You’ve found yourself living under the same roof as the Shinsengumi warriors. There, in their headquarters filled with samurai… You’ll find out what lies hidden in the “Demon Deputy’s” heart, Or discover the loneliness of a murderous master swordsman… They’re always just out of reach, but before long, you find that one of these swordsmen have stolen your heart… However, your warrior is part of the Shinsengumi, a group of samurai hated and feared by the populace of the Capital. The last thing he wants is to see you hurt, so he tries to drive you away from him. But you stand firm and take his hand… And thus blooms a love so bright, it will shape an era… (źródło: opis wydawcy)
- Tytuł: Shisengumi ga Aishita Onna ( 新選組が愛した女)
- Developer: Voltage
- Wydawca: Voltage
- Character design: Asajima Yoshiyuki
- Pełen dźwięk: brak
- Napisy: angielski
Bohaterowie
Główna postać:
Imię: do wyboru Dziewczyna, która przypadkowo trafia do Shinsengumi i wspiera ich jako opieka medyczna. |
Ścieżki/Love Interest:
Kondō Isami Dowódca Shinsengumi. <<RECENZJA>> | |
Hijikata Toshizō Zastępca dowódcy Shinsengumi. <<RECENZJA>> | |
Okita Sōji Kapitan Oddziału Pierwszego. <<RECENZJA>> | |
Saitō Hajime Kapitan Oddziału Trzeciego. <<RECENZJA>> | |
Harada Sanosuke Kapitan Oddziału Dziesiątego. <<RECENZJA>> | |
Takasugi Shinsaku samuraj z hanu Chōshū <<RECENZJA>> |
Ocena ścieżek: (*♡∀♡) Okita ⊳ Saitō ⊳ Hijikata ⊳ Takasugi ⊳ Harada ⊳ Kondō (ᗒᗣᗕ)՞
Recenzja
O nie, kolejna podróbka „Hakuoki”! – myślałam sobie, kiedy zobaczyłam tę Era of Samurai: Code and love po raz pierwszy. W końcu ile razy może wałkować ciągle to samo? Dajcie Shinsengumi spoczywać w spokoju! A tu nagle, kompletnie nieoczekiwanie, okazało się, że postanowiono podejść do tematu bardziej… historycznie? Owszem, dalej mówimy o romansie, gdzie dziewoja z jakiegoś powodu trafia do koszar pełnych przystojniaków, ale tym razem obejdzie się bez demonów, wampiro-podobnych stworzeń i dziwacznych mocy w stylu trybów z „Dragon Balla”.
Zamiast tego dostaniemy zwykłe postaci i ich dramaty: rozterki sercowe, przyjaźnie, zdrady… Czasami przeszkody będą wynikały z piastowanej pozycji, innymi razy z czynników niezależnych od bohaterów, jak choroby, polityka czy sprzeczne światopoglądy. Stąd zasadniczo szybko przekonałam się, że moje obawy były przedwczesne. Owszem, Era of Samurai: Code and love to kolejna historia o Shinsengumi, ale nie zanudzi nikogo wtórnością! Od wspomnianego Hakuoki różni ją bowiem diametralnie inne podejście do świata przedstawionego, a także sposób prowadzenia narracji.
Ale powróćmy na moment do postaci. Bohaterką Era of Samurai: Code and love jest młoda, niedoświadczona kobieta, która wraz z ojcem prowadziła klinikę medyczną. Pewnego dnia jej staruszka spotkał wypadek i tym sposobem nasza MC została sama. Gdy już mogłoby się wydawać, że więcej nieszczęść nie spadnie na jednego człowieka, niedługo potem klinika staje w ogniu. Dzięki interwencji Shinsengumi, dziewczynie udaje się odzyskać chociaż dziennik medyczny, a skoro zna się na opatrywaniu i nie ma się gdzie podziać, mężczyźni proponują jej nocleg w bazie.
Tak MC staje się ich specjalną pomocą medyczną, a z czasem zdobywa serce jednego ze sławnych wojowników: przywódcy Shinsengumi – Kondou, vice-dowódcy, przezywanego „demonem” – Hijikaty, cierpiącego na amnezję leworęcznego samuraja – Saito, zabójczo niebezpiecznego, ale uwielbiającego dzieci – Okity, nielubiącego kobiet i niestroniącego od sake – Harady lub co ciekawe, walczącego po stronie Chōshū, Takasugiego Shinsaku.
Historia bohaterów została podzielona na sezony, dzięki czemu będziemy mogli śledzić losy Shinsengumi od momentu pamiętnego incydentu w Ikedaya, aż po sam schyłek organizacji, czyli do tragicznego finału. W międzyczasie zmieni się również nasza bohaterka, która z nieśmiałej dziewczyny stanie się pełnoprawnym oficerem medycznym, podzielającym ideologię swoich towarzyszy – nawet jeśli nie może uczestniczyć z nimi w boju. I takiej MC, odważnej i mądrej, potrzebowaliśmy od samego początku! (W czym jako lekarz błyszczy zwłaszcza wątku Saito). Odbiega więc nieco od standardu gapowatych dziewuch, do których przyzwyczaiło nas Voltage.
W każdym razie to, co podobało mi się w aplikacji najbardziej, to stosunkowa wierność realiom. Wiadomo, że bohaterowie zostali mocno uwspółcześnieni na potrzeby historii, ale przez pozbycie się elementów fantastycznych, wszystkie dramaty są tu ciekawie umotywowane i nie biorą się znikąd. Czasami są wynikiem zwykłej arogancji, uporu, zmęczenia, strachu… Jak w przypadku prawdziwych ludzi. Na dodatek postaci nie są tak „przywiązane” do bycia jedynie Shinsengumi, jak to miało miejsce w Hakuoki. W Era of Samurai: Code and love znajdzie się czas na odwiedzenie rodziny, na hobby, życie codzienne poza patrolami, przez co wszystko wydaje się znacznie żywsze i prawdziwsze… Nawet sama obecność MC w koszarach przestaje w pewnym momencie drażnić, bo staje się z czasem zrozumiała. W końcu czemu dowódcy nie miałaby np. towarzyszyć jego żona?
Dlatego jedyne, nad czym można ubolewać, to fakt, że dostaliśmy kolejną porzuconą aplikacje. O ile wątki Okity i Hijikaty zostały poprowadzone do końca, tak opowieści reszty panów urywają się w pewnym momencie. W przypadku Kondou w zasadzie zaraz po pierwszym sezonie. Stąd wielka szkoda, że nie będzie nam dane ich przeczytać, póki gra nie zostanie wznowiona. (Jeśli kiedykolwiek to nastąpi). Co jakiś czas w „Love 365” pojawiają się co prawda jakieś dodatkowe historyjki z Shinsengumi, ale nie są to pełnoprawne kontynuacje.
Nie będę również ukrywać, że nie jestem fanem Takasugiego Shinsaku. Owszem, pokazanie drugiej strony konfliktu, to ciekawy pomysł… ale jednak człowiek chce się przyjaźnić z Shinsengumi, a nie przed nimi uciekać z powodu jakiegoś słabo poprowadzonego romansu! Dla odmiany naprawdę mile zaskoczył mnie Okita i Saito, po których spodziewałam się bycie klonami, lecz pomimo pozornego podobieństwa do panów z „Hakouki” to czesto wypadali dużo lepiej na ich tle.
Byłabym jednak niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała, jak często uśmiałam się, czy wzruszyłam przy tej aplikacji. I właśnie dlatego wciąż ją polecam. Nawet gdy macie już serdecznie dość Shinsengumi. A jeśli trafiliście na ten tytuł, bo jesteście fanami, to dodam tylko, że poruszono tu kilka naprawdę ciekawych wątków z faktycznych biografii bohaterów, jak dwa imiona Saito, panaceum Hijikaty, czy nieudane seppuku Harady… Warto więc sobie pewne rzeczy na bieżąco weryfikować, a ja postaram się w recenzjach dodać jakieś biograficzne ciekawostki.
Co zaś się tyczy strony technicznej: aplikacja nie jest udźwiękowiona. Jedynie krótkie filmiki, które dostajemy w nagrodę za osiągnięcie obu zakończeń (Love oraz Fate) mają nagrania lektorskie. Aby jednak zobaczyć pełną zawartość dodatkową, należy odblokować ją za monety – czy to kupione, czy zdobyte w trakcie codziennego logowania do „Love 365”, co ma zwłaszcza istotne znaczenie, jeśli zależy nam na epilogach. Same CG mają bardzo różny poziom. Niestety, moim zdaniem niższy od większości innych tytułów od Voltage. Niektórych odbiorców może też drażnić typowa, pozbawiona oczu protagonistka na ilustracjach. Miejscami miałam więc problem z wybraniem czegoś, co pasowałoby mi do recenzji. Chociaż – dla odmiany – zastosowano tu, chyba po raz pierwszy w grach tego stuidia „obracanie postaci”, czyli np. czasami będziemy prowadzili diaglowi z czyimiś plecami, co w sumie tym bardziej pasuje do konwencji XD. Wreszcie mechanicznie to typowe drzewo dialogowe z 3 opcjami do wyboru, które zasadniczo różnią się tylko jednym zdaniem i nie mają większego wpływu na fabułę. Na pochwałę zasługuje za to lokalizacja, bo zostawiono wszystkie sufiksy honoryfikatywne, co pomaga wczuć się w realia i lepiej zrozumieć nastawienie postaci względem siebie.
Przechodząc do podsumowania: od tego tytułu uwierzyłam, że Voltage jest w stanie odpowiedzieć fajne historie. Nie pozostaję mi więc nic innego, jak po prostu ten tytuł Wam serdecznie polecić. Nawet jeśli niektóre wątki są do zignorowania.