postępować inaczej, bo sam wychował się, myśląc o sobie jak o narzędziu. Wiecie, mechanizm dziedziczenia traumy. Skrycie chyba jednak wierzył, że dziewczynie uda się przerwać ten chory krąg. To dlatego jej imię skrywało w sobie „7”, czyli zakończenie cyklu i „morze”, czyli wolność.
Ostatnia część ścieżki jest bardzo dziwna i miała być w zamyśle humorystyczna, ale według mnie trochę przesadzono z absurdem. Nanami i Akito wrócili do domu. W tym czasie Kakeru już dawno ich opuścił, bo chciał odnaleźć nową drogę w życiu. I chociaż wydawało się, że wszystko wróciło do starego rytmu, a młodzi nie muszą się już o swoje bezpieczeństwo obawiać, to Nanami zauważa, że Akito cały czas jest bardzo zmęczony. Postanawia więc go trochę wesprzeć, zwłaszcza że w słowniku czyta, iż idealna żona powinna sprzątać, gotować, czy prać, a ona wiedziała już, że chce założyć z nim kiedyś rodzinę. To dlatego prosi ukochanego, aby zrobił z nią takie „szkolenie na żonę”, by spełniała dla niego wszystkie standardy. W czym nawet Senri uważał, że to idiotyczne.
No i tak sobie ćwiczą to wspólne gotowanie, choć Akito dalej powtarza, że to niepotrzebne, bo chętnie sam weźmie na siebie obowiązki związane z kuchnią. Zwłaszcza że w przyszłości marzył o własnej restauracji. Nie zmienia to jednak wiele w ich relacjach, bo chłopak dalej wydaje się strasznie zmęczony. Nieśmiało też wyznaje ukochanej, że nie chce mu się niekiedy iść do pracy, bo wolałby z nią zostać, ale i tak robi, co do niego należało. W końcu jednak to Koharu robi za adwokata diabła. Mówi Nanami, że jakaś klientka prześladuje Akito w restauracji, a wiedziała o tym, bo pracowała tam przecież jako kelnerka. Możliwe więc, że chłopak do niczego się nie przyznawał, bo było mu najzwyczajniej wstyd, ale to właśnie przez to namolne babsko urabiał się za dwóch.
Nanami postanawia sama zweryfikować, ile w tej opowieści jest prawdy. Czeka na Akito wieczorem, aż ten wyjdzie z restauracji, żeby odkryć, iż faktycznie ma on stalkera. Przebranego za giga gołębia, ekscentrycznego bogacza, który próbował zmusić Akito, by ten dla niego pracował. W sensie przeniósł się do jego posiadłości i był jego prywatnym kucharzem. Stąd cholera wie, czemu Koharu uznała tego wariata za jakąś laskę. W każdym razie, jak pamiętamy, Akito cierpiał na awizofobię. To dlatego tak stresowały go wyjścia do pracy, a przez męską dumę nie potrafił poprosić o pomoc.
Dla Nanami nie jest to jednak żaden problem. Chwyta za swój kunai, rozprawia się z kostiumem natręta i przepędza go raz na zawsze, ku wielkiej uldze Akito, który był wprost sparaliżowany ze strachu. Młodzi też śmieją się później z całej sytuacji, dochodząc do wniosku, że może ich role w tym związku są odwrócone, a przynajmniej jeśli mówimy o stereotypowym podziale obowiązków, ale i tak doskonale się uzupełniają, więc nie muszą niczego zmieniać. Btw. ja właśnie uwielbiałam w Akito to, że nie był takim typowym dla gier otome bishem. Że najbardziej cieszył się, dbając po prostu o swoich bliskich, i kiedy Itsuki próbował mu z tego powodu wrzucać, to Akito absolutnie nic sobie z tego nie robił.
W zakończeniu Senri i Koharu także się w końcu wyprowadzają, bo młodszy z braci udaje się na dalszy termin u znanego cieśli. Co może jest i trochę smutne, ale nie znaczyło przecież, że panowie urywają ze sobą kontakt. Na dodatek Nanami (dzięki sugestiom Kakeru, z którym ciągle korespondowała) odkrywa, co chce robić w życiu i decyduje się zająć aptekarstwem. W końcu od zawsze lubiła szukać ziół i miała ku temu talent. Mogła też przerobić swoje szkolenie ninja w coś użytecznego. Jeśli zaś chodzi o ich dalsze losy, to były one dość klarowne. Akito wyraźnie zaznaczył, że liczy na to, iż ich rodzinka wkrótce się powiększy. Mieli więc wreszcie przed sobą szansę na długie i spokojne życie.
Bardzo sympatyczny epilog i dokładnie taki, na jaki można liczyć od porządnie napisanego fandisku. Zamykał bowiem wiele poprzednich wątków, nie żałował fluffu, a także ciągle udowadniał, że postacie się rozwijają. Dla przykładu Nanami wreszcie nauczyła się lepiej wyrażać swoje potrzeby, a Akito zapanował nad chorobliwą nieśmiałością w wyrażaniu uczuć. Potem już nawet otwarcie tulił się do ramienia ukochanej, np. gdy potrzebował się wypłakać lub zregenerować energię. Trudno było się więc nie uśmiechnąć pod noskiem, widząc jak słodką i zgraną parą się stali.
Czy czegoś mi zatem brakowało? Pewnie zamiast tego dziwnego i nieco przerysowanego motywu z ptakiem na końcu, wolałabym więcej scenek, w których Senri i Akito pracowaliby nad swoją więzią. Miałam bowiem dziwne wrażenie, że owszem, panowie z sobą mieszkali pod jednym dachem, sytuacja z pudełkiem nieco ich zbliżyła, ale przez introwertyczne i pesymistyczne natury, nie czynili zbytnich postępów w stronę budowania mostów. Zabrakło mi więc takiej ciepłej i wyraźnej sytuacji, w której zobaczylibyśmy ich braterskie interakcje – coś jak ta ładna, wzruszająca scenka z gry głównej, gdy Senri wreszcie poznał prawdę. Tutaj byli trochę jak koty, z których każdy trzymał się swojej partnerki i terytorium.
Poza tym jednym szczególikiem to nie miałam innych zastrzeżeń. Akito dalej zalicza się do mojej czołówki ulubionych love interest z tego uniwersum, a Nanami dostaje tu takie zakończenie, na jakie w pełni zasłużyła. Jak miło zobaczyć ją wreszcie szczęśliwą i snującą jakieś dalsze plany. Fajnie też, że tak jak Koharu, bardzo się zmieniła i wydoroślała. W sensie nie straciła swojej cudownej kuudere osobowości, ale zaczęła pracować nad wieloma cechami, by być dla Akito partnerką i przyjaciółką. No i że cała ta czwórka słodziaków stała się oficjalnie rodziną!
(A tak na marginesie, mój ulubieniec Itsuki, znowu dał czadu. Scenka, w której kpił, że Akito powoli zmienia się w staruszkę i niedługo będzie pewnie robił przetwory, a potem usłyszał, że słoiki już dawno są gotowe, była jedną z moich ulubionych w całej tej ścieżce XD!).