Honoka, one of the workers at the flower shop, has been busy with work every day. One night, when she goes to her usual park, she’s cast a spell by an odd-eyed black cat that she becomes a cat only at night. There’s only one way to break the curse. ――To kiss your true love. In order to break the curse, she lives a double life as a human by day and cat by night… (źródło: Nentendo eShop)
- Tytuł: Kitty Love – Way to look for love,
- Tytuł originalny: Nyan Love ~Watashi no Koi no Mitsukekata~
- Developer: OperaHouse
- Wydawca: OperaHouse
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Mój czas gry: 8 h
Bohaterowie
Główna postać:
Shinoda Honoka Florystka, która ciężko pracuje każdego dnia. Pewnego razu spotyka czarnego kocura, który przeklina ją, by w nocy zamieniła się w kota. |
Dostępne ścieżki / Love interest:
Suguri Takuma właściciel kwiaciarni <<RECENZJA>> | |
Natsume Kouhei pracownik biurowy <<RECENZJA>> | |
Fujimoto Shougo policjant <<RECENZJA>> | |
Kawahara Kyousuke pracownik klubu nocnego <<RECENZJA>> | |
Saijou Narumi artysta <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Saijou Narumi ⊳ Natsume Kouhei ⊳ Suguri Takuma ⊳ Fujimoto Shougo ⊳ Kawahara Kyousuke (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Okruchy życia to zdecydowanie nie jest moja ulubiona konwencja. Co nie znaczy, że od czasu do czasu, zwłaszcza gdy pogoda za oknem sprzyja wyciszeniu, nie mam ochoty na jakieś ciepłe kluchy, herbatkę, kocyk i ogólnie historie, w których mniej jest dramy, a bardziej skupiają się na zwykłych relacjach międzyludzkich. Może dlatego „Kitty Love” szybko mnie urzekło? Tak sądzę. Choć nie będę ukrywała, że duży wpływ miała na to również oprawa wizualna, która jest po prostu bardzo oryginalna. Żywa, z jaskrawą paletą kolorystyczną i ciekawymi projektami postaci. Zupełnie inna od tego, do czego przyzwyczaiłam się, przechodząc multum podobnych do siebie produkcji – z bishami, jakby pochodzili z jednej odlewni. Stąd – przyznaję niechętnie – ale długo kusił mnie ten tytuł na Nintendo Storze, oj długo! Aż wreszcie postanowiłam skorzystać z wyprzedaży i dodać kolejną otome do mojej kolekcji.
W „Kitty Love” wcielamy się w młodą kobietę o domyślnym imieniu Honoka, która pracuje w kwiaciarni, ale czuje się już wypalona zawodowo. Pewnego dnia dziewczyna udaje się do parku i przypadkowo żali na swoje nudne życie będącym tam kotom, nawet nie podejrzewając, że jeden z nich postanowi jej zrobić paskudny żart. Honoka pada bowiem ofiarą klątwy, a kocur o różnobarwnych oczach mówi jej, że odtąd będzie nocami wiodła życie jako zwierzę, a za dnia jako człowiek. Jest w tym wszystkim jednak pewien haczyk. MC musi się pospieszyć, bo czas jaki będzie spędzała w ciele kici, zacznie się stopniowo wydłużać, aż pewnego pięknego dnia w ogóle straci swoją ludzką formę. No to co musi zrobić, aby przełamać zaklęcie? Ano obdarzyć kogoś pocałunkiem prawdziwej miłości, jak to zwykle w bajkach bywa.
Tyle że Honoka to nie jest jakaś tam sobie płaczliwa dama w opresji. Co to, to nie! Dziewczyna jest początkowo nawet zadowolona, bo dzięki byciu kotem faktycznie może doświadczać zupełnie nowych przygód. Jest przy tym wesoła, ciekawska i gadatliwa z natury. Taka trochę osobowość genki, chociaż to nie znaczy, że nie potrafi się martwić czy bywa lekkomyślna. Co jednak najciekawsze, to dzięki kociej formie, udaje się jej również poznać z zupełnie innej strony każdego z panów, którzy niby gdzieś tam byli w jej życiu, ale nie pełnili dotąd żadnej, istotnej roli. „Kitty Love” w interesujący bowiem sposób bawi się ideą tego, jak niektórzy ludzie potrafią otworzyć się tylko przed zwierzętami. Tak naprawdę wszyscy nosimy maski, jesteśmy samotni, nie chcemy się pokazywać ze słabej strony… Gdyby więc nie swoja dziwaczna sytuacja, Honoka prawdopodobnie nigdy nie odnalazłaby swojej drugiej połowy jabłuszka, bo nie miałaby okazji usłyszeć, co naprawdę panom leżało na sercu.
A love interest jest w tej grze w sumie pięciu. Z czego ostatni z nich, tak jakby kanoniczny. Gorąco polecam zatem zostawić sobie jego ścieżkę na koniec, nawet jeśli ten tytuł nie narzuca nam żadnego sposobu poznawania historii i po zobaczeniu króciutkiego prologu od razu możemy wybrać dowolnego bohatera. Pierwszym z panów jest Suguri Takuma – szef bohaterki i właściciel kwiaciarni, w której dziewczyna pracuje, a chociaż pozornie dla wszystkich bardzo życzliwy, to mężczyzna jest dręczony przez demony przeszłości. Kolejny bohater to Natsume Kouhei – przyjaciel z dzieciństwa i typowy tsundere, zżerany przez niezdecydowanie, czy chciałby swoją relację z Honoką przeobrazić w coś poważniejszego, czy może lepiej nie ryzykować, tego co mają. Następnym jest małomówny, zimny, ale dobroduszny Fujimoto Shougo – policjant, który przez swoją aparycję odbierany jest jako bardzo groźny, kiedy w rzeczywistości kocha słodkie i niewinne rzeczy. Przedostatni to Kawahara Kyousuke, pracujący w nocnym klubie, nieco wyszczekany i niesympatyczny dla bohaterki charyzmatyczny młodzieniec, który tak naprawdę ukrywa przed innymi wielkie marzenie. Wreszcie, mój zdecydowany numer jeden i najważniejszy dla całej opowieści, to ostatni z love interest, mistrz ikebany i tajemniczy miłośnik kotów zarazem – Saijou Narumi. To dzięki niemu – a właściwie jego historii – poznamy wreszcie wszystkie odpowiedzi dotyczące kociej klątwy.
I chociaż niektóre ścieżki były słabsze od innych – co w sumie nie jest w otome niczym nowym – to oceniając jedynie fabułę, muszę przyznać, że przechodziło mi się grę nad wyraz przyjemnie. Ukończenie jednego wątku to jakieś 1,5 godziny zabawy. Czyli akurat tyle wolnego czasu, ile miałam ostatnimi tygodniami na siedzenie nad konsolą… Miło więc wiedzieć, że nawet gdy jesteśmy zabiegani, to są gdzieś dla nas jakieś przyzwoite produkcje. Z czego każda opowieść jest podzielona na happy i neutral ending. Każdy z osobnym CG – jeśli ma to dla Was znaczenie. I poza jedną ścieżką – Kyousukę, poważnie nie było tu ani dużo tragedii, ani żadnych kontrowersyjnych wątków, które zepsułyby tą sielankową narrację. Nawet, teoretycznie, gorsze zakończenia były po prostu alternatywą do happy endingu, bo wcale nie miałam wrażenia, że fabuła potoczyła się dla bohaterów w jakiś nieprzyjemny sposób. No, może poza finałem – Saijou, ale zawsze potrzebne są jakieś wyjątki.
Od strony technicznej to typowa jakość dla OperaHouse. Mamy osobną galerię dla każdej z postaci, możliwość automatycznego przewijania, log, szybkie zapisy/wczytywanie… i to w sumie tyle. Żadnych dodatkowych scenek, słowników, ukrytych zakończeń, czy biosów postaci. Czytałam gdzieś tam, że w dniu swojej premiery „Kitty Love” cierpiało w wyniku koszmarnego, mechanicznego tłumaczenia, ale w chwili, gdy piszę ten tekst, gra została już połatana, więc jedyne, co rzuciło mi się w oczy, to od czasu do czasu literówki, czy pewne niezręczności w składni zdania, ale nie było tego wiele. Naprawdę widziałam ostatnio gorsze wtopy i to od znacznie większych wydawców.
Zachwycałam się już stroną wizualną na początku recenzji, ale zrobię to raz jeszcze. Nami Hidaka przygotowała dla nas te wszystkie piękne ilustracje, a że pracuje też obecnie nad grową wersją „Odrodzona jako czarny charakter w grze otome”, to spodziewam się w przyszłości kolejnego, ciekawego tytułu. Oczywiście, uważni odbiorcy, zauważą również sporo stockowych, recyklingowych teł, ale one nie przeszkadzały mi tak bardzo, bo jednak głównie patrzę na CG i projekty postaci. Taka już moja maniera. Ostrzegam jednak, że backgroundy w porównaniu z resztą wypadają słabo, jeśli ma to dla Was znaczenie i lubicie ładne tła.
Na szczęście uwagę od niedopracowanych elementów odwracają tutaj skutecznie seiyuu, a trafiło się kilka znanych głosów np. Saitou Souma, czyli dla mnie już chyba na zawsze Enomoto z „Collar x Malice”, Maeno Tomoaki rozpoznawalny chociażby z roli czarującego złodzieja Arsena Lupina w „Code: Realize”, czy Yasumoto Hiroki – czyli m.in. arogancki Klaus z „Beastmaster and princes”, że tak pozwolę sobie skakać tylko po tytułach od Otomate…
Czyli co? Gra nie ma istotnych wad? Ano ma i to całkiem sporo. Przede wszystkim jest bardzo naiwna i szablonowa. Jak taka typowa bajeczka. MC zawsze będzie odwiedzać z jakiegoś powodu love interest, poznawać jego sekret, następnie nabierze do faceta szacunku i zacznie darzyć go uczuciem aż wreszcie *cmok* i po sprawie! Czyli żadnych niespodzianek, zwrotów akcji, ani ogólnie fajerwerków. Co więcej nikogo zbytnio nie martwi, gdy odkrywają, że w ich świecie istnieje magia. MC zdarza się też tajemniczo „teleportować” do własnego mieszkania nad ranem, aby ktoś przypadkiem nie odkrył jej sekretu za szybko. Co wielokrotnie nie miało żadnego sensu. Jak niby zdołała tam dotrzeć? W czym nie pomaga fakt, że takie problemy zawsze rozwiązywane są offscreenowo. Jeśli to Wam nie przeszkadza – powinniście bawić się przy tym tytule dobrze. Jednak jeśli szukacie czegoś ambitniejszego, to zdecydowanie nie jest taka produkcja. Jest w niej miło, nastrojowo, Honokę łatwo polubić, ale obawiam się, że szybko zapomnicie, o czym w ogóle była ta gra. Poza faktem, że były w niej koty.