Przedostatni z lisów, był tym, który interesował mnie najbardziej, ale że tak powiem brutalnie, nie było na co czekać. Keisuke jest niczym taki tatko całej grupy. Opiekuje się chłopakami, pilnuje, by nie namieszali w świecie ludzi i nieustanie żali się na swój wiek. Chociaż w jego wypadku należy się trochę zrozumienia, bo facet ma de facto kilka wieków na karku. Jest więc to nieco inny rodzaj „ossanów”, do których przyzwyczaiły mnie gry otome. Zwykle bowiem panowie ledwo przekraczają trzydziestkę, a już rozglądają się za jakąś przytulną, wygodną i dębową trumienką…
W każdym razie nasza bohaterka poznaje go lepiej, gdy już zostaje asystentką managera zespołu – czyli swojego kuzyna. Nad Suzuno (= domyślne imię MC) nie ma się zresztą, co rozpisywać, bo to taki kawał drewna, że przy niej nawet z moim biurkiem wdałabym się w ciekawszą rozmowę. A i osobowości ma więcej. W skrócie Suzuno jest miła, pasywna, wybaczająca i skromna. Robotę dostała, bo lisy wyczaiły, że to może być dobry sposób, aby położyć łapy na jej magatanie = naszyjniku, który był dziedziczony w rodzinie Suzuno od lat. A czemu? Bo pochodzą od onmyoji i w tej ścieżce, wreszcie – jeśli ktoś na to czekał – poznamy tajemnicę skrywającą się za międzygatunkowym romansem, który doprowadził do zapieczętowania przywódcę lisich ayakashi. To dlatego chłopaki z Fox Ears, udając muzyków, próbują odzyskać magatanę i przy okazji uwolnić swojego lidera, aby powróciła era dostatku.
To tak w skrócie. Jako asystentka zespołu Suzuno nie robi zasadniczo wiele. Ot, ma za zadanie upewniać się, że Keisuke dotrze do pracy, bo facet ma z tym wyraźne problem. Zresztą, gdy tylko przekracza próg jego mieszkania, muzyk zaczyna molestować ją słownie i fizycznie, co w normalnym świecie skończyłoby się skandalem, ale w grze otome pokazuje tylko, że z białego liska charyzmatyczny jegomościu. Poza tym, początkowo Suzuno myśli, że Keisuke się tylko opieprza, a potem jeszcze drzemie w ciągu dnia, ale potem odkrywa, że tak naprawdę cały czas zapernicza nadgodziny dla zespołu i to dlatego pada z nóg. Wiecie, taka tam typowa, japońska etyka pracy – daj się wycisnąć jak cytrynkę. W każdym razie Keisuke próbuje wymusić na MC masaż, ta się opiera i tak sobie od tej pory wesoło i zalotnie gaworzą w ten sposób przy kolejnych spotkaniach.
W pozostałych ścieżkach MC zawsze przypadkiem dowiadywała się, że któryś z chłopaków jest ayakashi – zwykle, bo bohater tracił panowanie nad swoimi mocami wskutek silnych emocji. Tutaj Keisuke sam ujawnia przed nią prawdę podczas dziwnej gry w barze. Zwycięzca może prosić albo pytać o różne rzeczy, ale z podejrzanego powodu Suzuno ani razu nie udaje się wygrać. Wreszcie – ewidentnie nie z powodu szczęścia, ale w wyniku matactwa Keisuke – Suzuno zdobywa punkt w rundzie i może sama wybrać sobie nagrodę. Ale, oczywiście, nic nie przychodzi jej do głowy poza tym, że chciałaby swoich pracodawców lepiej poznać. Keisuke ujawnia zatem przed nią, że jest „magicznym” lisem, wyjaśnia, że wraz z chłopakami szukali magatamy i że ogólnie nie ma wrogich zamiarów.
Naturalnie, jak każda zdrowa osoba, MC nie wpada w panikę, gdy dowiaduje się, że świat jest pełen ayakashi. Zamiast tego zaprasza nawet Keisuke do swojego domu, a lis – o dziwo – zostaje rozpoznany przez jej dziadków. Okazuje się bowiem, że Suzuno zamieszkuje wraz ze staruszkami zabytkowy dom ze świątynią. W końcu muszą być jakieś profity w życiu, gdy pochodzi się od onmyoji, co nie? Zapytany Keisuke zaprzecza jednak jakoby spotkał się z bohaterką wcześniej i całą sytuację uważa za jedną, wielką pomyłkę.
Aby fabuła szła do przodu i pojawił się nowy konflikt, z pomocą przychodzą nam pokraczni antagoniści, czyli ayakashi z innego zespołu – Pierose. Jak zawsze nie robią nic sensownego, poza obrażaniem lisów i byciem chodzącą ekspozycją. To oni zdradzają reszcie, że tak naprawdę Keisuke jest zdradzieckim lisem, który odwrócił się od swoich i współpracował z ludźmi. Chłopaki najpierw są w ciężkim szoku, ale potem przyznają, że faktycznie, coś jest chyba na rzeczy, bo słyszeli już wcześniej podobne plotki. Tyle w każdym razie wystarcza, aby zaczęli patrzeć na swojego dawnego kumpla podejrzliwie, a w dalszej części fabuły nawet zabronili mu zbliżać się do Suzuno. (Podobno w trosce o MC, ale musieli też pilnować, by nie gwizdną im magatany).
Co było w sumie obawą zupełnie zbyteczną, bo dzięki wizjom i retrospekcjom poznajemy wreszcie historie lisa z amuletu. Okazuje się, że zarówno Keisuke, jak i jego kumpel, ówczesny przywódca lisów – Byakuya, zakochali się w jakiejś onmyoji. Z tej całej wrogości nawiązał się błyskawicznie romans, ale gdy kobieta znalazła się przy nadziei, sprawy się pokomplikowały. Ludzie z wioski nie potrafili z tolerować obecności ayakashi. Na dodatek onmyoji groziło niebezpieczeństwo. Byakuya postanowił więc oszukać ukochaną i wmówić jej, że się tylko z nią bawił. W efekcie dał się zapieczętować w magatamie, co miało rzekomo powstrzymać go przed skrzywdzeniem ludzi, ale wcześniej wymusił na Keisuke, aby zaopiekował się jego progeniturą. Drugi lis na to przystał, bo cholera wie czemu, niby też był zakochany, ale to był tak sucho podany, offscrenowy fakt bez znaczenia, że w sumie nie wiem, po co w ogóle wprowadzono ten wątek. Tak czy inaczej to właśnie z tego powodu Keisuke stał się w oczach swoich pobratymców zdrajcą. Bo nie znali całej prawdy, w sumie ich nie obchodziła i nie rozumieli, czemu jakikolwiek ayakashi miałby służyć ludziom.
No ale po co w zasadzie ta lawina retrospekcji? – moglibyście zapytać. Ano po to, abyśmy zrozumieli, skąd się wziął nowy antagonista. Byakuya faktycznie bowiem uwalnia się potem z naszyjnika, ale jest dla Suzuno zagrożeniem, bo myli ją ze swoją ukochaną, a lata więzienia kompletnie pomieszały mu pod kopułą. W efekcie chłopaki z Fox Ears muszą prosić Keisuke o pomoc, bo sami sobie z tak potężnym przeciwnikiem nie poradzą, po tym jak Byakuya uprowadził MC. No i nie bardzo potrafią się już w całej tej sytuacji odnaleźć.
I teraz, w zależności od wybieranych w trakcie gry odpowiedzi, możemy otrzymać jedno z dwóch zakończeń:
W tym „nieszczęśliwym”, Keisuke gada sobie ze swoim byłym kumplem i dochodzi do wniosku, że da się zapieczętować razem z nim. Tylko tak może go powstrzymać, a poza tym poświęcanie się dla jego rodziny weszło mu już w nawyk. Co prawda Byakuya jest nieco zdziwiony i pyta, czy Keisuke jest pewien, że chce tak po prostu zrezygnować z Suzuno, ale ten odpowiada, że jest git. Jakby nie patrzeć, to ludzie żyją znacznie krócej od ayakashi, więc MC szybko by zeszła z tego świata i Keisuke znowu byłby sam. Średnio więc by mu się to opłacało, a tak może ją jeszcze poobserwować i ochraniać z poziomu magatany. No i zapewni Byakuyi towarzystwo. Okeeej? Nie wiem, po co w takim razie w ogóle on się kłopotał, by z nią flirtować. Trza było od razu zapytać, czy nie mogą go zamknąć z przyjacielem… Niemniej MC jakoś tak bardziej przeżywa to ich rozstanie, bo rzuca pracę w zespole, wraca do rodzinnej świątyni i nawet wzdycha do kamiennych posągów lisów, dumając, że kiedyś miała wobec nich jakieś cieplejsze uczucia, ale nie wie, o co chodzi, bo Keisuke na odchodnym wymazał jej wszystkie wspomnienia. Co ma się dziewczyna niepotrzebnie męczyć?
W szczęśliwym zakończeniu zapieczętowany zostaje tylko Byakuya, a Keisuke postanawia zostać z Suzuno, bo, cytuję „znudziło mu się pilnowanie czyjegoś potomstwa”. Teraz zamierza sobie z MC spłodzić własną progeniturę i się na niej skupić, gdy ukochanej już nie będzie, bo ludzie żyją tak krótko. Poważnie, ja się trochę czułam, jakby on mówił nie o związku, ale kupieniu chomika. Co prawda będzie o niego dbał i uważa, że to bardzo ładny gryzoń, ale wie, że nie ma sensu się do niego przywiązywać, bo mały kopnie w kalendarz za dwa lata… No ale może ktoś uzna takie rozwiązanie za romantyczne? Suzuno najwyraźniej podejście Keisuke nie przeszkadzało.
To co myślę o tej ścieżce? Zaczęła się nawet ciekawie, gdy jeszcze nie wiedzieliśmy, o co chodzi i liczyliśmy na jakieś fabularne smaczki. Szybko jednak się okazało, że to próżna nadzieja. Ta historia była bardzo dziwna. Keisuke zachowywał się czasami jak odurzony uczuciem młodzieniaszek, to odpychał od siebie MC, rzekomo dla jej dobra, by znalazła sobie kogoś młodszego, to znowu był zazdrosny o byle co. Ogólnie, miało się wrażenie, że on się sam z sobą strasznie męczył. Był tak znudzony, dekadencki i zniechęcony, że udzielało mi się jego poczucie bezsensu i przygnębienie starością. Dosłownie, przez całą swoją ścieżkę, on w zasadzie nie robił nic, poza przekonywaniem mnie, że nie warto czegokolwiek zaczynać, bo lepiej od razu wybrać sobie miejsce na pochówek, nim inny zaklepią najlepsze działeczki. Tym większa szkoda, bo Keisuke miał ładny projekt postaci, fajnego seiyuu (znanego chociażby z roli Hrabiego Saint-Germain z „Code:Realize”), no i w swoim flirciarskim wydaniu był nawet zabawny.
(Swoją drogą, wątek muzyczny był tym razem tak nieistotny, że aż zapomniałam, na czym Keisuke miał rzekomo grać, póki nie spojrzałam sobie na swoje notatki do recenzji).