W świecie, gdzie o wszystkim decyduje przynależność do nazywanych od kolorów kast, nasza bohaterka – jedyna ocalała z Białych – musi znaleźć męża zanim minie rok. Olympia wie, że od rychłych narodzin jej dziecka zależą losy świata, bo tylko dzięki tańcu kobiet z Białych na niebie pojawia się słońce. Co jednak jeśli MC stwierdzi, że od obowiązku ważniejsza jest miłość?
- Tytuł: Olympia Soirée
- Oryginalny tytuł: オランピアソワレ
- Data wydania: JP: 2020-04-16 / EN: 2021-09-09
- Developer: Otomate
- Wydawca: Idea Factory Co., Ltd., Aksys Games
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
- Mój czas gry: 76 h
- PEGI: 18+
Bohaterowie
Główna postać:
Olympia / Byakuya Ostatnia przedstawicielka Kasty Bieli, od której tańca i modlitw do Amaterasu zależą losy świata. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Riku Żołnierz z Kasty Niebieskich <<RECENZJA>> | |
Amakusa Shirō Tokisada Tłumacz z Kasty Zielonych <<RECENZJA>> | |
Yosuga Właściciel łaźni z Kasty Purpurowych <<RECENZJA>> | |
Kuroba Lekarz z Kasty Czarnych <<RECENZJA>> | |
Himuka Tajemniczy grabarz <<RECENZJA>> | |
Akaza Dyrektor Kotowari z Kasty Czerwonych <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Riku › Yosuga › Akaza › Himuka › Kuroba › Tokisada (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Gra „Olympia Soirée” posiada prawdopodobnie jedno z najciekawszych uniwersów wykreowanych przez Otomate. Fani mitologicznych i historycznych nawiązań powinni się w świecie gry czuć jak w domu. Tyle tu było interesujących odniesień i oryginalnych interpretacji, że mimowolnie cały czas sięgałam po encyklopedie czy słowniki! „Olympia Soirée” jest jednak przede wszystkim romansem. Naszym zadaniem jest pomóc bohaterce znaleźć jej „soulmate”. Jedna z legend tego fikcyjnego świata głosi bowiem, że ludzie zostali podzieleni na dwie części przez Bezkształtnego Boga i póki się nie odnajdą, zawsze będą nieszczęśliwi.
Nasza bohaterka – 18-letnia dziewczyna o imieniu Olympia/Byakuya – ma tak naprawdę jeszcze jeden, istotny powód, dlaczego musi się z poszukiwaniem męża pośpieszyć. MC jest ostatnią ocalałą z kasty Białych. Tajemniczych kobiet z Tennyou Island, które czciły boginię Amaterasu. Bez Białych i ich rytualnego tańca, słońce nie wstanie, a świat spowiją ciemności. Można zatem powiedzieć, że w rękach Olympii (lub jej łonie, jak kto woli), spoczywają losy całego świata. Nie jest to jednak sprawa tak prosta. Dziewczyna przez lata ukrywała się w twierdzy lidera Żółtych i nie wie absolutnie nic o mieszkańcach. Co więcej, część z nich uważa ją za potwora albo boginię. Co stanowi niemożliwą wręcz do pokonania barierę w przypadku jakichkolwiek interakcji.
Warto jeszcze wspomnieć, że społeczeństwo Tenguu Island (gdzie Olympia zamieszkała po utracie matki) jest bardzo nietuzinkowe. I kolorowe. Mieszkańcy dzielą się tutaj na kasty. Na samej górze hierarchii znajdują się, oczywiście, Biali – którym wolno brać śluby podle upodobań. Za nimi są kolory Podstawowe: Czerwony, Żółty i Niebieski – na których ciążą już pewne ograniczania, ale stanowią elitę. Potem kolory wtórne, będące mieszankami tych wcześniejszych np. Pomarańczowy, Zielony czy Jadeitowy, aż wreszcie bezkastowcy, mieszańce, przestępcy i kolory „ciemne” np. Czarny czy Brązowy, którzy muszą zamieszkiwać pozbawioną słonecznego światła dzielnicę Yomi.
Gra w dużej części będzie się więc także koncentrować na problematyce społecznej. Ja zaś ze swojej strony chciałam sprostować jedną rzecz. Niektórzy uważają, że „Olympia Soirée” promuje rasizm i jest przez to kontrowersyjna. Z całym szacunkiem dla takich opinii, uważam że pewnych problemów cywilizacji Zachodu nie można przeszczepiać 1:1 na azjatycki grunt. W Japonii, która niczym obecna Polska, była mocno „jednokolorowa”, nietolerancja z powodu koloru skóry nigdy nie była jakoś szczególnie wyolbrzymiona. Oczywiście, co innego prześladowania z powodu religii np. chrześcijan, czy rdzennych mieszkańców Hokkaido i okolic np. Ajnów, czy w późniejszym czasie podboje Korei.
(Jakby ktoś miał dużo złej woli i naprawdę nie chciał tego zauważyć, to podpowiem, że hierarchię w „Olympia Soirée” oparto rodem na teorii koloru i sposobie mieszania farb).
Dodatkowo to, co determinowało życie społeczeństwa Japonii, na przestrzeni wielu wieków, to po prostu system kastowy. Ludzie, pół-ludzie i nieludzie mieli zupełnie inne przywileje i prawa. Pewnie każdy choć raz słyszał o tym, że samurajowi wolno było zabić bezkarnie, kogoś kto w drabinie społecznej znajdował się pod nim. (Chociaż w rzeczywistości było to jednak bardziej skomplikowane). Do XX w. firmy przechowywały rejestry tego, kto wywodził się od burakuminów, by przypadkiem ich nie zatrudnić… Dopiero współcześnie to wreszcie delikatniejsza i znacznie bardziej wzburzająca ludzi kwestia. Jeśli więc już ten przedstawiony w grze podział ma do czegoś nawiązywać, to bynajmniej nie do europejskiego czy amerykańskiego rasizmu, ale problemów z czysto japońskiego podwórka. A już w ogóle nie doszukiwałabym się tu „promowania”. Szczególnie że główni bohaterowie chcą obalić tę niesprawiedliwą hierarchię, uniezależnić od religii i ogólnie przeprowadzić rewolucję.
Drugim, często podnoszonym przez krytyków argumentem, była wszechobecna w grze mizoginia. Cóż, zacznijmy może więc od prostego pytania: jaki system panował w Japonii? Ano, patriarchat. Tak samo jak u nas – na Zachodzie. (Wyliczając społeczności celtyckie, które w ostatecznych rozrachunku przegrały z Rzymem). Nawiązania do niego możemy znaleźć już w mitologii – gdzie, w jednym z mitów o stworzeniu świata, Izanami zostaje ukarana potwornym pierworodnym za to, że pierwsza powitała mężczyznę (przy spotkaniu z Izanagim). Choćby się nam to absolutnie nie podobało, to niezaprzeczalnym faktem jest, iż cała nasza historia zawiera miliardy przykładów traktowania kobiet podmiotowo. Czy to znaczy, że nie powinno się o tym mówić? Wręcz przeciwnie. Uważam, że trzeba pokazywać – nawet w światach fikcyjnych – niesprawiedliwość społeczną, ALE opatrywać ją stosownym komentarzem. Tak długo póki protagoniści prezentują postawę reformatorów, którzy chcą zmienić zastaną sytuacje na lepszą, nie mam problemu z podobnymi wątkami. Co jest w końcu złego w sterowaniu aktywistami, którzy chcą – dla odmiany – pozostawić po sobie coś dobrego?
Zresztą, należy wyraźnie podkreślić, iż to nie tak, że Olympia nie chce znaleźć męża i nie chce mieć dziecka. Jasne, presja społeczna i obietnica złożona matce, to jedno, ale przez całą grę dziewczyna powtarza, że zakocha się „na własnych warunkach” i będzie tak długo szukała, aż trafi na „przeznaczoną jej osobę”. Bo to również jej cel, który – niejako przy okazji – uratuje świat. Olympia jest po prostu romantyczką i – również z feministycznego punktu widzenia – nie uważam, że jej marzenie o rodzinie jest w jakiś sposób dla niej ujmujące. Musimy szanować również to, że ludzie mają inne potrzeby. A mieszkańcy Tenguu Island raczej cieszyć się, że tak fantastycznie się złożyło, że ich kapłanka nie zdecydowała się na „singelstwo” (to gra otome, na bogów!) i bezdzietność. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież dziewczyna działa pod wpływem gróźb. Owszem, ale wciąż nie wiemy, jakby się zachowała, gdyby faktycznie ją do czegoś przymuszono, ani czy nie znalazłaby sojuszników w walce o zmiany. Dlatego również do tego problemu podchodzę z mniejszą dozą krytycyzmu. 😉
A skoro już o bohaterach mowa, to wspomnę jeszcze parę słów na temat panów. Jak każda gra otome, „Olympia Soirée” oferuje nam ścieżki indywidualne po dość długim i skomplikowanym prologu. Od wstępu dostępne są cztery z nich, potem piąta, a na koniec – podsumowująca szósta z chłopakiem z plakatów. Gorąco polecam Wam przechodzić je w tej kolejności: Riku → Tokisada → Yosuga → Kuroba → Himuka → Akaza, bo inaczej będą się spoilerować wzajemnie. Co więcej, nie sięgajcie po Short Stories postaci pobocznych, póki nie przejdziecie całej gry, bo chociaż są one wcześniej dostępne, to mogą Wam rozwalić przyjemność z fabuły. Tak było w moim przypadku gdy np. przeczytałam historię Kannana, zaraz jak tylko się odblokowała w extrasach.
Pierwszy z panów, Riku – to mój ulubieniec. Surowy, zdyscyplinowany młodzieniec z kasty Niebieskich, głęboko wierzący w słuszność klasowego podziału i dopiero konfrontację z Olympią pomagają jego poglądom wyewoluować. Następny, Takisada, to tak zwany „outsider”, który potem dołączył do Zielonych. Nikt nie wie, jak znalazł się na Tenguu Island i czym jest kraina, o której wspomina – ale bardzo pragnie do niej powrócić. Czy MC uda się go zatrzymać? Kolejny, Yosuga, to wyrzutek o przydomku „Jigoku”, właściciel łaźni i były członek kasty Purpurowych. Z jego opowieści dowiemy się najwięcej o niedoli mieszkańców Yomi. A także odkryjemy, że nie zawsze jest taki przyjazny, jak się. wydaje. Czwarty w kolejce to Kuroba, wyluzowany doktor z Czarnych, pracujący nad wynalezieniem leku na „haku”. Tajemniczej choroby, przypominającej trąd, która upodobała sobie zwłaszcza Kolory Pierwotne. Przedostatnim z love interest jest grabarz Himuka. Tak, nie przesłyszeliście się, a chociaż biega on z czaszką, to przynajmniej nie ma łopaty. Himuka zamienia dusze zmarłych w kamienie Shou, które są następnie używane do karmienia słońca. Nic zatem dziwnego, że ma ponurą i zdystansowaną osobowość. Wreszcie, ostatni z panów to Akaza, dyrektor Kotowari, organizacji zajmującej się rzeczami znalezionymi, rejestrem urodzeń i inwigilacją, który uprzedził Olympię, że jeśli w ciągu roku nie znajdzie partnera, to zostanie jej mężem, bo trzeba ocalić Białych. Taki właśnie z niego służbista i nieczuły typ. 100% kuudere.
Oprócz jednak głównych bohaterów, w grze pojawia się szereg interesujących postaci pobocznych. Do takich zaliczyłabym przede wszystkim Doumę – lidera Żółtych, u którego Olympia mieszka, a który traktuje ją bardzo chłodno, Tsukuyomiego – tajemniczego opiekuna i nauczyciela dziewczyny, Camellię – czyli ożywioną lalkę, Hairiego – cynicznego roznosiciela gazet, Daifuku – magiczną mysz z dużą ilością ciałka do kochania, czy skazanego na banicję Kainę, który musiał opuścić Żółtych, bo związał się z kobietą poniżej swojego stanu.
Mechanicznie „Olympia Soirée” nie różni się niczym od tradycyjnych visual novel opartych na drzewie dialogowych. Zwykle mamy możliwość podjęcia jednej z dwóch decyzji, a indykator wyborów, który potem wyskakuje, pokazuje nam kolorystycznie, czy była ona dobra czy zła. W tym sensie, że każda może zbliżyć nas do Happy Endingu lub jednego z dwóch Bad Endingów. Ten indykator, jeśli kogoś by denerwował, można wyłączyć w opcjach gry. Podobnie jak ekrany z tytułami poszczególnych rozdziałów (bo jest ich sporo i niczego nie wnoszą) oraz głosy ying-yang. A co to takiego? – zapytacie. Ano, jak już ukończycie jakąś ścieżkę i odblokujecie zakończenie, to potem w menu startowym będzie pojawiał się dodatkowy komentarz Waszego love boya. W sensie usłyszymy jakieś komplementy, miłosne zapewnienia, albo jak przeprasza nas, bo nie zdołał MC uratować. Niestety te głosy nie zostały opatrzone napisami, więc bez znajomości japońskiego ani rusz. A niektóre określiłabym nawet jako istotne, bo stanowią uzupełnienie – zwłaszcza do Bad Endingów. Wielka szkoda. (Aktualizacja: podobno naprawiono to już w patchu).
Kolejnym irytującym, ale drobnym utrudnieniem może być fakt, że gra nie pozwola nam zapisać w momencie, gdy w common route pojawia się okno wyboru ścieżki postaci. Albo więc musimy przygotować sobie save’a stosownie wcześniej (najlepiej zaraz po tym, jak MC oznajmia „Well, here I go!”), albo będziecie musieli przewijać ostatni rozdział kilkakrotnie, np. klikając: Archives ➝ Olympia ➝ Pure White Resolve.
Od strony technicznej gra jest bardzo ładna. No, może niektóre projekty postaci mnie dziwiły – zwłaszcza Akaza miał czasami śmieszne pozy, a i w CG trafiały się anatomiczne koszmarki, ale rekompensowała je ilość. Na każdego z panów przypadło w galerii aż 13 ilustracji (pomijając warianty), a do tego dochodziło jeszcze 13 ilustracji bad endingów, Olympii czy pobocznych postaci. (Niektóre z nich zobaczymy dopiero po ukończeniu wszystkich Stories). Poza tym, z poziomu menu, możemy wybrać jeszcze słownik, short stories (tych było aż 30 i przedstawiały perspektywę różnych bohaterów) oraz playlistę z muzyką. Zresztą menu z dodatkami, zwane tutaj „pudełkiem skarbów” i nawiązujące do hobby MC, aby zbierać różne rzeczy znalezione na brzegu, było opatrzone uroczymi rysunkami naszych love interest w wersji chibi. Jeśli więc ktoś lubi taką stylistykę, to będzie uradowany!
Sama Olympia, jako główna protagonistka, budziła moją sympatię, ale było kilka momentów, w których nie rozumiałam jej postępowania. Jako ostatnia z Białych spokojnie mogła bardziej wykorzystywać swój status – nawet szantażować Radę, ale przeważnie była tylko pokorną i empatyczną owieczką, której walka z systemem kastowym ograniczała się do roznoszenia listów między dzielnicami. Nie twierdzę, że to źle. Uważam, że wszystkie zmiany kulturowe muszą pochodzić z dołu i być wolą społeczeństwa, stąd nawet małe czyny się liczą, ale scenarzyści sprzedawali nam raczej idealistyczny model, że „mądrzy i charyzmatyczni liderzy wprowadzą reformy i zbawią ciemną masę”. Tymczasem, z podejrzanego powodu, dziewczyna wcale nie chciała się do tych liderów zaliczać i nawet się ich trochę bała. Jasne, w sytuacjach krytycznych potrafiła pokazać pazura, była też dość mądra i np. zwykle wiedziała, gdy ktoś próbował ją okłamać, ale miała kilka akcji, które mogą być dla odbiorców trudne do zniesienia np. gdy prawie dała się zgwałcić, bo chciała tym „ochronić ukochanego” i inne bzdety. Myślę więc, że czasami celowo wikłano ją w dziwne sytuacje, by mogła być trochę zmolestowana przez antagonistów – chociaż przy jej poziomie bystrości wydawało się to aż nieprawdopodobne. Ba! Twórcy dali jej nawet specjalną moc do obrony, ale Olympia będzie miała ogromne opory, aby kogokolwiek skrzywdzić.
Gra ma też kilka naprawdę szokujących i dziwacznych bad endignów. Włącznie z takimi, które ocierają się o pedofilię, prostytucję, yandere porwania czy zabójstwa oraz gwałty. Oczywiście, świat, w którym żyją bohaterowie, nie jest zbyt kolorowy (celowy suchar! 😉), ale doskonale wyobrażam sobie, że niektórzy mogą się z takimi treściami czuć niekomfortowo. No, ale gra przynajmniej jest uczciwie klasyfikowana jako 18+. Nawet sceny miłosnych interakcji są tutaj odważniejsze niż w większości gier otome. Jakby nie patrzeć, to Olympia musi jak najszybciej urodzić potomka, więc dziewczyna bierze się z zaangażowaniem do rzeczy. Fajnie również, że nie była kolejną dorosłą, którą hodowano pod kloszem, więc wiedziała tylko o kwiatkach i motylkach… Nope! MC może bywa zawstydzona – z powodu braku doświadczenia, ale to nie znaczy, że nie zadaje pytań, nie ma potrzeb, czy sama nie odczuwa podniecienia. Zwłaszcze w ramionach przystojnego mężczyny, o którym jest przekonana, że będzie jej życiowym partnerem. Dlatego zdarza się jej, że sama przejmuje inicjatywę. Naturalnie, w zależności od sytuacji.
Gdybym więc miała dokonać uczciwego podsumowania, to moja sympatia do tej gry przez trzy ścieżki rosła, potem poszybowała w dół, aż wreszcie odbiła się w końcówce. Jak zatem widać, jest to produkcja bardzo nierówna. Co nie znaczy, że jej nie polecam. Zwłaszcza starszym graczkom, zmęczonym platonicznymi, mniej fizycznymi romansami. Nawet pomimo kilku poważnych, fabularnych potknięć, „Olympia Soirée” broni się doskonale zarysowanym światem przedstawionym, wyrazistą MC, która potrafi się wkurzyć, czuć pożądanie, ale także niepewność czy strach, aż wreszcie świetnymi postaciami pobocznymi. Nie wierzę, że istnieje choć jedna osoba, której nie zainteresowałaby przeszłość Doumy czy Tsukuyomiego. (Ja w niektórych momentach sympatyzowałam z nimi bardziej niż z love interest). Nie pogniewałabym się też, gdybyśmy dostali jakieś fandiski w przyszłości i usłyszeli o losach młodego pokolenia np. Asuhy czy Hairiego. A do tego czasu… podejrzewam, że przejdę sobie jeszcze w przyszłości ponownie ścieżkę Riku. Co najdobitniej pokazuje, że „Olympia Soirée” to była dla mnie przyjemna przygoda.