Ron jest chyba jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w serii, dlatego bardzo ciekawiły mnie jego dalsze losy. Jak pamiętamy, został pozbawiony przez Nanami pamięci, stracił swoje sztuczne oko i zamieszkał z nią gdzieś w chatce na uboczu. Jasne, naukowcy wciąż ich obserwowali, bo przecież mężczyzna skradł od Koharu moc kontrolowania ognia, ale skoro cierpiał w wyniku amnezji, to nie zdawał się stwarzać większego zagrożenia. Zresztą Nanami myślała podobnie, bo jej ukochany bardzo się zmienił. Wciąż trudno się z nim komunikowało, bo facet nie rozumiał emocji i miał problemy z ich opisywaniem, ale zniknęły jego destrukcyjne tendencje. Nowy Ron był bardzo przytulaśny, nie chciał się od niej odczepić, grzecznie wykonywał każde zadanie, o jakie go poprosiła (z małymi wyjątkami) i wydawał się absolutnie spacyfikowany.
Faktyczna fabuła fandisku zaczyna się w momencie, gdy parkę odwiedzają przyjaciele. A w zasadzie, to Nanami zostawia Rona i sama udaje się na spotkanie, bo wie, że sporo osób czułoby się w jego towarzystwie niepewnie. Dowiaduje się wówczas, że kontynuują oni swoją misję zapewnienia pokoju na świecie. Sakuya zaś zdradza dziewczynie, że jeśli uda się do miasta z wieżą zegarową, to być może uda się jej tam znaleźć Natsuhiko. Co było o tyle istotne, że tylko on mógł wykonać dla Rona nowe, sztuczne oko. I choć mężczyzna wcale nie wydawał się swoją potencjalną ślepotą jakoś przejęty, to dla Nanami ta sprawa pozostawała poważna. Obawiała się, że pozbawiony wzroku Ron byłby jeszcze bardziej bezbronny i uzależniony od jej opieki. A przecież nie o to jej chodziło, by nie mógł egzystować samotnie.
Dziewczyna postanawia zatem, że jak najszybciej muszą udać się w podróż, ale ich wspólna wyprawa opóźnia się z powodu… znalezienia kota. Nanami jest mocno przejęta stanem zwierzęcia, bo zauważa, że jest ono ranne, a stworzenie przypałętało się po prostu za Ronem do ich chaty, bo ogólnie, z jakiegoś tajemniczego powodu, zwierzęta go lubiły. Następnego dnia postanawiają więc zabrać je do jakiegoś weterynarza, ale zamiast tego dowiadują się od przypadkowo spotkanej kobiety, że w okolicy grasowali kłusownicy. (Czy też po prostu banda typów, która łapała dzikie i samotne zwierzęta, aby je oskórować).
Ron i Nanami zastawiają więc na mężczyzn zasadzkę, bo MC zbyt boi się o los kotki oraz… jej młodych. Tak, moi drodzy, okazuje się bowiem, że zwierzę było w ciąży, więc tym bardziej dziewczyna umyśliła sobie, że musi ocalić te jeszcze nienarodzone istoty. Tyle że przy okazji wychodzi na jaw kilka niewygodnych faktów. Po pierwsze jej ukochany wiedział o kłusownikach, bo spotkał ich wcześniej. Kiedy ona widywała się z przyjaciółmi, to Ron, bez słowa, udawał się na przechadzki i raz już typom przypadkowo nakopał. Po drugie, gdy podejrzewał, że ktoś może zrobić krzywdę Nanami, to stawał się niesamowicie brutalny i obcy przekonali się o tym na własnej skórze. Wychodziło więc na to, że jego instynkty zabójcy wcale nie otępiały. I wreszcie – po trzecie – Ron tak naprawdę miał wylane na tego kota. Nie rozumiał, czemu muszą go ratować, czemu Nanami upiera się, że coś jest dobre, a coś złe, ani dlaczego tak jej przeszkadza, że jej obronie krzywdzi ludzi. Dalej jednak, zupełnie bezwolnie i posłusznie, wypełniał jej polecenia. W czym muszę przyznać, że ciężko było się z nim miejscami nie zgodzić. Zwłaszcza gdy zauważył, że przecież ten kot też będzie polował i zabijał inne istoty. Dlaczego więc dla Nanami był „niewinny”? I co to właściwie znaczyło?
W każdym razie kocięta przychodzą później szczęśliwie na świat, a Nanami cieszy się, że dla odmiany Ron pomógł obronić jakieś życie, a nie tylko je zabierał. Mogą też spokojnie udać się w związku z tym na swoją wyprawę, aby odnaleźć Natsuhiko, ale poszukiwania nie idą po ich myśli. Ron nie pamięta, kogo szukają, a Nanami widziała buntownika tylko przelotnie, więc jedyne, czego jest pewna, to że nosił biały płaszcz. Ah, i ma jeszcze ten paskudny rysunek od Mikoto. Trudno jednak oczekiwać, by na podstawie takich informacji, ktoś potrafił jej udzielić sensownych wskazówek w ogromnym mieście.
Niemniej dziewczyna się nie poddaje i to właśnie w trakcie poszukiwań dochodzi do kolejnego, dziwnego wydarzenia. Ron nagle ją troskliwie osłania, jakby wyczuł jakieś zagrożenie. Okazuje się, że faktycznie jakiś facet napadł na będącą w pobliżu kobietę i ją okradł. Tłum jest więc rozsierdzony i szuka winnego, stąd Ron – jako silny i wysoki – staje się ich oczywistym celem. W końcu mógł coś zrobić, zapobiec kradzieży, powalić złodzieja… ale tylko stał z boku i patrzył. Zupełnie jakby czyjaś krzywda go nie obeszła. Co zasadniczo jest prawdą. Kiedy bowiem ludzie wściekają się na Rona, on tylko bez ustanku pyta Nanami, co powinien robić, albo czego od niego oczekuje, aż nawet obserwatorom puszczają nerwy i wytykają mu, by przestał radzić się o wszystko dziecka.
Ta sytuacja otwiera Nanami oczy na pewien problem. Nie ma nic przeciwko, aby opiekować się Ronem, ale nie chce go pozbawiać wolnej woli. Przecież nie o to chodziło, by był teraz jej bezmózgą marionetką, kochankiem i obrońcą w jednym. Dlatego podczas rozmowy w gospodzie, już nocą, zachęca go jednak, by podejmował samodzielne decyzje, a nie tylko takie, które sprawią jej przyjemność. Dyskusja jednak summa summarum na tym etapie prowadzi donikąd, więc Nanami postanawia ukochanego na jakiś czas zostawić, a sama wznowić poszukiwania. To właśnie wtedy trafia na antagonistę ekspozycję o imieniu F, który twierdzi, że zna Rona od dziecka, jest prawie że jego przybranym ojcem i koniecznie chce się z mężczyzną spotkać. To było jednak tak irracjonalne i nieprawdopodobne (on się dosłownie czaił za rogiem), że nasza MC nie daje mu się zwieść. Naprawdę ukochany opiekun Rona odnalazł go właśnie teraz, w tym mieście, a na dodatek ciągle nosił przy sobie jego zdjęcia sprzed X lat?
Nanami orientuje się zatem, że musi poszukać dla siebie i Rona nowej kryjówki. Obecna była już spalona. Kiedy jednak wraca po swojego love boya, to zostają zaatakowani przez dwójkę przydupasów F-a ze spluwami. Co na niewiele się panom zdaje, bo Ron dosłownie robi z nich sieczkę. Jest przy tym znowu dość bezwzględny i okrutny, a groźby, jakie rzuca, luzackim i spokojnym tonem, przyprawiają Nanami o ciarki. Wie jednak, że zrobił to wszystko, aby ją chronić. Nie jest więc na niego zła, że złamał słowo i znowu dopuścił się przemocy. Zresztą po raz kolejny tłumaczy mu wówczas, że nie chodzi o to, by się powstrzymywał, tylko, dlatego że ona mu tak każe, ale aby sam zaczął czuć, że są inne, lepsze rozwiązania niż full agression mode. Zapewnia też Rona, że nie musi się obawiać o to, że ją straci i że wcale nie jest jedynym, co posiadał. (I kogo zasadniczo widział, bo facet twierdził, że jego wzrok jest już tak słaby, że potrafi dostrzec tylko Nanami. Wszystko inne ukrywało się dla niego za mgłą).
Następnego dnia dziewczyna chce zgłosić wszystko władzom, ale policjant, do którego się udali, okazał się skorumpowany i wyprowadził ich w jakieś odludne miejsce, gdzie na parkę czekał wspomniany F. Czyli ekspozycji część dalsza! Antagonista wymonologował, że jest jakimś mafiosom, że trafił na trop Rona, bo odpowiadał też za działania kłusowników w okolicy i oni mu o swoich porażkach donieśli (dokładniej to wyznali, że Ron im dokopał). A czego w zasadzie chciał F? Ano, odzyskać swojego zawodowego zabójcę. Dlatego postawił Ronowi warunek. Albo do niego wróci i będzie znowu dla niego pracować, albo Nanami (która była trzymana na muszce przez policjanta) zginie. Aby udowodnić, że Ron się na takie warunki zgadza, dostał od F broń i miał zastrzelić skorumpowanego glinę… co było akcją tak dziwną i niewiarygodną, że nie miała żadnego sensu. Wyobrażacie bowiem sobie, że ten policjant tam po prostu tak stał i słuchał, jak planują jego morderstwo?
Ron nie wie, co zrobić, bo dał przecież Nanami słowo. Dziewczyna mówi mu jednak wówczas, że cokolwiek wybierze, to będzie dla niej okej, bo chce, aby miał własną wolę, nawet jeśli czasami nie będą się ze sobą zgadzać. Ron oznajmia wówczas, że pamięta F. Że to on nadał mu imię i nauczył grać w mahjonga. Zgarnął go też z ulicy, jako dzieciaka i zrobił z niego płatnego mordercę. Wszystkie jednak dalsze wspomnienia były dla niego niedostępne. Nie zmieniało to jednak faktu, że Ron zdecydował się nieoczekiwanie użyć mocy ognia od Koharu i pozbyć się przeciwników w cholerę.
Po tym jak cały budynek się już jara, parka mu się natychmiast ewakuować. Niestety drzwi są zatrzaśnięte, a wtedy z pomocą przychodzi im… Natsuhiko. Facet nie tylko wypuszcza parkę, ale też zabiera ich na swój statek. Godzi się także zrobić nowe, sztuczne oczy dla Rona, pod warunkiem, że parka spłaci mu ich koszt. (Dorzuci 30% zniżkę, jeśli Nanami wymaże zboczenia Setsu. Ale tego już zrobić nie mogła XD). Pozostaje więc im przyłączyć się do buntowników i odpracować dług. Zresztą w epilogu — po jakiś 2 miesiącach — widzimy, że Natsuhiko dotrzymał słowa. Zrobił dla Rona nowe oczy, ale ten wciąż bardzo słabo widzi i nie wiadomo, czy to wina tego, że się nie przyjęły, czy po prostu wzrok mężczyzny nie może być już w pełni naprawiony. Nanami wówczas trochę rozpacza, ale Ron pociesza ją, że to nic takiego. Zapewnia też o swojej miłości.
Skoro zaś czas na podsumowanie, to powiem, że podobała mi się ta ścieżka. Stanowiła dobre uzupełnienie gry głównej, pokazując, jak bardzo Ron się zmienił, ale też, które z cech jego charakteru pozostały takie same. Dalej cholernie trudno się z nim rozmawiało, choć teraz przynajmniej rozumieliśmy dlaczego. Zachował też te swoje nieco specyficzne poczucie humoru, przez które nigdy nie byliśmy pewni, czy on jest tak głupi, czy pyta na poważnie, czy sobie tylko kpi. (Np. jak wówczas gdy chciał wytłumaczyć Nanami, skąd się biorą dzieci i dlaczego istniała szansa, że też kiedyś będzie ojcem). Fajnie także, iż pokazano, jak przyjaciele z Norna dalej troszczą się o naszą MC i uważają jej sytuacje za skomplikowaną, ale nie na tyle, by się od niej zupełnie odwrócić.
Osobiście więc uważałam, że w takim wydaniu, ten paring nawet działał, chociaż Nanami wzięła na siebie odpowiedzialność opieki za „duże dziecko”. Kogoś dalej szalenie niebezpiecznego. Namolnego. Irytującego… ale, jak chciał, to opiekuńczego i czułego. Wyraźnie też zaznaczono, że Ron w końcu był szczęśliwy. Może nie odzyskał wspomnień, ale rozumiał przynajmniej tyle ze swojej sytuacji, że jego poprzednie życie było koszmarem, że Nanami pomogła mu z tym skończyć i że teraz mógł bezgranicznie polegać na jej miłości. Co w sumie w interesujący sposób poruszało temat traum. Wiadomo było, że przeszłość Rona była tak tragiczna, że nigdy by się od niej nie uwolnił. Takie rany po prostu się nie goją. Kiedy więc utracił wspomnienia, tamte potworności przestały mieć znaczenie. Można więc sobie postawić pytanie, czy gdybyśmy mieli obecnie dostęp do podobnych metod leczenia, jak wiele osób by z nich skorzystało? Czy naprawdę można się dziwić, że podjął taką decyzję? Niby w pewien sposób się „unicestwił”, ale i tak nigdy do końca „nie żył”. Nie, będąc tak zniszczonym. Obarczył też Nanami swoją osobą, bo miłość, jaką do niego czuła, była w równym stopniu ciężarem, z powodów wyrzutów sumienia, co źródłem radości. Nie chcę sobie chyba jednak wyobrażać, jakby funkcjonowała ich rodzina, gdyby faktycznie doczekali się potomstwa…
Dobra ścieżka, z wyrazistym rozwojem postaci i zamykająca sporo wątków. Czyli wszystko to, czego moglibyśmy oczekiwać od fandisku!