Agatsuma Yu to kolejny z chłopców, z którym bohaterce aplikacji „Bad Boys do it better!” przypada dzielić akademik, a także chodzić do tej samej klasy. Przypomnijmy, że nasza bezimienna heroina w wyniku pomyłki swojej matki trafiła do szkoły, do której do tej pory uczęszczali tylko faceci. Jest więc jedyną przedstawicielką płci pięknej w całym budynku, a jakby tego było mało, nie ma co liczyć na pomóc rodzicielki. Ta bowiem wydaje się całą sytuacją bardzo rozbawiona i mówi córuchnie, że należy po prostu cieszyć się z życia i na jej miejscu chciałaby mieć taki „reverse harem”. Tak czy inaczej, MC nie potrafi się długo w tej sytuacji odnaleźć. Brakuje jej koleżanek, kobiecego wsparcia, a koledzy z klasy ją najzwyczajniej dziwią lub przerażają np. odrzuca ją fakt, że potrafią oglądać magazyny z gołymi panienkami w trakcie zajęć… jeśli łaskawie w ogóle pojawią się w klasie, bo większość czasu chodzą na wagary.
Na szczęście przynajmniej jedna osoba jest dla niej od początku życzliwa – Agatsuma Yu, który jak typowy bohater w stylu „genki” wydaje się być przyjacielem wszystkich i doskonale dogadywać z resztą chłopaków. Zwłaszczą z Akirą i Ryojim, z którymi przeważnie się gdzieś szwendał. Dlatego widząc przygnębienie MC, Yu stara się ją nieco pocieszyć i dba o to, by nie spędzała czasu sama. To on inicjuje lunche całej grupy, odprowadza ją do szkoły, zaprasza na wspólne wypady np. do zoo, aby oderwać myśli dziewczyny od nieprzyjemnych zmian. W ten sposób parka mocno zbliża się do siebie, ale – przynajmniej początkowo – ich relacje nie mają romantycznego wydźwięku. MC otwarcie przyznaje (po tym, jak znajduje w swojej szafce masę listów miłosnych), że teraz potrzebuje przede wszystkim przyjaciół, a nie chłopaka. Yu zaś ochoczo wpisuje się w tę rolę, bo sam jest zbyt skupiony na swojej innej miłości, by także myśleć o randkowaniu.
A tą pasją jest dla niego koszykówka. Pomimo niewielkiego wzrostu Yu marzy o tym, by zostać kiedyś kapitanem, a potem poświęcić całe życie dla sportu. Dlatego nieprzerwanie, po każdych zajęciach, ucieka na boisko, gdzie ćwiczy rzuty do kosza. Z czasem MC zaczyna mu w tych wyprawach towarzyszyć i ze zdziwieniem stwierdza, że obserwowanie treningów sprawia jej przyjemność. Z pomocą Yu próbuje nawet raz sama wykonać jakiś tam rzut, ale bardziej jest wtedy skupiona na bliskości chłopaka i różnicach w ich fizjonomii niż faktycznej grze. Ale co jej się tam dziwić, skoro była samotna, a Yu okazywał jej tylko ciepło i zrozumienie?
Tym sposobem ich wspólne wyprawy na boisko stają się tradycją. Yu poświęca się swojej pasji, a MC przygotowuje dla niego posiłku lub przynosi piłkę, kiedy ta odleci gdzieś za daleko. W zamian za to chłopak staje się powiernikiem jej smutków, a gdy ma depresję, częstuje ją często cytrynowymi cukierkami, które jego zdaniem mają moc poprawiania humoru.
I chociaż trzeba przyznać, że te sielankowe sceny były bardzo sympatyczne, to szkoda, że sama MC, jako niezależna jednostka, nie robi w tym czasie niczego dla siebie. Przez całą ścieżkę miałam zresztą takie przykre wrażenie, że ona jedynie współdzieli jego marzenia, ale nie posiada przy tym żadnych własnych planów. Oczywiście, rozumiem, że jest bardzo młoda i jako nastolatka miała na to czas, ale nie dało się zauważyć, że przypada jej po prostu rola cheerleaderki utalentowanego faceta. A to nie jest za fajny wzorzec do pokazywania młodym odbiorczyniom.
W każdym razie pewnego dnia, gdy MC chce odwiedzić Yu w trakcie treningów z drużyną, dziewczyna jest świadkiem nietypowej sceny. Do chłopaka przypałętała się uczennica z innej szkoły, aby dać mu słodycze i poprosić o „chodzenie”. W końcu w japońskiej kulturze to do kobiet należy głównie inicjatywa, więc jak słusznie skomentował później Akira „taki układ powinien być Yu na rękę, bo jest potem w czym wybierać”.
Zdezorientowana tym nietypowym odkryciem, MC ucieka do akademika, bo dopadł ją nagle wir sprzecznych uczuć. Yu jest zresztą jej reakcją mocno zaskoczony. Zwłaszcza że przyjaciółka zaczyna go potem unikać. Dziewczyna zaś przypomina sobie ich wszystkie dotychczasowe interakcje: wspólne zdjęcia dla magazynu mody, w trakcie których fotograf wziął ich za parę, zakup butów sportowych, niezliczone treningi… i dochodzi do wniosku, że jest zazdrosna. Że gdyby Yu faktycznie znalazł sobie drugą połówkę, to nie miałby już czasu dla niej i byłoby to najzwyczajniej zbyt bolesne.
Na dodatek dręczą ją słowa Akiry, który stwierdził, że jego zdaniem przyjaźń między kobietą i mężczyzną nie jest na dłuższą metę możliwa. Że prędzej czy później któraś ze stron ma zawsze jakieś oczekiwania i jest to koniec wcześniejszych relacji. MC zaczyna się więc obawiać, że jeśli cokolwiek powie, to może utracić Yu na zawsze. Z drugiej strony: nie wyobraża sobie ich dalszej przyjaźni, gdyby chłopak faktycznie zaczął z kimś związek.
Ta zawiła sytuacja sercowa coraz bardziej ją przygnębia i nie pomaga fakt, że Yu raz za razem określa ich status jako „czysta przyjaźń” pod ostrzałem pytań pozostałych chłopaków. Na dodatek wysyła całą masę sprzecznych sygnałów. Czasami wydaje się o swoich kolegów zazdrosny, dlatego np. nie zaprasza ich na pewne wydarzenia, które woli spędzać, mając u boku tylko MC, kupuje jej drobne prezenty, nie unika kontaktu fizycznego, a jednocześnie cały czas biadoli tylko o tym, że najważniejsza jest dla niego piłka i drużyna. MC z kolei wcale nie pomaga fakt, że znajduje się w zasadzie cały czas pod jego opieką. Nie zliczę ile razy w tej ścieżce Yu przegonił od niej jakiś agresywnych nastolatków (ogólnie mam wrażenie, że napastowanie uczennic to jest numer 1. z problemów w japońskich szkołach XD).
Dlatego MC w końcu nie wytrzymuje presji i decyduje się na pospieszne wyznanie miłosne… by zderzyć się z przykrym doświadczeniem o nazwie „friendzone”. Yu dziękuję jej za uczucia, ale ponownie przypomina, że nie chce, by cokolwiek odwracało jego uwagę od sportu. W efekcie dziewczyna chodzi smutna, pomimo prób pozostałych chłopaków, aby ją jakoś pocieszyć albo nawet sprowokować Yu do zmiany zdania np. Akira stosuje swoje zagrania z podrywaniem, a Minase prosi ją po prostu by była cierpliwa, bo z blond dzieciaka jest dobry chłopak. Wreszcie, zmęczona tymi wszystkimi emocjami i problemami, MC decyduje się przyjąć ofertę ojca i zamieszkać z rodzicami za granicą, w Malezji.
Co, oczywiście, jest dla Yu niemałym szokiem, ale dziewczyna nie mówi mu o swoich planach od razu, bo wie, że czeka go ważny mecz i nie chce dodawać mu tym samym zmartwień. Zamiast tego chłopak odkrywa prawdę przypadkiem, znajdując spakowaną walizkę i paszport na jej biurku, po tym, jak zaniepokoiło go, że MC znowu zaczęła go unikać. Choć widać, że po poznaniu prawdy zrobiło mu się przykro, to dalej stara się nie interweniować w jej plany. W końcu jakie ma do tego prawo? Ano żadne.
Dlatego, aby pogodzić parkę, potrzebny był dodatkowy antagonista, którym okazuje się chłopak z drużyny koszykarskiej. Po kontuzji facet nie mógł już grać i Yu zajął jego miejsce. Zamiast jednak skupić się na rekonwalescencji, typ postanowił porwać MC jako zakładniczkę i połapać rywalowi nogi, tuż przed ważnym meczem… Eee… czy tylko ja miałam wrażenie, że to jest już przestępstwo, które trudno uznać za zwykle, szczeniackie sprzeczki? Ktoś powinien przy okazji zapisać tego chłopaka na terapię.
Na szczęście bohaterom udaje się uniknąć tak tragicznego rozwoju wydarzeń, bo do akcji wkracza pozostała część paczki, by za pomocą pięści i kopniaków pogonić całe to patologiczne towarzystwo. Yu na odchodnym mówi jeszcze typowi, że nie ma do niego żalu i zrobi wszystko, aby ich drużyna osiągnęła sukces. A chociaż jest trochę poobijany, to nie na tyle, by przeszkodziło mu to w grze. Dziewczynie obiecuje jeszcze, że specjalnie dla niej wykona three-point field goal (po naszemu: rzuty za trzy punkty), więc pomimo traumatycznych doświadczeń, MC dostaje „nagrodę pocieszenia”. XD
Następnie cała ekipa udaje się na salę sportową, a tam kibicują Yu z wszystkich sił, co być może dodaje mu skrzydeł, bo faktycznie udaje mu się spełnić obietnicę, a jego drużyna wygrywa mecz. I to mógłby być w zasadzie koniec opowieści, ale młodym została do wyjaśnienia jeszcze jedna, ważna sprawa. A była nią kwestia ich potencjalnego związku. Dlatego Yu prosi dziewczynę o wspólne spacer, podczas którego wyznaje, że przemyślał wszystko i nie chce, by wyjeżdżała do Malezji. Chociaż potrzebował nieco czasu, to jest pewien, że również ją kocha. Bał się jednak przede wszystkim utraty najlepszego przyjaciela, którym się dla niego przez te wspólne miesiące stała.
Opowieść kończy się więc absolutną sielanką. MC dalej odwiedza Yu (już teraz jako swojego chłopaka), w trakcie treningów, a ten popisuje się ich relacją przed resztą drużyny. A co tam! W końcu każdy powód, to żartowania z innych jest dobry. Potem przeważnie jedzą wspólnie lunche, które MC przygotowała, stając się przy okazji ekspertką w przysmakach, które jej ukochany preferował. W nagrodę zaś otrzymuje pewnego dnia swojego pierwszego całusa, a rozentuzjazmowany tym odkryciem Yu obiecuje, że dostarczy jej odtąd wielu nowych wrażeń.
I to by było na tyle. Gdybym miała podsumować tę ścieżkę jednym zdaniem, powiedziałabym po prostu, że był to poprawny romans szkolny. Bez większych wzlotów i upadków. Ani mnie jakoś specjalnie nie rozczarował, ani nie wciągnął.
Z Yu był w zasadzie miły chłopak. Jasne, mocno skoncentrowany na sobie, ale jak już wspominałam, to nie jego wina, że MC nie miała żadnych zainteresowań. Dla swoich przyjaciół czy bohaterki zawsze był życzliwy czy pomocny. Również pozostała część paczki (poza, tradycyjnie, Todo) była tutaj mocno zaangażowana w ich problemy i starała się wspierać parę na swój własny, nie zawsze trafny, sposób.
I chociaż nie przepadam za niezbyt bystrymi postaciami (przez większość czasu Yu na zajęciach głównie spał), to nie sposób mu odmówić szacunku za ciężką pracę. W końcu nie każdy ma aż taką siłę charakteru, by być aż tak zdyscyplinowanym i wytrwałym.
Stąd jedyne czego mogę żałować w tej ścieżce, to braku pomysłu na samą MC, ale i tak jako zwykła, zagubiona nastolatka, cierpiąca wskutek pierwszego miłosnego zauroczenia wypadła bardzo przekonująco. A sam pomysł „z daniem kosza” w tej historii o koszykarzach 😉 i jednostronne zakochanie, to również coś, co nie często w grach otome zobaczymy.