To będzie bardzo ironiczna recenzja, ale na swoją obronę dodam, że czuję się przez scenarzystów sprowokowana. Równie dobrze mogliby stworzyć tę historię przy pomocy jakiegoś otome story makera, bo tak niewiele w niej sensu, w sumie nie wiadomo, co miała wnosić do gry, a jeszcze wciąż powtarza te same informacje…
W każdym razie Hyuuga to pierwszy z ekipy antagonistów, który współpracuję z Moravią. Aby poznać jego historię nasza MC, czyli obdarzona supermocą 16-letni Takanashi Yuuki, musi oddzielić się od swoich towarzyszek z grupy Blooms i udać z dotychczasowymi wrogami do ich siedziby. Dzieje się tak dlatego, że tylko Moravia wie, jak ocalić Lize, jedyną, a co się z tym wiąże, najbliższą przyjaciółkę naszej bohaterki, bez której nie miałaby już nikogo na świecie. Trudno więc było jej się dziwić, że przyjęła wyciągniętą dłoń, oferującą pomoc, nawet od antagonistów. Zwłaszcza że dziwne wydarzenia wokół Blooms uświadomiły jej, że chyba jednak niewiele wie o swoich pracodawcach, dla których do tej pory walczyła z Vectorami…
Na miejscu okazuje się, że Moravia faktycznie dotrzymuje słowa. Podają Lize przeciwciała, które sprawiają, że dziewczyna nie zmieni się w potwora, ale nie będzie mogła wrócić do domu, aby nie zostać uznana za pół-Vectora i zgładzona. Yuuki jest z tego powodu trochę przybita, ale szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu. Mają z Lize własne pokoje, Hyuuga dostarcza im posiłki, a Moravia i Yukinami nie wchodzą im w drogę. Ogólnie, Hyuuga, który udaje niedostępnego i sarkastycznego, zachowuje się trochę jak matka całej gromadki. To on gotuje obiady, wstawia pranie, sprząta dom… A chociaż utyskuje przy tym na każdym kroku, to jednak wypełnia obowiązki, nie prosząc o wsparcie.
Jakiś czas później Hyuuga postanawia, że nadeszła odpowiednia pora, aby zaatakować kolonię Theta. Bierze więc ze sobą grupę Vectorów i rusza raźnie w stronę ludzkich osad. Nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć, nasza MC postanawia mu towarzyszyć. Wiadomo, że nie chce nikogo skrzywdzić, ale postanowiła przecież, że odkryje prawdę. Oznajmia więc Hyuudze, że chce poznać jego motywacje, a kto wie, być może nawet go na skutek tego poprze…
Co prowadzi nas do bardzo przewidywalnego backstory. Hyuuga był niegdyś „jajogłowym” z dystryktu naukowego, który zajmował się badaniem ekosystemu poza kolonią. Pewnego dnia, gdy był wraz z kolegami na zewnątrz, jego grupa została zaatakowana przez Vectora. Zamiast jednak solidarnie znaleźć jakieś rozwiązanie, jego koledzy celowo zostawili go na pastwę potwora, aby umożliwić sobie ucieczkę. Hyuuga został wówczas ranny i najpewniej by zginął, gdyby nie odnalazł go Yukinami i nie zabrał do Moravii. Z czego reszta jego rekonwalescencji wyglądała dokładnie tak jak u Lize, ale obudziło się w nim pragnienie zemsty na zdradzieckich ludziach.
Cóż… Yuuki słusznie zauważa, że o ile jego ból jest zrozumiały, to motywacja już taka sobie. Po pierwsze: czemu chciał się odegrać na wszystkich ludziach? W dystrykcie naukowym żyła przecież wciąż jego rodzina. Po drugie: nic tymi atakami nie osiągał, bo i tak każdy terrorystyczny zamach był powstrzymywany przez Blooms, wreszcie, po trzecie: wcale nie wyglądało na to, aby takie wyprawy, przynosiły mu jakąkolwiek ulgę. Wręcz przeciwnie. Wydawał się tylko jeszcze bardziej zagubiony. (Można by dodać nawet czwarte: czemu nie chciał mścić się na Vectorach? To one ich zaatakowały…).
Wkurzony Hyuuga wykrzykuje wtedy coś w stylu nastolatka, któremu rodzice odmówili najnowszego iPhona, że Yuuki w ogóle nie rozumie jego uczuć! A kiedy staje mu na drodze i uniemożliwia zamordowanie naukowców, (bo jakimś dziwnym trafem ci sami ludzie, którzy zdradzili go przed laty, napatoczyli im się na drodze XD), to kieruje swoją złość na nią. Dziewczyna zostaje ciśnięta o glebę, a potem zraniona dotkliwie przez Vectora. Widzący to Hyuuga doznaje wówczas olśnienia, że przecież jej sytuacja wygląda teraz tak samo, jak jego w przeszłości… Zapomina więc nagle o zemście i zmienia swoje zachowanie o 180 stopni. (By nie powiedzieć ironicznie, że o 360…). W każdym razie, we własnych ramionach, zabiera Yuuki do kolonii.
Zaczyna się wówczas etap, który ma nam osłodzić wcześniejsze wybuchy gniewu antagonisty. Hyuuga czuwa przy odpoczywającej Yuuki, przynosi jej posiłki, poprawia poduszeczkę, zabiera na spacery… Ogólnie pokazuje, jak to cholernie się o nią martwi i jak bardzo o nią dba. Yuuki zaś nie ma nic przeciwko, że facet, który o mało jej nie zabił, został jej główną pielęgniarką. Co ciekawe, scenarzyści tak bardzo nie mieli pomysłu na tę ścieżkę, że aby wypchać czymś czas, wprowadzają długą rozmowę z Lize, która polega na tym, że MC streszcza jej wszystko to, czego przed chwileczką byliśmy świadkami. Scena po cholernej scenie… W sensie, że Hyuuga wpadł w berserk, chciał pozabijać niewinnych, ale już jest luz.
Po odejściu Lize Hyuuga ponownie odwiedza Yuuki i przeprasza za to, co się stało. Kiedy zobaczył, jak została zaatakowana przez Vectora, poczuł się, jakby niczym nie różnił się od ludzi, którymi gardził. Yuuki prosi go wówczas, aby znowu opowiedział jej więcej o swojej przeszłości, a wtedy odkrywamy (po raz setny w tej grze) straszną prawdę, że w dystrykcie naukowym prowadzone są eksperymenty genetyczne, w wyniku których powstały Vectory. Hyuuga wyjaśnia również „projekt adaptacji środowiska”, nad którym pracowano w tajemnicy, był tak naprawdę przykrywką dla tych niemoralnych działań, a Moravia i Yukinami, już jako małe dzieci, także byli obiektami badań, nim uciekli z placówki. To dzięki genetycznie modyfikowanemu ciału Moravii powstało serum z przeciwciałami, które niegdyś ocaliło Hyuugę.
Jakiś czas później parka idzie na nawet sympatyczny wypad do zrujnowanego miasta, gdzie Hyuuga pokazuje Yuuki swój ogródek warzywny. I wszystko byłoby spoko, gdyby nagle nie zaczęli znowu gadać o zemście. Bohaterka próbuje przekonać Hyuugę, że tak naprawdę nie kieruje nim nienawiść, ale samotność. Że przez to, iż nie ma nikogo takiego jak on (czyli pół-Vectora), to nie potrafi on odnaleźć się w nowym świecie… (Jak to nie ma, a Lize?). W każdym razie to biadolenie wnerwia faceta na tyle, że przewraca MC, przyciska do ziemi (bo na leżąco rozmawia się najwygodniej) i wydziera znowu, że nie rozumie jego cierpienia i pragnienia zemsty.
Mija zatem jakiś czas, a Hyuuga ZNOWU odchodzi, by zaatakować ludzi, a Yuuki ZNOWU podąża jego śladami, aby go powstrzymać. Kiedy jednak dociera na miejsce, napotyka swoje kumpele z Blooms, które nie są pewne, co o tym wszystkim myśleć. (Podobnie jak ja). Całkiem bowiem możliwe, że Yuuki najzwyczajniej przeszła na stronę wroga, a rozmów nie ułatwia fakt, że walnięty Hyuuga cały czas wszystkich atakuje. Z pomocą przychodzi jednak Yukinami, który czuł się jakoś odpowiedzialny za kumpla. Odwrócił uwagę magicznych dziewczynek, a to dało Yuuki szansę, aby pogadać z Hyuugą. Przeprasza za to, że mówiła o jego uczuciach, jakby rozumiała je lepiej niż on sam i jeśli to ma uspokoić jego gniew, to może ją zamordować. Hyuuga dochodzi jednak w końcu do siebie i wyznaje, że to, co powiedziała, było prawdą. Że jest mu wciąż smutno, że nie jest już człowiekiem.
W happy endingu parka postanawia zatem, że najlepszym rozwiązaniem będzie udanie się w podróż, aby powstrzymać cykl powstawania Vectorów i lepiej zrozumieć, jak uleczyć środowisko. Obiecują co jakiś czas wrócić do kolonii, aby odwiedzić Lize. Co miało nawet sens, bo wracał trochę do swoich korzeni jako badacz. Na dodatek zyskał młodszą o jakieś 8 lat dziewczynę z magicznymi mocami, więc co tutaj mogło się w ich związku nie udać? 😛 (Dobra, cofam, po poznaniu ścieżki Ryou – odpowiedź brzmi: wszystko, ale nie będę jeszcze spoilerować).
W smutnym zakończeniu Yuuki ginie w trakcie konfrontacji z Blooms. Rozsierdzony Hyuuga, który stracił jedyną bliską mu osobę (że co proszę…? Od którego momentu…?) zabija wszystkie superbohaterki z Blooms, a potem zmienia się do słownie w potwora. To znaczy, popada w obłęd i nie pamięta już, czemu w ogóle zaczął zabijanie, ale otacza go coraz większa góra zwłok. Z czasem zapomina nawet o Yuuki… a ja rozumiem, że ani Moravia, ani Yukinami nie pomyśleli jednak o tym, że może warto go spacyfikować? Cóż, przynajmniej CG z tej scenki było spoko…
Przechodząc do podsumowania, to naprawdę niewiele dobrego można powiedzieć o tej ścieżce. Miała być tragiczno-romantyczna, ale relacje między postaciami są tu tak wymuszone, że trudno było odczuwać jakąkolwiek sympatię. Jeszcze co innego, gdyby motywacja Hyuugi miała jakiś sens. W sensie faktycznie chciał się zemścić na tych konkretnych, dwóch badaczach, ale on uwiązł się na całą ludzkość, twierdząc jednocześnie, że Vectory są spoko, chociaż to przez nie został zaatakowany… W czym nawet 16-letnia dziewczyna potrafi zauważyć błąd w jego rozumowaniu, a wtedy po prostu się zacietrzewiał i fochował. A ja dodam, że te jego ciągłe napady agresji, które chyba z założenia mieliśmy traktować jako „hot scenki”, były po prostu creepne. Nie czułam w nich między bohaterami żadnej chemii i naprawdę chciałam mieć tę ścieżkę jak najszybciej za sobą…