After a night of fun, passion, and one too many drinks, you wake up the next morning to find a complete stranger lying naked beside you in bed. What do you do? (źrodło: opis wydawcy)
- Tytuł: One Night Stand
- Developer: Kinmoku
- Wydawca: Kinmoku
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski, chiński uproszczony, chiński tradycyjny, hiszpański, rosyjski, portugalski, francuski, niemiecki
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
- Mój czas gry: ok. 1,5 h
Recenzja
One Night Stand (czyli w miejskim, amerykańskim slangu, łóżkowa przygoda na jedną noc) to gra, która skusiła mnie rozwiązywaniem tajemnicy w opisie. Oto nasz bohater ma obudzić się przy boku tajemniczej nieznajomej, po upojnej nocy i z urwanym filmem, w stroju Adama i na dodatek odkryć, że jego przypadkowa kochanka zachowuje się dość… dziwnie. Sami przyznacie, że brzmi to, jak wstęp do jakiegoś fajniejszego plot twistu. Na dodatek tak twórczyni reklamowała swój produkt. Niestety szybko się okazuje, że jest to wprowadzenie nieco na wyrost. Jasne, będziemy mogli – jeśli zechcemy – zbadać rzeczy walające się po pokoju, jak w typowej grze przygodowej, ale to nie tak, że tropy doprowadzą nas do jakiegoś rewolucyjnego odkrycia. No, może jedno – z bielizną — jest zabawniejsze od pozostałych. Na dodatek przerazimy poważnie biedną kobietę. Ale w gruncie rzeczy One Night Stand oferuje nam sporą dawkę powtarzalności.
Gra zawiera aż 12 endingów. To całkiem sporo – powiecie, ale mój entuzjazm szybko minął, gdy odkryłam, że tak naprawdę ukończenie historii to jakieś 10 minut, a resztę stanowią samą powtórki. Zmienia się tylko to, w co klikamy, o co zapytamy, i jak na koniec zareaguje tajemnicza nieznajoma. Moim największym problemem z One Night Stand jest więc to, że nie ma tam żadnej opowieści! W zasadzie nic się nie wydarzyło. Wpadamy w środek jakiejś sceny, przez chwile rozglądamy się po miejscu, po czym następuje ending… który również jest niejaki i tak samo bezbarwny, bo nie zostawia nas z żadnymi przemyśleniami i emocjami. A skoro tak, to po co w ogóle zaczynać fabułę? Niby po odblokowaniu wszystkich zakończeń pojawia się tyciusieńki plot twist, ale tyle się naprzewijałam ciągle tych samych dialogów, że szybko miałam poczucie, iż nie było warto…
Muszę jednak coś na obronę One Night Stand dodać. Dawno nie widziałam tak ładnej, naturalnej i dynamicznej animacji. Nie ma tego wiele, ale widać, że zajmowała się tym osoba, która zna się na rzeczy. (Jak później odkryłam twórczyni – czyli Lucy Blundell – pracowała wcześniej dla Electronics Art i jej talent widać gołym okiem). W efekcie na One Night Stand się przyjemniej patrzyło, niż w nią grało. A nie o taki efekt przecież chodziło. Stąd twórczyni (bo była to tylko jedna osoba) zaoferowała nam mały, indie klejnocik, ale może gdyby znalazła sobie kogoś do pomocy, to miałaby przy okazji nam coś ciekawego do przedstawienia, a tak… cóż. Bycie zainspirowanym historią jakiegoś gostka, który był przygnębiony po schadzce, to za mało, aby budować na tym fabułę. Jest to zresztą najczęstsza rada, jaką słyszą młodzi scenarzyści czy pisarze. Coś ci się cholernie spodobało? Wzbudziło emocje? Cudownie, to teraz ochłoń i zastanów się, dlaczego nie nadaje się na powieść. Tutaj tej wskazówki najwyraźniej zabrakło.
I dlatego właśnie zachęcam, by potraktować One Night Stand jako filler, gdy aktualnie nie robicie nic innego. Taki przerywnik w trakcie podróży czy czekania w kolejce. Nie jest to bowiem pełnoprawna gra, a raczej eksperyment. Naprawdę dobrze zrobiony technicznie, w fajnym stylu, ciekawej kolorystyce i z intuicyjnym interfejsem. Lepszy od masy niedorobionych produkcji, które zalewają Steama. Niestety, przy kolejnym przechodzeniu, może się jednak okazać nieco nudnawy. A już zwłaszcza, gdy będziecie polować na wszystkie osiągnięcia. Z drugiej strony myślę sobie, że te 10 zł, to bardzo uczciwa cena. A jak jeszcze traficie na wyprzedaż, to w ogóle One Night Stand jest jak rozdawane za darmo.
Chciałabym tę grę pozytywniej ocenić, ale muszę być jednak uczciwa i nie ignorować niedociągnięć. Rozglądanie się po pokoju i podejmowanie decyzji było ciekawe tylko za pierwszym razem. Nawet gdy potem diametralnie zmieniałam podejście np. próbowałam wyjść na kompletnego dupka, który tylko myślał o sobie i ogólnie miał na nieznajomą wylane, albo wręcz otwarcie grzebał w jej portfelu i szufladach z bielizną, czy nawet pstrykał fotki, jak jeszcze spała, to w sumie niewiele się zmieniało. Podobnie jak, gdy z bohatera zrobiłam najsympatyczniejszego, najprzyjaźniejszego i ogólnie spoko kolesia na świecie. Z jednej strony można więc pochwalić jeszcze One Night Stand za mnogość wyborów. Mnie jednak taka konwencja szybko znużyła i od visual novel oczekuje czegoś więcej. Tymczasem gra zostawia nas z konkluzją, że „ludzie w niezręcznych sytuacjach zachowują się różnie”. Ale że projekt powstał właściwie podczas game jamu, to potraktujmy jego wady z przymrużeniem oka.
(Btw. to dość zabawne, że wśród tych 12 zakończeń nie pojawiło się ani jedno, które przekonało by nas, że może upijanie się do nieprzytomności i spanie z nieznaną osobą, to nie najlepszy pomysł, bo np. cholera wie, czy zakończy się bezpiecznie. Tutaj co najwyżej zyskamy kumpele, która spoko gra na gitarze, ale nie będzie zainteresowana przyjaźnią z bonusem… Chociaż może twórczyni uznała po prostu, że takie moralizowanie byłoby zbyt oklepane?).
Powiem tak- kreska mi się nie podoba ;c