Jeśli czytaliście kiedyś moją recenzję Norn9, to być może pamiętacie, a być może nie, ale nie przekonywał mnie do końca romans Kakeru z Koharu, bo wydawało mi się, że nie nadają na tym samym poziomie. Facet był zbyt dominujący, wpatrzony w siebie, arogancki… kiedy ona potrzebowała ciepła, wyrozumiałości i spokoju, aby podszkolić swoje umiejętności społeczne. Tymczasem w fandisku przenosimy do momentu w życiu tej parki, gdy zamieszkali wspólnie, na jakimś odludziu i starają się wylizać z odniesionych ran. Nie fizycznych, ale tych psychicznych, jakie pozostawiło po nich odkrycie różnych prawd na temat swoich mocy, pochodzenia, wspólnego „ojca” itd.
Kakeru dorabia wówczas, tworząc bukiety, a Koharu… cóż, zgaduje, że gotuje i sprząta? Nie było bowiem wprost powiedziane, aby ona się za jakąś robotą rozglądała. W każdym razie kobietę martwi, że jej blond włosy bish jest trochę przygnębiony i dręczą go koszmary. Gdy jeszcze żyli na statku, to Kakeru mianował się ich samozwańczym liderem i często podejmował różne decyzje za grupę. Teraz zaś trwał w swoistej stagnacji, ot z dnia na dzień, zarabiając tyle, byle mieli co do garnka włożyć, ale nie wychylając się zbytnio, aby nie zwrócić na siebie uwagę niebezpiecznych ludzi. Zresztą, w razie czego, mogli liczyć także na pomoc mieszkających w pobliżu przyjaciół. Ciągle bowiem utrzymywali kontakt z Senrim, Heishim i Akito, do których Koharu udawała się w odwiedziny, w nadziei, że podpowiedzą jej jakiś sposób, aby Kakeru nie cierpiał tak z powodu prześladujących go nocą wspomnień.
Tak naprawdę jednak pierwsza część fandisku skupia się na zupełnie innym problemie. Oto pewnego dnia Koharu angażuje się w pomoc pobliskiemu sierocińcowi. Odkrywa wtedy, że tamtejsza dyrektorka jest prześladowana przez jakichś zbirów, którzy chcą wymusić na kobiecie i dzieciach natychmiastową przeprowadzkę. Sama MC nie bardzo wie, co z tym faktem zrobić, ale przy pierwszej konfrontacji pomaga jej Kakeru, który po prostu przegania bandytów za pomocą swoich mocy. Wiedzą jednak, że to dopiero początek i prześladowcy nie poddadzą się tak łatwo. Stąd – zachęcony komplementami swojej partnerki – że przecież zawsze był niebywale bystry i zaradny, Kakeru postanawia pomóc dyrektorce. Głównie dlatego, że faktycznie ma nosa do czytania umów, odkrywania ukrytych haczyków i w razie czego negocjowania. To nieoczekiwane zaangażowanie w działalność charytatywną staje się też dla niego źródłem ogromnej satysfakcji. Wciąż bowiem dręczyły go wyrzuty sumienia, że był marionetką w rękach swojego szalonego ojca, a teraz dla odmiany robił coś dobrego. Na dodatek Koharu twierdziła, że od początku wiedziała, iż jest ciepłą i opiekuńczą osobą. Aby więc raz na zawsze uwolnić dzieci od prześladowań ze strony chciwych zbirów, Kakru odkrywa, że tak naprawdę nie chodzi im o sam budynek, ale o znajdujące się na tym terenie złoża drogocennych kamieni. A skoro tak, to jedynym sposobem, by zapewnić dyrektorce i jej podopiecznym bezpieczeństwo, było wynegocjowanie z rządem ochrony w zamian za prawa do wydobycia, przy jednoczesnym dożywotnim pozwoleniu na dzierżawienie budynku.
Po tym szczęśliwym zakończeniu sprawy z sierocińcem Koharu sugeruje, że Kakeru mógłby się zajmować doradztwem zawodowo. Ma tak wiele talentów, że na pewno sporo osób skorzystałoby na jego sprycie i umiejętnościach do rzeczowego analizowania każdego problemu. A mężczyzna w sumie nie potrzebuje większej zachęty i faktycznie otwiera coś w rodzaju biznesu doradczego. Na dodatek na tyle intratnego, że kontaktowały się z nim nawet osoby z rządu. Stał się bowiem takim specjalistą od wszystkiego i niczego.
Potem jednak parka przyjmuje jeszcze inną ofertę pracy, związaną z podróżowaniem, i ich ścieżki krzyżują się ponownie z Mikoto i Sakuyą. W czym Kakeru nie potrafi pojąć, dlaczego tsundere-księżniczka dalej urabia się na froncie, używa swoich mocy i zapewnia mieszkańcom osłonę tarczami, ale potem, przyciśnięta do muru, Mikoto wyznaje, że chodzi o proroctwo Sakuyi. Że po prostu nie chce stracić przyjaciela i ukochanego w jednym, stąd tak długo, jak ryzyko postrzelenia istniało, tak nie zamierzała wyrzekać się swojego talentu. A chociaż Kakeru początkowo bardzo nie lubił Mikoto, to teraz nawet nabrał do niej trochę szacunku i chyba wreszcie spróbował nawet zrozumieć. Szczególnie że ze wszystkich osób na Nornie, to właśnie z Sakuyą przyjaźnił się najbardziej.
Czując się odpowiedzialnym za zaistniałą sytuację i rozumiejąc, że wojny nie skończą się tak długo, póki ludzie będą mieli dostęp do wyprodukowanej przez jego tatuśka broni, Kakeru postanawia udać się do wygodnie znajdującej się w pobliżu, ukrytej fabryki. Niby Sakuya przestrzega ich, by tego nie robili, bo dostrzega w wizjach przyszłości ogromne niebezpieczeństwo, ale parka jest zdeterminowana, żeby naprawić błędy szalonego Shirou. (Btw. Niby do lokalizacji miejsca użyli mocy i pamiątkowego kolczyka – ale i tak chciało mi się śmiać, jak to się wszystko wygodnie okazało być w zasięgu spaceru). I chyba nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że w środku, w ukrytym kompleksie badawczym, natrafiają na kolejnego klona swojego przybranego ojca? Heh… Kakeru z miejsca zostaje znokautowany, bo okazuje się, że Shirou dalej może nim jakoś manipulować, ale Koharu bierze udział w pojedynku na gadki.
Shirou mówi, że ma nadzieje wskrzesić swoją żonę… bla bla… że Koharu ją przypomina… bla bla… że dziewczyna też zrobiłaby wszystko, aby nie utracić Kakeru… Ale MC zaprzecza, bo nawet gdyby miało jej zabraknąć, w sensie, miałaby odejść z tego świata przed swoim ukochanym, to wolałaby, żeby znalazł on szczęście u boku nowej kobiety, a nie wiecznie cierpiał czy prowadził jakieś eksperymenty nad wskrzeszaniem. Że na tym polega miłość. W skrócie: nope, Shirou, dalej jesteś porąbany. No i zgadnijcie co? Ano, Koharu ma krytyka w teście charyzmy, więc Shirou postanawia po takiej argumentacji dokonać autodestrukcji, a przy okazji pozbyć się też całej stworzonej przez siebie broni – co nie było problemem, bo wyposażył sprzęt w ukryte mechanizmy, do których dysponował kodami. Także problem arsenału zostaje rozwiązany, parka z kryjówki ucieka, a potem dochodzą do wniosku, że w sumie to z tego Shirou wcale taki zły rodzic nie był. Bo jakby nie było, przynosił Koharu książki, a i niemożliwe by wszystkie ciepłe wspomnienia, jakie miał z nim Kakeru były tylko efektem manipulacji nad jego umysłem, których dopuścili się naukowcy.
Na koniec bohaterowie spotykają się jeszcze z resztą paczki przy szczątkach Aine i oddają jej kolejno swoje moce. Nie wiadomo, dlaczego niby ona funkcjonowała jeszcze na tyle sprawnie, aby się to udało, ale może miało to jakiś związek z działaniami Soraty, który ciągle pragnął odbudować swoją przyjaciółkę. W każdym razie, nie musząc już obawiać się, że będą prześladowani jako esperzy, Koharu i Kakeru mogą zacząć spokojne i bezpieczne życie. Dlatego mężczyzna prosi ukochaną, by przejęła jego nazwisko i planują od teraz wspólną przyszłość.
W złym zakończeniu, jeśli nie wyjdzie nam gadka z Shirou, to sprawdza się prognoza pogody Sakuyi i naukowiec znowu przejmuje kontrolę nad naszymi bohaterami. Nie wiem jednak, co dokładnie planował, bo ekran się zaraz potem zaciemnia.
Muszę przyznać, że to jak Koharu dojrzała, było dla mnie najpozytywniejszym elementem tej ścieżki. Może dalej nie jest zbyt aktywna i nie ma własnych ambicji, ale przynajmniej dawała z siebie wszystko jako głos rozsądku i emocjonalne wsparcie. W sumie, pod wieloma względami, była bardziej ogarnięta od Mikoto, która kiedyś stanowiła dla niej niedościgniony wzór do naśladowania. Tymczasem mam wrażenie, że ze szlachcianki dalej jest dość rozchwiana emocjonalnie nastolatka, kiedy z Koharu wylewało się sporo spokoju, opanowania i pragmatyzmu. Nawet gdy dowiedziała się, że bandyci chcą wykorzystywać dzieci jako tanią siłę roboczą, by nie mówić wprost, że niewolników, to nie panikowała czy rozpaczała, ale razem z Kakeru zastanawiała się, jak nie dopuścić do tego by sieroty cierpiały.
Zabawnie było też czytać, jak Kakeru przechwala się swoim udanym życiem miłosnym. Co prawda – przez wstyd – Koharu często udawała, że nie rozumie, czego facet od niej oczekuje, albo jakie pragnienie kryje się za jego flirciarskimi słowami, ale już reszta chłopaków doskonale rozumiała aluzję i nie raz byli przez to wpędzeni w zakłopotanie. Czy jednak mając na uwadze wszystko to, co do tej pory wiedzieliśmy o charakterze blondyna, kogokolwiek dziwi, że on czuł potrzebę publicznego popisywania się swoim szczęściem?
Niemniej to tyle, jeśli chodzi o pozytywy. W kwestii negatywów, to zasadniczo mam to samo zastrzeżenie, co do większości ścieżek w całym fandisku. Sama fabuła jest tu tak naiwna i przypadkowa, że spokojnie mogłaby powstać podczas jakiś pisarskich warsztatów „na mój pierwszy scenariusz”. Konflikt w sierocińcu ograniczył się zasadniczo do tego, że wystarczyło przeczytać kontrakt i pogadać z odpowiednimi osobami. Możemy więc się zastanawiać, dlaczego dyrektorka tego nie zrobiła, i czy faktycznie potrzeba było aż interwencji Kakeru, jako kogoś z odpowiednimi kompetencjami.
Znacznie gorszy był jednak motyw z kolejnym klonem Shirou w piwnicy, a potem jeszcze próbą jego moralnego wybielenia. Myślę, że nie ma co na siłę szukać światełka na końcu tunelu i udawać, że on miał jakieś pozytywne odruchy, bo przez 99% czasu udowadniał jednak, że jest gotowy wobec swoich podopiecznych dopuścić się każdej podłości. Jeśli mnie pamięć nie myli, to w jednym ze złych zakończeń w grze głównej, to nawet napastował Koharu. Proszę więc, drodzy scenarzyści, nie wciskajcie mi, że summa summarum on nie był taki zły. Co z wszystkimi ludźmi, którzy zginęli w wyniku rozpętanych przez niego konfliktów? A potem to jeszcze skrajnie niewiarygodne ukazanie perswazyjnych zdolności rożowowłosej. Naprawdę chcecie mi powiedzieć, że wystarczyła pięciominutowa paplanina, by ten rąbnięty Shirou porzucił swój wieloletni plan?
Na szczęście nie siadałam do tej ścieżki z jakimiś wygórowanymi oczekiwaniami. Dlatego to wszystko, co wymieniłam, nie bolało mnie tak bardzo. Mogę jedynie żałować, że jak na fandisk, to jednak niewiele tu było fluffu. Więcej rozterek Kakeru i jakiś pokrzepiających rozmów, niż faktycznego cieszenia się swoją bliskością, ale to już kwestia preferencji i tego, kto co w dodatkach szuka. Kakeru nigdy nie należał do moich ulubieńców i ta historia niczego w tej kwestii nie zmieniła. Stanowiła jednak dobre domknięcie wszystkich niewyjaśnionych wątków w historii tej pary. Możemy więc się z nimi pożegnać ze spokojnym sumieniem.