Na wyspie, gdzie nie rodzą się mężczyźni, młoda dziedziczka rodu Somei musi począć potomka, korzystając z usług jednego ze słynnych panów do towarzystwa – w dzielnicy rozkoszy Yoshiwarze. Jaki jednak los czeka jej wybranka i samą MC, kiedy okaże się, że straciła serce dla gejszy? I czy takie „kupione” uczucie w ogóle ma sens?
- Tytuł: The Men of Yoshiwara: Ohgiya
- Tytuł oryginału: Gyakuten Yoshiwara ~Ougiya Hen~ (逆転吉原~扇屋編~)
- Data wydania: JP: 2015-10-29 / EN: 2016-04-19
- Developer: Hituzigumo & Dogenzaka Lab
- Wydawca: D3 Publisher & Dogenzaka Lab
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: The Men of Yoshiwara: Kikuya
Bohaterowie
Główna postać:
Somei Kiyoha Bogata dziedziczka zakładu krawieckiego. Zgodnie z tradycją wyspy, musi wybrać partnera na swojego „tymczasowego męża” w słynnym domu przyjemności Ohgiya. |
Ścieżki / dostępni love interest:
Takigawa <<RECENZJA>> | |
Gakuto <<RECENZJA>> | |
Ageha <<RECENZJA>> | |
Asagiri <<RECENZJA>> | |
Utsusemi <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Utsusemi ˃ Takigawa ˃ Gakuto ˃ Asagiri ˃ Ageha (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
The Men of Yoshiwara: Ohgiya to gra osadzona w tym samym uniwersum co jej poprzedniczka, bliźniaczo podobna The Men of Yoshiwara: Kikuya – ale nie stanowią one dla siebie kontynuacji i można je kończyć zupełnie niezależnie. Chociaż, dla pewnego porządku, zalecam jednak zaczęcie od Kikuyi, bo postacie z „jedynki” pojawiają się potem gościnnie w „dwójce”, a i pewne wydarzenia, dziejące się w tle, lepiej zrozumiemy, jeśli zapoznamy się najpierw ze wcześniejszą częścią. (Choć nie jest to obowiązkowe).
A skoro już o świecie przedstawionym mowa, przypomnę jeszcze tylko, że akcja gier z serii „The Men of Yoshiwara” toczy się na nietypowej wyspie. Z jakiegoś, bliżej niewyjaśnionego powodu bardzo rzadko rodzą się na niej mężczyźni, zaś ci nieliczni, którzy mają tego pecha, zostają potem oddani do dzielnicy rozkoszy, aby „służyli” całej społeczności. Innymi słowy stają się własnością burdelu, chociaż w The Men of Yoshiwara: Ohgiya starano się nieco złagodzić wydźwięk ich pracy. Dla przykładu przestano – jak w Kikuya – nazywać ich kurtyzanami, a zaczęto używać słowa gejsza, choć tak naprawdę panowie kupczyli po prostu swoim ciałem. Po części dlatego, bo kobiety z wyspy były samotne, po części dla tradycji, a po części, bo pragnęły założyć rodzinę, a to była jedyna droga.
W takiej zresztą skomplikowanej sytuacji znajduje się również nasza bohaterka o domyślnym imieniu Somei Kiyoha. Chociaż nosi szanowane nazwisko i posiada sklep z ubraniami, czyli jest niejako, życiowo ustawiona, to również ją ograniczają pewne rytuały i obowiązki względem rodu. Matka MC oczekuje, że dziewczyna wkrótce urodzi im dziedziczkę. Wysyła więc swoją jedyną córkę do Domu Ohgiya, by tam znalazła odpowiednio prestiżowego towarzysza i została zapłodniona. Ale to tak w wielkim skrócie. Jak bowiem można się domyślić, zamiast dawcy materiału genetycznego, Kiyoha pozna w Ohgiya swoją miłość życia.
A może nią zostać jeden z piątki panów: arogancki, ale popularny Takigawa, nieco onieśmielający i szukający zemsty Gakuto, niedoświadczony, ale serdeczny uczeń Ageha, starający się zadowolić wszystkich i zawsze roześmiany Utsusuemi lub lubiący dekadencki klimat Yoshiwary – Asagiri. Bohaterowie będą mieli przy tym mnóstwo najróżniejszych problemów. Niektórzy zostali więźniami Domu w bardzo młodym wieku, inni trafili tam znacznie później, z własnej woli. Będą tacy, którzy cały czas będą marzyć o ucieczce, oraz tacy, którzy ani myślą o opuszczeniu swojej dogodnej pozycji. W każdym razie, w odróżnieniu od części Kikuya, nasza MC jest dostatecznie bogata, by w razie czego móc wykupić swojego kochanka. Nie mamy więc tutaj śmiesznych akcji, że interweniował prawie sam cesarz, aby dać jakiejś kurtyzanie wolność. Co nie znaczy, że nie trafią nam się różne, fabularne koszmarki, a logika często nie uda się na długi spacer. Tak dobrze nie jest – o nie!
Nie ma bowiem co ukrywać. Ta gra nie powstała dla jakiegoś ponad przeciętnego plotu, ale po to, by pokazać trochę hot scenek. Z pewnością taka konwencja spodoba się bardzo miłośniczkom gier skierowanych do nieco starszych odbiorców. Co prawda nie ma tu niczego zdrożnego ani przesadnie odważnego, bo jednak sterujemy protagonistką o zerowym doświadczeniu w sprawach sercowych, ale kiedy sytuacja tego wymaga, to akcja przenosi się do sypialni i obraz nie zaciemnia się od razu po „buzi-buzi”. Jeśli wiecie, co mam na myśli. Mnie tam ani te opisy jakoś specjalnie nie urzekły, ani nie zraziły. Może dlatego, że nie były wystarczająco dobrze napisane, abym uważała je za interesujące? A z pewnością nie pomogło to, że ciężko było mi obdarzyć jakąś szczególną sympatią, któregokolwiek z panów. W sumie, na przestrzeni tych 10 rozdziałów, dość ciężko było się dowiedzieć czegoś na ich temat, polubić ich czy im kibicować. No i jeszcze te biorące się znikąd, ślepe zaufanie i fascynacja MC, absolutnie do mnie nie przemawiały. Po prostu nie lubię, gdy love interest wygłasza monologi na temat tego, jak kocha naszą bohaterkę, chociaż poznał ją dosłownie 5 minut temu.
Czy to jednak znaczy, że The Men of Yoshiwara: Ohgiya to słaba gra? Nie, ale nie wychodzi poza ramy „średniaka”. Może byłoby inaczej, gdyby wzbogacały ją głosy seiyuu albo liczne CG? Ale nawet w kwestiach technicznych zdecydowano się pójść po linii najmniejszego oporu tj. mamy ciągle te same tła, zapętloną muzykę, brak opcji szybkiego przewijania od wyboru do wyboru, jedynie dwa (i oba szczęśliwe) zakończenia oraz dość old schoolowe menu. Na plus za pecetową edycją z pewnością przemawia dostęp do sequela i dodatkowego, randkowego scenariusza, ale szkoda, że nie odblokowywały one bonusowych ilustracji.
I chociaż – sumarycznie – contentu w Ohgiya jest znacznie mniej niż w Kikuya, to i tak uważam, że ta część stoi na wyższym poziomie wykonania. I nawet kończyło mi się ją w miarę ok, pomimo tego całego narzekania. Ścieżki są bowiem dość króciutkie, co przy moim, ostatnio bardzo ograniczonym, czasie na granie, sprawdziło się znakomicie. Potrzebowałam ok. 2,5 h na jedną postać, a i to zakładając, że robiłam sobie przerwy, bo co chwila coś mnie odrywało od konsoli.
O wiele łatwiej było mi również polubić Kiyohę niż Misawo. Fajnie, że nie kierowało nią jakieś dziwaczne zrządzenie losu, które sprawiło, że wylądowała w Yoshiwarze. Nope, nasza MC od początku ma bardzo konkretną misję, a że dobro rodu Somei i biznesu leży jej na sercu, to podchodzi do swoich obowiązków bardzo poważnie. Pozostaje mi tylko ubolewać, że jej ochroniarz – sympatyczny Musashi, nigdy nie doczekał się własnej ścieżki, bo za każdym razem wydawał mi się bardziej interesujący, od któregokolwiek z pracowników Ohgiyi. Niemniej, nawet jeśli Kiyoha nie dostrzegała tego, jakiego fajnego, potencjalnego partnera ma przed sobą, to i tak broniła się rozsądkiem, zaradnością i dobrą żyłką do handlu. W tej części nasza MC nie jest naiwna i niezdarna jak jej poprzedniczka z Kikuyi, ale faktycznie jest w stanie uratować gejsze i pomóc swojemu ukochanemu.
Oczywiście, w pełni rozumiem, że nie każdemu spodobają się dziwaczne założenia gry. Fakt, że w ogóle istnieje taka śmieszna wyspa i że mieszkańcy kontynentu tolerują jej tradycje. Ja w sumie do końca nie bardzo rozumiałam, czemu te kobiety nie mogły sobie po prostu „importować” mężów z zagranicy. Wystarczyła jedna wycieczka do innego miasta i już, proszę, jest w czym wybierać! No, ale nie ma co się zbytnio znęcać nad scenarzystami. Prawdopodobnie nie zależało im aż tak na wiarygodności, jak na pokazaniu odwróconej struktury społecznej. Wiecie, takiej gdzie to nie patriarchat wiedzie prym i dla odmiany mężczyźni znajdują się na samym dnie hierarchii. Jeśli więc będziecie potrafili przymknąć na to oko, to nie powinno to Wam aż tak przeszkadzać w odbiorze.
A czy ją polecam? Cóż, jest bardzo specyficzna. Zdecydowanie lepsza od większości gier tego studia, ale z drugiej strony niedorównująca do wielu tytułów z gatunku otome, które miałam przyjemność poznać. Wszystko więc zależy od tego, czy – tak jak w moim wypadku – sprawdzi się u Was w roli fillera. Niezbyt ambitnej opowieści, z romansem w tle. Bo jeśli właśnie czegoś takiego szukacie, to można dać The Men of Yoshiwara: Ohgiya szansę. W każdym innym wypadku poczujecie się pewnie rozczarowani. No, ale jak mawiają, z braku laku…