Kiedy siedem osób padnie ofiarą okrutnej klątwy, odkryją, że zło kryje się nie w otaczających ich ciemnościach, ale w nich samych. Do jakich zbrodni gotowi będą się posunąć, aby tylko przeżyć? (Tłumaczenie opisu ze strony wydawcy).
- Tytuł: Cupid
- Developer: Yangyang Mobile
- Wydawca: Yangyang Mobile
- Pełen dźwięk: angielski
- Napisy: angielski, chiński
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: Thie Diary (spin-off)
- Scenariusz: Abigail Adel, Czarina Esteban
- Mój czas gry: 25 h
Recenzja
Uwaga: gra porusza tematy takie jak samobójstwo, samookaleczenie, gwałt, zabójstwo i przemoc rodzinna, dlatego może być nieodpowiednia dla niektórych odbiorców!
Rzadko kiedy mam przyjemność siadać do recenzji i w zasadzie wiedzieć, że przyjdzie mi pisać reklamę, bo mam dużo pozytywnych rzeczy do powiedzenia. A przyznam szczerze, że bynajmniej się na to nie zapowiadało, bo jak tylko odkryłam, że „The Letter: A Horror Visual Novel” powstało w ramach kampanii kickstarterowej, to już wiedziałam, że nie ma co się spodziewać sensownego produktu… Rzadko kiedy takie tam powstają. Ale, wiecie, miło się czasem rozczarować.
A przechodząc do konkretów: „The Letter: A Horror Visual Novel” to w zasadzie rasowy horror, który łączy w sobie elementy znane zarówno z japońskich, jak i amerykańskich filmów grozy. Oto grupka przyjaciół będzie musiała zmierzyć się z tajemniczym upiorem, który kolejno będzie odbierał życie osobom z ich otoczenia. Tatako, czyli nasza główna antagonistka, niczym nie ustępuje duchom takim jak Sadako z filmu „Ring” czy Kayako z „Ju-On”. Też ma długie, ciemne włosy, bladą twarz, oczy sanpaku i azjatyckie korzenie. Lubi wyskakiwać swoim ofiarom zza pleców, wypełzać z telewizora czy spod łóżka i torturować ich na różne sposoby. Szykujcie się więc na serie pokazowych zgonów. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że o ile typowe postacie ze slasherów zwykle średnio nas obchodzą, np. wiadomo, że cycata blondynka zginie z pierwszych minutach historii, tak w „The Letter: A Horror Visual Novel” udało się twórcom osiągnąć to, co w opowieściach tego typu wydaje się najważniejsze. Naprawdę zaczyna zależeć nam na bohaterach. Nawet jeśli nie są z nich chodzące aniołki. Szybko więc przyłapałam się na tym, że próbuje ocalić każdego, nawet jeśli nie zawsze oznacza to dla wszystkich szczęśliwy finał, bo losy różnych postaci są ze sobą w ciekawy sposób powiązane.
Zasadniczo gra została podzielona na 7 rozdziałów, z czego każdy będziemy przechodzili z perspektywy innej postaci, i powoli odkrywali przerażającą prawdę o nawiedzonym domu i połączonym z nim listem łańcuszkowym. Pierwszą z bohaterek jest Isabella Santos, dziewczyna filipińskiego pochodzenia, która ciężko pracuje na swoją liczną rodzinę i jest początkującą agentką nieruchomości. Druga to Hannah Wright, dziedziczka ogromnej fortuny i niegdyś członek zarządu mega korporacji, która zainteresowała się posiadłością i chciała ją nabyć w ramach prezentu na rocznicę ślubu. Trzeci to Zachary Steele, sympatyczny, sporych rozmiarów, fotograf, który chętnie opiekuje się całą paczką przyjaciół i marzy o otworzeniu własnego studia. Czwarta to Marianne McCollough, dekoratorka wnętrz, prześladowana przez grzech z przeszłości i szukająca z tego powodu odkupienia. Piąta to Rebecca Gales, nauczycielka historii, beznadziejnie zakochana w swojej miłości z dzieciństwa, czyli numerze sześć: Ashtonie Freyu, policjancie o azjatyckich korzeniach, będącym na tropie afer z udziałem Wrightów. Wreszcie, ostatni, to mój ulubieniec, czyli Luke Wright – mąż Hanny, i jeden z najbardziej złożonych, dwulicowych i niebezpiecznych bohaterów całej gry.
Co ciekawe, w odróżnieniu od wielu innych visual novel, w „The Letter: A Horror Visual Novel” wprowadzono system relacji. Co oznacza, że możemy zbierać lub tracić u różnych postaci wpływy, co będzie miało przełożenie na zakończenia gry, jakie otrzymamy. Dla przykładu pewne przyjaźnie możemy umocnić, inne zerwać, a w niektórych przypadkach doprowadzić nawet do powstania romansów. Takich jest zasadniczo kilka, w czym jeden yuri, co było miłym gestem ze strony twórców, chociaż trochę nie rozumiem czemu po macoszemu potraktowali biednego Zachariego. Może zabrakło budżetu? W każdym razie wszystkie potencjalny pary to: Ashton x Isabella, Ashton x Rebecca, Hannah x Luke, Hannah x Zachary, Hannah x Marianne, Luke x Marianne i Luke x Rebecca… Będziecie mieli w czym wybierać. Oczywiście, pod warunkiem, że Wasi bohaterowie przeżyją, bo przez podejmowanie niezbyt fortunnych wyborów możemy przypieczętować ich los, a nawet nie ocalić nikogo.
A chociaż wydawać by się mogło, że najlepszym rozwiązaniem jest to, w którym zapewnimy ochronę wszystkim naszym milusińskim, to aby zobaczyć True Ending, twórcy przewrotnie wymusili na nas poświęcenie kilku protagonistów. Tylko wtedy otrzymamy „fragment wspomnień”, co pozwoli nam poznać historię upiora i zrozumieć jego motywacje. Ale i tak zachęcam do ukończenia tytułu przynajmniej kilka razy, z różnymi wariantami, bo wyborów jest tutaj naprawdę sporo i historia może nas nie raz przy ponownym przejściu zaskoczyć. Chyba tylko w jednym momencie miałam pewien niesmak, że zachowanie postaci wydawało mi się nieco irracjonalne. Rebecca bardzo wkurzy się na Ashtona, jeśli ten porzuci ją na przyjęciu. Złość kobiety miała więc sens i była uzasadniona tylko, jeśli wcześniej to my zaprosiliśmy go na imprezę albo dołączył do nas z innych powodów, ale w jednym rozwiązaniu fabularnym, które mi się trafiło, policjant pojawił się tam zupełnie przypadkowo, a dziewczyna i tak zrobiła straszną aferę, że nie spędził z nią czasu, chociaż z miejsca było widać, że jest tam z powodu pracy. Na szczęście takich niedopracowanych, naciąganych fragmentów trafiło się tylko kilka, bo reszta naprawdę dobrze składała się w zgrabną całość, a przy takiej ilości rozgałęzień nie dziwiły mnie drobne błędy.
Od strony technicznej „The Letter: A Horror Visual Novel” prezentuje się bardzo dobrze, chociaż trochę bawił mnie zabieg z taką ilością różnych akcentów u każdej postaci. (Jak przeczytałam potem w recenzjach native speakerów – na dodatek kiepsko odegranych). Niektórzy z aktorów mieli też tendencje do przesadnej egzaltacji (widać to zwłaszcza u Isabelli, która bywa irytująca) albo chyba czytali ze skryptu i nie widzieli, co dzieje się na ekranie, bo ich emocje nie pasowały do sceny. Powiedziałabym więc, że oprawa dźwiękowa, to chyba najsłabsza strona tego tytułu, gdyby nie dodatkowe piosenki, bo te wpadają w ucho i budują klimat. Nie są może to nie wiadomo jakie przeboje, ale i tak przyjemnie mi się ich słuchało. Nie miałabym więc nic przeciwko zakupieniu odrębnie ścieżki dźwiękowej… chociaż wtedy fragmenty, które towarzyszyły pojawianiu się upiora, mogłyby wywoływać u mnie złe wspomnienia. XD
Wizualnie postaci również wyglądają OK, ale i tutaj trafiło się kilka śmiesznostek. Wszystko zostało podanimowane, co stanowi miły dodatek. Fajnie bowiem zobaczyć jak postaci zmieniają pozy czy mrugają, ale z niewiadomych przyczyn zdecydowano się na bardzo dziwaczną, nienaturalną animację kobiecych piersi. Zupełnie jak z marzeń sennych nastolatka, bo kołyszą się jak wypełnione wodą balony, na które w bardzo dziwny sposób oddziałuje prawo grawitacji, co kilkakrotnie wywołało u mnie napady ironicznego śmiechu. Nie za dobra reakcja jak na horror. Również stroje postaci to temat na osobne utyskiwanie. Dla przykładu taki Ashton wygląda jak gwiazda popu, a nie policjant. Na cholerę mu te wszystkie łańcuszki, biżuteria i kurtka obszyta futerkiem? Jak on w czymś takim w ogóle by się sprawnie poruszał czy dobył broni? Ale tyle dobrego, że na osłodę dostajemy naprawdę sporo CG, z różnymi wariantami, oraz fajne, szkicowane wpisy do dziennika, dzięki któremu możemy szybko zweryfikować, co dokładnie dzieje się w fabule, bo gra lubi skakać po różnych liniach czasowych i bez podpowiedzi można by się było pogubić.
Wreszcie, dla miłośników QTE, twórcy przygotowali kilka mini-gierek w kluczowych, niebezpiecznych momentach. Jeśli więc czytanie o upiorach to dla nas za mało i chcemy poczuć presje na własnej skórze, to możecie sobie uatrakcyjnić rozgrywkę o takie elementy. Jeśli jednak jesteście tak leniwi i niezręczni jak ja, to na szczęście to urozmaicenie można sobie spokojnie pominąć kosztem jednego osiągnięcia. (Ale ja ich nigdy nie zbieram, więc żadna tam odczuwalna strata). Z radością z kolei powitałam dwie opcje przewijania przeczytanego wcześniej tekstu: tradycyjną i taką, która od razu prowadziła nas od jednego wyboru do następnego (choć ta druga miała tendencje do crushowania gry), bo bardzo przyspieszyło mi to ponowne przejścia. A, nie będę ukrywać, do „The Letter” zasiadłam na długie godziny, bo ciągle sprawdzałam inne wybory.
I tym sposobem, przechodząc do podsumowania, mogę śmiało powiedzieć, że „The Letter: A Horror Visual Novel” to jedna z lepszych visualek, jakie miałam przyjemność przechodzić i pozycja wprost stworzona, by odpalić ją ze znajomymi przy okazji Halloween. Zamiast oglądać horrory, spróbujcie sami zawalczyć o życie grupy młodych, nieco archetypicznych dla opowieści grozy, ale złożonych bohaterów, do których z pewnością zapałacie sympatią albo po prostu stańcie po stronie upiora i zobaczcie, co się stanie, kiedy wreszcie osiągnie swój okrutny cel… Tylko upewnijcie się, by nie siedzieć potem samemu w pokoju. W końcu, kto tam wie, czy klątwa nie przeniesie się również na Was! 😉
Zachęcam do samodzielnego odkrywania zakończeń, ale jeśli chcecie odblokować cały Flow Chart, to polecam ten poradnik.