Uwięziona w wieży księżniczka i jej zwierzęcy przyjaciele, muszą uciekać, aby uratować się przed zabójcami… Co jednak, gdy towarzysze dziewczyny zamienią się nagle w przystojnych młodzieńców?
- Tytuł: Moujuu-tachi to Ohime-sama (猛獣たちとお姫様)
- Developer: Design Factory Co., Ltd. & Otomate
- Publishers: Otomate & Idea Factory Co., Ltd. & Design Factory Co., Ltd., NTT Solmare Corporation
- Pełen dźwięk: brak (Story Jar)
- Napisy: angielski
- Rozszerzenia/Fandisc: Moujuu-tachi to Ohime-sama ~in blossom~
- Powiązane tytuły: Beastmaster and Prince
- Mój czas gry: 22 h
Bohaterowie
Główna postać
Julia Pozbawiona sojuszników, uwięziona we wieży nastoletnia księżniczka, która może liczyć tylko na swoje zwierzęta. |
Dostępne ścieżki/Love interest
Ludwik Wierny pies i obrońca Julii, który zrobi wszystko, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. <<RECENZJA>> | |
Maciej Delikatny, piękny, ale i nieco smutny kanarek, który zachwya swoim głosem. <<RECENZJA>> | |
Józef Niezdarny, osierocony niedźwiadek, któremu Julia zastąpiła utraconą matkę. <<RECENZJA>> | |
Ryszard Biały koń i samozwańczy lider ich zwierzęco-ludzkiej gromadki. <<RECENZJA>> | |
Reimar Tajemniczy Czarodziej, który pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach… <<RECENZJA>> | |
Henryk Kuzyn bohaterki, który ostrzega ją o spisku i próbuje wesprzeć w walce o tron. <<RECENZJA>> |
Ocena wątków: (*♡∀♡) Reimar ⊳ Ludwik ⊳ Ryszard ⊳ Maciej ⊳ Józef ⊳ Henryk (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
Jak może pamiętacie, „Beastmaster and princes” pozostawiło mnie z mieszanymi uczuciami… W sensie: niektóre postacie i wątki były bardzo fajne, inne w najlepszym przypadku strawne, a o jeszcze innych zdołałam już zapomnieć, bo szkoda marnować miejsce na dysku zwanym mózgiem, by przechowywać byle co. Tak czy inaczej, tamten tytuł miał swoje mocne i słabe punkty, ale koniec końców to była spoko gra tylko taka, no wiecie, bez fajerwerków.
Z pewnymi obawami zabrałam się więc za „Beast and princess”, którego akcja miała dziać się w tym samym świecie, a nawet objaśnić pewne niedokończone wątki z poprzedniczki. Tym bardziej że doszła do mnie plotka, że gierka recenzje miała raczej średnie i uchodziła za odcinanie kuponów niż pełnoprawną następczyni. Co, niestety, często się Otomate zdarza.
Na dodatek zapoznanie się z nią poprzez apkę „Story Jar” nie wyszło mi na dobre, by nie powiedzieć wprost, że znacznie zantagonizowało moje nastawienie. Ale postaram się w niniejszej recenzji przymknąć oko na czynniki takie jak brak udźwiękowienia i horrendalnie wysoka cena – bo wynikają z decyzji wydawcy, którego chyba coś opętało z pazerności. 300 diamentów (ok. 110 zł) za jedną ścieżkę, z czego większość to powtórzenia, brzmi jak mało śmieszny żart. Jeśli więc macie taką możliwość, testujcie „Beast and princess” na jakiejkolwiek innej platformie, bo to jakaś kpina, zważywszy że dostajemy okrojony półprodukt… A szkoda by obrywało się twórcom za to, że angielska wersja wyszła tak marnie.
Dlatego na potrzeby recenzji postaram się skupić tylko na fabule, aby ocenić scenariusz w oderwaniu od powyższych czynników. Główną bohaterką aplikacji jest zamknięta w wieży księżniczka o domyślnym imieniu Julia. Dziewczyna siedzi szesnaście lat w odizolowaniu od reszty świata i nawet nie zna powodu swojego uwięzienia. Niektórzy twierdzą, że jej król-ojciec nie mógł patrzeć na dziecko po utracie ukochanej konkubiny, inni że księżniczka może być przeklęta, jeszcze inni, że to decyzja zazdrosnej królowej Jadwigi, która chciała w ten sposób pozbyć się bękarta… Tak czy inaczej, Julia spędza cały wolny czas, niczym Roszpunka w „Zakręconych”, na czytaniu książek, szyciu ubrań i gadaniu do zwierzątek. Nic zatem dziwnego, że jest średnio przystosowana do życia, ale i tak uważa się za szczęśliwą osobę.
Ten pozorny spokój przerywa pewnego dnia pojawienie się jej kuzyna Henryka. Młodzieniec informuje, że król i królowa zostali zamordowani przez jego ojca, a zarazem stryja Julii – Huberta. Jak zatem widać w Weg więzi rodzinne są tak samo szanowane jak w Fassan XD. Podstępny zdrajca nie tylko sięgnął po koronę, ale oskarżył o ten czyn bękarcią księżniczkę i jeszcze zawarł pakt z jakąś Czarodziejką, której potęga potrafi podobno spopielić całe miasto. To też nam coś przypomina… Czyżby kolejny smok? W każdym razie, z takimi antagonistami nie można mierzyć się bez przygotowania. Dlatego dziewczynie nie pozostało nic innego jak uciekać i szukać wsparcia gdzie indziej.
Tym sposobem Julia opuszcza wreszcie swoją wieże-więzienie. Nie ma jednak do pomocy nikogo poza zwierzakami, z którymi wcześniej dzieliła komnatę. (Tak, wszyscy jakoś się tam mieścili… znaczy ona, koń, miś, kanarek i pies. Totalna harmonia i zen O_o), a w wyniku kolejnych splotów zdarzeń księżniczka przypomina sobie o magicznym proszku, który dostała w spadku od matki na czarną godzinę. (Tym samym, który – jak wiemy z poprzedniej części gry – zmieniania bohaterów z ludzkiej postaci na zwierzęta i na odwrót…). Stąd za namową konia (to nie żart), dziewczyna używa proszku na towarzyszach, a tam, gdzie wcześniej znajdowały się futrzaki, ich miejsce zastąpiła grupka przystojniaków. Ot, cała zagadka z „bestiami” w tytule rozwiązana, a my mamy wreszcie okazje poznać dostępnych LI.
Panów do podbicia serca jest początkowo czterech: elegancki koń Ryszard (= srebrnowłosy kuudere), potulny miś Józef (= niewinny bakadere o ogromnej sile), nieco zadziorny pies Ludwik (= „chcę umrzeć za ciebie!!!” rudzielec) i uroczy kanarek Maciej (obdarzony pięknym głosem młodzieniec o typowo niewieściej urodzie… ale ptasim rozumku). Potem dołączają do nich jeszcze łabędź – czyli kuzyn Henryk (= archetyp brata, który był typowym, rozpuszczonym książątkiem) i fretka – tajemniczy Czarodziej (o nieco hentai tekstach na podryw w stylu „możesz mnie podeptać”).
LI są dodatkowo podzieleni na dwie grupy – takich, którzy byli zwierzętami i pod wpływem działania proszku stali się ludźmi oraz takich, którzy byli ludźmi, ale ciąży na nich klątwa przemieniająca w zwierzęta. Wiem, że niektórym recenzentom to przeszkadzało, bo czuli się niekomfortowo, romansując np. z psem w ludzkim ciele, ale powiedźmy sobie szczerze, nie jest to najdziwniejsza rzecz, jaką spotkamy w grach otome. Mnie osobiście ani to nie zachwycało, ani nie odstraszało, a raczej męczyło, że faktyczne znaczenie dla fabuły ma tylko dwójka bohaterów: Ryszard i Czarodziej, bo reszta panów robi za fillery. (Pomimo mojej osobistej sympatii dla Ludwika). Poza tym, jak wiadomo z innych recenzji, uwielbiałam Sylvio, więc nie miałam najmniejszych problemów z LI, którzy mogliby być podobni do niego. Niestety panowie w „Beast and princess wypadli dość… nieporadnie. Szczególnie że ich przeciwnicy nie byli jakoś zarąbiście bystrzy.
Niestety, nie mamy tutaj różnych ścieżek, jak w „Beastmaster and princes”, ale fabuła biegnie bardzo jednotorowo… Zawsze: docieramy ze zwierzakami do miasta, zarabiają kasę na czynsz, postanawiają pokonać czarodziejkę + falka finałowa = the end. 80% to praktycznie powtórzenia, a jeśli dodamy do tego, że niektóre momenty są po prostu nudne, to zaczęłam szybko rozumieć, z czego wynikało rozczarowanie tytułem. Nie chodzi nawet o to, że jest przegadany czy za długi (wręcz przeciwnie — to stosunkowo krótka gierka), ale tam się poważnie niewiele dzieje, a gagów jest zbyt mało by podratować sytuację komedią. (Chociaż CG z chibi postaciami są urocze, to jest tego zdecydowanie za mało).
Kolejnym rozczarowaniem była dla mnie Julia, która kompletnie nie dorównuje Tianię. Tamta potrafiła walczyć u boku ukochanego na polu bitwy, a jak trzeba to dokopać smokowi, kiedy heroina z „Beast and princess” w najlepszym wypadku daje radę nie zemdleć. To taki najgorszy, najsłabszy rodzaj MC, która w każdej scenie chlipie albo po prostu wpatruje się z zachwytem w wybranka. Po dwóch ścieżkach miałam jej serdecznie dość i gdyby panowie nie ratowali sytuacji, to rzuciłabym ten tytuł w cholerę. Na szczęście da się polubić pozostałych bohaterów. Zwłaszcza tych dziwniejszych, a nawiązanie do polskich nazw było miłym i nieoczekiwanym dodatkiem. W końcu w ilu grach otome zobaczymy polskie imiona czy opisy na mapach? Wreszcie jakiś znajomy motyw! Stąd chociażby z tego powodu nie mogłam „Beasts and princess” jednoznacznie skreślić… choć daleko mi do kogoś, kto bezkrytycznie wychwala swoją kulturę. 😉
Dlatego bez owijania w bawełnę, to chyba jedna z najsłabszych gier od Otomate, która ma prześliczną oprawę wizualną oraz (podobno, bo moja wersja była okrojona) doskonałą obsadę, ale fabularnie to zwykła wydmuszka. Ładna na zewnątrz, ale nieciekawa w środku, w której tylko kilka wątków daje radę się obronić, a inne stanowią zagadkę, po co w ogóle było dodawać je do gry? A chociaż nawiązania do poprzedniczki były ciekawe, to w moim przypadku wygenerowały tylko więcej wątpliwości, niż dały faktycznych odpowiedzi. (Tak, chodzi o tę całą sprawę z ojcem książąt – bez zbytecznego spoilerowania).
I jedyną przewagą „Beast and princess” nad „Beastmaster and prince” pozostaną ku mojemu zaskoczeniu epilogi. Naprawdę podobały mi się smutne zakończenia w tej grze! Były bardzo baśniowe, w klimacie starych, nieocenzurowanych opowieści, a niektóre happy endingi również nie zapewniały bohaterom 100% szczęśliwej przyszłości. Co było nie tyko miłym zaskoczeniem, ale też ładnie wpisało się w konwencję. W końcu „i żyli długo i szczęśliwie” to coś, czego nie spotkamy często w twórczości Andersena czy braci Grimm i ku mojej radości, kompletne zwycięstwo bardzo rzadko było pisane Julii oraz jej przyjaciołom.
Nie powiem byście omijali ten tytuł z daleka, bo to nie jest zła gra. Nie jest też po prostu dobra, dlatego warto w tym wypadku rozważyć, czy warto poświęcać na nią swój budżet. A przynajmniej na wersję ze „Story Jar”, bo pewnie na Switchu pojawi się kiedyś pełnoprawna edycja angielska w normalnej cenie i z pełną zawartością. Nie polecam też jej przechodzenia bez zapoznania się wcześniej z „Beastmaster and princes”. Możecie przez to stracić ukryte „smaczki”, a i pewne odkrycia w fabule nie będą dla Was wtedy szokujące. W skali od 1 do 5 dałabym jej solidne 4-. Ale po tak dobrym studio, spodziewałam się najzwyczajniej czegoś dużo lepszego.
(Btw. czy tylko ja chciałabym, aby władca Piscis był dostępnym LI? Wiem, wiem, facet miał inne rzeczy na głowie niż romansowanie, ale projekt postaci robi swoje ;)).
NTT Solmare idzie tą samą drogą co Voltage i postanowili widzę wepchać wszystkie swoje gry do jednej aplikacji. Nie ma w tym nic złego, bo dzięki temu nie zapychamy sobie telefonu pierdyliardem gier. Jednak… Cena za przejście całej gry to jakaś kpina. Oryginalną wersję na Vitę można na e-bayu dorwać za 37$ (nową), z pełnym dźwiękiem a nie samą melodyjką w tle (bo zakładam że jak każda mobilna otome ma tylko takową melodyjkę). Fakt gra jest w całości w języku japońskim, ale jasna cholera, chyba wolałabym się nauczyć japońskiego niż wydać 500 zł za przejście tak okrojonej gry tylko dlatego żeby napisy były po angielsku.
Ogólnie to fajnie że NTT wziął na siebie tłumaczenie bardziej ambitnych gier, które oryginalnie wyszły na konsole. No ale ludzie te ceny. Nie mogliby się przerzucić z telefonów na konsole i tam wydawać tych tytułów, konkretnie, a nie krojąc grę po całości?
Hej! Nie mylisz się – jest melodyjka „na pocieszenie” w tle 😉 Ogólnie, teoretycznie, można sobie te diamenty zebrać za darmo, logując się codziennie do apki. Z ciekawości sprawdziłam przelicznik: wychodzi jakieś 25-30 diamentów miesięcznie. Jak są jakieś „questy” typu „przeczytaj 3 rozdziały czegoś tam…” – to jest szansa na dodatkowe diamenty, ale to właśnie kwestia: czy chce się komuś je grindować? Również nie rozumiem tej nowej polityki, bo dla przykładu ich stare tytuły, też od Otomate, potrafiły kosztować 30+/- zł za ścieżkę. 🙁 Widać jednak Voltage i NTTS Solmare musi się to opłacać, bo zapowiedzi zmian na horyzoncie nie widać…
Voltage niby wprowadza u siebie „darmowe” ścieżki. Znaczy się ścieżka sama w sobie jest darmowa i można ją przejść od razu (nie tak jak w Lovestruck, ale o tym zaraz), jednak wtedy nie dostajemy ani cgs’ów ani lepszego zakończenia. Jeśli chcemy obie te rzeczy to musimy już niestety sypnąć kasą. Gdzieś to u siebie nawet pisałam na temat jednej z tych gier, ale za bardzo nie pamiętam ile to tam wychodziło. Cóż na pewno nie tyle ile w Story Jar, bo te bajońskie sumy to do tej pory wprawiają mnie w osłupienie. No ale, żeby nie było że tylko narzekam na to jakie to firmy, które dają nam gry otome są złe i odpowiedzialne za wszystko prócz klęsk żywiołowych, muszą jakoś też zarobić, w zupełności to rozumiem. Zwłaszcza NTT, który wziął na siebie tytuły z gier PSP i PSV, a wątpię żeby dostali je za darmo.
Inaczej sprawa ma się z Lovestruck, nie ważne czy „zapłacimy” za wybory premium bo w nowych grach one w ogóle nie mają wpływu na dostanie ilustracji, a zakończenie jest jedno. Jedyne co dostaniemy to kilka linijek flirtu, nic więcej. ALE,bo zawsze jest jakieś „ale”, wypuszczają po 3 rozdziały na sezon, raz na tydzień więc, żeby ograć cały sezon trzeba czterech tygodni…
Najwyraźniej nie ma tutaj nic po środku, bo wtedy żadna z tych firm nie zarobiłaby kasy ¯\_(ツ)_/¯