Nagi to jeden z czterech dostępnych love interest, który tak jak postać głównej bohaterki, należy do raczej pogardzanej przez innych rasy – niewidzialnych ludzi. Przyczyną takiego stanu jest jego wygląd. Nagi nie różni się w zasadzie niczym od przeciętnego człowieka. Nie przypomina potwora, nie dysponuje mrocznymi mocami, ot potrafi po prostu zniknąć, mniej lub bardziej świadomie, co przydaje się niekiedy w ucieczce, a kiedy indziej mu przeszkadza. Przeważnie jednak niewidzialni ludzie nie budzą żadnego respektu i tylko jednemu z nich, samemu rektorowi, udało się kiedykolwiek osiągnąć w Świecie Mroku jakieś prestiżowe stanowisko.
Można więc podziewać, że wybór Nagiego na opiekuna nie wydawał się najlepszym pomysłem. Zresztą sam niewidzialny człowiek jest decyzją Cloe (domyślne imię MC) szczerze zaskoczony. W końcu inni chłopacy są silniejsi, lepiej urodzeni, albo po prostu wydają się rozsądniejszą opcją. To, co jednak zwróciło uwagę dziewczyny na niepozornego, niewidzialnego człowieka to jego intelekt i łagodna natura. Nagi jest bowiem chyba najbystrzejszym z całej paczki. Cały czas chodzi z jakąś książką albo przesiaduje w bibliotece. Bardzo poważnie też podchodzi do swoich studiów. Co zaś się tyczy charakteru: to poza kilkoma wyjątkami, cieszy się ogólną sympatią innych uczniów. (Zwłaszcza blisko trzymał się z wilkołakiem Shibą i diablicą Eriką).
Niestety, Świat Mroku to nie jest przyjemne miejsce. Nawet dla nastolatków. Szczególnie gdy społeczeństwo jest podzielone przez ściśle określony system kastowy. Bedąc na samym dnie piramidy wpływów, jedynie nieco nad zombie, Nagi często pada ofiarą prześladowań czy żartów ze strony innych uczniów. Nigdy jednak nie próbuje się bronić, przewidując że taka postawa spowodowałaby jedynie więcej kłopotów. To dlatego przez znaczną część swojej ścieżki, niewidzialny człowiek jest graczowi przedstawiany po prostu jako ofiara. Co nie budziło mojego współczucia, a jedynie irytację. Dlaczego? Bynajmniej nie z powodu zimnego serca. Drażniło mnie po prostu, że nie widzę u tego bohatera żadnej ewolucji. Owszem, zaczął jako ktoś słaby, który jak najbardziej miał prawo czuć się przytłoczony otaczającą go niesprawiedliwością, ale nawet w części drugiej, będąc już w „szczęśliwym związku”, Nagi dalej uwielbia użalać się nad sobą. I to do tego stopnia, że miałam ochotę nim porządnie potrząsnąć (na szczęście wyręczył nas w tym Shiba, który sam zwyzywał go od tchórzy).
W każdym razie relacja Nagiego i Cloe rozwija się bardzo powoli, a u jej podstawy leży właśnie… poczucie litości. Niewidzialny człowiek dzieli się z dziewczyną zombie smutnym faktem na temat swojej przyszłości. Każdemu z jego rasy pisane jest w końcu utracenie zdolności przybierania fizycznej formy. Swoje ostatnie dni spędzają zatem w samotności i zapomnieniu. Proces ten może z kolei przyspieszyć niestabilność emocjonalna. Ilekroć Nagi jest zmartwiony, przerażony lub po prostu niepewny, to staje się niewidzialny. Na szczęście jedynie Cloe, początkowo z niewytłumaczalnego powodu, potrafi go i tak zlokalizować. Dlatego dzięki jej determinacji i dobremu sercu udaje się jej raz po raz ratować Nagiego, ilekroć ten znika pod wpływem negatywnych emocji. (Co ciekawe, chociaż samą Cloe również czekał raczej przygnębiający los, to nawet w 1/10 nie była z tego faktu tak przygnębiona jak Nagi. Jak każdy zombie miała bowiem utracić urodę i stać się na starość chodzącymi zwłokami… Nie jestem pewna, czy to lepsze czy gorsze od bycia duchem).
Z czasem jednak wielka tajemnica zostaje ujawniona. Staje się tak, gdy dzieciaki wracają do wioski zombie, bo Cloe dostaje informacje o bardzo złym stanie zdrowia swojej babki. Początkowo staruszka szydzi z Nagiego i poddaje pod wątpliwość jego uczucia. Czy zostanie z Cloe, gdy ta straci swój blask i przemieni się w ohydny szkielet? Wkrótce jednak okazuje się, że kobiecina była kiedyś w bardzo podobnej sytuacji. W przeszłości również oddała swoje serce niewidzialnemu człowiekowi. Potem jednak go odtrąciła i zerwała wszelkie kontakty, aby nigdy nie musiał jej oglądać w stanie rozkładu. Tym facetem okazuje się, oczywiście, rektor uczelni. To dlatego Cloe dostała tajemnicze zaproszenie, odkąd tylko wyraziła życzenie, aby uczęszczać na zajęcia. Dziadek Frederick czuwał zresztą nad swoją wnuczką w tajemnicy i chociaż nie było go widać, to nigdy nie opuścił rodziny. Czyli w skrócie, wyjaśniono przy okazji skąd Cloe nabyła zdolności wyczuwania niewidzialnych ludzi oraz jakim cudem pogardzane zombie w ogóle dostało się do szkoły. Ostatecznie zaś starzy ukochani mogli się również pożegnać, bo w chwili śmierci szkieletowatej-babki jej ukochany był tuż obok.
I teraz w zależności od zakończenia: młodzi albo otwarcie zostają parą już w tym momencie, albo ich relacje z przyjacielskiej przeobrażają się w miłosne nieco później, gdy Cloe uświadamia sobie, że w sumie lubi, gdy Nagi ją obejmuje czy gryzie w ucho, a nikomu innemu by na to nie pozwoliła. Bystra dziewczyna! Również Nagi przez moment udaje bardziej śmiałego, bo zaczyna się stawiać swoim oprawcom np. wykorzystuje moc niewidzialności, aby ich pokonać, ale brawura szybko przejdzie mu w drugiej części historii, bo tam znowu skupi się bardziej na użalaniu nad sobą.
W „Lovers Route”, podzielonym na 10 rozdziałów, poruszono i próbowano ze sobą skleić trzy odrębne historyjko-wątki.
Pierwszy z nich to zabawa całej paczki w chowanego – rzekomo w ramach projektu szkolnego, który ma na celu przybliżenie nieco ludzkich zwyczajów. Oczywiście, Shiba zostaje zmanipulowany przez resztę, aby być szukającym, podobno ze względu na swój cudowny zmysł węchu, kiedy dla odmiany np. Natsume godzi się na uczestnictwo tylko pod warunkiem, że Nagi będzie za niego odrabiać lekcje przez następne kilka miesięcy. Koniec końców Shibie udaje się znaleźć prawie wszystkich, poza Nagim. Niewidzialny człowiek, dzięki swojej mocy, ponownie stał się kompletnie niewykrywalny i nie obchodzi się bez interwencji Cloe. Znowu musimy przez to usłyszeć nieco użalania się nad sobą, podziękowań i obietnic, że cokolwiek by się nie stało, to dziewczyna zawsze wytropi ukochanego.
W części drugiej, pod wpływem magicznego napoju podanego przez Shibę, Nagi staje się zupełnie inną osobą, a jego charakter zmienia się o 180 stopni = z łagodnego faceta w aroganckiego dupka. Co więcej, przez olewczy sposób bycia, jego oceny zaczynają spadać, aż w pewnym momencie dalsza przyszłość chłopaka w szkole staje pod znakiem zapytania. Naturalnie, Cloe znowu próbuje mu pomóc, ale gostek jest wobec niej tylko napastliwy albo wredny. Z czasem jednak efekt napoju mija. Nagi wraca do dawnego sposobu bycia, a zaległości w nauce szybko udaje mu się nadrobić, dzięki wcześniejszemu zakuwaniu. W sumie nie jestem pewna, po co w ogóle był ten epizod. Abyśmy zobaczyli niewidzialnego człowieka w agresywniejszym wydaniu? Hm, prawdopodobnie. Cały problem polega na tym, że nie dało się go w takiej wersji lubić. I tylko seiyuu stanął na wysokości zadania, bo ciekawie było usłyszeć jego głos w tak różnych wersjach.
Wreszcie, ostatnie rozdziały, prowadzą nas do „nieszczęśliwego” finału. Cloe odwiedza z Nagim swoją przyjaciółkę wiedźmę, ale zamiast przeczekać u niej pełnie, postanawiają przeprawić się przez las. O_o Uciekając przed potworami, parka robi sobie przystanek we wiosce zombie… co okazuje się również niebezpiecznym wyborem, bo dziewczynie zostaje oddana pod opiekę przeklęta lalka. Od tej pory serce Cloe będzie należeć tylko do tego zaborczego, sztucznego dziecka i zapomni o każdym, kogo kiedyś kochała. Nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że Nagi tradycyjnie początkowo czuje się zraniony, zalewa łzami i woli skupiać na własnym bólu, aż do momentu, gdy Shiba wypomina mu słabość i tchórzostwo. W końcu to Cloe nigdy niedane będzie już nikogo pokochać. Mógłby więc pomyśleć dla odmiany o jej bólu. Taki motywujący kopniak w tyłek, działa na niewidzialnego człowieka jak lekarstwo. Faktycznie wraca, aby zawalczyć o dziewczynę. Żadnego z endingów nie nazywałabym jednak zbyt szczęśliwym.
W pierwszym z nich Nagi zawiera pakt z diablicą Eriką. W zamian za możliwość cofnięcia się w czasie i uwolnienia Cloe spod wpływów lalki, niewidzialny człowiek zaprzeda swoją dusze. Ale ponieważ Erika jest w sumie miłym potworem, to godzi się przyjść po zapłatę, dopiero go chłopak odejdzie w naturalny sposób. Czyli w sumie nie będzie mógł się reinkarnować, bo jego dusza zostanie zjedzona, ale przynajmniej spędzi z normalną ukochaną resztę swoich dni.
W drugiej wersji: Nagi zostaje ze wciąż przeklętą Cloe, szukając sposobu na zdjęcie zaklęcia. Ilekroć dziewczyna traci wspomnienia, niewidzialny człowiek przypomina jej o sobie, a gdy tylko zaczyna darzyć go uczuciami, cały proces powtarza się od początku. To było chyba jeszcze bardziej przygnębiające od wersji pierwszej. Zupełnie jakby jakiś zły los po prostu nie pozwalał być im z sobą. I chociaż sam pomysł na tragiczny finał nie był nawet zły, to kompletnie nie rozumiałam skąd się wzięła sama lalka i dlaczego ktoś postanowił obarczyć takim brzemieniem właśnie Cloe. Z zazdrości? Aby samemu uwolnić się od klątwy? Czy w wiosce zombie żyły same egoistyczne dupki? (I znowu przypomnę, że nic by się nie stało, gdyby tylko przeczekali u wiedźmy tę głupią pełnię).
W każdym razie ścieżka Nagiego z założenia miała być wyciskaczem łez i gdyby nie naiwna przyczynowo skutkowość pewnie zdołałabym się przy niej wzruszyć. Ale, niestety! To wszystko było takie zbyt pospieszne, poucinane, płaskie… i dlatego właśnie nie wywarło na mnie większego wrażenia. A już zwłaszcza nie pogrążyłam się w rozpaczy, sięgając po kolejne chusteczki. Chyba w przypadku obranej przez twórców konwencji znacznie lepiej sprawdziłyby się proste motywy komediowe. (Coś, co dobrze zadziałało w ścieżce Shiby). A może to kreacja Nagiego niezbyt mnie przekonała? Jak wspominałam wcześniej, miał zbyt silnie nakreślony syndrom ofiary, co drażniło mnie niepomiernie, bo nie lubię bohaterów, którzy po prostu się poddają.
Podsumowując: fajnie, że w tym wątku dowiedzieliśmy się czegoś więcej o Świecie Mroku, szkole i pochodzeniu bohaterki. Mimo jednak dobrych chęci, nie zdołałam bardziej polubić Nagiego. Nie zrozumcie mnie źle. To sympatyczny bohater. Typ sumiennego, słodkiego kujona, który prędzej da się zamknąć w szafce, niż sam kogoś skrzywdzi. Na dodatek Cloe nie czuła się ich relacją przytłoczona, jak to miało miejsce np. w ścieżce Raya, bo zombie i niewidzialnych ludzi nie dzieliła aż tak wielka różnica stanowa. Zachowywali się więc względem siebie bardzo naturalnie. Mieli też podobne poglądy, co było widać, zwłaszcza gdy nie wykorzystywali przewagi jaką dało im odbywające się raz na 500 lat święto, podczas którego system kastowy zostaje odwrócony – a słabi stają się silnymi i mogą się mścić. Myślę więc, że stanowili uroczą parkę, ale opowieści zabrakło tej szczypty oryginalności, aby wyjść poza przeciętną.