Kei jest prywatnym nauczycielem głównej bohaterki, od której dzieli go niewielka różnica wieku. Poznajemy go po tym, jak nasza heroina (o domyślnym imieniu Kosaka Amane) zostaje odebrana swoim opiekunom i przeniesiona do stolicy. Wcześniej dziewczyna znała tylko życie na wsi, pomimo pokrewieństwa z rodziną królewską. O bohaterce przypomina sobie jednak w końcu jej brat — Imperator, który zamierza przyuczać dziewczynę do korzystnego, politycznego małżeństwa. Tym sposobem mocno osamotniona i zagubiona Amane trafia wreszcie do pałacu, a tam za jej dalszą edukację np. naukę manier odpowiada właśnie Kei, którego to zadanie w najmniejszym wypadku nie cieszy. A przynajmniej tyle dowiadujemy się w ramach wstępu.
Widać, że początkowo chłopak chce trzymać dziewczynę na dystans i jest wobec niej nawet otwarcie wrogi. Szybko zresztą poznajemy tego przyczynę. Kei nie jest wolny, ale został ze swojego domu zabrany jako zakładnik. Królowa i Król Yako – królestwa, z którego młodzieniec pochodzi – zostali zamordowani na jego oczach przez Imperium. Kei cudem uniknął ich losu, tylko dlatego, że władca najeźdźców (= Soushi) wstawił się za nim i zabrał pod swoją opiekę. A chociaż mężczyzna nie jest trzymany w lochach, to nie mamy najmniejszych wątpliwości, że każdy jego krok jest obserwowany i nie znajdzie na dworze nawet jednej życzliwej sobie duszy.
A przynajmniej tak mu się wydaje. Im bowiem więcej czasu spędzał z Amane, tym bardziej zmieniało się jego podejście. Dziewczyna dość szybko odkrywa, że jej nauczycielowi sprawia przyjemność rozmawianie o swoich rodzinnych stronach. Widać, że jest bardzo dumny ze swojej kultury i ich dialogi są rzadkimi chwilami, kiedy w ogóle wolno wspominać mu dom i zamordowanych krewnych – bez obawy, że ktoś potraktuje to jako zagrożenie czy oznakę buntu. Kei dzieli się z dziewczyną m.in. opowieściami o szklanych kulach, których kolor (przy wręczaniu prezentu) wyraża uczucia względem obdarowanej osoby. Krytycznie też wypowiada się o rządach Soushiego, zauważając, że jest władcą nieczułym na los swoich poddanych i zarzucając mu, że czerpie przyjemność z dręczenia zakładników.
Jednym z obowiązków Keia, jako nauczyciela Amane – poza wyjaśnieniem, który widelec jest od czego, będzie również nauka tańca. Ten motyw będzie przewijał się później przez całą główną historię. Jak się bowiem dowiadujemy, Soushi zaplanował towarzyski debiut siostry właśnie podczas wystawnego balu. Stąd jej odpowiednia prezencja była głównym priorytetem, ale Kei’owi brakuje początkowo motywacji, by traktować lekcje inaczej niż jak smutny obowiązek. Co więcej, podejrzewa, że Amane tak naprawdę też ma za zadanie go szpiegować. Uważa więc ją, podobnie jak całą resztę mieszkańców pałacu, za swojego wroga i bynajmniej nie zamierza obdarzyć zaufaniem.
Pierwsze lody zostają jednak między nimi przełamane, gdy Amane prosi Keia, by zagrał z nią w dziecięcą grę z jej rodzinnych stron. Opory chłopaka, by zajmować się czymś tak trywialnym zostają pokonane przez najzwyczajniejszą nudę. Jako zakładnik Kei nie ma zbyt wiele pomysłów na spędzanie wolnego dnia ani atrakcji. Kiedy więc dziewczyna pokazuje mu zasady kilku zręcznościowych zabaw, szybko budzi się w nim duch rywalizacji. Ba! Wkrótce opanowuje gierki do perfekcji. Ćwiczy bowiem kiedy tylko ma czas… a to oznacza naprawdę, naprawdę bardzo często. Spotkania z Amane stają się więc dla niego miłą odskocznią od rutyny. Zwłaszcza że naprawdę dobrze dogadują się przez podobną różnicę wieku, a Amane chętnie słucha jego opowieści czy przechwałek. (Oboje byli nieco dziecinni, ale słodcy w swojej nieporadności… prawie jakby czytało się romans szkolny).
Chłopak decyduje się nawet pewnego dnia na przyniesienie prezentów – lalek. Amane staje mu się bowiem jedyną bliską osobą i nareszcie ma chociaż poczucie, że kogoś obchodzi jego los. (Np. cieszy się, że ktoś mówi mu głupie „see you later”). W końcu przez lata życia jako więzień, bez wiedzy co przyniesie przyszłość i co zamierza wobec niego imperator Soushi, chłopak stracił poczucie jakiegokolwiek celu i kontroli nad swoim życiem.
Dlatego jedną z jego nielicznych odskoczni było odwiedzanie w ogrodach psa – małego shiba inu. Pewnego dnia Amane podąża jednak śladem swojego nauczyciela i zastaje go podczas zabawy ze słodkim zwierzakiem. Dziewczyna myśli wtedy, że to urocze i cieszy się, że poznała nieoczekiwanie cieplejszą stronę swojego jedynego przyjaciela. Cały problem pojawia się nieco później, kiedy psiak w tajemniczych okolicznościach znika, a Kei podejrzewa Amane, że miała z tym coś wspólnego np. powiedziała Soushiemu, a tam kazał zamordować zwierzę, aby przypomnieć zakładnikowi gdzie jego miejsce. (Nawet mi, mając tak mało danych na temat imperatora, było trudno uwierzyć, że brat MC jest tak walnięty, aby zabijać szczeniaczki dla żartu. Ale jak widać Kei miał na jego temat odmienne zdanie…).
Od momentu kłótni, chłopak unika kontaktu z Amane pod różnymi pretekstami. Wkrótce jednak tęsknota za jej towarzystwem sprawia, że wraca, aby przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie. (A miał za co, bo sprawił jej ból i najzwyczajniej groził. Ja nie wiem, o co chodzi w tak wielu grach otome, ale drobna przemoc wobec bohaterek – zwłaszcza w gniewie – jest uważana za coś atrakcyjnego. Może nie mówimy o biciu, ale to wciąż nie przestaje mnie zaskakiwać. Nawet po takim czasie 😉
W każdym razie, ta ścieżka z założenia jest bardziej romantyczna niż innych postaci, dlatego dostajemy szansę zobaczenia powolnego procesu, w jakim Kei zakochuje się w swojej uczennicy. MC jest dla niego już nie tylko jedyną przyjaciółką we wrogim miejscu, ale też staje się w ogóle najważniejszą osobą w jego życiu. Zresztą, Amane nie pozostaje na te uczucia obojętna. Wcale więc nie cieszy się na swój debiut – zaplanowany przez brata. Oczywiście, na balu jest szczęśliwa, że miała okazje chociaż zatańczyć z Keiem, bo to było niezwykle ważne dla niej wydarzenie, ale przeraża ją informacja, że wkrótce ma zostać wydana za mąż i po prostu wypełnić swoje obowiązki jako polityczna karta przetargowa.
Chociaż tak prawdę powiedziawszy, ten bal ogólnie był bardzo dziwny. Soushi ni z gruchy, ni z pietruchy zaczął opowiadać o tym, jak Królestwo Yako rzekomo dopuściło się zdrady i dlatego zostało zniszczone. Przy okazji wymsknęło mu się, że Amane i Kei byli zaręczeni, więc gdyby nie przewrotny los, to pewnie teraz byliby małżeństwem. Potem praktycznie aranżuje ich wspólny taniec, jakby wszystkimi znakami na niebie i ziemi próbował powiedzieć młodym, że mają jego błogosławieństwo w tym swoim raczkującym romansie i tylko nie może tego pokazać otwarcie. Cała ta intryga była więc grubymi nićmi szyta i aż trzeszczała w szwach. A skoro odbiorca widział, że coś jest nie tak, to trudno było zrozumieć obojętność reszty postaci. Jakby nie zauważyli, że to co gada władca jest pozbawione sensu… O_o
Ale żeby nie było za łatwo, koniec końców nie obchodzi się bez dramatycznego pojedynku. Kei musi bowiem swoją ukochaną najzwyczajniej odbić z rąk brata, aby z nią uciec i mieć szansę na szczęśliwe życie. A przynajmniej taki sobie ułożył w głowie plan, bo słuchajcie, słuchajcie, deus ex machina, wieść gminna niesie, że wkrótce dojdzie do rewolucji. A jak wiadomo na przykładzie historii świata, gdy chłopi chwytają za broń, to królowie tracą korony razem z głowami.
Finałowe starcie może mieć jednak dla odmiany dwa rezultaty: Przy niskich wpływach u postaci, walka kończy się dla Keia sromotną porażką. W efekcie młodzi zostają rozdzieleni. MC wraca na zamek, a chłopak trafia do lochu. Stąd jednie możemy zgadywać, że czekała go już chyba tylko egzekucja. Ciężko ocenić, bo poza przygnębiającym CG nie dostajemy wiele informacji. A chociaż to w sumie niby nic wielkiego, to zawsze miło było zobaczyć najsmutniejszy finał z możliwych. Nie jest to może bad ending na tyle dobry, abym uznała go za lepszy od kanonicznego. Ale przynajmniej mamy jakąś alternatywę do kwiatków, motylków i serduszek.
W przypadku pozytywnego zakończenia: chłopakowi udaje się pokonać imperatora, a nawet oszczędza jego życie. W końcu głupio byłoby tak zasiekać niedoszłego szwagra. Przy okazji dochodzi do zupełnie bezkrwawej rewolucji (poważnie, wspomniano, że nie było ani jednej ofiary! Jak, gdzie kiedy?! O_o) i wszyscy grzecznie wracają do pałacu na wylizanie ran oraz oczekiwanie jak to Soushi grzecznie oddaje tron. Ba! Facet praktycznie sam pakuje siostrunie na statek, by mogła wyjść za Keia i wspólnie odbudować Yako. Ten motyw był zresztą najsłabszy w całej opowieści. Kompletnie pozbawiony jakichkolwiek znamion logiki, ale rozumiem, że chodziło jedynie o tło dla w miarę „tragicznego” pojedynku. Tak jakbyśmy od początku nie podejrzewali, że zachowanie imperatora względem swojego zakładnika było co najmniej dziwne… I kibicuje mu bardziej niż własnej siostrze!
Tak czy inaczej, pomimo tego całego wcześniejszego narzekania, nie powiem, żebym wynudziła się przy też ścieżce. Była nawet przyzwoita. Kei jako LI sprawdzał się OK. Całkiem zabawnie było obserwować, jak początkowo niezręczne są jego miłosne podchody. Dobrze oddano więc to, że jest tylko zagubionym dzieciakiem, we wrogim państwie, który wreszcie ma szansę się po raz pierwszy zakochać. Podobnie jak MC, która np. w trakcie lekcji tańca uświadomiła sobie nagle, że ma do czynienia nie tylko ze swoim nauczycielem, ale też młodym i atrakcyjnym mężczyzną. (I to takim, który ciągle rumieni się jak cholera – miał więc swoje własne wyobrażenia w trakcie trwania tych zajęć 😉).
Co więcej, Amane nie była w tej ścieżce absolutnie bezwolną sierotą – jak w wielu innych. Owszem, mocno obawiała się sprzeciwienia bratu, ale też zupełnie inaczej podchodziła do kwestii rewolucji. Skoro na jej oczach zjarało się pół miasta i potwierdziła, że Soushi nawet nie kiwnie palcem, aby pomóc mieszkańcom w odbudowie, to przestała wymyślać jakieś cudowne usprawiedliwienia w jego obronie. Szybko pojęła, że jej niegdyś ukochany braciszek naprawdę stał się złym władcą i poddani mają dobre powody, aby go szczerze nie cierpieć.
Ale jeśli tak jak ja przejmowaliście się losem psa bardziej niż Amane, to na uspokojenie dodam, że on również był bezpieczny. Soushi faktycznie nie zamordował szczeniaczka, ale po prostu kazał go schować, co by pluszowej kuleczce nie stała się żadna krzywda. Mam więc szczerą nadzieję, że chociaż w jego własnym wątku, zachowanie imperatora zostanie jakoś sensownie umotywowane… Ale nie liczę na wiele. Kolejny wątek przekonał mnie, że to będzie bardzo przeciętna produkcja. A szkoda, bo seiyuu naprawdę dał z siebie tym razem wszystko. Może nie nazwałabym jej zła, bo nie przysypiałam czy przewijałam, ale też małe szansę, bym w ogóle za jakiś czas pamiętała o tym wątku. Stąd mam poważne obawy, czy to przypadkiem nie była najlepsza opowieść jaką „The Charming Empire” miało do zaoferowania…
Miejsce w rankingu: Numer 2. Ten uroczy tsundere podratował mi ogólną opinie o całej grze. Jasne, dalej było w jego ścieżce pełno dziwnych akcji i nielogicznych zwrotów, ale wciąż zasługuje na srebro (zwłaszcza przy takiej konkurencji…). Poza Soushim uważam ten wątek za jedyny, który w ogóle jest wart przetestowania.