The evening is as ordinary as they come for London, England as the curtains close on the 19th century. Mist hangs thick, beclouding the radiance of the moon and modest glow of gas lamps. Upon the resounding chime of Big Ben, a new tale of love and adventure like no other begins! (źródło: Steam)
- Tytuł: Eikoku Tantei Mysteria (英国探偵ミステリア)
- Developer: Karin Entertainment
- Publishers: Limited Run Games & XSEED Games
- Pełen dźwięk: japoński
- Napisy: angielski
- Mój czas gry: 26 h
Bohaterowie
Główna postać:
Emily Whiteley Szlachcianka, która dołącza do szkoły detektywów, bo wyróżnia się zdolnościami dedukcji. |
Dostępne ścieżki / Love interest:
Herlock Holmes Postać romansowa <<RECENZJA>> | |
William Watson Postać romansowa <<RECENZJA>> | |
Akechi Kenichirou Postać romansowa <<RECENZJA>> | |
Jean Lupin Postać romansowa <<RECENZJA>> | |
Jack Millers Postać romansowa <<RECENZJA>> | |
Sara Marple Ścieżka przyjaźni <<RECENZJA>> | |
Baker Street Boys Neutralne zakończenie <<RECENZJA>> | |
True Ending Prawdziwe zakończenie <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Jean Lupin ⊳ Jack Millers ⊳ Akechi Kenichirou ⊳ Herlock Holmes (4), William Watson (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
„London Detective Mysteria” to gra, która ma swoje lata, ale w języku angielskim została udostępniona dopiero niedawno. Czemu o tym wspominam? Bo piętno czasu odcisnęło się między innymi na oprawie wizualnej, a często podkreślam na blogu, że nie dotykam gier, które nie trafiają w mój gust estetyczny. Stąd nie będę ukrywać, projekty postaci są „bleh”, ale przynajmniej nadrobiono fajnymi CG. (Szczególnie te pozy jak z Phoenix Wright: Ace Attorney). Kij z tym że czasami bohaterowie nie przypominają przez to samych siebie!
Ale o co w ogóle w tym chodzi? „London Detective Mysteria” to typowa gra otome podzielona na ścieżki love interest ze szczęśliwymi, neutralnymi i złymi zakończeniami. W sumie mamy tu do wyboru 5 postaci głównych i 3 jakby bonusowe, mini-ścieżki z postaciami drugiego planu lub – jak kto woli – endingi. Wszystko razem prowadzi zaś nas do ukrytego zakończenia, które nawet zapowiada kontynuacje… ale na to w zasadzie nie liczcie, bo pomysł chyba skonał śmiercią naturalną, i ani o nim widu, ani słychu. (Wersja na PSP i PC/Vitę różnią się również głosami aktorów, ale to już zupełnie inna bajka i wynika z jakichś turbulencji licencyjno-prawnych u wydawców i twórców. Ja testowałam edycje na PC i do niej będę się odnosić).
Główną bohaterką „London Detective Mysteria” jest szesnastoletnia szlachcianka Emily Whiteley, o tak słodkim głosie, że cud, iż nie goni jej zawsze stadko pszczół. Dziewczyna żyje sobie razem ze swoim lokajem Pendeltonem w XIX-wiecznym Londynie i ma dopiero debiutować w towarzystwie. Warto wspomnieć, że nasza heroina jest sierotą. Straciła bowiem obu rodziców zamordowanych w tajemniczych okolicznościach – co niby jakoś w fabule będzie się przewijać, ale nie liczcie, że dowiecie się z tej części dużo na temat wspomnianej zbrodni. (To chyba jeden z tych elementów, które planowano rozwinąć w kontynuacji. Oh well…). W każdym razie, zupełnie przypadkowo, Emily pomaga w rozwiązaniu sprawy zniknięcia królewskiego kota… tak, wiem, jak to brzmi. Ale wierzcie mi, ona więcej i tak by już sama nie zdziałała, dzięki czemu MC trafia do szkoły dla detektywów, a tam może już rozpocząć się jej romans i przygoda życia!
W wielkim skrócie, w „London Detective Mysteria” będziemy głównie rozwijali znajomości z potomkami słynnych, literackich postaci (przeważnie z powieści kryminalnych), z którymi nasza bohaterka będzie chodziła do szkoły dla detektywów, Harrington Academy. Stąd wśród dostępnych Love Interest znalazły się takie perełki jak: zimny i zdystansowany Herlock Holmes Jr. – syn najsłynniejszego, brytyjskiego detektywa (zresztą tatko też się w grze pojawi!), serdeczny i optymistyczny William Watson Jr. – syn znanego doktora i przyjaciela Holmesa, uwodzicielski Jean Lupin – syn znanego, paryskiego złodzieja-dżentelmena, niebezpieczny i tajemniczy Jack Millers – syn… powiedzmy po prostu, że bohater nawiązujący do historii Kuby Rozpruwacza i Akechi Kenichirou – wzorowany na japońskim odpowiedniku Sherlocka Holmesa, uczeń z wymiany. Całość domykają Kobayashi – czyli przyjaciel Akechiego, z którym również możemy się zakolegować i Sara Marple – wnuczka Jane Marple, wścibskiej staruszki o dociekliwym umyśle z powieści Agathy Christie, czyli kolejne friendship route, bo nasza gapowata MC potrzebuje, by ktoś zawsze nad nią czuwał.
Razem z nimi Emily będzie miała najpierw całą masę przygód w ramach cholernie długiego wstępu, co pozwoli nam poznać lepiej wszystkich bohaterów i rozwiązać parę prostych spraw, aby w ostatnich czterech rozdziałach historia rozgałęziła się na indywidualny ścieżki/endingi każdego z nich. Nie będę jednak ściemniać i uprzedzę od razu, że panowie prezentowali bardzo nierówny poziom i o ile niektóre wątki uważałam za nawet wciągające, o tyle trafiały się takie, przy których tylko mania natręctw pomagała mi dotrwać do końca.
Ponieważ jednak to Holmes, Watson i Emily stanowią główne trio – main bohaterów, to tylko oni posiadają też odrębną, króciutką własną ścieżkę, którą możemy przejść, gdy nie udało nam się zebrać żadnych konkretnych wpływów u innych LI. Ot, taka ciekawostka.
Co zaś się tyczy samej fabuły, to podobało mi się, że poruszono niekiedy trudniejsze tematy jak rasizm, nierówność stanowa czy handel ludźmi. Starano się także trzymać w miarę wiernie realiów, chociaż jak zawsze, trafiały się jakieś idiotyczne potknięcia, wynikające z różnic kulturowych i niezrozumienia opisywanej epoki. Najbardziej jednak drażniła mnie chyba sama Emily, która poza kilkoma wyjątkami, przez większość czasu będzie robiła za kompletnie bezużyteczną, płaczliwą, ale piękną lalkę uzależnioną od swego wybranka lub uber-hiper-silnego lokaja. (Btw. ciekawe czy Pendelton doczekałby się w końcu własnej ścieżki?). Więc tak, to niestety ten typ historii, gdzie heroina albo się bezsensownie naraża, albo tylko łka, powtarzając „X-kun”, alb czeka na ratunek, bo już się w coś wpieprzyła. Stąd szykujcie się na całkiem sporo rozwiązań w stylu deus ex machina. A sprawy kryminalne… jasne, gdzieś tam się toczą. Ale to głównie LI będą je rozwiązywać. MC zaś jedynie „próbować” pomagać, z różnym skutkiem.
Co nie oznacza automatycznie, że całą grę uważam za kompletnie niewartą czasu! Ot, tylko MC trafiła nam się niebywale irytująca. Spokojnie mogę jednak rekomendować ścieżki Lupina, Akechiego czy Jacka, bo da się przy nich i wzruszyć, i zaśmiać, i zdenerwować. Gwarantowały więc odpowiednią mieszkankę różnych emocji. Niestety, znacznie bladziej na ich tle wypadał duet Holmes i Watson, co tym bardziej smuci, bo mieli naprawdę fajnych seiyuu… No i spodziewałam się jednak po main trio więcej. Wiecie, jakby nie było, to miała być gra o detektywach. Czemu więc dzieci tych najsłynniejszych nie sprostały zadaniu?
Wracając jeszcze na moment do warstwy wizualnej, powinnam przy okazji napisać o innym mankamencie, ale w epilogach (do których mamy dostęp dopiero po ukończeniu ścieżki), z jakiegoś powodu zmienił się artysta. Niby nie jest to duża rzecz, ale mnie strasznie drażniła. Szczególnie że np. Watson przestał pasować wielkością do reszty postaci i górował nad nimi jak olbrzym, a nie nastolatek. Jeśli więc takie drobnostki mają dla Was znaczenie, to zalecam się nastawić na estetyczny szok termiczny. CG też uważałam bowiem za sporo słabsze, w wykonaniu innego ilustratora, ale co począć? Przynajmniej ten problem dotyka tylko epilogów…
Mechanicznie „London Detective Mysteria” to z kolei typowe drzewo dialogowe, ale dodano tu kilka nowych elementów. Otóż możemy robić notatki ze spraw, czyli „nagrywać” fragmenty rozmów, jeśli uważamy, że przydadzą się nam w przyszłości… ale nigdy tego nie użyłam. Nasza bohaterka zdobywa też punkty detektywistycznych umiejętności – jednak ponownie nie będę ukrywać, że nie mam pojęcia, na co się one nam w grze przydają? Poza poczuciem satysfakcji, jacy zarąbiści się w tym wszystkim stajemy. Wreszcie, na wybranie odpowiedzi mamy ograniczoną ilość czasu. Nie na tyle małą, by nie móc się zastanowić, ale jednak gra nie pozwala nam na spokojne dumać nad każdym wyborem. Co, w moim odczuciu, nie jest za fajne, bo przy grach lubię wypoczywać, a nie czuć presje deadlinów, jak w pracy. Myślę więc, że spokojnie mogli sobie ten element darować.
I cóż mam powiedzieć? Kocham XIX-wiek (to chyba najbliższa mojemu sercu epoka – ze względu na studia) i na co dzień jestem fanem powieści kryminalnych. Wydawało się więc, że „London Detective Mysteria” to będzie gra stworzona dla mnie… ale tak nie jest. Mogę uczciwie polecić jakieś 60% zawartości. Możliwe jednak, że jestem za surowa, bo nie od dziś wiadomo, że dużo narzekam. W każdym razie, jeśli nie odstrasza Was, że sporo ścieżek może najzwyczajniej wynudzić, to sięgajcie po „London Detective Mysteria” dla tych kilku motywów i postaci, które wybroniły ten tytuł na tyle, bym nie nazwała go rozczarowaniem. A to też przecież jakieś osiągnięcie, prawda?