Yao Xiu is an ordinary young lady from a noble family. Yet it pains her to stay in the household where she doesn’t fit in. Her only way out is through marriage and starting a new family. Now, her with wedding approaching she is killed, unexpectedly, right on the eve of her big day. As Yao Xiu reopens her eyes right after her ‘death’. She finds herself trapped in a time loop—forcing her to live through the same day over and over, surviving and dying again and again. She is told, that she has 3 chances to save herself. If she loses 3 turns, the game ends, and so does her life. Will each repeated encounter get Yao Xiu one step closer to the truth? (źródło: Steam)
- Tytuł: Soulslayer Episode One: The Wedding Eve (灭魂·误佳期)
- Developer: NVLMaker & Navila Software Japan
- Wydawca: NVLMaker & Navila Software Japan
- Pełen dźwięk: chiński
- Napisy: angielski, japoński, chiński
- Mój czas gry: 4 h
Recenzja
Długo czaiłam się wokół tego tytułu, który kusił mnie tematyką i ciekawym banerem. Lubię kryminały, a że jeszcze obiecano mi fantastyczno-historyczną otoczkę, to już w ogóle brzmiało jak coś, co może idealnie wpisać się w mój gust. „Soulslayer Episode One – The Wedding Eve”, od chińskiego wydawcy NVLMaker, to seria, która z założenia ma się składać z kilku epizodów, ale w momencie, gdy piszę tę recenzję, dostępny jest tylko odcinek pierwszy. Nie będę jednak ukrywała, że już we wstępie, rozbudził on mój apetyt na poznanie dalszej części historii. Postaram się zatem unikać wszelkiej maści spoilerów.
W „Soulslayer” wcielamy się w młodą kobietę o szlacheckim pochodzeniu. Niestety, na dzień przed swoim ślubem, Yao Xiu zostaje zamordowana, a że wokół niej było wielu podejrzanych i nie zawsze życzliwych jej osób, to nie tak łatwo wytypować sprawcę. Na szczęście nasza bohaterka dostaje od jakiejś mistycznej istoty (boga?) jeszcze 3 szansę. Za każdym razem, jeśli poniesie śmierć, to wróci do punktu wyjścia, ale z nową wiedzą. Czyli standardowy time loop i zabawa z podróżowaniem w czasie. Naszym zadaniem jest więc takie poprowadzenie historii, aby odkryć prawdę, czy to przez kolejne wpadanie w pułapkę, czy po prostu błyskotliwą dedukcję, aby finalnie zdemaskować sprawcę i doprowadzić fabułę do jednego z kilku, potencjalnych epilogów. Każda postać ma bowiem swój własny ending, z którego dowiadujemy się nieco więcej o jej relacjach z główną bohaterką i pozwala nam to lepiej zrozumieć całą opowieść oraz motywacje poszczególnych dramatis personae. Dlatego, paradoksalnie, polecam w tej grze umierać jak najczęściej, bo tylko wtedy wyłapiemy wszystkie smaczki. Nawet jeśli nie będzie to dla Yao Xiu zbyt przyjemne…
A podejrzanych jest przynajmniej kilku, bo Yao Xiu ma bardzo ciekawą rodzinkę. Po pierwsze: jej ojciec, zdystansowany, ale ciężko pracujący nestor rodu – Yao Hongyuan, którego bohaterka ledwo zna, bo wychowywała się w innym miejscu, po drugie: jej przyszywana matka Pani Yao – mająca własne powody, by gardzić dziewczyną, która nie jest z jej krwi. Następnie rodzeństwo: Junyue – idealna, bardzo dziewczęca i łatwo wpadająca w zazdrość siostra oraz Junyang – niepokorny, buńczuczny i ciekawski brat. Wreszcie, biedny, ale ambitny narzeczony ZhenCheng oraz cały wachlarz sług: pokojówki, aptekarze, parobkowie… od wyboru do koloru. W końcu wszyscy mają swoje własne powody, aby mieć do Yao Xiu jakiś uraz albo po prostu, mogą zostać niewinnie oskarżeni. Ale wtedy prawdopodobnie stracimy swoje szanse i czeka nas już, tym razem nieunikniona i bolesna, śmierć.
Cały gameplay skupia się więc na rozmawianiu z rodzinką, zbieraniu dowodów i odwiedzaniu różnych lokacji w posiadłości. Będziemy podróżowali po mapie, wskazując konkretne budynki, a w dialogach wybierali jeden z tematów/haseł z tabelki dowodów, dzięki czemu zaktualizują nam się jakieś informacje na temat danej osoby, wydarzenia czy miejsca. I muszę przyznać, że podobało mi się, jak zostało to wykonane. Nieco w duchu serii „Ace Attorney”, więc nie czuliśmy się, jakby elementy przygodówkowe dominowały czy w ogóle niepotrzebnie próbowano przeobrazić visual novel w jakąś hybrydę. Sama intryga, chociaż może nie powalająco odkrywcza, to była jednak satysfakcjonująca. Z ciekawym plot twistem w true endingu, czyli dokładnie taka, jakiej oczekiwalibyśmy po poprawnie napisanym kryminale. Bo nawet jeśli dość szybko uda nam się wytypować sprawcę, to już zrozumienie jego pobudek, może być dodatkowym wyzwaniem. Mnie w każdym razie zaskoczyło, a trochę takich gier w życiu przeszłam/książek przeczytałam.
Na uwagę zasługuje również strona techniczna gry. Mamy tutaj kilka CG – przeważnie powiązanych z endingami postaci, sporo ładnych projektów bohaterów i dość proste tła, pasujące jednak klimatem do miejsca akcji, czyli jakiś pseudo antycznych Chin. Mnie zaś osobiście najbardziej spodobało się, że wszyscy bohaterowie są udźwiękowieni. Włącznie z MC. A chociaż nagrania czasem trzeszczały, bo być może zawiódł sprzęt, to i tak przyjemnie się tego słuchało. Tym bardziej szkoda, że z jakiegoś powodu ekstrasy zostały bez napisów, więc ta dodatkowa zawartość dla odbiorców anglojęzycznych będzie zupełnie bezużyteczna. Widziałam też skargi graczy na jakość tłumaczenia – ale podobno wyszedł potem jakiś patch. Możliwe więc, że grałam już w zaktualizowaną wersję, bo nie rzuciło mi się nic rażąco w oczy. W odróżnieniu od składu tekstu, który niekiedy nie mieścił się w ramce, przez co bywał ucięty. Na szczęście takich sytuacji nie było dużo. Choć nie wiem jak to wygląda w przypadku innych edycji niż konsolowa – bo sama „Soulslayer” ogrywałam na Switchu.
To co jeszcze irytowało? Paradoksalnie miałam problemy z polubieniem głównej bohaterki. Nie bynajmniej dlatego, że była jakimś pozbawionym osobowości kawałkiem drewna, czy bezradną damą w opałach. Nope, po prostu sprawiała wrażenie dość zimnej i antypatycznej osoby. I to nawet jeszcze przed swoim morderstwem, gdy nie miała powodu podejrzewać kogokolwiek. Rozumiem jednak, że takie zachowanie było wpisane w jej urodzenie. W końcu trudno, aby spoufalała się ze służbą czy osobami niższego stanu, ale nie będę ukrywała, że gdzieś mi ta jej opryskliwość średnio leżała. Jednak zazwyczaj, gdy jako odbiorcy mamy fabularne zadanie, aby kogoś chronić, to jest nam łatwiej, gdy bohater budzi sympatie. Ale jest to – dosłownie – drobnostka, która może nie mieć dla Was żadnego znaczenia.
Całą grę ukończyłam w sumie błyskawicznie, bo w ciągu jakiś 4 godzin, aby koniecznie zobaczyć wszystkie endingi (= razem 8 zakończeń: 3 złe, 4 powiązane z bohaterami i 1 prawdziwy). Może nie jest to tytuł, który na długo zostanie w mojej pamięci, ale jeśli pojawią się kolejne epizody, to na pewno dam im szansę. Fajna opcja, jeśli nie mamy wiele czasu na granie i nie szukamy czegoś nie wiadomo jak ambitnego, ale z fabułą, która nie pozostawi niesmaku. Jest nawet w tle jakiś mały, romantyczny wątek – jeśli ktoś nie wyobraża sobie bez tego dobrej dramy. Spokojnie mogę polecić tę grę każdemu, kto jest fanem konwencji detektywistycznych lub kostiumowych tragedii.