Four years after the end of the Great War and the loss of her mother, Crown Princess Lucette of Angielle is still struggling to come to terms with her new life and step-family. Cold-hearted and bitter, Lucette’s life is once again turned upside-down by the Fairytale Curse, she is thrown into a battle to regain her crown in a fractured kingdom where nothing is as it seems… (Opis wydawcy).
- Tytuł: Cinderella Phenomenon
- Developer: Dicesuki
- Wydawca: Dicesuki
- Pełen dźwięk: –
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Cinderella Phenomenon Evermore
- Mój czas gry:18 h
Bohaterowie
Główna postać:
Lucette Riella Britton Lodowa księżniczka, której obce są uczucia i którą wszyscy omijają z dystansem… aż pada ofiarą baśniowej klątwy. |
Ścieżki:
Rod Klątwa: Mała Syrenka – baśń Hansa Christiana Andersena. <<RECENZJA>> | |
Karma Klątwa: Piękna i Bestia – baśń Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve (w grze nawiązania do animowanej wersji Disneya). <<RECENZJA>> | |
Rumpel Klątwa: Rumpelsztyk – baśń autorstwa braci Grimm. <<RECENZJA>> | |
Fritz Klątwa: Czerwony Kapturek – baśń opisana przez Charles’a Perraulta. <<RECENZJA>> | |
Waltz Klątwa: Piotruś Pan – powieść J.M. Barriego. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Karma ⊳ Fritz ⊳ Rod ⊳ Rumpel ⊳ Waltz (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
„Cinderella Phenomenon” to kolejna z poleconych przez Was gier, za którą mogę serdecznie podziękować, bo okazała się miłą przygodą. Ta osadzona w fantastycznym uniwersum produkcja otome zachwyca przede wszystkim poziomem wykonania, długością fabuły i bogactwem świata przedstawionego w stosunku do… ceny. Czemu? Bo jest absolutnie darmowa, a nie będzie przesadą, jeśli powiem, że bawiłam się przy niej lepiej niż przy niejednej, płatnej produkcji z rodzaju OELVN (= za którymi, co tu dużo ukrywać, zwykle nie przepadam, bo nie mają nagrań lektorskich, a i często są oparte na amerykańskim sposobie narracji).
„Cinderella Phenomenon” daje nam również możliwość wcielenia się w jedną z najbardziej oryginalnych bohaterek, jakie do tej pory spotkałam: nastoletnią Lucette, która wychowana przez surową matkę, straciła zdolność empatii i zyskała sobie przydomek „księżniczki o lodowym sercu”. Lucette nie wie, czym jest zaufanie, przyjaźń, wszędzie doszukuje się podłych intencji i zdrady, nie potrafi wybaczać itd. Jest przy tym niesamowicie samotna, bo po śmierci matki, król odsunął się od niej i założył sobie drugą, wspaniałą rodzinę, a ze względu na niechęć do poprzedniej władczyni, poddani patrzyli na jej progeniturę podejrzliwie. To dlatego dziewczyna żyła zamknięta w zamku, mając za towarzyszy tylko lalki i nienawidząc wszystkich wokół, aż do momentu, gdy musiała zmierzyć się z „baśniową klątwą”.
Czym? Ano w uniwersum „Cinderella Phenomenon” magiczny świat dzieli się na siły jasności – reprezentowane przez wróżki i ciemności – przez czarownice. Popularność baśni Hansa Gabriella Grimma (= co daje nam połączenie imion trzech popularnych autorów: H. Andersena, G. de Villeneuve oraz J. i W. Grimm) zawsze pokazujących te drugie jako antagonistki, przyczyniła się do masowych mordów, a to wkrótce spotkało się z odwetem czarownic. Na poddanych zaczęły spadać tzw. baśniowe klątwy, czyli różne, niefortunne przypadłości, luźno oparte na popularnych historiach znanych nam z literatury dziecięcej. I to właśnie ofiarą jednej z nich pada nasza MC, gdy dobra wiedźma Delora próbuje dać jej nauczkę i uratować serce księżniczki. Przemieniona w „Kopciuszka” Lucette staje się nędzarką, o której nikt nie pamięta, a aby odmienić swój los, musi dokonać trzech dobrych uczynków. Tylko jak się za to zabrać, kiedy nasza protagonistka nawet nie wie, czym jest bezinteresowność czy życzliwość?
Stąd nie będzie przesadą, jeśli powiem, że naprawdę lubiłam Lucette. Miło było wreszcie wcielić się w kogoś, kto jest pragmatyczny, sarkastyczny, zdystansowany, niczym archetyp kuudere, a nie w standardową, słodką dziewuszkę, „przyjaciółkę wszystkich”, która od innej bohaterki otome nie różni się w sumie niczym. W czym w odróżnieniu od podobnych, takich nieco sfeminizowanych postaci z Zachodnich gier indie, Lucette jest bardzo wiarygodna. Bywa zagubiona, przestraszona, chce się zmienić, ale nie potrafi i przechodzi naprawdę porządny development. Co też było bardzo fajną odmianą, bo zazwyczaj w grach tego typu zmieniają się tylko charaktery love interest. Tutaj zaś dostaliśmy na deser ogromną metamorfozę MC – co nie będzie dużym spoilerem, bo przecież wszyscy wiemy, do czego to zmierza. Ano, do romansu! Bo o gatunku otome przecież mowa.
Do pomocy w walce ze swoją klątwą Lucette dostaje 5 kawalerów, którzy także mierzą się z różnymi, baśniowymi przypadłościami. Wśród nich znajdziemy: tsundere Roda – czyli przyszywanego brata bohaterki, który stał się jej rodziną, po tym jak król ożenił się z nową kobietą – Ophelią i przygarnął dwójkę jej nastoletnich dzieci. W tym wątku Lucette będzie głównie naprawiać swoje relacje rodzinne, bo wcześniej była i dla Roda, i dla jego siostry – Emelaigne niebywale okrutna. Na dodatek z Rodem ciężko się porozumiewać, bo pod wpływem klątwy „Małej Syrenki” stracił głos i wszystkie jego myśli wypowiada pluszowy zając. Kolejnym z bohaterów jest utalentowany szermierz Karma, który cierpi na dziwną przypadłość sprawiającą, że wszystkie kobiety obdarzają go fanatyczną miłością. Facet nie chce wiele mówić na temat swojej klątwy, ale w sumie jest zabawnym, czarującym bohaterem, który lubi flirtować z płcią piękną… gdyby nie było to dla niego tak niebezpieczne. Dlatego sam ukrywa się w stroju kobiety. Chętnie też podejmuje się misji pokazania Lucette, czym jest dobro. Następnym z potencjalnym love interest jest cierpiący na amnezję Rumpel, który musi odzyskać wpisy do swojego dziennika, aby przypomnieć sobie, kim naprawdę jest i jak w sumie padł ofiarą klątwy. Podobnie jak Karma, Rumpel jest bardzo gadatliwy, lubi wszystkim prawić komplementy i wydaje się mieć serce we właściwym miejscu, choć czasami przesadza ze swoją ofiarnością. No i tym podlizywaniem, działa innym na nerwy. Wreszcie, czwartym z kawalerów jest prywatny ochroniarz księżniczki i jej rycerz w jednym – Fritzgerald. W zasadzie już od pierwszych scen widać, że młodzieniec traktuje swoją lodową panią z ogromnym szacunkiem i uczuciem. Co zaś się tyczy jego klątwy, to jest to jedna z największych tajemnic w grze. Nie będę więc rozpisywać się wiele na ten temat i powiem tylko, że ta ścieżka nastawiona jest na wyciskanie łez. I tym sposobem nasze zestawienie zamyka Waltz. Dorosły mężczyzna zamknięty w ciele chłopca na skutek klątwy „Piotrusia Pana”. To bardzo życzliwy, pomocny bohater, który darzy MC szczególnymi względami z racji pewnego wydarzenia z przeszłości. Jego ścieżkę można również uznać pewnie za kanoniczną, bo odpowiada na najwięcej zagadek z głównej fabuły, no i nie zobaczymy jej przed ukończeniem pozostałych wątków.
A choć rozpisałam się tyle na temat panów, to „Cinderella Phenomenon” ma też całą masę ciekawych, silnych postaci kobiecych, które będą dla naszej bohaterki mentorkami, figurami matek, przyjaciółkami, koleżankami czy rodziną. Co, powiem szczerze, było tak cholernie miłą odmianą, że już za sam ten fakt dałabym „Cinderella Phenomon” pozytywną ocenę. Poważnie, jakże mnie już męczą, te puste, nienaturalne światy gier otome, w których istnieje tylko MC i jej harem. Tutaj jednak nie spotkamy się z tym problemem, bo wachlarz postaci pobocznych jest bardzo szeroki. Łatwo więc znaleźć wśród tylu bohaterów swoich ulubieńców.
Co prowadzi nas wreszcie do narzekania, ale tego – obiecuję – nie będzie tym razem zbyt wiele, bo poważnie nie chciałabym się czepiać, czegoś, za co nawet nie dałam złamanego grosza, a zapewniło ok. 18 godzin (!!!) dobrej zabawy. No to jedziemy. Od strony technicznej „Cinderella Phenomenon” powstało na silniku Ren’Py, więc wykorzystuje wszystkie jego zalety: możemy dialogi przewijać, albo skakać od wyboru, do wyboru, włączyć/wyłączyć wskaźnik poprawnych wyborów, odpalić sobie potem galerie po odblokowaniu CG itd., ale już nie zobaczymy konkretnych scen, jeśli nie mamy z danej sytuacji zapisu. W sensie – nie możemy odgrywać scenek w oparciu o zdobyte CG, a tych było naprawdę sporo, bo ok. 10 na postać. Czy jednak mi się podobały? Cóż, nie będę ukrywać, że nie. Co często się zdarza, gdy mały zespół bierze na barki stworzenie praktycznie całego projektu samodzielnie przy braku zasobów. Gdy musisz go i zaprogramować, i napisać scenariusz, a potem jeszcze zaprojektować postaci, tła, złamać tekst, ustawić muzykę… to zawsze coś cierpi kosztem drugiego. W tym wypadku widać po prostu, że jest to gra amatorska, co nie znaczy, że odstraszała poziomem wykonania. W żadnym razie! Jak wspominałam również na początku, nie dostaniemy tu nagrań lektorskich, ale ścieżka dźwiękowa w tle była dla odmiany przyjemna i moim skromnym zdaniem dobrze budowała nastrój (choć nie jest to coś, na czym się absolutnie znam, by profesjonalnie ocenić).
Nie zawsze też miałam pozytywne odczucia związane ze sposobem prowadzenia akcji. Choć wszystko było bardzo pomysłowe i bohaterowie sympatyczni, to widać było pewną nieporadność w tym, co z tymi ciekawymi „narzędziami” zrobić, albo jak poprowadzić historię z punktu „A” do punktu „B”, wynikającą z braku doświadczenia twórców. To dlatego protagonistom często zdarza się bezsensownie miotać po lokacjach, a antagoniści są dość nieporadni i cartoonowi. W taki sposób, który odbija się na literackiej zasadzie prawdopodobieństwa, np. pozwalają przeciwnikom uciec, chwile po tym jak ich pokonali czy pojmali albo wręcz przeciwnie – wrogowie teleportują się zza krzaka, bo są na moment potrzebni itd. A że takich sytuacji było całkiem sporo, no to nieprzyjemnie dodawały nutki goryczy, do zaserwowanego deseru. O szczegółach możecie jednak dowiedzieć się z recenzji poszczególnych ścieżek, bo tam się nad każdym takim przypadkiem bardziej rozpisałam. (Jeśli ktoś jest zainteresowany).
Czy jednak zepsuło mi to przyjemność z samej gry? Nie. I nawet przymykam oko na pewne śmiesznostki, bo baśniowa konwencja ma swoje prawa. Fajnie więc, że w bad endingach naprawdę robiło się niekiedy smutno i mrocznie, jak w tradycyjnych, nieugrzecznionych opowieściach oraz że wątki romansowe były prowadzone powoli, wiarygodnie i nie dominowały głównej fabuły. Osobiście zawsze wolę jak w grach otome jest więcej samej opowieści od romantycznych scenek, a w „Cinderella Phenomenon” te proporcje uważam za bardzo dobrze wyważone. W tym momenty komediowe, które nie pojawiały się zaraz po tragedii, jak to zwykle w Zachodnich produkcjach bywa, nie dając odbiorcom nawet chwili czasu na odrobinę refleksji. (A znalazło się nawet miejsce na zabawne easter eggs z poprzedniej gry od Dicesuki „Locked Heart” jak np. laleczka Lille Mills w kolekcji Lucette. Zresztą, nie zdziwiłabym się, gdyby obie te gry działy się w dokładnie tym samym uniwersum, bo są do siebie bardzo podobne).
I tym sposobem przechodzimy do prostego wniosku, że wpisuje się w grono osób, które będzie odtąd polecać tę grę – zwłaszcza jeśli nie znacie gatunku otome i nie jesteście pewni, czy w ogóle Wam podejdzie. „Cinderella Phenomenon” to kawał fajnej, wzruszającej opowieści, która jasne – mogłaby być jeszcze lepsza – ale dostajecie grę, która na wielu polach pokonuje płatne produkcje. No to, czego by więcej chcieć? Ano, tylko fandiscu, który ma pojawić się pod koniec 2020 roku! Mam więc nadzieję, że załata wszystkie fabularne niedociągnięcia, których przyczepiłam się i opisałam w poniższych recenzjach ścieżek. A jeśli chcielibyście jednak wesprzeć jakoś twórców za ich pracę, to polecam zakup dostępnego na Steamie artbooku.