Trafiła mi się ścieżka dobra, po niej były średniaki, to i przyszedł czas na beznadziejną… I to do tego stopnia, że nawet wróbel bohaterki nie lubił tego love interest, a ja zamiast głównej pary, wolałam oglądać na ekranie kolejne scenki z Miharu i Kawamurą, bo zaczęłam im kibicować. XD Nadmienię jeszcze tylko, że nim w ogóle zainteresowałam się Winter’s Wish: Spirits of Edo, przeczytałam sobie recenzję na Otome Kitten, by sprawdzić, czy w ogóle mam co zasiadać do gry. Jej teksty wolne są od spoilerów, ale zdziwiłam się, gdy przy Kunitacę zobaczyłam nagłówek „pretend this route never happened”. Pomyślałam sobie nawet, że dziewczyna przesadza. Nie może być przecież tak źle, nie? Nie? Oh boy! Jak bardzo się myliłam i cieszę się, że jednak nie posłuchałam jej porady i nie zaczęłam od tej ścieżki, bo uprzedziłabym się do całej gry. Co jest tym ciekawsze, że głosu naszemu love boyowi udziela Maeno Tomoaki – czyli człowiek od Arsena Lupina z „Code: Realize”… Powinien więc raczej budzić moje ciepłe skojarzenia.
Tak czy inaczej, Kunitakę poznajemy już w prologu, bo jest jednym z dwóch samurajów, którzy przybywają po naszą bohaterkę do świątyni, aby eskortować ją do Edo. Można więc powiedzieć, że jest nieliczną, życzliwą osobą, którą dziewczyna spotka od lat. (Co akurat było całkiem podobne do sytuacji Cardii – również wyrwanej ze swojego osamotnienia i zabranej z kryjówki). W czym facet szybko pozoruje się na figurę starszego brata – nie tylko względem Suzuno, czyli naszej MC, ale też swojego partnera z roboty – Tomonariego.
Stąd, aby kontynuować wątek Takamury, musimy zdecydować się na współpracę właśnie z tą dwójką panów, a dzięki temu przejdziemy common route powiązany z Dzielnicą Zamkową. Najbardziej prestiżową, ale też pod pewnymi względami niebezpieczną, bo to właśnie tam mieszkały wszystkie szychy, a nasza MC była zaledwie shōninem, czyli najniżej usytuowaną w hierarchii shinōkōshō. (A przynajmniej tak twierdzą bohaterowie). Nic zatem dziwnego, że zgodnie z zasadą, iż w japońskim społeczeństwie zawsze trzeba się dopasować, Suzuno przechodzi pod okiem panów dość błyskawiczne szkolenie z etykiety. Oniwaban chcą, by dziewczyna zbliżyła się do żon daimyō, bo dzięki temu będzie mogła szpiegować dla ich organizacji. Aby jednak to osiągnąć, musiała najpierw udowodnić, że odnajdzie się w tak wyborowym towarzystwie i wziąć udział w ceremonii parzenia i picia herbaty.
Zgodnie z tradycją rozpoczętą w innych recenzjach nie będę streszczać całego common routu. Powiem tylko, że to właśnie podczas herbatek z paniami po raz pierwszy w głowie naszej bohaterki zostaje zasiana myśl, że w sumie to z Kunitaki jest całkiem niezła partia. Przystojny, młody samuraj, na dodatek dobrze zarabiający, bez zszarganej reputacji, wskazującej na to, że łajdaczy się w dzielnicy Czerwonych Latarni. Jak Suzuno sobie to w głowie podsumowała, to musiała przyznać starszym paniom rację. W końcu udawała w tym czasie jakąś daleką krewną Tomonariego, więc z tej perspektywy romans z Kunitaką byłby dla niej niesamowitym awansem społecznym i zapewniałby stabilizacje.
W common route ma miejsce jeszcze jedno, dość ważne, wydarzenie. Swoją drogą, dość idiotyczne, ale muszę o nim wspomnieć dla porządku. Bohaterowie dowiadują się od żony jednego z daimyō – Chie, że po okolicy kręci się ronin, co okazuje się prawdą. Po nitce do kłębka Kunitaka, Suzuno i Tomonari trafiają do obozu roninów, którzy koczują za miastem i planują obalić szoguna… Dlaczego? Bo niejaki Tenichibo, ich lider, twierdzi, że jest bękartem Tokugawy Yoshimune i domaga się uznania, albo najedzie Edo. Co zresztą czyni, nie tyle przy pomocy swojej bandy, co dziwnego stwora z Czarnych Nici, którego przyzywa przy pomocy przeklętej magatamy. Bohaterowie dają jednak radę go powstrzymać, choć o mało nie skopali tej misji, a Tenichibo ląduje w więzieniu.
Po tych wydarzeniach przechodzimy już płynnie do ścieżki Kunitaki i wreszcie poznajemy odpowiedź na to, co zastanawiało mnie w innych historiach. Dlaczego wróbel Komame tak go nienawidzi? I nie, nie chodzi o średni design postaci, ani o to, że Maeno Tomoaki gra go dokładnie tak samo jak Lupina, czy nawet o to, że facet traktuje naszą MC jak dziecko… Otóż, kiedy znalazł Komame ranną i był zmuszony ją opatrywać, to zwierzątko zakodowało sobie, że jego obecność wiązała się z bólem. Co było nawet logiczne. (To, co nie było z kolei logiczne, to sugestia Kawamury, by używać ptaszka w walce, ale w pewien sposób, okazało się, że facet miał jednak rację – ale o tym w dalszej części tekstu XD).
Jakiś czas później, wałęsając się po mieście, Suzuno odkrywa, że poza pracą w Oniwaban, Kunitaka prowadzi szkołę. Sam nie jest pewien dlaczego, ale lubił obecność dzieci i przekazywał im lekcje, które mogły się przydać w życiu, a nie dotyczyły tylko obowiązków bushi. Zaproponował nawet MC, by sama spróbowała się w roli nauczycielki, a ta z przyjemnością dała maluchom kilka rad na temat sztuki przetrwania. W końcu wychowała się w górach, więc wiedziała trochę na ten temat. Nie od zawsze żyła przecież tylko odizolowana od wszystkich w świątyni. Cała ta scenka miała jednak głównie na celu pokazanie nam w łopatologiczne sposób, jaki to Kunitaka jest świetny i że będzie z niego super materiał na ojca… No, a przynajmniej gdyby nie był ożywionym obiektem.
Co swoją drogą, było kolejną, dość śmieszną sprawą. O ile co do Tomonariego nie miałam żadnych wątpliwości, że jest „kiko”, bo faktycznie zachowywał się jak ktoś o ograniczonym zakresie rozumienia i okazywania emocji, o tyle Kunitaka od początku jawił mi się jako najprzeciętniejszy człowiek. Wiem, że potem twórcy ujawniają, że odzyskał on swoje wspomnienia dużo szybciej (widząc rzekomo pożar) i całkiem możliwe, że serce też, ale facet był tak niewiarygodny w byciu „kiko”, że dziwie się, iż reszta Oniwaban nie zaczęła czegoś szybciej podejrzewać. Niby pewne „preferencje” i „stany” jedynie odziedziczył po swoim stwórcy np. potrzebę braterskiej rywalizacji, którą sam realizował wobec Genjuro, ale takich wtop było dużo więcej. Btw. Niepotrzebnie porównywał się z moim drogim Gen-chanem. Nie miał szans wygrać tego starcia (*okrutny chichot*).
Zastanawiacie się jednak teraz pewnie – a przynajmniej ci z Was, o których wiem, że wchodzą na mojego bloga, aby czytać streszczenia – jak to się właściwie stało, że parka zaczęła się mieć ku sobie? Otóż w bardzo prosty sposób. Co zresztą opisała w ironiczny sposób autorka Otome Kitten. Jak bowiem zauważyła „aby romans Suzuno i Kunitaki mógł postępować, dziewczyna musiała bardzo wiele razy upaść”. A ja te sytuacje dla was pieczołowicie policzyłam. Dokładnie to straciła równowagę i prawie się wyglebała 5 razy w obrębie całej ścieżki. Z czego tylko upadek Nr 2 miał istotniejsze znaczenie. Kiedy bowiem o mało nie zaprezentowała szpagatu, po tym jak poślizgnęła się na engawie, Kunitaka rzucił się jej na ratunek i własną dłonią ochronił jej potylicę przed uderzeniem o dechy. Niestety potem w wyniku akcji deus ex machina jego głowa została dociśnięta, więc przypadkiem skradł MC całusa… i tak zaczęła się ich piękna przygoda miłosna!
Poważnie, od tej pory, ponieważ „był jej pierwszym”, MC automatycznie dojdzie do wniosku, że kocha Kunitakę. No bo jest taki fajny, ma duże łapska, męską twarzy i był dla niej miły. No i jeszcze zawsze reaguje w porę, gdy Suzuno dostaje powtarzających się problemów z błonnikiem, więc uniemożliwia jej upadek. A raz to nawet odwiedził ją jak była przeziębiona i sprawdził, czy ma wysoką gorączkę… A jak myślisz, mózgu? Leżała w futonie, była cała spocona i nie mogła się ruszać? Potrzebujesz podpowiedzi a), b), c)? Poważnie, to zupełnie tak, jakby całe uniwersum albo jacyś kami próbowali ich ze sobą zeswatać, bo zsyłają na naszą bohaterkę kolejne plagi egipskie, byle tylko Kunitaka mógł jakoś przy niej zabłysnąć… Dobrze, że nie miała pierworodnego.
W czym ja nie wiedziałam za bardzo, czy scenarzyści sobie robią ze mnie jaja… ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, bo nasi bohaterowie odkrywają straszliwą prawdę. W okolicy zaczynają znikać dzieci. I nigdy nie zgadniecie – ale pochodziły one ze szkoły Kunitaki. Ale nie to było najdziwniejsze. Pewnego dnia, jeszcze gdy jest w miarę spokojnie, Kunitaka i Suzuno dawali samurajskim pociechom lekcje z robienia zabawek. W zasadzie to po prostu przywiązywali papierowe ptaszki do patyków i nimi kręcili. Niby, jak samt stwierdzili, „ot, taka zabawka dla prostaczków”, ale zawsze była to dla uczniów jakaś frajda. Niestety, jakiś czas później dochodzi do pożaru pobliskiego magazynu, a w środku bohaterowie znajdują chłopca… pozbawionego wszystkich paznokci z jednej dłoni. Eeeeeh… Zrobiło się nieoczekiwanie creepnie! Na dodatek na miejscu zbrodni Suzuno odnajduje patyk, który okazuje się przeklętym przedmiotem potrzebnym do przyzwania Nitkowatego Potwora. Podobnego do tego, którego widzieliśmy w common route i który narodził się z magatany. Cały problem polega jednak na tym, że ten patyk wyglądał zupełnie jak zabawka, którą Kunitaka robił w swojej szkole…
Co więcej, między naszą parką też nie działo się w tym czasie najlepiej. Niby wyjaśnili sobie nieporozumienie wynikające z przypadkowego pocałunku, ale gdy Suzuno chciała wyznać Kunitace swoje uczucia i pokrętnie zapytać go o to, czy „kiko” mogą mieć z kimś romantyczną więź, ten bardzo dobitnie ją spławił. Niby dla jej dobra, ale zrobił to mało elegancko. Choć tutaj akurat go nie winie, bo jakby nie patrzeć faktycznie ona była człowiekiem, a on tylko ożywionym-przedmiotem, którego jedynym zadaniem była służba szogunowi.
Zresztą chłopaki z Oniwaban także zauważają, że coś jest nie tak. Kawamura zadaje Kunitace pytanie o jego wspomnienia i ten musi przyznać, że przypomniał sobie o wszystkim, gdy rzekomo zobaczył pożar magazynu. (Choć jak dla mnie to on już od prologu zachowywał się dokładnie tak samo…). Niemniej ukrywanie prawdy przed towarzyszami broni, obecność zabawki na miejscu zbrodni i zniknięcia dzieci prowadzą bohaterów do wniosku, że nie mogą Kunitace dłużej ufać. Na dodatek przepisy ich organizacji mówią, że „kiko”, które odzyska wspomnienia lub serce musi zostać poddane rytuałowi. Wróci wtedy do stanu zwykłego przedmiotu i już nigdy nie będzie mogł się znowu odrodzić. (Po co w ogóle się kłopotali tym rytuałem, skoro to samo mogło wydarzyć się też po zerwaniu pieczęci? Pojęcia nie mam… Może inne ścieżki mi to wyjaśnią. Aktualizacja: Nope. Nada. 何もない. Czegoś tu wyraźnie nie dopracowano albo źle przetłumaczono).
MC broni jednak jak lwica o swojego ukochanego. Argumentuje, że wciąż może on pomóc w śledztwie i że trzeba dać mu szansę na udowodnienie swojej niewinności, czym wywalcza dla Kunitaki jakiś miesiąc, w którego trakcie wolno mu prowadzić śledztwo, ale nie ma wchodzić innym Oniwaban w drogę. Na dodatek jest śledzony przez Tomonariego, który – szczerze mówiąc – to miał wywalone na Kunitakę, podobnie jak reszta „kiko”, i obchodziło go tylko bezpieczeństwo Suzuno. Co było dla mnie trochę przykre, bo wolę gry, gdzie postacie się szczerze przyjaźnią, a tu wyszło na to, że nikt go tak naprawdę nie lubi i nikt nie chciał się za nim wstawić. Nie miałam takiego poczucia w innych ścieżkach, gdzie panowie, choć niby byli istotami bez emocji, to jakoś okazywali sobie więcej wsparcia.
Parka przenosi się do domu Kunitaki, a ten opowiada MC historie o życiu swojego stwórcy. Przed przebudzeniem jako „kiko” Kunitaka był po prostu pojemnikiem na tytoń, który należał do drugiego syna samurajskiej rodziny Takamoto. Tej samej, o której słyszymy też w ścieżce Yoichiego. Facet lubił popalać, miał kompleks mniejszości względem swojego idealnego brata i prowadził szkołę… Czyli wyróżniało go to wszystko, co w jakimś stopniu skopiował od niego Kunitaka. Pewnego dnia został jednak zmuszony zostać głową rodu Takamoto, bo jego brat uciekł z kurtyzaną i okrył wszystkich hańbą. Niestety drugiemu synowi nie szło najlepiej w roli dziedzica, na dodatek jego szkoła została przypadkowo podpalona i uczniowie zginęli w pożarze. Po tych wydarzeniach cały ród Takamoto zmarniał i skonali w zapomnieniu… Btw. po samurajach spodziewałabym się raczej samobójstwa, ale może nie dostali pozwolenia? Cholera wie…
Po tym wyznaniu, chociaż przyniósł jej rzeczy, Kunitaka zmienia jednak zdanie i próbuje przepędzić MC, ale ta odmawia. Chce mu pomagać do końca. Odtąd będą więc szlajać się po Edo, prowadząc coś, co niby miało być śledztwem, ale było absolutnie chaotyczne. A to odwiedzą Tenichibo w celi, by ten po raz kolejny wyznał im, że nic nie wie. A to będą kręcić się po zamku. A to nagabywać Oniwaban… Na zamku zresztą dochodzi do kolejnej, abstrakcyjnej akcji po pojawia się tam Nitkowaty Potwór. Kunitaka pomaga Tomonariemu, Miyajiemu i Yabucie go pokonać, a zaraz potem idą sobie na pogaduchę z Tokugawą. Szoguna najwyraźniej absolutnie nie martwi to, że jego życie jest zagrożone, bo zamiast tego woli udzielać rad miłosnych. Mówi Suzuno, że musi być u boku Kunitaki, jeśli naprawdę go kocha, bo dzięki mocy swojego klanu, będzie mogła go ocalić. Inaczej bez względu na to, czy rytuał zostanie odprawiony, czy nie, to i tak czeka go przemiana w przedmiot… A zaraz potem – w życiu nie zgadniecie – znowu pojawia się Nitkowaty Potwór i chociaż w zamku jest od cholery Oniwaban i innych samurajów, to nikt nie ochrania pana. Wręcz przeciwnie, Tokugawa odpycha Suzuno, aby nic jej się nie stało, a sam otrzymuje okrutny cios od bestii… Wszystko po to, by Kawamura i Spółka mogli wpaść do pomieszczenia w najgorszym momencie, zobaczyć Kunitakę upaćkanego krwią nad ciałem szoguna i uznać, że jednak od początku był zdrajcą!
Facet nie siedzi jednak długo w więzieniu, bo kiedy odwiedza go Suzune, to Tenichiro dochodzi do wniosku, że ma dość pierdla i czas się zmywać. Szczególnie że zawinął strażnikom jakoś klucze. Na dodatek Tomonari także wyłania się z cienia i postanawia wesprzeć przestępców, narażając się reszcie Oniwaban, bo liczy się dla niego tylko decyzja Suzuno. Ta jednak wcześniej musi opierdolić ukochanego, bo Kunitaka potwornie użala się nad sobą. Powtarza, jaki to jest biedny, nieszczęśliwy, niesłusznie posądzony i jak to dobrze, że wkrótce zniknie, bo MC nie będzie długo cierpieć, że pokochała przedmiot… Nic zatem dziwnego, że podniósł jej tymi słowami ciśnienie, bo nikt by tego długo nie wytrzymał. Surową reprymendą dziewczyna przywołuje go do porządku i oznajmia, że teraz to on będzie musiał faktycznie zasłużyć na jej miłość, więc lepiej niech się postara. Co dla Kunitaki wystarcza jako motywacja, by się chociaż trochę ogarnąć i przestać wreszcie stękać.
Jeśli jednak liczyliście, że teraz dojdzie do jakiegoś fajnego plot twistu, to znowu muszę was rozczarować. Znikąd na bohaterów wpada Chie, która żąda, by oddać jej syna, bo przecież dobrzy mieszkańcy Edo myślą, że Kunitaka wszystkich uprowadził. (To gdzie są ci wszyscy, wściekli bushi, którzy właśnie stracili dziedziców?). W każdym razie paplanina kobiety o dziurze w papierowym ekranie, której nie powinno tam być, uświadamia bohaterom, że w szkole jest iluzoryczna ściana… To za nią znajduje się prawdopodobnie coś ważnego, ale nie będą tego teraz badać, bo najpierw idą spać. Muszą chyba zregenerować HPki i manę, czy coś… W czym w jednym ze złych zakończeń, to właśnie w tym momencie Kunitaka się zmywa i ucieka nocą, zostawiając Suzuno tylko list na pożegnanie. Jeśli jednak jesteśmy na dobrej drodze, to parka spędzi ze sobą noc pod wspólnym okryciem, ale miłośników pikantnych scen uprzedzę, że nie dzieje się między nimi nic ponad obejmowanie.
Następnego dnia Kunitaka, Tomonari, Tenichibo (po jaką cholerę on?!) i Suzuno idą się naparzać z potworem. Okazuje się bowiem, że faktycznie ukrywał się w szkole i to tam trzymał w kokonach uprowadzone dzieci. Niestety, bohaterowie wpadają w pułapkę z nici i już mają umrzeć, ale wróbelkowi udaje się uciec z iluzji, wylecieć poza nici i wezwać innych Oniwaban na pomoc. Wspólnymi siłami zabijają wtedy bestie oraz uwalniają pozbawione paznokci pociechy, co wreszcie prowadzi nas do szczęśliwego finału. Tak jakby. Ohtaro znika bowiem bez słowa w cholerę. Tenichibo za pomoc w pozbyciu się potwora zostaje ułaskawiony. Kunitaka opuszcza szeregi Oniwaban, zamieszkuje z Suzuno, dalej prowadzi szkołę i… zamienia się w człowieka? Najwidoczniej na tym polegała dodatkowa, dziwna moc naszej bohaterki, ale nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie to działało. Przy okazji, ze względu na to, że ilość magicznych anomalii znacznie spada, reszta chłopaków nie ma dużo pracy i może zacząć zastanawiać się nad swoją przyszłością. W pewien sposób odzyskują więc wolność.
W smutnym zakończeniu wróbelek nie daje rady sprowadzić pomocy i bohaterowie lądują w iluzji. (A widzicie, trzeba było słuchać Kawamury i zrobić mu szkolenie bojowe!). Scenka najpierw toczy się z perspektywy Kunitaki, który jest w sumie kontenty, bo wszędzie widzi ładną biel i jeszcze znajduje Suzuno. Zaczyna więc ją namiętnie całować, ale dziewczyna jest przerażona i smutna. Mówi mu, że go kocha, bo potem może już nie mieć szansy, a kiedy iluzja wreszcie mija, okazuje się, że stwór zamordował wszystkich, wszędzie walają się ciała, ulice spływają krwią, a oni sami są oplątani dziesiątką nici…
Jak ja się męczyłam podczas tej ścieżki! Chyba dawni, w przypadku gier otome, żadna mi się aż tak nie dłużyła. Kunitaka był szalenie płaską postacią z zerową chemią z protagonistką, a nawet w scenie finałowej miałam wrażenie, że powinni dać jakiś medal temu ptaszkowi, bo samurajowie zasługiwali tylko na emeryturę. Jedynym fajnym momentem była chyba tylko scenka z wściekłością Suzuno, gdy wreszcie wygarnęła swojemu love boyowi, aby wziął się w garść. Inaczej absolutnie nie zasługiwał na jej miłość. Miło więc, że chociaż ona pokazywała w tej opowieści jakiś kręgosłup, a nie strunę grzbietową. Automatycznie przestałam się też dziwić założycielce Otome Kitten, czemu chciała o tej ścieżce zapomnieć. Ja też spróbuję, by nie psuć sobie odbioru całej gry. Jeśli gdzieś tam są fani Kunitaki, to bardzo Was przepraszam. Niestety, opowieści tego typu to absolutnie nie moja bajka, a ilość wyświechtanych tutaj tropów przekroczyła dla mnie granice dobrego smaku. Aby tradycji stało się zadość, powinniśmy też dostać obrazek przewracającej się Suzuno w trakcie listy płac… Ale to chyba dopiero w jakimś fandisku.