Psioczyłam w ścieżce Itsukiego, że Mikoto straciła cojones i transformowała się w domowego kurczaka. Tutaj co prawda zachowała swoją odwagę i zimną krew, ale nie obeszło się bez kilku śmiesznostek. Mam przez to wrażenie, że scenarzyści trochę męczyli się przy wymyślaniu contentu dla tego fandisku. Zupełnie jakby nie do końca potrafili utrzymać spójność wykreowanej wizji świata i teraz wszystkie wcześniejsze grzeszki przyszły ugryźć ich w zadek. Ale po kolei!
Po wydarzeniach z gry głównej Mikoto i jej nowy, elegancki love boy postanowili zamieszkać we wraku po Nornie. Czemu? No właśnie… Nawet mnie o to nie pytajcie. W każdym razie początkowo ich nietypowi sąsiedzi, czyli przypomnijmy – żądni władzy, zdeterminowani i narcystyczni naukowcy nie stanowią dla nich zagrożenia. Głównie dlatego, że po cichu wierzą, że genialny Natsuhiko do nich dołączy, jeśli spełnią jego wygórowane wymagania, co powinno znajdować się w jego wymarzonym laboratorium. Dlatego facet ich zwodzi i wydziwia, a naukowcy spełniają jego zachcianki i czekają. Okazuje się bowiem, że niczym w jakieś baśni, w której to księżniczka poddaje królewicza próbie, za każdym razem są w stanie sprostać postawionym zadaniom.
Mikoto zaś długo nie jest tej przepychanki świadoma, bo od początku nie wierzy, że Natsuhiko wróci kiedykolwiek do współpracy z ludźmi, których w tak paskudnych okolicznościach opuścił. Na domiar złego Sorata ciągle ich nachodzi i błaga, aby pomogli mu odbudować Aion (co byłoby też na rękę naukowcom, bo znowu mogliby się bawić w resety czy inne cholerstwa). Natsuhiko uparcie jednak odmawia, chociaż widać, że akurat mentorowanie chłopcu sprawia mu przyjemność i są do siebie dość podobni.
W międzyczasie Mikoto dowiaduje się też, że na wyspie wciąż mieszka rodzina Natsuhiko – a dokładniej to jego starsza siostra, Nagisa, która teraz opiekuje się, a raczej nadzoruje, Soratę. Aby jednak nie było zbyt „domowo”, to pomiędzy krewniakami nie ma żadnej miłości, bo kiedy ostatnio Natsuhiko opuszczał wyspę, to nie kto inny jak właśnie Nagisa doniósł na niego władzom, a nawet postrzelił. Kobieta, chociaż nie była tak utalentowana, to pozostawała absolutnie wierna swoim przełożonym. Do tego stopnia, że była gotowa wydać im swojego brata i nic dziwnego, że po doznanych krzywdach Natsuhiko nie chciał nawet z nią rozmawiać.
W takich warunkach sprawa musiała się jednak rypnąć, bo wiadomo było, że nasi protagoniści siedzieli na bombie. I teraz uwaga: wszystkie kolejne, głupie wydarzenia zostały podobno przez Natsuhiko przewidziane i zaplanowane, czym pochwali się swoim przyjaciołom i ukochane na końcu ścieżki. Zostanńcie jednak ze mną nieco dłużej, bo się przekonać, jak to wszystko było naciągane i grubymi nićmi szyte. W każdym razie Mikoto, Natsuhiko i Toya planują ucieczkę, bo nie wierzą dłużej naukowcom i chcą zabrać ze sobą Soratę, aby ten również nie stał się pionkiem w rękach Światowego Rządu. Nagisa jakiś sposobem odgaduje jednak ich plany i nasyła na uciekających Yahiro – przybranego brata Heishiego, który też się nieoczekiwanie do fabuły przyplątał. Babsko ma jednak wyrzuty sumienia. Pozwala więc Mikoto uciec i zabiera tylko Natsuhiko. Dlaczego? Cholera wie…
W każdym razie Mikoto pałęta się zagubiona po przypadkowym mieście, w którym nieoczekiwanie, w wyniku ucieczki, się znalazła aż wpada na Rona. Zesłanego w to miejsce chyba przez bogów ciągłości fabuły. Nasza protagonistka szybko więc dochodzi do wniosku, że potrzebuje wsparcia zawodowego mordercy, bo inaczej nigdy nie odbije ukochanego z rąk Światowego Rządu. Najpierw jednak Ron twardo negocjuje. Oferuje pomoc, ale tylko, jeśli dziewczyna się z nim prześpi – na co ona się nie zgadza. Więc co robi facet? Przyjmuje zlecenie, bo Mikoto wmawia mu, że Natsuhiko za ratunek podziękuje, a przecież taka zapłata wystarczy, skoro są przyjaciółmi. No i będzie śmiesznie! W końcu Natsuhiko tak rzadko mówi „arigatou”, że usłyszenie tego słowa z jego ust jest samo w sobie bezcenne. Okeeeej… (Przy okazji, Ron, ty chory skurczybyku…).
Tym sposobem, z pomocą reszty paczki, ekipa wraca na wyspę naukowców. Ron robi raban w bazie, aby cała uwaga ochrony skupiła się na nim, a Mikoto biegnie bezpośrednio do centralnego pokoju, aby ocalić Natsuhiko nim ten… zostanie zmieniony w maszynę. Naukowcy wymyślili sobie bowiem, że facet jest zbyt inteligentny, by jego potencjał się zmarnował, dlatego chcieli niejako go zniszczyć, ale zostawić sobie samą jego wiedzę czy też świadomość. Bez emocji czy wspomnień. Tak by był samym „umysłem”, który mogliby używać jako narzędzia. Nie ogarniam, jak to miałoby działać. Nie wnikam. Mówimy o konwencji science fiction, więc jakoś to przełykam, że dysponowali odpowiednią technologią.
Nim jednak dochodzi do transferu, Mikoto słyszy głos Natsuhiko, który podaje jej kody do zhakowania komputera, co ma powstrzymać cały proces. Wtedy jednak na scenę wpada sezonowy antagonista Yahiro z przemówieniem w stylu „bu bu… oboje jesteśmy zmodyfikowanymi, sztucznymi ludźmi, ale tylko ty miałeś to, o czym ja zawsze marzyłem!”. Na co pada riposta protagonistów, że to nie prawda. Yahiro nie był sam, bo miał zawsze Heishiego, a uczucia telepaty do swojego przybranego braciszka były szczere, ale nawet to nie ma znaczenia, bo uwolniony Natsuhiko policzył, że Yahiro skończyły się już naboje w spluwie… i po prostu go skopał. A przynajmniej próbował, bo gdy panowie rzucają się na siebie z pięściami, to pojawia się Heishi, mówi, jak Yahiro go rozczarował i antagonista przegrywa pod wpływem poczucia winy. W czym naszym bohaterom udaje się nie tylko rozpierdoczyć bazę danych naukowców, ale i uciec bezpiecznie na statek, bo tym razem Nagisa nie staje im na drodze, a całkiem możliwe, że nawet im pomogła, bo coś wszystkim za łatwo poszło.
Czy Ron dostał swoją nagrodę? Jak najbardziej. Natsuhiko faktycznie bowiem podziękował sojusznikom i przyjaciołom (co nawet zostało przez nich nagrane do odtwarzania „na później”), ale – jak wspominałam – wszystko było częścią jego master planu. Podobno od początku chciał, by naukowcy podłączyli jego mózg do swoich komputerów właśnie po to, aby mógł ich zasabotować i zniszczyć ich badania. Nie będę jednak komentować całej tek akcji ratunkowej, bo to było jedno wielkie deus ex machina i nie ma bata, by coś się nie rypło po drodze, gdyby nasi bohaterowie nie mieli potężnego plot armora. Zwłaszcza że Nagisa zdążyła się, już po ucieczcę ekipy, jakoś przyteleportować do ich tajnej kryjówki i pogadać z Mikoto. Z rozmowy pań wyszło, że tak naprawdę kobieta od zawsze wspierała brata i w przeszłości zraniła go celowo, aby ukryć przed naukowcami swoje prawdziwe intencje. Że co? I jak ona się tam nagle znalazła?! Eeeh… W każdym razie po tym monologu znowu magicznie zniknęła, a MC stwierdziła, że może kiedyś rodzeństwo się pogodzi, ale tak właściwie, to kogo to jeszcze obchodzi? Z pewnością nie Natsuhiko…
W zakończeniu, w dodatkowym epilogu, dowiadujemy się, że już po latach Natsuhiko i Mikoto zamieszkali w oddalonym od świata obserwatorium, które udało się im nawet odremontować i otworzyć na odwiedzających. Doczekali się również syna, żywiołowego chłopca, który tak jak rodzice kochał gwiazdy, odziedziczył temperament po mamusi i ciekawość świata po tatusiu. Odnaleźli więc nie tylko spokój, mogli kontynuować swoje pasje, ale też założyli zgraną i kochającą się rodzinę. The end.
Nosz kurde! Powiem Wam, że o ile cieszyło mnie, iż Mikoto w tej ścieżce dalej ma pazury i nawet bez swoich barier potrafi ruszyć na ratunek ukochanemu (dostajemy więc niejako odwrotność motywu damy w opałach), o tyle czułam się, że czytam fabułę nie fandisku, a jakiegoś słabo napisanego fanfika. Przyczynowo-skutkowość była bowiem tutaj żadna, postacie pojawiały się na scenie zza krzaka i w tych samych chaszczach niknęły, o poszanowaniu dla inteligencji odbiorcy możecie zapomnieć… Trudno mi się więc to wszystko przechodziło, bo Natsuhiko był jedną z fajniejszych postaci z Nornie9. Liczyłam więc, że jego wątek będzie jakoś ciekawiej poprowadzony, a nie że całą akcje ograniczą do „idź po Rona!”. Naprawdę ludzie, którzy od wieków kontrolowali całe światy, mieli na wyspie takie systemy obronne, że jeden płatny zabójca okazał się dla nich trudnością nie do pokonania? Heh…
Pozostaje mi się cieszyć, że epilog był uroczy i może dla Was to też będzie wystarczająca zachęta, aby jednak zdecydować się na ukończenie tej ścieżki. Nie będę jednak ukrywała, że czułam rozczarowanie. Szczególnie że to była prawie że kanoniczna parka dla całej serii, więc scenarzyści mogli dać od siebie więcej. Nie jeden gracz pewnie wymyśliłby dla tych postaci ciekawszą fabułę.
(Btw. Byłam ciekawa, czy jak przystaniemy na ofertę Rona, by się z nim przespać w zamian za pomoc, to dostaniemy jakiś ukryty bad ending, ale nawet tutaj twórcy poszli na łatwiznę. Widząc łzy Mikoto, Ron nagle wykształca w sobie człowieczeństwo i mówi, że spoko. Tak chciał tylko sprawdzić jej determinacje i przypomina mu swoim poświęceniem Natsuhiko, więc w sumie to pomoże im za darmo. Że kurde co?! Nanami byłeś gotowy zrobić piekło na ziemi, ale dla tej dwójki obudziła się w tobie siła przyjaźni?! Poważnie… Ja nie ogarniam, z czego wynika ta jego nieodwzajemniona miłość do Natsuhiko, ale on mu chyba był bardziej oddany niż sama Mikoto :P).