Phoenix Wright to młody adwokat, który walczy o swoich klientów wszelkimi, możliwy środkami, bo wierzy, że sprawiedliwość zawsze zwycięża. Dzięki edycji „Ace Attorney Trilogy” możemy poznać jego przygody na przestrzeni 3 różnych gier i rozwiązać kilkanaście czasem komicznych, a czasem wzruszających zagadek. A kiedy sprawy przybiorą naprawdę zły obrót, krzyknijcie kultowe „objection!” i udowodnijcie swoją rację.
- Tytuł: Phoenix Wright: Ace Attorney Trilogy
- Oryginalny tytuł: Gyakuten Saiban 逆転裁判
- Data wydania: JP: 2001-10-11 / EN: 2013-05-30
- Developer: Capcom
- Wydawca: Capcom & Nintendo
- Pełen dźwięk: japoński / angielski
- Napisy: japoński / angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Apollo Justice: Ace Attorney, Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth, Ace Attorney Investigations 2, Professor Layton vs. Phoenix Wright: Ace Attorney, Phoenix Wright: Ace Attorney − Dual Destinies, Dai Gyakuten Saiban: Naruhodō Ryūnosuke no Bōken, Phoenix Wright: Ace Attorney − Spirit of Justice, Dai Gyakuten Saiban 2: Naruhodō Ryūnosuke no Kakugo
- Mój czas gry: 60 h
Recenzja
Ponad 60 godzin… tyle czasu spędziłam na salach sądowych, wcielając się w Phoenixa Wrighta (w oryginale: Naruhodō Ryūichiego), a niekiedy w któregoś z jego przyjaciół lub wrogów, broniąc, kłamiąc, szantażując… ale ogólnie, odkrywając prawdę. Nie był to jednak czas stracony, bo losy postaci z „Ace Attorney Trilogy”, obserwowało się jak dobry, prawniczy serial w stylu „Ally McBeal”. Co chwila ktoś kogoś zdradzał, ktoś się mścił, a ktoś nawiązywał romans. Jeśli zatem do tej pory nie słyszeliście o tym kultowym połączeniu gry przygodowej z visual novel, to nie ma co się zastanawiać i nadrabiajcie zaległości! A ja – mimo wszystko – zacznę od krótkiego wprowadzenia, bo ta seria jest na rynku już od 2001 roku, więc można natknąć się na wiele edycji.
Na potrzeby tej recenzji zdecydowałam się jednak sięgnąć po obecnie najłatwiejszą do zdobycia i najobszerniejszą z nich. „Ace Attorney Trilogy” – jak wskazuje tytuł – zawiera aż trzy części przygód młodego prawnika, w tym „Phoenix Wright: Ace Attorney”, „Phoenix Wright: Ace Attorney – Justice for All” oraz „Phoenix Wright: Ace Attorney – Trials and Tribulations” w jednym. Te podzielone są na epizody, a każdy odcinek to odrębna sprawa, które zwykle łączą się w zgrabną całość w finalnej, dla danej części, rozprawie. W czym pierwsza część, to tak naprawdę przedstawienie głównych dramatis personae, druga wprowadza do fabuły świeżych wrogów, a trzecia domyka niezakończone zagadki z pierwszej części. Innymi słowy, razem, stanowią komplet oraz idealne wprowadzenie do reszty serii, gdyby potem naszła Was ochota na więcej.
Siłą gier z pod marki „Ace Attorney” są jednak nie tylko pokręcone morderstwa, ale przede wszystkim postaci! Już sam Phoenix Wright – nasz główny bohater – to postać bardzo nietuzinkowa. Gdy zaczynamy z nim przygodę, jest zieleńszy od wiosennej trawy. Wiele z przepisów jest mu zupełnie obce, albo wyleciały z pamięci z powodu „stresu”. A chociaż głęboko wierzy on w niewinność swoich klientów, to w walce o sprawiedliwość zdarza mu się zagalopować. Pheonix bywa przez to naiwny, całkiem łatwo go zastraszyć, no i ma słabość do ludzi, którzy błagają go o pomoc… Na szczęście u swojego boku ma całe grono oddanych przyjaciół (i rywali), którzy potrafią go naprostować w chwilach kryzysu. W tam Mayę Fey, młodą i energiczną asystentkę, która jest przy okazji spirytystycznym medium, detektywa Dicka Gumshoe’a – który częściej przeszkadza, niż pomaga w śledztwach, Milesa Edgewortha – charyzmatycznego prokuratora, którego prześladuje trudna przeszłość czy Mię Fey – swoją mentorkę i inspirację do pójścia w jej ślady. By wspomnieć tylko o najważniejszych z nich, bo każdy odcinek to tak naprawę masa nowych, cudacznych bohaterów.
Mechanicznie „Ace Attorney Trilogy” to typowa visual novel. To znaczy, że przez większość czasu będziemy przewijać tony dialogów, ale pomiędzy nimi będziemy też musieli poprowadzić śledztwo. Wtedy gra zmienia się w coś w rodzaju detektywistycznej przygodówki. Przepytujemy bowiem napotkane postacie, klikamy różne przedmioty w otoczeniu oraz używamy specjalnych narzędzi – jak np. sprzętu do pobierania odcisków palców czy wykrywaczy metalu, aby zdobyć więcej informacji. Zresztą, z pomocą nie zawsze przychodzi nam tylko technologia, ale też… magia! Potężny klan Fey ma własne metody, by wycisnąć prawdę nawet od zmarłych, jeśli zachodzi taka potrzeba. Potem już do nas należy przekonanie sędziego, że zeznania ducha są tak samo wiarygodne, jak innych…
A skoro o tym mowa, to drugim i najważniejszym elementem gry, poza fazą zbierania dowodów, są rozprawy. To w trakcie ich trwania będziemy przysłuchiwali się opowieściom świadków, a potem musieli znajdować w ich historiach luki. Oczywiście, nie wystarczy komuś jedynie zarzucić kłamstwo. Każdą taką wątpliwość należy poprzeć dowodami i tutaj właśnie będziemy mogli wykorzystać zebrane wcześniej przedmioty czy wskazówki, klikając na nie w odpowiednim momencie w trakcie trwania dialogu. Niestety, pewnym minusem tego rozwiązania jest to, że w naszym „ekwipunku”, znajduje się też osobna zakładka na „sylwetki postaci”, a przeskakiwanie między „przedmiotami” a „osobami” nie jest zbyt intuicyjne. Zdarzało mi się namolnie klikać na jakiś dowód, który wydawał mi się potwierdzać, iż świadek łże w żywe oczy, kiedy tak naprawdę gra oczekiwała ode mnie, że wskażę identyczną informację… ale w opisie postaci. Jest to więc pewne utrudnienie. Na szczęście w trakcie rozpraw mamy coś w rodzaju „paska życia”. Każda pomyłka kosztuje nas trochę energii, ale ta się regeneruje pomiędzy scenami. Wystarczy więc tylko być ostrożnym.
Dodatkowo, w wielu momentach, gra prowadzi nas za rączkę. To znaczy nie jesteśmy w stanie ukończyć fazy śledztwa, póki nie zbierzemy faktycznie wszystkich dowodów, które będą nam potrzebne później. Dopiero wtedy fabularnie przenosimy się na salę sądową. A ma to swoje plusy i minusy. W pierwszej części zbieranie przedmiotów w terenie było dla mnie miłą odmianą po ciągłym gadaniu, ale już w następnych – gdy trochę przekombinowano z elementami przygodówkowymi, bywało to męczące. Za zwłaszcza nieudany uważam eksperyment, gdy w „Justice for All” wprowadzono obracanie przedmiotami, by np. znaleźć jakieś pęknięcie na wazie czy odcisk palców itd. Cała gra jest bowiem wykonana w dwuwymiarowej grafice, z wyrysowanymi i podanimowanymi postaciami, stąd wprowadzanie nagle bardzo koślawego 3D, tylko po to, by trochę „pokręcić” dowodami, nie wyszło moim zdaniem nikomu na dobre.
Niemniej gra się broni naprawdę fajną fabułą. Jasne, niektóre sprawy czy świadkowie są iście z kosmosu, np. na swojej drodze spotkamy brzuchomówców, aktorów z seriali dla dzieci, podstarzałych ochroniarzy, kowbojów, a nawet będziemy przesłuchiwać pewną… papugę. Wszystko ma to jednak ręce i nogi zgodnie z zasadami tego pokręconego uniwersum. Nie ma bowiem, co się nastawiać, że są to realistyczne zagadki, jak z dobrych powieści kryminalnych. Co to, to nie! Mają jednak swoją wewnętrzną logikę i póki traktujemy je w ten sposób, to pewne szalone pomysły scenarzystów przestają przeszkadzać. Ba! Dialogi obfitują w naprawdę kapitalny humor i nie raz przecierałam oczy ze zdziwienia, zwłaszcza gdy Pheonix i Edgeworth wdawali się w jedną ze swoich pyskówek, ignorując sędziego i całą resztę świata…
A chociaż w lokalizacji pojawia się masa nawiązań do Stanów Zjednoczonych (jakby tłumacze na siłę próbowali nas przekonać, że akcja dzieje się w Ameryce), to trudno traktować to poważnie, mając w tle świątynie buddyjskie, samurajów czy postacie paradujące w yukatach… Sama bardzo szybko poszukałam więc nawet fanowskiego patcha, który pozwolił mi przywrócić oryginalne, japońskie udźwiękowienie. Nie miałam bowiem ochoty udawać, że gra nie pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni i Wam również to polecam. Inaczej miejscami robi się dość dziwnie, zwłaszcza gdy postacie gadają o sobie jak o amerykanach, gdy wyraźnie nimi nie są.
Aby jednak nie było, że „Ace Attorney Trilogy” to tylko komedia, wspomnę, że fabuła porusza też ciekawe problemy… moralne. Chociaż Pheonix święcie wierzy w niewinność swoich klientów, często będziemy spotykali na swojej drodze postacie wyprane z jakiejkolwiek empatii, narcystyczne, okrutne, zaślepione przez chciwość czy zemstę. W takim wypadkach wyrok „winny” czy „niewinny” to nie jest decyzja tak prosta, jakby się chciało. W końcu jakbyśmy czuli się z tym, gdybyśmy przyczynili się do ułaskawienia prawdziwego mordercy, a bogu ducha winną ofiarę posłali za kraty? (Czy gorzej: na śmierć?). No właśnie… Życie Pheonixa to ciągła walka przede wszystkim z samym sobą. Kiedy już bowiem raz odkryje się, że świat nie jest tak różowy, za jaki mieliśmy go za młodu, to potem trudno uwolnić się od wszechobecnej szarości. Ale, jak przekażą Pheonixowi jego mentorzy, prawdziwy prawnik jest zawsze pewny siebie, uśmiecha się przed klientem, czaruje sędziego, a na łzy… pozwala sobie tylko, gdy jest już po wszystkim.
Kapitalna, kultowa gra, która dla mnie stanowi kwintesencje tego, co najlepsze w gatunku visual novel. Niezapomniane postaci, dopracowana i nieliniowa fabuła, wzruszające momenty, nieśmiertelny cytaty (w tym rozpoznawane przez bodaj wszystkich „objection!” z charakterystyczną pozą) i humor, którego nie sposób nie docenić. Oczywiście, w takim wydaniu, gra może być dla niektórych odbiorców dość ciężka, w końcu to tak naprawdę aż trzy części do ukończenia, a zagadki do prostych też nie należą, ale dawkowana w małych ilościach, zapewni Wam długie godziny fajnej rozrywki. Ostrzegam jednak, że ze względu na czas powstania (początek XXI w.) pewne motywy są już kulturowo dość „zakurzone” i niestrawne. Zaliczam do takich np. ciągłe ratowanie asystentki Mayi. No ale powtarzany do niemożliwości wątek z porwaniami fajtłapowatych kobiet nawiedza różne gry po dziś. A chociaż mnie to irytowało, to dzięki innym zaletom, udało mi się na to przymknąć tym razem oko. Gra przeszła próbę czasu dobrze. Szczególnie z odświeżoną grafiką.