Gier, których akcja toczy się w szkole, jest od groma. Co nie znaczy, że stoją zawsze na takim samym poziomie. Często postaci są tam mocno odrealnione. Okazują się dziedzicami jakiś wielkich fortun, otoczeni wianuszkiem fanów i nasza smętna, nudna heroina, jakim cudem zwraca na siebie uwagę tego chodzącego boga i dżentelmena w jednym. Dlatego wątek Ryojiego był dla mnie miłym odświeżeniem. Jasne, również tutaj zagrano wieloma, utartymi schematami, jednak dodano kilka oryginalnych elementów, które uczyniły tą opowieść dla odmiany sympatyczną.
Zacznijmy od przypomnienia, że bohaterką „Bad Boys Do It Better!” jest bezimienna MC, która przez przypadek trafia do szkoły, do której uczęszczają sami chłopcy. Jakby tego było mało, identycznego pecha ma również w akademiku. Dziewczyna może więc zapomnieć i budowaniu przyjaźni z rówieśniczkami – za to jej zaradna matka dość szybko dochodzi do wniosku, że powinna się cieszyć, bo w takich warunkach błyskawicznie znajdzie chłopaka.
Początkowo MC jest więc tym wszystkim mocno przygnębiona. Nastolatkowie są… trudni. Nie mają oporów, by w trakcie zajęć przeglądać i oceniać gazety z panienkami, bywają wobec niej nachalni (w końcu hormony buzują), a jak to chłopcy, wszystko konflikty lubią rozwiązywać przy pomocy pięści. Wydawać by się zatem mogło, że czeka ją przynajmniej kilka lat piekła. (Choć i tak uważam, że każdy, kto o agresję podejrzewa tylko facetów, chyba nigdy nie postawił stopy w 100% babskiej szkole. Kontrolowane przesz popęd młode „samice” są nie mniej skore do przemocy od chłopaków XD).
Ale dość tych luźnych degresji, wracajmy do fabuły! Szybko okazuje się, że koledzy z akademika to nie takie złe towarzystwo jak podejrzewała. Jasne, dalej robią sobie z niej żarty, ale w tej ścieżce Akira i Yu pokazani są jako naprawdę dobrzy kumple. Można więc powiedzieć, że mimo wszystko MC miała sporo szczęścia… gdyby nie pierwsze konflikty z Ryojim.
MC pamięta gburowatego chłopaka z czasów, nim jeszcze zaczęła uczęszczać do szkoły. To on obronił ją przed jakimiś podejrzanymi typkami w parku, a potem ofiarował swoją kurtkę. Dziewczyna jest bowiem tak roztargniona, że nie zauważyła napisu „świeżo malowane” na ławce. W każdym razie nie zdążyła mu wtedy za pomoc podziękować, ale reunion w akademiku wcale nie wygląda tak różowo. Ryoji jest dla niej bardzo niesympatyczny. Rzuca jej chłodne spojrzenia i warczy, gdy tylko MC próbuje go o coś zapytać.
Na domiar złego nocami słucha głośnej muzyki, więc dziewczyna przy całym tym stresie związanym ze zmianami środowiska nie jest w stanie odpocząć. Ryoji najzwyczajniej ignoruje jej prośby (podobnie jak nalegania innych kolegów), by zaczął używać słuchawek. Trzeba więc przyznać MC, że i tak potraktowała go wyrozumiale, bo ja bym pewnie na jej miejscu udusiła skurczybyka… Zwłaszcza po tym, jak jej trzasnął przed twarzą drzwiami. Chociaż może nie w jej wieku? Nie pamiętam, czy wtedy też byłam tak choleryczna. 😉
Tak czy inaczej, efekty przemęczenia wkrótce dają o sobie znać. MC traci przytomność w trakcie zajęć szkolnych przez co dosłownie wpada na Ryojiego. Ten zabiera ją wtedy do gabinetu pielęgniarskiego, bo w końcu zaczyna mieć wyrzuty sumienia. Szczególnie że reszta chłopaków czy nauczyciel chemii – Yuki dość otwarcie dają mu do zrozumienia czyja to w zasadzie wina. Po tym wydarzeniu MC zaczyna też patrzeć na chłopaka nieco inaczej. Jasne, wcześniej ją najzwyczajniej przerażał. Przychodził na zajęcia zawsze ze świeżymi śladami po bójkach, nie potrafił jej bez warczenia pożyczyć głupiego podręcznika, a jeszcze przyłapała go na niszczeniu kwiatów w holu…
…mimo to przeprosił ją za puszczanie późno muzyki, a nawet – tak jakby -odprowadził po szkole, dlatego postanowiła dać mu drugą szansę. Zrozumiała, że w sumie Akira i Yu mają rację. Ryoji po prostu kompletnie nie potrafił rozmawiać z dziewczynami. Z tego powodu szybko się denerwował, robił zażenowany albo nieprzyjemny. W międzyczasie odkryła jednak, że chłopak w dużej mierze udaje kogoś, kim nie jest. Głównie ze względu na złe relacje z ojcem i swoje, dziecinne wyobrażenie tego, jak powinien zachowywać się „prawdziwy mężczyzna”. Oczywiście, oparte na jakiś chorych stereotypach.
Stąd Ryoji bardzo długo krył się z tym, że interesuje się… roślinami. Ot, prosta prawda. Doniczki w jego pokoju nie były więc tylko przypadkową ozdobą. Nie próbował też zniszczyć kwiatków w szkole, ale jedynie wyrzucić obumarłe części, by zachęcić resztę rośliny do rozrostu. Po tym odkryciu MC wpada na genialny plan, by Ryoji pomógł jej zająć się szkolnym ogródkiem. Cały klomb był bowiem zdewastowany. Zwłaszcza że rośliny zostały tam zadeptane po kolejnej bójce, gdy trzecioklasiści próbowali się narzucać bohaterce, ale Ryoji ponownie ich przepędził. Zaczyna więc nachodzić chłopaka w akademiku i prosić o pomoc. Ten jednak odmawia, aż Keiichiro udziela jej pewnej rady. Jeśli chcesz, aby Ryukai Ryoji ci w czymś pomógł… musisz go zaszantażować. (Btw. to dość zabawne, że właśnie Keiichiro nazywał go „tsundere”). Z braku innych możliwości, dziewczyna decyduje się na przetestowanie tej strategii i deklaruje, że albo Ryoji jej pomoże (w końcu jak nikt zna się na roślinkach) albo wszystkim rozpowie o jego wstydliwym, niemęskim hobby. Ta postawa nieoczekiwanie imponuje chłopakowi i tak zaczyna się ich wspólna przygoda z pielęgnowaniem ogrodu.
A jak można odgadnąć, im więcej nastolatkowie spędzali ze sobą czasu, tym bardziej zbliżali do siebie. Co nie było zbyt zaskakujące, bo jak wiadomo „na bezrybiu i rak ryba”, a po drugie MC już wcześniej podobał się wygląd Ryojiego. No, może pominąwszy te wszystkie zadrapania… Co prowadzi wkrótce do rozwiązania jeszcze jednego wątku: bezsensownego dawania się wciągać w kolejne ustawki. Pewnego dnia MC zostaje bowiem zabrana jako zakładnik przez ucznia, który ma Ryojiemu za złe, że na stawił się „na placu boju”, chociaż obiecał, że będzie robić za wsparcie. Ten najzwyczajniej nie mógł wtedy dotrzymać słowa, bo ojciec zabronił mu opuszczać dom. Chłopak więc faktycznie złamał dane słowo, ale miał z tego powodu wyrzuty sumienia. (Wiecie, męska duma, honor i te sprawy 😉. I tak, wciąż mówimy o naparzaniu się na pięści przez dzieciaki na podwórku). W każdym razie zdradzony przyjaciel postanawia pobić Ryojiego w ramach odwetu, a ten nie może się bronić i musi klęczeć przed oprawcami, bo inaczej ci grożą, że zranią MC. (Męska duma, tak? Czy jak to szło?).
Tymczasem Ryojiemu i MC z pomocą przychodzi nieoczekiwanie reszta paczki. W efekcie wszyscy chłopcy dają się wciągnąć w bójkę i są poobijani, ale przynajmniej dziewczynie nie stało się nic poważnego. Ryoji obejmuje ją wtedy troskliwie, lecz romantyczną scenkę przerywa przyjazd policji. W efekcie niepokorny chłopak znowu zostaje zawieszony, a przez wszystkie wcześniej popełnione błędy ściąga wreszcie na siebie gniew ojca.
Ten okazuje się ważnym politykiem, który poświęcił wszystko, włącznie z synami, dla kariery. Kiedy więc rozczarowujące, młodsze dziecko zaczyna szargać jego dobre imię, sięga po najbardziej drastyczne środki i postanawia najpierw rozwiązać całą klasę 5, ale potem zmienia zdanie i po prostu zamierza przenieść syna do innej szkoły w nadziei, że tam przestanie sprawiać problemy.
Jest to o tyle kłopotliwe dla młodych, że w międzyczasie Ryoji zebrał się na odwagę i wyznał MC swoje uczucia. A chociaż nie dostał od niej żadnej odpowiedzi zwrotnej, to nieoficjalnie zaczęli ze sobą chodzić: trzymali się za ręce, obejmowali, udawali na randki, a w parku rozrywki nawet próbowali pocałować, choć nic z tego nie wyszło. Głównie przez ich brak doświadczenia i zażenowanie.
Bawiło mnie jednak niepomiernie, że chociaż ojciec Ryojiego był przedstawiany jako kompletnie zimny drań – dawał synowi np. tylko 5 minut na rozmowę, to bohaterowie i tak podziwiali jego twardą, japońską szkołę wychowania dzieci. Wiecie, może i była to szkoła „kija i kija”, bez ani odrobiny nadziei na „marchewkę”, ale przecież nic tak nie kształtuje charakteru, jak ciągłe kary czy poniżanie! W każdym razie nie mnie oceniać skuteczność tej metody. Nie jestem pedagogiem, a i różnice kulturowe robią swoje. Mogę więc tylko, z perspektywy gaijina, wzruszyć ramionami czy pokręcić głową.
W finale Ryojiemu udaje się przekonać staruszka, by pozwolił mu zostać w szkole, bo ma ambitne plany na przyszłość – chce prowadzić sklep z kwiatami. I już nie wstydzi się swojego hobby ani nie myśli, że to „mało męskie”. Dzięki MC poznał bowiem Harukę z bliźniaczego tytułu „Dreamy Days in West Tokyo”, który – jak może pamiętacie – także zajmował się rodzinnym biznesem i florystyką. (Btw. spotkali też Ichigo, którego Ryoji bardzo przypomina wizualnie, ale ma na szczęście od niego ciekawszą osobowość. „Grzeczni chłopcy” w odróżnieniu od tych „niegrzecznych” byli znacznie mniej wyraziści). W każdym razie pod wpływem argumentów babci, MC, syna i reszty paczki (bo również oferują swoje wsparcie), wszystko wraca do normy, a Ryoji nie musi się już obawiać przeniesienia.
Przy okazji dziewczyna w końcu odpowiada na jego wcześniejsze wyznanie miłosne i zostają oficjalnie parą. Co spotka się z wieloma, wieloma złośliwymi komentarzami reszty chłopców. Będzie też prowadzić do kilku zabawnych sytuacji w epilogu czy dodatkach. Głównie dlatego, że Ryoji będzie miał własną wizję tego, w jakim tempie powinni poszerzać wiedzę na temat relacji damsko-męskich, co niekoniecznie będzie zgadzało się z wyobrażeniem MC. I po raz kolejny – ten młodociany dramat — był raczej miłym dodatkiem. W „Dreamy Days in West Tokyo” bohaterka po prostu mówiła głośne „OK!”, gdy jej love boy deklarował chęć skonsumowania związku. Tutaj jednak heroina ma wreszcie swoje własne zdanie na wiele tematów. Nie raz więc jej przyjdzie prosić opętanego przez hormony chłopaka, by powstrzymał łapy.
Ogólnie, mimo sztampowego motywy z bogatym ojcem i wynikających z tego kompleksów, oceniałam tę ścieżkę bardzo pozytywnie. Zachowanie bohaterów było w moim odczuciu bardzo wiarygodne. Szczególnie ich zagubienie czy niezręczność. Jako bohater Ryoji miał naprawdę wiele wad i dlatego łatwo go było polubić. Starał się sprostać swojemu wyobrażeniu „idealnego, silnego mężczyzny”, ale przez brak wzorców, nie bardzo wiedział jak się za to zabrać i popełnił po drodze wiele błędów. Podobało mi się również, że MC była w tej ścieżce dla niego nie tylko obiektem westchnień, ale też najlepszym przyjacielem. To ona go wspierała, dodawała mu sił, pomagała uspokoić nerwy… Innymi słowy: mieli fajną dynamikę jako para. Gdyby jeszcze tylko poskromił te typowe dla tsundere ciągłe wyzwiska, mogło być znacznie piękniej!