Uwaga: w grze pojawia się motyw z gwałtem i przemocą wobec MC.
Długo zastanawiałam się, czy powracać do Yoshiwary, czy zrobić sobie przerwę i odłożyć ten tytuł na moją listę „wstydu”. Postanowiłam jednak ukończyć przynajmniej jeszcze jeden wątek, o którym myślałam, że mógłby być interesujący. Mowa o historii menadżera Domu Kikuya – facecie o imieniu Iroha. Jak dowiedzieliśmy się już w prologu, ten LI był już na „dżentelmeńskiej emeryturze”, a to oznaczało, że nie musiał tyrać jak reszta kurtyzan – stąd jego opowieść nie kończyłaby się żadną ucieczką czy cudownym spłaceniem kontraktu. Zapowiadało się więc, że zobaczę coś oryginalnego… I, szczerze mówiąc, nawet w swoich najśmielszych wyobrażeniach nie spodziewałam się, jak bardzo twórcy tym razem pojadą w absurd. Jasne, zaskakujący, ale wciąż absurd. XD.
Nasza MC – o domyślnym imieniu Misao – standardowo przybywa do Domu Kikuya i w nagrodę za pomoc staje przed wyborem spędzenia czasu w towarzystwie jednego z panów. Tym razem decyduje się na samego menadżera (= przystojniaka u władzy). Iroha jest tym faktem mocno zaskoczony, bo już nie ma obowiązku zajmować się klientami. Postanawia jednak dla słodkiej, niewinnej dziewczyny zrobić wyjątek. Stąd parka ostatecznie udaje się do innego pokoju, gdzie mają gawędzić i raczyć się alkoholem. Tyle że Misao nie ma żadnego doświadczenia w piciu. Choć początkowo wydaje się, że atmosfera pozostanie przez to sztywna, Iroha szybko znajduje sposób jak podkręcić imprezę. Pomaga dziewczynie poznać smak sake… poprzez wlewanie go jej do ust w trakcie pocałunków. Dostajemy więc już na wstępie scenę, którą w standardowej grze otome spodziewalibyśmy się zobaczyć raczej bliżej epilogu.
To nietypowe doświadczenie obudziło w MC… coś. 😉 Z czego rozumie przynajmniej tyle, że ma gorącą potrzebę, aby ponownie spotkać się z menadżerem. Dziewczyna zaczyna regularnie zachodzić do Domu Kikuya, nie bacząc na ewentualne zirytowanie swojej matki. Na szczęście w tym wątku nie musi wydawać na randki całej fortuny. Iroha nie chce od niej żadnych pieniędzy. Co więcej, uważa, że skoro do niczego między nimi nie doszło, to tak naprawdę MC nie miałaby za co płacić. A ponieważ na tym etapie widzimy już, że bohaterka wyraźnie wpadła mu w oko, to nie ma oporów, aby zobaczyć się z nią jeszcze z kilka razy. Wszystko dlatego, bo tak zachwyca go jej naiwność i dobre serce. (Czyli cechy rozpoznawcze każdej heroiny gier otome). Bleeeh…
Tak czy inaczej, zainteresowanie MC nie pozostaje nieodwzajemnione. A trzeba przyznać, że w tym wątku dziewoja zauroczyła się bardzo mocno i wprost w błyskawicznym tempie. Tymczasem jej wybranek serca ma bardzo staroświeckie podejście do „niewinności”. Stąd zaczyna się nagle mocno dystansować i ich relacje nie wykraczają poza skromne buzi-buzi, aby nie zepsuć tego idealnego wizerunku „czystej niewiasty”, jaki Iroha zdołał sobie w międzyczasie wbić do swojego rogatego łba…
…i tak, nie przewidziało Wam się. Ten bohater faktycznie ma na głowie coś więcej poza czupryną. Dowiadujemy się o tym podczas jednej ze scen, gdy Iroha pozwala, aby zawładnęły nim bardziej skrajne emocje. Okazuje się, że ilekroć odczuwa silny gniew albo pożądanie, jego maska spada. Tak naprawdę mężczyzna jest jedynie w połowie człowiekiem, a w połowie oni. Pochodzi bowiem z mieszanego związku i jego prawdziwa natura sprawiła, że nie mógł normalnie funkcjonować w społeczeństwie. To właśnie wskutek takich różnych, przykrych okoliczności został zmuszony poszukać schronienia w Yoshiwarze. W dzielnicy rozkoszy, na wyspie bez facetów, jego odmienność przestała mieć znaczenie. Mógł sobie być oni i dalej pozostawać tolerowany… choć szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, jak to niby funkcjonowało? Informowali klientki, że Iroha jak się podnieci może przemienić się w demona i mają się tym nie przejmować?
W każdym razie, gdy MC poznaje jego sekret, jest tym faktem nieco skołowana, ale to nie tak by jej świat wywrócił się do góry nogami. Widać poznanie demona to dla niej małe piwo. Mniejsza o to, że to jedyny ślad na obecność wątków nadnaturalnych w tej historii. Tymczasem Misao bardziej martwi fakt, że jej ukochany wciąż trzyma ją na dystans. Targa nim bowiem zbyt wiele wątpliwości, w jakim kierunku chciałby poprowadzić ich związek. I czy w ogóle powinien się w niego angażować. A ponieważ zachowuje się jakby to na podstawie jego osobowości Katy Perry napisała kawałek „Hot N’ Cold”, to czasami jest słodki, a czasami wychodzi z niego straszny burak.
Dobrym przykładem jest tutaj cała sytuacja z inicjowaniem Kagerou. Okazuje się, że młody mężczyzna nie przeszedł jeszcze finalnego etapu szkolenia na kurtyzanę i nie przespał się przez to jeszcze nigdy z kobietą. Iroha dochodzi więc do wniosku, że to świetna sytuacja, aby dwóch prawiczków mogło uczyć się od siebie! Dlatego nie wahając się wiele, pyta MC, czy nie chciałaby zostać partnerką Kagerou na tę noc. Nieważne, że doskonale zdaje sobie sprawę z uczuć dziewczyny. W zasadzie to wszyscy dają jej do zrozumienia, że powinna czuć się zaszczycona, bo szansa na zrobienie z kurtyzany „prawdziwego mężczyzny” nie zdarza się często. Misao zaś nie potrafi odmówić i nie chce innym robić kłopotu. No… kapitalny tok myślenia… W efekcie ląduje w sypialni z Kagerou tylko po to, by się trząść i drżeć z przerażenia. A także byśmy dostali mocno średniawą scenę zazdrości. Koniec końców – cóż za zaskoczenie! – Iroha wparowuje do pomieszczenia i zabiera stamtąd ukochaną, bo dochodzi jednak do wniosku, że nie potrafi oddać jej innemu.
W wątku tym pojawia się również problem potencjalnego spłodzenia potomka. Iroha jest bardzo przeciwny pomysłowi zastania ojcem. Przede wszystkim dlatego, że nie chce by na świecie pojawił się kolejny demon, który będzie cierpieć tak samo, jak on. W sensie: zostanie zmuszony ukrywać się przed społeczeństwem albo ludzie zrobią mu krzywdę z powodu rogów i białych włosów. Z czasem jednak jego myślenie powolutku się zmienia. Skoro MC jest w stanie zaakceptować jego naturę i wygląd bez żadnych zastrzeżeń (już po poznaniu prawdy), to Iroha dochodzi do wniosku, że może być szczęśliwy w każdych okolicznościach.
W fabule pojawia się zresztą w związku z tym problemem bardzo dziwny motyw. Do Kikuya przychodzi jakaś zdesperowana kobieta, która próbuje wmówić Iroha, że ma z nim dziecko. Okazuje się jednak, że to dzieło innego z dżentelmenów nocy, wskutek czego – za kłamstwo i złamanie zasad – kobieta dostaje dożywotni zakaz odwiedzania Domów w Yoshiwarze. Co zaś się tyczy nieszczęsnego tatusia… Iroha osobiście wymierza mu fizyczną karę w formie uderzeń w plecy prawdopodobnie jakąś rózgą/kijem. Cholera wie, bo nie wynikało to z opisu. W każdym razie Iroha tłumaczy MC, która przypadkiem staje się świadkiem tej sceny, że dyscyplinowanie pracowników należy do jego obowiązków jako menadżera. (Co było subtelnym przypomnieniem czytelnikom o tym, że życie kurtyzan to nie była bułka z masłem, a za nieposłuszeństwo spotykało ich bicie, upokorzenie i głodowanie. Jakby nie patrzeć byli w końcu niewolnikami – chociaż nie nazywano tego tak jawnie).
Stąd muszę przyznać, że niezmiernie bawiło mnie, jak otoczenie kompletnie miało wylane na to, że między nimi żyje sobie demon. Z jednej strony wprowadzają nas w jakieś pseudo historyczny realia, a potem nagle wyskakują z jeszcze większym fantasy. Znowu przypomnę, że reakcja Misao na te wszystkie „niesamowitości” była bardzo skromna. Ot, trochę się zdziwiła i wystraszyła na początku, ale szybko jej przeszło. Iroha jest oni? No trudno! Dalej go kocham! Nie podobało mi się również jak po raz kolejny zrobiono z antagonistę z Tokiwy. Niby przeszedł na emeryturę, ale jednak chciał odzyskać pracę, więc szantażował MC, bo za spotkania z Irohą nie brała pieniędzy… Dude, whaaat? Jak głupia mogła być ta dziewczyna, by dać się w ten sposób okłamywać? Fabuła aż trzeszczała w szwach w tym miejscu! A wszystko po to, bylebyśmy mieli jakiś problem przed napisami „the end”. Szkoda tylko, że tak nieprzemyślany i naiwny…
Warto przy tym nadmienić, że Iroha to w zasadzie jedyny bohater, który otrzymuje w PC-towej wersji gry jeszcze sequel. Widać jego wątek musiał podobać się czytelnikom. W kontynuacji, która jest tylko nieco krótsza zyskamy okazję, aby poznać innych oni. Oczywiście, nie obejdzie się bez kolejnego czatowania na molestowanie MC. Wszystko po to, aby Iroha mógł być trochę zazdrosny i aby pojawił się jakiś dramat. O ile więc podobał mi się pomysł, żeby trochę rozszerzyć świat przedstawiony o dodatkowe informacje, tak sami nowi bohaterowie byli już mocno „tacy se”. Niewiele wnosili swoją obecnością, więc dobrze, że chociaż CG dostaliśmy w miarę ładne, bo to zawsze jakaś osłoda, gdy opowieść rozczarowuje.
A zmierzając już do podsumowania: to zaczęło się obiecująco, aby doprowadzić do bardzo nieciekawego finału. Nie spodziewałam się wiele po tej opowieści, ale istnieje jakiś tam poziom naiwności i tolerancji odbiorcy. Tutaj poza pomysłem, że spróbują nam sprzedać „romans z demonem”, nie wysilono się na wiele więcej. Wolę więc już zwyczajne, pseudo historyczne historię o niesprawiedliwym losie kurtyzan, niż naciągane bajeczki z oni w tle… O ayakashi istnieją przecież znacznie, znacznie lepsze gry XD. Po co ktoś miałby więc sięgać po „The Men of Yoshiwara: Kikuya”, gdyby zależało mu na czymś w kompletnie innym stylu?
Miejsce w rankingu: Numer 6. Dziwny oni i absurdalny brak reakcji bohaterki na jego przemiany, skutecznie zraziły mnie do tej opowieści. ot, to kompletnie nie moja bajka. Wystarczył mi już problem, że panowie są niewolnikami domów rozkoszy, nie musieli mieszać w to wszystko jeszcze demonów.