- Tytuł: Hakoniwa no Gakuen ( 箱庭の学園 )
- Developer: Mujintou
- Wydawca: Fruitbat Factory
- Artysta: Korie Riko
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia i powiązane tytuły: –
- Mój czas gry: 5 h
Obsada
Komiya Rio (Hidaka Rina) | Sakura Ayana (Numakura Manami) | Shibaya Sumika (Tokui Sora) | Orimoto Itsuki (Kakihara Tetsuya) |
Recenzja
Uwaga: gra porusza tematy takie jak samobójstwo, samookaleczenie, przemoc domowa i zabójstwo, dlatego może mieć szkodliwy wpływ na odbiorców!
„Miniature Garden” to gra, do której miałam kilka podejść i zostawiła mnie z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony były w niej fragmenty, po których powtarzałam sobie, że mam już serdecznie dość i czas rzucić to w cholerę, by po chwili jednak zaintrygować i sprawić, że chciałam przejść jeszcze kilka scen… Co jest o tyle zabawne, że ta produkcja jest relatywnie krótka. Uwinęłam się w jakieś 4-5 godzin. W czym więcej było dumania „czy kontynuować, czy odpuścić?” niż faktycznego gameplayu. Trzeba przy tym przyznać, że kusiła mnie podobieństwem do „Danganronpy”, na której twórcy albo się wzorowali, albo tylko inspirowali, ale z wiadomych względów nie mogli sobie pozwolić zupełnie podobną albo równie rozbudowaną produkcję.
Akcja „Miniature Garden” przenosi nas do szkoły (brrrr! to już wystarczy, aby mnie przestraszyć!), gdzieś na kompletnym zadupiu, która słynie z tego, że na organizowanym przez placówkę festiwalu giną uczniowie. I to dosłownie, bo znajdujemy potem ich ciała. Z jakiegoś jednak tajemniczego powodu rodzice dalej uważają, że to kapitalne miejsce, by wysyłać tam swoje pociechy. Nie wiem, czynsz jest tani? Dojazd dobry? W okolicy pełno drzew, więc jak się nie ma alergii na pyłki, to i powietrze pewnie czyste… Więc szkoła ma się w najlepsze, a uczniowie wręcz z niezdrowym ożywieniem gadają zarówno o zbliżających się festiwalu, jak i o 7 sekretach szkoły… z czego, jak możecie się domyślić, wszystkie są dość makabryczne.
Głównym bohaterem „Miniature Garden” jest 16-letni chłopak Igusa Yasunari, z którego perspektywy, w większości wypadków, będziemy śledzić wydarzenia. Czasami bowiem PoV przeskoczy nieoczekiwanie na kogoś innego, a wtedy musimy się domyślić, w czyjej głowie nagle siedzimy, bo twórcy najwyraźniej lubią takie niespodzianki. Ale to poważnie niewielki mankament. Jako MC Yasunari nie wyróżnia się niczym szczególnym, ot – kropka w kropkę jak Makoto z „Danganronpa: Trigger Happy Havoc”. Jest życzliwy, umiarkowanie bystry, średnio sprawny i jako tako odważny. Taki absolutny przeciętniak. Jego najbliższą przyjaciółką z dzieciństwa i osobą, którą chłopak „musi chronić” jest z kolei Sakura Ayana (= Sayaka Maizono, którą przypomina nawet wizualnie), czyli dziewczyna cierpiąca na amnezję, po tym, jak jej rodzice zginęli w tajemniczych okolicznościach. Do szkolnej paczki należą jeszcze Shibaya Sumika, która jest chodzącą bombą energetyczną i bardzo irytującą bohaterką o piskliwym głosie oraz Orimoto Itsuki, który miał chyba z założenia być kimś w rodzaju Nagito tej produkcji, bo zawsze wydaje się wiedzieć więcej od reszty paczki i zdarza mu się być creepnym. Piątkę głównych bohaterów zamyka srebrnowłosa Komiya Rio (= połączenie Nanami z Kyouko), która przybyła do szkoły przeprowadzić własne śledztwo. (W końcu, jak głosi przysłowie, „gdzie policja nie może, tam nastolatkę pośle”).
No to o co w tym wszystkim chodzi? Oczywiście, nasi bohaterowie będą ofiarami tajemniczych zaginięć w trakcie festiwalu. Budzą się w szkole, po tym, jak ktoś ich prawdopodobnie ogłuszył, wszystkie okna i drzwi są zamknięte, a na dodatek dowiadują się, że zginą, jeśli nie rozwiążą w odpowiednim czasie wszystkich zagadek. Brzmi znajomo? No to dodajmy do tego więcej elementów horroru, mniej czarnego humoru i sporo przewracających się dziewczynek, świecących bielizną, i już prawie jesteśmy w domu… Tak, to ten rodzaj gry, gdzie bohaterowie łażą po szkole, zbierają tropy i od czasu do czasu, któremuś z nich odbija. A to mają halucynacje, a to odkrywają, że ktoś nie był z nimi szczery, to znowu budzi się w nich serce 100% yandere. Każdy ma swoje własne motywacje i – ośmielę się powiedzieć – problemy z psychiką, bo gdy dopada ich załamanie nerwowe, robi się naprawdę pokazowo. We wszystko zaś zamieszane są jakieś potężne organizacje, mające plecy u rządu, więc jak można się domyślić, naszej dzieciarni nie będzie łatwo wydostać się z pułapki. Szczególnie bez pomocy dorosłych.
Tak naprawdę, w moim odczuciu, tylko 3 z zakończeń naprawdę dostarczają cennych informacji – z czego żadnego nie nazywałabym „happy endingiem”. „Miniature Garden” to bowiem naprawdę krwawa gra. Nie nastawiajcie się więc, że jakieś wyboru doprowadzą Was do krainy jednorożców i tęczy. Nope, tutaj co najwyżej komuś uda się wyjść z tej przygody tylko ze zrąbaną psychiką, ale sprawnym ciałem. Poza wspomnianymi 3, w miarę pozytywnymi, zakończeniami, mamy do odkrycia jeszcze 4 inne, kompletnie szalone bad endigi, gdzie komuś zwykle absolutnie odbija, bo po kolejnym, traumatycznym wydarzeniu stracił ostatni punkt poczytalności. Wiecie, jak w „Mansion of Madness” albo „The Darkest Dungeon”. Potrafiłam wręcz usłyszeć w tle charakterystyczną muzyczkę, gdy postać żegnała się ze zdrowym umysłem – po tym jak „opluła ją świnka”.
O ile więc podobał mi się nawet główny wątek i problem, czyli szukanie odpowiedzi na pytanie „czy ludzie byliby szczęśliwsi, gdyby mogliby się pozbyć niektórych wspomnień?”, o tyle cały wątek z Sumiką uważam za kompletnie nietrafiony i myślę, że można było sobie spokojnie odpuścić jej „tajemnicę” i postać. Ale to wszystko, co na ten temat napiszę, by nie rzucać spoilerami. Nastawcie się jednak na to, że to będzie bardziej taka „opowieść w opowieści” = kompletnie odmienny typ horroru, niż ten, który zaproponowano w linii głównej. Trochę jakby nie mogli się zdecydować, co w zasadzie ma nas w „Miniature Garden” straszyć?
Na ogromną pochwałę zasługuje z kolei postać Itsukiego. Może nie za kreacje, bo chociaż potrafił w kilku miejscach zaskoczyć, to nie tak, że na długo utknie mi w pamięci, ale seiyuu Kakihara Tetsuya dał z siebie wszystko, aby oddać głosem cały bagaż różnych emocji. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że kontynuuje granie, bo chce jeszcze posłuchać jego głosu, gdy chłopakowi zaczęło odbijać jak reszcie. Może więc i dla innych graczy będzie to jakaś motywacja?
Jak jednak wspominałam „Miniature Garden” to w sumie gra bardzo krótka i zabawa się kończy, nim na dobre zdoła się rozkręcić. Miałam więc przez to wrażenie, że planowano kontynuacje, ale może coś im po drodze nie wyszło? Wbrew bowiem obietnicom, że 7 zakończeń doprowadzi nas do rozwiązania 7 tajemnic, to w wielu wypadkach zostaliśmy bez odpowiedzi i to już było mocno rozczarowujące. Ale może twórcom zabrakło pomysłów albo budżetu. W każdym razie nastawcie się na to, że poznacie podstawy, ale o co w tym wszystkim w 100% chodziło, można jedynie zgadywać po wskazówkach.
Od strony technicznej warto jeszcze wspomnieć o oprawie wizualnej. Nie jestem fanem tego stylu – czyli postaci o wielkich oczach, ogromnych dziecięcych głowach i mikro ciałkach, które jakimś cudem utrzymują te wielgachne czaszki, ale to nie znaczy, że nie jest ładna. W sensie CG nawet mi się podobały. Były odpowiednio dynamicznie i tam, gdzie miały szokować – szokowały, a tam, gdzie miały dostarczać fanserwisu… też było go sporo. Z czego rozdzieliłabym ich tematykę na „romantyczną” (bo, jakby nie było nastolatek, Yasunari był zamknięty z 3 ślicznymi dziewuszkami) i „erotyczną”(bo, jakby nie było nastolatek, Yasunari był zamknięty z 3 ślicznymi dziewuszkami. I dorobił się w ich oczach tytułu „zboczeńca” :P). Choć na szczęście te drugie były pokazane nawet ze smakiem. W sensie uczennice świeciły majtasami na lewo i prawo, w różnych i dziwnych pozach, ale pilnowano, aby nie przegiąć, więc nawet jako Europejka i kompletnie nie odbiorca docelowy, dałam radę przymknąć na to oko. Zresztą, wiecie, horrory mają to do siebie, że zawsze jest w nich sporo seksualizcji, więc staram się wyrozumiale podchodzić do tematu.
I przyznam się Wam przez to wszystko szczerze, że mam problemy z jednoznacznym ocenieniem tego tytułu. Miejscami było słabiutko z fabułą, aby po chwili rzucić jakąś kostkę nadziei i przez moment naprawdę myślałam, że to wszystko prowadzi do czegoś ciekawszego. Tymczasem to faktycznie była taka okrojona „Danganronpa”, więc z jednej strony obiecano nam wiele, ale z drugiej nie dano rady tym obietnicom sprostać. Myślę więc sobie, że tę grę warto przejść, choć może nie w pełnej cenie, jeśli uwięzieni uczniowie, słodkie dziewczynki, którym odbija i nieskomplikowane slashery, to Wasze klimaty.
Wiecie, jako taki „odmóżdzacz”. Bo chociaż postawione przez twórców pytanie jest bardzo fajne, to nie pochylono się nad nim zbyt długo i nie pociągnięto żadnego, dłuższego dialogu. Niby tam bohaterowie dochodzą do konkluzji, że bez bolesnych wspomnień nie byłoby empatii, bo nie potrafilibyśmy nawiązać głębszych więzi, rozumiejąc cudze cierpienie, ale zabrakło jednak innych punktów widzenia i silniejszych argumentów. (Tyle to nawet Buttlers z „South Parku” kiedyś wydukał, jak mu kelnerka złamała serce (´。• ᵕ •。`) ). Bez problemu potrafię sobie bowiem wyobrazić zarówno zbawienny wpływ wynikający ze zdolności pozbywania się niektórych wspomnień (wiecie, są takie rodzaje doświadczeń, z których nigdy nie wyciągniemy nic pozytywnego, bo wynikają z okrucieństwa, które jest niewyobrażalne), jak i nadużycia np. organizacje czy polityków wykorzystujących manipulowanie umysłami dla swoich własnych celów. Stąd tym większe rozczarowanie, że nie zrobiono z tym zagadnieniem niczego więcej… ale może „Miniature Garden” miało być po prostu nieskomplikowanym horrorem i zbyt wiele od niego oczekiwałam?
Ostatecznie, gdybym miała wystawić ocenę, powiedziałabym, że to takie solidne „3”, czyli przeciętniak, który może stałby się czymś fajniejszym, gdyby wpompowano w niego dodatkowy kontent i więcej gameplaya. Jednak 4-5 decyzji na krzyż, to trochę mało jak na standardy visual novel… Ale przynajmniej gra broni się wykonaniem technicznym, bo wyróżnia na tle innych tego typu produkcji w ofercie Steama.