Uwaga: „Love and Deepspace” to gra typu mobile oparta na kartach, dlatego fabuła zawiera się w rozdziałach z opowieści głównej (do rozdziału 8) oraz jest porozrzucana pomiędzy różne karty kolekcjonerskie. Nie jest to zatem recenzja konkretnej historii, ale ogólna analiza postaci czy też moja krótka opinia o love interest na podstawie dostępnych w aplikacji info. (Zawiera spoilery!).
Gdyby nie ten pan, to pewnie nawet w połowie nie wciągnęłabym się tak w „Love and DeepSpace”, ale jak wiadomo, dobrze napisana postać potrafi udźwigać na swoich barkach nawet kiepską fabułę i sprawić, że pokochamy absolutny gniot. „Love and DeepSpace” bynajmniej do słabych produkcji nie należy, ale Rafayel/Homura/Qi Yu tylko moją ocenę podbija. Może dlatego, że gry otome lubią sięgać po pewne schematy. Wiecie, mamy całe masy wampirów, prezesów korporacji i królów… Ciężko mi jednak przypomnieć sobie, kiedy ostatnio widziałam w którejś visualce syrenkę. I to dosłownie! Rafayel/Homura/Qi Yu jest bowiem przedstawicielem rasy Lemurian, którzy wypisz wymaluj, są niczym innym jak naszymi greckimi, mitologicznymi pół-ludźmi pół-śledziami. Zresztą on sam często prześmiewczo nazywa siebie „rybą”. (Chociaż właściwiej chyba byłoby używać nazwy tryton? A przynajmniej taka zwykle pada w różnych uniwersach fantasy dla określenia syren płci męskiej).
Ale czemu w ogóle jest to istotne, poza faktem, że Rafayel/Homura/Qi Yu ma zarąbisty projekt postaci? (Fioletowo-czarne włoski, dwukolorowe oczy, perłową skórę…). Ano dlatego, że jest swego rodzaju ukrywającym się uchodźcą. Lemuria, ojczyzna syren, była uważana przez ludzi za legendę, póki nie odkryto jej ruin w 2034 roku. Wiadomo też, że nasz gatunek (a jakże!) przyczynił się jakoś do eksterminacji tych pięknych, pokojowych i artystycznych istot. Lemurianie, jeśli wierzyć baśniom, potrafili bowiem hipnotyzować pieśniami, ich łzy zamieniały się w perły, z łusek robiło się najpotężniejszą broń, a krew zapewniała długowieczność… Sami w sobie byli więc „surowcem” dla chciwych i zdesperowanych, a niektórzy łapali syreny i trzymali je w akwariach, aby stanowiły po prostu atrakcje dla odwiedzających. Wiecie, sadystycznych świrów nie brakuje. Kiedy więc Rafayel/Homura/Qi Yu poznaje naszą MC, to nie bez powodu ma wobec niej sporo uprzedzeń. Zresztą, jak dowiadujemy się z jego wspomnień, on ogólnie gardził ludźmi, niektórych mordował i obwiniał za utratę swojego domu. Całkiem możliwe nawet, że stracił przez nich rodziców, ale zbyt mało wiemy na ten temat na tym etapie gry poza tym, że w którymś momencie został sierotą.
Dziewczyna z DeepSpace Hunters nie wie jednak, że ekscentryczny, złośliwy i diabelsko zręczny artysta, którego przypadkowo poznaje podczas śledztwa nad morderczym obrazem, nie jest nawet człowiekiem. Dla niej Rafayel/Homura/Qi Yu to tylko taki typowy, niegroźny dziwak, który owładnięty pasją tworzenia czasami nie sypia, mówi zagadkami, wkurza swojego przyjaciela i organizatora wystaw – Thomasa, a ją samą wyzyskuje na różne sposoby. Czy to zatrudniając ją rzekomo jako swojego ochroniarza, czy zmuszając, by mu usługiwała (np. nadmuchiwała balony na jego przyjęcie, mimo że miał w domku pompkę, albo by karmiła go pokrojonym jabłuszkiem w szpitalu, chociaż tylko symulował poważną chorobę…). Cóż poradzić? MC była na jego towarzystwo niejako skazana, bo jako profesjonalistka nie mogła porzucić sprawy, a wszystkie tropy prowadziły ją do Mo Art. (Czyli studia, którego Rafayel/Homura/Qi Yu był właścicielem). Aby więc zdobywać informacje musiała z nim jakoś współpracować, nawet jeśli czasami miała serdecznie dość jego osoby, gadatliwości i drobnych intryg. Zresztą nasz rybiasty love interest, mimo że się ludzi wyraźnie bał i im nie ufał, to miał naturę kota i w jednej chwili się do naszej MC przymilał, by w następnej wyskakiwać na nią z pazurami. Co chwila wymuszał na niej obietnice, bo wierzył tylko przysięgom. Obserwował ją też od dłuższego czasu, zbierając na jej temat informacje z dystansu, nawet gdy chodziła jeszcze do szkoły.
Czy to w takim razie oznacza, że ich relacja jest antagonistyczna? I to chyba właśnie powód, dlaczego ta parka zainteresowała mnie najbardziej w całej grze, bo odpowiedź brzmi: otóż nie. Mimo ogromnej niechęci do ludzi czy faktu, że Rafayel/Homura/Qi Yu bardzo bał się zdrady i zranienia, to łączyła go z naszą bohaterką niesamowicie potężna więź. W rodzaju takich, co pokonują granice śmierci, bo na podstawie kart „Myth” możemy zgadywać, że sięgała nawet poprzednich wcieleń. Gdy Lemurianin oddał komuś serce, ta osoba zyskiwała nad nim absolutną władzę i stawała się „panem”. Tymczasem z kart wiemy, że taka relacja pomiędzy naszymi bohaterami miała miejsce w przeszłości. Rafayel/Homura/Qi Yu wygadał się bowiem, że poznał MC w latach dziecięcych, że go wówczas uratowała i oddała mu wolność, której o mało nie stracił, gdy nieopatrznie udał się zbadać ląd ze zwykłej, szczenięcej ciekawości. Wtedy też prawdopodobnie się zakochał i czekał na dziewczynę, ale ta już nigdy się nie pojawiła. Pozostało mu zatem szukać jej na brzegu, bo odtąd ich losy na zawsze się związały. Niestety, jak to zwykle z bohaterkami gier otome bywa, MC niczego takiego nie pamiętała. Nie wiedziała nawet, że spotkała Rafayel/Homura/Qi Yua w przeszłości i nie rozumiała, dlaczego czasami się on na nią fochuje i robi dziwne przytyki na temat „ludzkiej amnezji”. Ani dlaczego twierdził, że najbardziej na świecie nienawidził, jak się spóźnia albo nie odpisuje na wiadomości, bo już dość się na nią naczekał i nie chciał ciągle żyć w strachu, że zaraz mu zniknie.
Ta szczególna relacja ma tym istotniejsze znaczenie, że w rozdziale VIII głównej fabuły, gdy postacie nie są ze sobą jeszcze zbyt blisko, Rafayel/Homura/Qi Yu jest gotowy zostawić MC na pewną śmierć, gdy ta przypadkowo ląduje w morzu po walce z Wandererem. Dopiero błagania, by rybi love boy jej nie zostawiał, sprawiają, że Rafayel/Homura/Qi Yu nie może odejść (zapala mu się nawet jakiś symbol na piersi), zamienia się w swoją prawdziwą formę i zabiera nieprzytomną MC na brzeg. Trudno więc mówić o prawdziwej wrogości, jeśli uświadomimy sobie, jaką tak naprawdę bohaterka miała nam nim władzę. Nic zatem dziwnego, że był zaniepokojony i wolał się jej pozbyć, bo jego życiową misją było odbudowanie Lemurii, a nie romansowanie z ludzką kobietą. (Pomimo tego, że ciocia go szczerze do zmiany priorytetów namawiała!). Miał też powody, aby się obawiać, że MC, jak każdy człowiek, wykorzysta ich magiczną więź, aby nim sterować.
Mam też wrażenie, że w oczach scenarzystów bardzo istotnym punktem zwrotnym w historii tej pary są wydarzenia z karty „Ebb and Flow”. Rafayel/Homura/Qi Yu zaprasza wówczas MC na wspólny spacer, ale przez większość czasu jest w paskudnym nastroju. W pewnym momencie każe jej nawet spadać, a sam idzie do domu, ale dziewczyna nie daje się spławić tak łatwo. Dopiero w jego pracowni MC odkrywa, że Rafayel/Homura/Qi Yu jest bardzo chory. Do tego stopnia, że wręcz spada z kanapy. Kiedy jednak wychodzi na moment, aby przynieść mu wodę, nie spodziewa się, że po powrocie zobaczy na jego twarzy… łuski. I to właśnie sposób, w jaki MC potwierdza, że Rafayel/Homura/Qi Yu jest Lemurianinem. W czym próbuje z tego faktu żartować, na co malarz reaguje dziwnie, trochę smutkiem, a trochę agresją, gdy dziewczyna obwieszcza, że zamierza go uwięzić, biczować codziennie i zmuszać, by płakał dla niej perłami. (Brawo, girl, jesteś mistrzynią taktu!). W pewnym jednak momencie bohaterka orientuje się, że chyba palnęła głupstwo, bo zaraz potem zapewnia, że nigdy by go nie skrzywdziła. A skoro słowa mają formę „obietnicy”, to Rafayel/Homura/Qi Yu wreszcie się odpręża i zasypia. Faktycznie bowiem był tak słaby, że nie mógł się w żaden sposób bronić i pozostało mu zaufać człowiekowi.
Dalsze ich wspólne randki i interakcje są już bardzo słodkie (w kontraście do dystansu z fabuły głównej), bo Rafayel/Homura/Qi Yu ma naprawdę fajny i złożony charakter. Bywa niesamowicie dziecinny, np. gdy upiera się, że nie interesują go kocie-karty, a potem uczy się po kryjomu, jak w nie grać, aby sprawić radość MC. (Ba! Kiedy przegrywa, to nawet oszukuje i czasami przestawia figury na planszy). Źle znosi również porażki przy automatach z pluszakami i jako jedyny z grupki love interest jest gotowy wywalić kasę na dodatkowe próby, byleby okazać maszynie swoją wyższość. XD Często kłamie, by nie przyznać się do jakieś słabości, dramatyzuje z byle powodu, ma zmienne humorki, nie lubi nieestetycznych rzeczy i ludzi, potrafi się jednak zaangażować w poszukiwanie zagubionego wielorybka albo szkicować MC ukradkiem, by potem ją skrycie podziwiać. Mam też wrażenie, że najczęściej z wszystkich chłopaczków się rumieni, ale może to mieć związek z tym, że Lemurianie są wrażliwi na dotyk. Byle co potrafi więc wprawić go w zakłopotanie, a o dłonie bohaterki ociera się policzkiem jak kot, by potem często się tego wstydzić… (Szczególnie gdy ta ma jakieś ciekawe, „morskie” perfumy na sobie).
Ma też bardzo skomplikowaną przeszłość, bo z mitów wiemy, że któreś jego (prawdopodobnie) wcielenie pełniło funkcję morskiego boga. Zdradził on jednak swoich pobratymców i sam ocean, bo oddał serce ludzkiej kobiecie, co doprowadziło do upadku Lemurii. Potem, na pustynnej planecie, Rafayel/Homura/Qi Yu próbuje naprawić swój błąd i sprawić, że piasek ponownie zmieni się w wodę, ale ponosi porażkę, bo jego miłość do MC nie osłabła. Nie wiemy jednak jeszcze dokładnie, jak wydarzenia z przeszłości i planety Philos mają się do fabuły przedstawionej w wątku głównym. Czy jest to alternatywna rzeczywistość? Zamierzchłe czasy? Coś, o czym pamięta tylko Rafayel/Homura/Qi Yu, bo Lemurianie są długowieczni? (A przynajmniej w jakimś stopniu, bo „obecnie” została ich tylko garstka i z każdym rokiem kolejni wymierają…). Nie wiem. Znajdziecie na ten temat sporo teorii spiskowych.
Ja ze swojej strony muszę przyznać, że nie spodziewałam się, iż tak polubię bohatera, który jest chodzącą drama queen. Ale może właśnie to ta jego nieprzewidywalność sprawia, że ma z protagonistką tak ciekawe interakcje? Nigdy nie wiemy, kiedy Rafayel/Homura/Qi Yu znowu wybuchnie, będzie próbował manipulować, albo kręcić, byle tylko postawić na swoim czy przedstawić się w lepszym świetle. Ma też jedne z najbardziej imponujących animacji, bo przez swoją zręczność i evol, porusza się z kocią zręcznością, co robi wrażenie zwłaszcza podczas walki. Chyba nikt inny nie odwala takich akrobacji, nie popija drinka z taką klasą, ani nie ma tak żywej gestykulacji dłońmi. W czym, ilekroć bohaterka się potykała i na niego upadała, byłam prawie pewna, że któreś z nich zrobiło to specjalnie 😛
Co ciekawe, pomimo oczywistych powiązań z żywiołem wody, mocą Rafayel/Homura/Qi Yua jest kontrolowanie ognia. Może zapalić go nawet na dnie oceanu, co pokazuje, iż faktycznie miał kiedyś boską władzę. W końcu jako jedyny potrafił sprowadzić światło do Lemurii, która znajdowała się tam, gdzie ludzkie radary nie docierały. Ale to nie jedyna z jego zdolności! Oczywiście, potrafi się transformować w formę z ogonem, oddychać pod wodą i przekazać tą umiejętność innym oraz komunikować się z rybami, mewami czy krabami. (Co nie przeszkadza mu wpierdalać owoce morza ze smakiem). Ma też mnóstwo zdolności artystycznych, ale z jakiegoś powodu nigdy nie chce śpiewać. Zdarza mu się nucić, gdy jest bardzo szczęśliwy, lecz uparcie odmawia pokazów wokalnych, twierdząc, że jest to stereotypowe myślenie o syrenach. (Sądzę więc, że może być w tym po prostu kiepski. XD Zwłaszcza że Talia, jego ciotka i jedyna, żyjąca krewna, jest znaną śpiewaczką i pewnie wypadłby przy niej blado, a jak wiemy on źle znosi rywalizacje).
Nie da się jednak ukryć, że od momentu premiery gry, Rafayel/Homura/Qi Yu zdobył solidny bastion fanów, bo jest chyba najbardziej lubianym ze wszystkich love interest. Przeważnie widzę, że przoduje w każdym rankingu. Ma też sporo contentu, bo twórcy chyba zauważyli jego popularność. Ale czemu miałoby to dziwić, skoro bohater tego typu, faktycznie jest ogromnym powiewem świeżości? Poważnie, zanudzili mnie już ci wszyscy dominujący, rzygający testosteronem, bogactwem i władzą samcowie alfa… Toksyczne, szowinistyczne postacie, jak Karakurenai z „Hana Awase”, są dla mnie trudnym do zrozumienia fenomenem, dlatego nieco „zniewieściały”, kapryśny malarz był poważnie jak perełka znaleziona na plaży. Bardzo przypomina mi Astariona z „Baldur’s Gate 3”, jest bowiem tak samo mocno zmanieryzowany, nieco dandysowaty, dekadencki, a za sztuczną pewnością siebie, ukrywa masę lęków i słabości. Tak samo jak białowłosy elf wpisuje się on w archetyp szelmowskiego łotrzyka o niebezpiecznym uśmiechu, ale jest przy tym bystry, spostrzegawczy i ma wyraźną ambicję. Coś więcej niż tylko prosta zemsta, bo Rafayel/Homura/Qi Yu rozumie, że walka z ludzkością nic nie da. Tak naprawdę pragnie tylko powrotu do domu. Nie wie tylko, czy jest gotowy zapłacić każdą cenę, aby to osiągnąć. A póki co skoncentrował się na gromadzeniu zasobów i konserwowaniu zabytków.
Osobiście też podobał mi się jego dylemat moralny, by nie zakochiwać się w człowieku. Może dlatego, że mam słabość do baśniowych motywów, który tutaj bardzo zacnie się sprawdza. Widać jednak, że dramat pomiędzy Rafayelem/Homurą/Qi Yu a bohaterką wprost wisi w powietrzu, bo czego by nie zrobili, to pochodzą z różnych światów. Tym bardziej ciekawi mnie opowieść, jaką przygotowali dla nas twórcy.
Btw. Brawa też dla Tachibana Shinnosuke, bo do tej pory kojarzyłam go głównie z roli Yachiyo Oboro z „Demon’s Bond Path of Exile”, Himeutsugiego z „Hana Awase New Moon” i Henriego Lamberta z „Piofiore: Fated Memories” – czyli raczej takich nawróconych lub spacyfikowanych antagonistów. Rafayel/Homura/Qi Yu to jednak zdecydowanie inna liga, dlatego w końcu odeszliśmy od schematu. Nie wyobrażam sobie bowiem tej postaci z innym głosem i każdego, kto próbuje grać po angielsku, zachęcam, by tego zaniechał, bo czyni zło!
A jak Wam niestraszne spoilery, to na tym kanale, ktoś stworzył spoko filmik-trybut dla postaci. Dobre podsumowanie tego, co do tej pory zobaczyliśmy w historii.